wtorek, 28 sierpnia 2012

Rozdział 5

When you feel so tired but you can't sleep 

Stuck in reverse.

 Coldplay - Fix You



Sophie weszła do domu, zrzuciła z nóg buty i szybko opadła na sofę w salonie. Miała dość. Ten dzień wyczerpał ją stanowczo za bardzo. Wyjęła z kieszeni dżinsów telefon, wybrała numer swojej przyjaciółki i włączyła głośnomówiący. Nie miała siły nawet trzymać telefonu przy uchu. Z komórki odezwał się znajomy głos
- Halo?
- Hej, możesz już przyprowadzić Syriusza. Jestem z powrotem w domu. – powiedziała dziewczyna cichym głosem.
-Że co? Sophie, jest pierwsza w nocy. Chyba ci padło na mózg, że o tej godzinie będę odprowadzać ci psa do domu… Dziś zostanie u mnie, a jutro rano odwiozę ci go z powrotem. Idź spać. – Flo rozłączyła się pierwsza więc blondynka nie miała nawet czasu zaprotestować. W sumie to nawet lepiej, że Syriusz zostanie dziś u niej…
                Sophie podniosła się z kanapy i powlokła do barku. Nalała sobie trochę Jacka Danielsa i dolała sprite’a po czym znów ruszyła w stronę kanapy, na której usiadła po turecku. Zaczęła rozmyślać o dzisiejszym dniu. A właściwie o jednej jego części. Co ten śmieć robi w Kingsdown? Po czterech latach prób wymazania z pamięci wspomnień, które choć w najmniejszym stopniu miały z nim coś wspólnego, on nagle zjawia się w jej stajni. W miejscu, które zawsze było jej azylem. Shannon pieprzony Leto włazi z powrotem z butami do jej życia? O nie. Nie pozwoli na to. Jeżeli ten kretyn myśli, że już zapomniała o tym wszystkim – myli się. Nie mogłaby o tym zapomnieć. Ma nadzieję, że będę z nim normalnie rozmawiać?
- Twoje niedoczekanie Leto… - mruknęła Sophie wkładając w to zdanie całą swoją nienawiść i dopijając drinka do końca. W oku zakręciła się jej pojedyncza łza, jednak nie pozwoliła jej wypłynąć. Zamknęła oczy, przeczekała, aż łza wróci skąd przyszła i poszła na piętro. Najpierw cała ta sytuacja w stajni tutaj, a potem problemy ze źrebakiem u Dean’a… To był wyczerpujący dzień. Wzięła szybki prysznic, przebrała się w piżamy i położyła na łóżku. Sen przyszedł niemal od razu gdy przyłożyła głowę do poduszki. Nie był to jednak spokojny sen.
***
Sophie leżała zdenerwowana na gorącym piasku plaży Los Angeles
- Cholerne gałęzie… - wyklinała sama do siebie, kiedy zobaczyła, że przed nią stoi jakiś mężczyzna i z wyciągniętą w jej stronę ręką i uśmiechem na twarzy. Złapała go za rękę i podniosła się do góry, - Dzięki. Właśnie biegałam i…
-…i wręcz przepięknie zahaczyłaś się o wystającą gałąź i wylądowałaś z głową w piasku niczym struś. – odpowiedział jej mężczyzna wciąż uśmiechając się. Ale bynajmniej nie szyderczo. Po prostu serdecznie.
- No tak mniej więcej. Dzikie plaże w LA są naprawdę dzikie. Wystające gałęzie, kępki trawy… Trzeba się pilnować! – dodała siląc się na poważny ton wciąż jednak otrzepując się z piachu i nie przyglądając się dokładnie twarzy mężczyzny.
- Dokładnie tak jak mówisz. – Potwierdził jej słowa brunet. – Shannon. – powiedział wyciągając dłoń
- Sophie. – odpowiedziała, podnosząc głowę i odwzajemniając uścisk. Kiedy zobaczyła kto przyszedł jej z pomocą była w niemałym szoku. Ale nie dała tego po sobie poznać. Nie chciała wyjść na jakąś "nawiedzoną fankę"...
Chwilę później mężczyzna rozpłynął się w powietrzu, a dziewczyna znajdowała się już w innym miejscu. Była to jakaś sypialnia. Dość duża, w odcieniach brązu. Sophie leżała w wielkim łóżku otulona ramionami Shannona.
- Jak się spało w nowym miejscu? – zapytał mężczyzna na wpół śpiącym tonem.
- Szczerze mówiąc, to nie spałam za dużo. Wiesz, przez większość nocy, byłam zajęta wypróbowywaniem tego łóżka z niejakim Shanimalem. Ale biorąc pod uwagę tą krótką chwilę snu, która miałam… to spało się całkiem nieźle. – Odpowiedziała, by po chwili pocałować namiętnie bruneta leżącego obok.
I znów wszystko się rozpłynęło. Kolejna scena – Sophie idąca za rękę z Shannonem po chodniku Los Angeles. Oboje śmiejący się w głos, szczęśliwi, zakochani.
Następna – Ta sama para razem na pustej plaży. Leżeli na dużym kocu. W pewnym momencie mężczyzna oparł ręce po obu stronach blondynki i zaczął ją całować. Najpierw delikatnie, potem coraz śmielej, aż w końcu pod wpływem rosnących emocji Sophie obróciła się tak, że teraz to ona leżała na Shannonie i rozpinała jego spodnie. Brunet nie pozostając dłużny, zaczął rozpinać guziki jej bluzki.
- To głupie. W każdej chwili ktoś może tu przyjść – powiedziała dziewczyna śmiejąc się, ale nie przerywając pozbawiania Shanimala dolnej partii ubrań (górnej oczywiście już nie miał)
- I dlatego to taka dobra zabawa – odparł jej mężczyzna ze swoim perwersyjnym uśmiechem, tracąc cierpliwość i rozrywając trzy ostatnie guziki jej koszuli.
Inna scena.
Dziewczyna siedziała na ławce ogrodowej cała zapłakana, a przed nią stał brązowooki brunet.
- Jak mogłaś w ogóle w coś takiego uwierzyć?! Naprawdę Sophie, to jest to co o mnie myślisz?! Przecież tyle razy powtarzałem ci, że cię kocham! Ty mówiłaś to samo, ale widocznie… tylko z grzeczności . – Powiedział ponuro mężczyzna odwracając się plecami do blondynki.
-NIE! Mówiłam szczerze i dobrze o tym wiesz! – Wykrzyczała mu dziewczyna.
- Czyżby? Wiesz, myślałem, że jeżeli ludzie się kochają, to darzą siebie czymś takim jak Z A U F A N I E Sophie. U nas widocznie działało to w jedną stronę. Ja ufałem tobie w stu procentach, ale widocznie sam nie byłem dla ciebie wiarygodny. – Mówił to spokojnie patrząc jej w oczy.
- Shannon, ja ci ufam. Kocham cię. – Odpowiedziała dziewczyna szeptem.
- To dlaczego w to uwierzyłaś? Dlaczego uwierzyłaś jakiemuś idiocie zamiast mi, kiedy mówiłem ci prawdę, że nie zdradziłem cię i nigdy bym tego nie zrobił. Tym bardziej z Nicole! Przecież to jest praktycznie dziwka! Przeleciało ja prawdopodobnie już pół Los Angeles! – Wykrzyczał to, ale lekko się uśmiechnął. Dziewczyna zauważyło to i szybko do niego podeszła. Spojrzała mu w oczy i powiedziała najszczerzej jak tylko potrafiła
- Przepraszam. Shannon, przepraszam. Wiem, że mówiłeś prawdę, a ja zachowałam się jak jakaś żałosna nastolatka, która jest zazdrosna o swojego chłopaka, bo rozmawiał z inną. Kocham cię i przepraszam. – Czekała na jego reakcję. Mężczyzna stal tylko i patrzył na nią. Po chwili jednak przytulił ją do siebie.
- Też cię kocham. I chcę żebyś wiedziała, że pierwszy raz mówię to szczerze. Miałem wiele dziewczyn i wiesz o tym, ale nigdy na żadnej nie zależało mi tak jak na tobie.
Obraz rozpłynął się w powietrzu, a na jego miejsce wstąpił inny.
- Że co?! – wykrzyczał mężczyzna stojący na wprost siedzącej na kanapie dziewczyny – Że co jesteś?!
- Jestem w ciąży. – Odpowiedziała dziewczyna nie patrząc mu w oczy.
Następny scena. Środek nocy, ktoś pukał do drzwi. Sophie spojrzała przez judasza i zobaczyła Shannona stojącego pod jej drzwiami. Nie zastanawiając się otworzyła drzwi.
- Co ty tutaj robisz? – spytała ze złością. Kiedy po południu powiedziała mu o dziecku wyszedł z domu obrażony, a teraz stoi w jej mieszkaniu. Ledwo stoi. – Jesteś pijany? – Zapytała, ale nie usłyszała odpowiedzi. Mężczyzna wszedł do domu i zamknął za sobą drzwi. Stanął naprzeciwko niej i patrząc w oczy oznajmił
- Usuń to. – wskazał na jej brzuch. – Nie chce tego dziecka. Musisz je usunąć.
- Że co?! – Krzyknęła dziewczyna. - Nie zrobię tego! Nigdy. Chcesz tego czy nie, urodzę je. – odpowiedziała mu z uśmiechem wyższości co tylko bardziej zdenerwowało pijanego bruneta.
- NIE! Zrobisz tak jak mówię! Masz usunąć dziecko!
-NIE! – krzykiem odpowiedziała na krzyk. Widocznie zdenerwowany mężczyzna złapał ja mocno za ramiona i przyparł do ściany. Na twarzy widniała wręcz furia. Po chwili jednak opanował się, puścił dziewczynę i odsunął się na odległość jednego metra.
- Ja się do tego NIE PRZYZNAM – powiedział Shannon z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy wskazując na jej wciąż płaski brzuch. – Za nic. To pewnie nawet nie jest moje. – Zaśmiał jej się w twarz.
- Słucham? – odpowiedziała dziewczyna nie wierząc własnym uszom. – Czyli zdradziłam cię tak?
- A co? Nie?
- Nie. – odpowiedziała spokojnie.
- Nie wierzę ci. – odpowiedział takim samym tonem.
- Nie wierzysz? – dziewczyna miała w oczach łzy chociaż jeszcze nie płakała. – A podobno mi ufasz? Podobno mnie kochasz? Nigdy na żadnej ci tak nie zależało? – Mówiła to wszystko pozwalając łzom spływać po jej twarzy. Mężczyzna zaśmiał się gorzko.
- Och, uwierzyłaś w te bajeczki? Taaaak. Na żadnej nigdy mi nie zależało… w ogóle. Na tobie też nie. Kocham cię? Och kochanie, jedyne co w tobie kochałem, to był seks z tobą. O tak, w tym byłaś dobra. Ale wszystko inne… - wywrócił oczami. – It’s a beautiful lie... – Powiedział znów śmiejąc się gorzko. – I dobrze ci radzę, lepiej to usuń, jeżeli nie chcesz mieć nieprzyjemności. – Znów wskazał na jej brzuch i wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami.
-Nie! – krzyknęła Sophie gwałtownie podnosząc się do pozycji siedzącej. Kiedy zorientowała się, że to wszystko było tylko snem oparła się o ścianę i westchnęła głęboko. Spojrzała na zegarek, który wskazywał 3 w nocy. Po chwili jednak podniosła się i zaczęła ubierać. – Teraz już na pewno nie zasnę… - powiedziała sama do siebie wkładając na nogi jeansy. Zgarnęła z szafki białą bluzkę bokserkę, ulubioną biało-niebieską bluzę bejsbolówkę i wyszła z pokoju. Gdy zeszła na dół otworzyła szufladę w celu wyciągnięcia swojego odtwarzacza mp3. Wyjęła z szuflady urządzenie razem z słuchawkami, ale wtedy jej wzrok zatrzymał się dłużej na zawartości szuflady. Powoli, jakby bojąc się, że coś może ją ugryźć złapał za czarny gumowy pasek. Podniosła go do góry na wysokość oczu. Na czarnym tle gumowej bransoletki widniał napis „ECHELON”, a obok niego była niewielka czerwona triada. – Wspomnień ciąg dalszy… - powiedziała cicho wkładając bransoletkę do kieszeni. Zamknęła szufladę, założyła buty, wyszła z domu, zamknęła drzwi i włożyła słuchawki do uszu. Dziewczyna powolnym krokiem ruszyła w stronę z której dochodził szum morza. Wyciągnęła z kieszeni odtwarzacz i kliknęła na playlistę „Coldplay”. W uszach popłynęła muzyka.
When you try your best but you don't succeed
Wspomnienia znów zaczęły napływać dziewczynie do głowy…
Po nocnej wizycie Shannona zaczęła pakować swoje rzeczy, żeby następnego dnia z rana od razu wyjechać z Los Angeles z powrotem do domu. Do Kingsdown. Wtedy postanowiła, że za wszelką cenę donosi to dziecko i je urodzi. Jednak jak to życiu bywa sprawy potoczyły się inaczej. Kiedy Sophie była w 7 miesiącu poroniła. To był dla niej ogromny cios. Popadła w głęboką depresję. Zaczęła się samookaleczać. To dziecko było dla niej wtedy najważniejsze na świecie. Chciała nawet popełnić samobójstwo. Gdyby nie Florence, kto wie jak by się to skończyło. Florence poznała tuż po swoim powrocie do Kingstown. Od razu się zaprzyjaźniły. Po wszystkich zdarzeniach w LA to Florence pomogła dziewczynie się pozbierać. Sophie nie chciała za bardzo opowiadać o tym co się stało w Stanach, więc Flo znała historię pobieżnie. Soph nie powiedziała jej kim był facet, który zrobił jej dziecko. Nie powiedziała jej, że był to Shannon Leto. Perkusista zespołu, który Sophie kochała wtedy ponad wszystko. Flo wiedziała tylko, że Sophie była z jakimś kolesiem, bardzo się kochali, ale kiedy dowiedział się o dziecku, to ją zostawił. Żadnych szczegółów. Ale wystarczyło jej tylko tyle, aby wiedzieć jak pomóc dziewczynie. Florence nie wypytywała ją o nic. Po prostu cały czas trwała przy przyjaciółce. Była dla niej oparciem, którego tak jej wtedy brakowało, ponieważ nie mogła liczyć na nikogo innego. Rodzicie martwi, siostra była wtedy na innym kontynencie. Miała tylko Florence.


When you feel so tired but you can't sleep 
Stuck in reverse.


Sophie szła po plaży z mokrą od łez twarzą. Rozpamiętywała to wszystko i pozwalała słonym kroplom spływać po policzkach nie zmieniając wyrazu twarzy. W końcu dotarła w swoje ulubione miejsce, w które przychodziła zawsze kiedy nie mogła spać. Wielki głaz, na którym zawsze siadała. Wdrapała się na niego wsłuchując się w muzykę lecącą w słuchawkach. Ale wtedy przed oczami stanął jej jeden obraz. To przelało czarę. Zaczęła płakać tak jak nie robiła tego od dawna. Niemal zanosiła się płaczem, nie mogła tego powstrzymać.


When the tears come streaming down your face 
When you lose something you can't replace 
When you love someone but it goes to waste 
Could it be worse? 


Oczami wyobraźni widziała konia. Lord Devil klik*. Piękny, siwy ogier. Pamiętała go jakby dopiero co go widziała. Z każdym szczegółem na temat siwego ogiera który sobie przypominała łzy leciały jeszcze bardziej. Siwy, był jej koniem. Tylko jej. Kiedy tylko się urodził już był jej. Zajmowała się nim, nawiązywała z nim więź. Lord był złośliwy, jeżeli mu się coś nie spodobało to potrafił ugryźć, a nawet kopnąć. Sophie była jedyną osobą, do której ten koń miał szacunek. Nigdy nie próbował zachowywać się w stosunku do niej źle. Do tego był niesamowicie utalentowanym koniem skokowym. Wszystkich zachwycał swoją techniką skoku, wielkim sercem oraz wolą walki. Sophie razem z tym koniem startowała w zawodach krajowych, które wygrywała. Razem z Siwym wygrała też Mistrzostwa Europy. W Stanach spędzała pół roku wolnego czasu, który miała, ponieważ potrzebna była jej i Lordowi przerwa w startach w zawodach jeździeckich. Sophie i Lord Devil byli zakwalifikowani do Mistrzostw Świata w skokach przez przeszkody zaplanowanych na następny rok. Co więcej byli faworytami tych zawodów. Po stracie dziecka jednak Sophie zrezygnowała z jazdy konnej. Nie miała już siły nic robić. Wszystkie wygrane przestały mieć dla niej znaczenie. Co było dla niej ważne? Lord Devil. Kochała tego konia i nie chciała, aby jego talent został zmarnowany przez jej rezygnację z kariery więc postanowiła go sprzedać. I choć ta decyzja przyszła jej z wielkim trudem, to wiedziała, że tak będzie lepiej. Jednak najgorsze miał dopiero nadejść. Kiedy nowy właściciel Lorda transportował go do swojej stajni miał wypadek samochodowy. Sam przeżył, ale koń, którego wiózł w przyczepie nie. W trailer (przyczepa do przewozu koni) uderzył rozpędzony tir, nad którym kierowca stracił panowanie. To zdarzenie po raz kolejny wpędziło dziewczynę w dół, z którego miała się już nie podnieść. Ale Florence na to nie pozwoliła.


Tears stream down your face 
When you lose something you cannot replace 
Tears stream down your face and I 
Tears stream down your face 
I promise you I will learn from mistakes .


Kiedy dziewczyna w końcu opanowała łzy postanowiła kontynuować spacer. W słuchawkach usłyszała pierwsze nuty jednej ze swoich ulubionych piosenek.


When she was just a girl
She expected the world.


Noc była dość chłodna, więc Sophie wsadziła ręce do kieszeni. Jednak za chwilę prawą rękę wysunęła z powrotem na wierzch. Trzymała w niej czarną gumową bransoletkę z napisem „Echelon”. Znów się zatrzymała, jednak tym razem stanęła naprzeciwko wody i zaczęła przypominać sobie jak to było być częścią tej rodziny. Pamiętała wszystkich swoich przyjaciół, z którymi dzieliła miłość do 30 seconds to Mars. Pamiętała wszystkich, od których się oddaliła po stracie dziecka. Nie chciała mieć wtedy już nic wspólnego z Echelonem, z Marsami, z czymkolwiek co miało z nimi związek. Od czterech lat nie słuchała ich muzyki i unikała wszelkiego kontaktu z tym zespołem. Ale jednak… Jednak nie wyrzuciła bransoletki. Na odtwarzaczu nadal miała całą dyskografię 30 seconds to Mars, w kącie pokoju wciąż leżały ich płyty, a w szafce zgnieciona leżała wielka flaga z triadą, którą miała na swoim pierwszym koncercie. Mimowolnie uśmiechnęła się do trzymanej w rękach bransoletki. Pomimo, że wspomnienia te od czterech lat były spychane w najgłębsze zakamarki jej świadomości to wciąż wywoływały uśmiech na jej twarzy. To były bardzo dobre wspomnienia, a to jak zdobyła bransoletkę… Na jednym z koncertów…
- Chciałbym zadedykować tą piosenkę całemu Echelonowi! Dziękuję wam, że jesteście kochani! – krzyknął Jared, po czym zaczął śpiewać, a razem z nim praktycznie wszyscy ludzie - What if I wanted to break? Laugh it all off in your face. What would you do? – Sophie stojąc pod samą sceną śpiewała razem z nimi. Kiedy nadszedł refren Jared zaczął biegać po scenie i wymachiwać rękami w różne strony. To było jedno wielkie szaleństwo. Jedni krzyczeli ile sił w płucach, inni wręcz płakali ze szczęścia. Potem nadeszła ulubiona część Sophie - You say you wanted more, what are you waiting for? I’m not running from you… Cooooooome! Break me down! Bury me! Bury me! – Dwa razy zaśpiewane „Bury me”. Za każdym razem Jared „uderzał” lewą ręką w powietrze. Pierwszy raz, bransoletka zsuwa się na dłoń… Drugi raz… bransoletka zsuwa się całkiem z dłoni i leci prosto w stronę Sophie. Jared zauważył tylko, że coś poleciało od strony jego dłoni, ale tylko uśmiechnął się lekko i kontynuował piosenkę.
                Blondynka wciąż stała przodem do morza wpatrując się w gumową rzecz w jej dłoni. Pomimo tego, że Shannon tak ją skrzywdził, to Jareda i Tomo w dalszym ciągu darzyła ogromną sympatią. Będą z Shannonem zdążyła ich poznać bardzo dobrze i zaprzyjaźnić się z nimi. Kiedyś nawet opowiadała Jaredowi tą historię z bransoletką, na co on uśmiechnął się szeroko i odpowiedział:
- To przeznaczenie. Przeznaczone ci było spotkać się z nami już wtedy! No ale widocznie wolałaś poczekać na osobiste zaproszenie od mojego brata…
Sophie wyciągnęła z drugiej kieszeni odtwarzacz i zatrzymała muzykę. A co gdyby… Blondynka zawahała się na chwilę, ale zaraz powoli nacisnęła kilka klawiszy i na końcu kliknęła „PLAY”. W słuchawkach rozległ się głos
- Hang me down by the river bed with the other dead. I will die without a sound. Hang me down by the river bed with the other dead. I will sing, whole way down.
- Save me, save me, save, oh lord.. . – Sophie śpiewała razem z wokalistą. Miała piękny głos, który świetnie współgrał z wokalem Jareda. Zauważyła, że - sama nie wiedząc kiedy to zrobiła – na lewej ręce ma czarną bransoletkę.
- Save me, save me again – usłyszała, za sobą śpiew. W pierwszej chwili znieruchomiała, ale zaraz potem powoli odwróciła się do tyłu. Za nią stał…
- Jared! – krzyknęła dziewczyna i od razu go przytuliła. Takim zachowaniem zdziwiła nie tylko Jareda ale i samą siebie. Nie myślała, że pierwsze co zrobi gdy zobaczy młodszego Leto, to będzie rzucenie mu się na szyję… On z resztą też nie, ale odwzajemnił uścisk.
- Dobrze cię znowu widzieć Blondi. – odpowiedział z uśmiechem.



***
* To zdjęcie przedstawia ogiera Ekwador, który należy do pani Katarzyny Milczarek (uczestnicy Olimpiady 2012 tak by the way ;D), żeby nie było chciałam tylko pokazać moje wyobrażanie Lorda Devil'a :)

Bry wieczór!
No więc rozdział... Smętny trochę nie? Ale niestety tak wygląda mniej więcej historia Sophie i Shannona. Podoba się? Nie? No to trudno xd
Jakieś obiekcje? Pomysły? Zażalenia? Żądania? No to pisać w komentarzach :)
Nighty Night! XO

1 komentarz:

  1. No hej :) na początku muszę powiedzieć, że koń jest PRZEPIĘKNY!CUDNY!BOSKI!Zrobił na mnie duże wrażenie :) Co do historii S i S to tego się nie spodziewałam, zaskoczyło mnie to... wszystko, ale najbardziej ta reakcja Shannona. Straszne. Brr. W sumie to najgorszą próbę mają za sobą :/ Fajnie wyszło to spotkanie z Jay'em na końcu. Trochę mało o tej ich historii ale liczę, że jeszcze będziesz wracać. czekam :*

    OdpowiedzUsuń