niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział 31

Let me tell you all a story 'bout a mouse name DiLorry. DiLorry was a mouse in a big brown house...
AronChupa - Albatraoz

W Kingsdown panowała sroga zima. Shannon, Jared, Flo i Sophie siedzieli w salonie i oglądali film. W pewnym momencie Florence dostała telefon od jednej ze swoich znajomych ze szkoły, która wręcz błagała ją o pomoc z jakimś sprawozdaniem. Flo, z miękkim sercem, zgodziła się i po chwili opuściła mieszkanie razem z Jaredem, który uparł się jej towarzyszyć.
W momencie, w którym zamknęły się za nimi drzwi Shannon przeciągłym ruchem obrócił głowę w stronę Sophie. Powoli przysunął się bliżej niej i położył delikatnie swoją dłoń na jej.
- Sophie... - zaczął niskim, seksownym głosem. Dziewczyna spojrzała na niego.
-Tak?
- Sophie... - powtórzył – mam to wszystko gdzieś. Chcę Cię przelecieć. - dziewczyna zrobiła zdziwioną minę.
- Ale jak to? - zapytała skonfundowana.
- Normalnie. Chociaż możemy od tyłu jeśli wolisz spróbować czegoś nowego...
- Shannon! - zganiła go – Mam na myśli, że... No... Przecież ja mam tyle wątpliwości co do naszego związku! Nie czytałeś poprzednich rozdziałów?! - Shannon przewrócił oczami.
- No właśnie czytałem! A ta popieprzona autorka non stop wymyśla ci jakieś nowe, bezsensowne powody żebyśmy do siebie nie wrócili.
- Shannon!!! - znów go zganiła – Nie mów tak! To ona tworzy nasze życie! Kieruje nami! - powiedziała konspiracyjnym głosem.
- Mam to gdzieś... - wzruszył ramionami i przysunął się bliżej dziewczyny – zresztą nie ma jej tu teraz... - dodał z uśmiechem po czym pocałował Sophie. Dziewczyna niezbyt przekonana skrzywiła się lekko.
- A co jak wróci i zobaczy, ze my... No wiesz...
- Mam to gdzieś. Nie będę czekać kolejnych 10 rozdziałów żeby cię pocałować, albo 30 żeby cię przelecieć! - powiedział po czym już bez zawahania złapał dziewczynę na ręce i biegiem zaniósł do swojej sypialni. Oboje padli na łóżko i zaczęli się śmiać.
- Masz rację, Shanny! Olać autorkę! Let's fuck! - zaśmiała się Sophie po czym szybkim ruchem zerwała z Shannona koszulkę i mocno wpiła się w jego wargi. Mężczyzna nie pozostając dłużny oddał pocałunek, a swoje ręce włożył pod cienką bluzkę Sophie i rozpiął jej stanik. Dziewczyna czuła jak usta Shannona, pod jej wargami, wyginają się w uśmiechu. Pomiędzy pocałunkami blondynka zdjęła koszulkę i westchnęła czując dłonie Shannona na swoich piersiach.
Zmienili pozycję i teraz Shannon znajdował się nad Sophie. Zaczął całować brzeg jej szczęki, szyję i obojczyk schodząc coraz niżej. Sophie odpięła jego spodnie i spragniona męskiego ciała złapała jego twardą męskość powodując, że głębokie westchnięcie wydarło się z ust Shanimala prosto na piersi dziewczyny. W pewnym momencie rozległ się dzwonek telefonu. Oboje zastygli.
- Kurwa... - zaklął Shannon i sięgnął po telefon, który wibrował w jego tylnej kieszeni. Chciał go wyłączyć ale zauważył, że ekran telefonu mówi mu, że dzwoni niejaka „AUTORKA”. Znów zaklął pod nosem i odebrał telefon.
- Słucham...? - powiedział niepewnym głosem.
- Shaaanon? - zapytał go znajomy głos. Shannon zbaraniał.
- Mama?! - zapytał zdziwiony.
- A ty coś taki zdziwiony?! Przecież znasz mój numer... - powiedziała poirytowana Constance.
- Tak, ale...
- Nie ważne... - zignorowała go – ważne jest to, że przed chwilą rozmawiałam z Jaredem. Podobno jesteście w Anglii?! - zapytała tonem pełnym pretensji.
- Tak, ale... - zaczął Shannon skonfundowany.
- DOBRY BOŻE! Przecież tam jest mróz! Tyle śniegu! Nosisz czapkę?! Lepiej dla ciebie żebyś nosił! I szalik też! Wiesz jak łatwo się przeziębić?! Pamiętaj żeby ubierać się ciepło i... - Constance zaczęła istny wykład. Zdziwiony Shannon słuchał z otwartymi ustami, a Sophie poczuła jak, jeszcze przed chwilą twarda męskość Shannona diametralnie mięknie.
W tym samym momencie poczuła wibracje w kieszeni swoich spodni. Dostała wiadomość od jakiegoś zastrzeżonego numeru. Otworzyła ją i jej oczom ukazał się tekst:

„Z autorką się
nie dyskutuje... :)
- Weirdo”





So fuck that little mouse, 'cause I'm an Albatraoz!





***

HALLELUUUJAAAH!
Rozdział 31 powstał, klękajcie narody!
Tak, wiem, nienawidzicie mnie pewnie za ten rozdział i taką przerwę, hm?
Ale nie będę się rozpisywać. Ani obiecywać. Zostawię Wam jednak takie małe cholerstwo... NADZIEJĘ. Bo pracuję nad 32 (tym razem ogarniętym i kanonicznym), ale jak to się skończy... tego nawet najstarsi górale nie wiedzą!
Tymczasem potraktujcie 31 jako prezent Wielkanocny :)
PROVEHITO IN ALTUM I WESOŁYCH ŚWIĄT!

Weirdo!









poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 30

Bez ambicji, grzechu, wstydu i lęku... No chodź!

Grabaż i Strachy na Lachy - Raissa 




29.12.2013
godzina: 15:58

- Czekaj, to o której mówiłaś, że będzie można odebrać mojego kochanego, młodszego braciszka ze szpitala?
- Pielęgniarki mówiły, że po szesnastej. Jay obiecał, że zadzwoni jeszcze i da nam dokładnie znać.
- Ale nie dzwonił jeszcze? Czy dzwonił...? - zapytał niepewnie Shann.
- Nope. - mruknęła cicho Florence kontynuując siekanie papryki. Nóż cicho stukał o deskę, w tle słychać było piosenkę lecącą w radio. Nóż stukał nieco głośniej. Sekundy płynęły, piosenka leciała, śnieg prószył mieniąc się w światłach latarni na zewnątrz. Nóż stukał głośno i bardzo wyraźnie. Shannon obserwował biały puch, który wirował za oknem podrzucany zimnymi, ostrymi podmuchami wiatru znad Morza Północnego. Nóż stukał zdecydowanie zbyt głośno i zbyt wyraźnie.
Nagle coś odezwało się głośniej niż nóż.
Głowy dwojga ludzi automatycznie zwróciły się ku drzwiom wejściowym, które ktoś przed chwilą otworzył.
Niebieskowłosa kobieta wychyliła się przez próg i widząc szczupłego bruneta w przydługich włosach związanych w ciasną kitkę i w zimowej kurtce zmarszczyła brwi w zdziwieniu.
Shannon, kierowany ciekawością, skierował kroki do przedpokoju by również zobaczyć kto jest ów gościem.
- O, Jared. Już jesteś? - odezwał się jak gdyby nigdy nic Shannon wciąż chrupiąc marchewkę podkradzioną z kuchni.
- Tak, obchód był godzinę wcześniej no i tak wyszło, że już mnie puścili. - odpowiedział w międzyczasie zdejmując kurtkę.
- Jak przyjechałeś? - zapytała zdziwiona Flo bez większych wstępów - Znaczy... Miałeś zadzwonić żebym... Żeby ktoś po ciebie przyjechał, prawda? - wyjaśniła pokrótce próbując nie plątać się we własnych słowach. Co się ze mną, do cholery, dzieje?!
- Ach... No tak... Ale Natalie była jeszcze w szpitalu podczas obchodu i zaproponowała, że mnie podrzuci. - wyjaśnił nie przywiązując do tego większej wagi, bardziej skupiając się na ściąganiu ośnieżonych butów.
- Mhm... Rozumiem. - odpowiedziała Flo uśmiechając się po czym wróciła do kuchni. Nóż stukał bardzo głośno.
Shannon oparł się plecami o ścianę po czym, obserwując brata, zaczął się śmiać.
Jared podniósł głowę i ściągając brwi spojrzał na brata.
- Co? Zrobiłem coś śmiesznego...?



Shannon w odpowiedzi zaśmiał się jeszcze głośniej i w związku z tym, że skończyła mu się marchewka włożył ręce do kieszeni i wrócił do kuchni zostawiając skonfundowanego Jareda na korytarzu.
Po chwili wokalista stwierdził, że również przejdzie się do kuchni, by sprawdzić co ciekawego się tam dzieje. I żeby sprawdzić co to za stukanie... jakoś dziwnie głośne i wyraźne.

***  


- Wszystkie składniki na pizzę gotowe, a ciasto rośnie. To teraz, panowie, sio z kuchni. Nic tu po was. - zakomenderowała Florence wyganiając Jareda i Shannona z kuchni.

- To... My ich przypilnujemy. - powiedział Shannon pełen entuzjazmu szczerząc zęby. - Wiesz, takie składniki lubią czasami uciekać... - dodał konspiracyjnym tonem zabawnie się wykrzywiając.
- Chyba do waszych żołądków! - prychnęła przewracając oczami i jednocześnie próbując zrzucić Shannona z blatu kuchennego, na którym siedział - Dobrze wiem co knujecie. Łapy precz, nie ma podjadania! WYNOCHA! - bracia zaśmiali się, ale zgodnie wyszli z pomieszczenia.
- A kiedy będziesz wstawiać do piekarnika...? - dopytywał się Shannon.
- No błagam! Zjadłeś moje marchewki, wyjadłeś połowę innych składników i nadal jesteś głodny?! - zapytała z niedowierzaniem.
Shannon zrobił minę niewiniątka i wzruszył ramionami.
- Skądś muszę mieć siłę na walenie w bębny... - odpowiedział po czym rzucił się na kanapę zaraz obok Jareda, który zdążył już zająć jej część.
Florence mimowolnie zaśmiała się.
- Sophie napisała mi, że będzie w domu dopiero za dwie godziny więc trochę jeszcze będziecie musieli poczekać. Ja idę się przebrać. W międzyczasie jak mnie nie będzie nie życzę sobie aby którykolwiek z Was postawił chociażby mały palec stopy w kuchni, rozumiemy się? - zapytała surowym tonem.
- A jeśli jednak tak się stanie, to co...? - zapytał zaczepnie Jared. Flo uniosła do góry brwi.
- The punishment will be harsh*. - powiedziała praktycznie cytując słowa samego Jareda, które powtarzał dość często, po czym odwróciła się na pięcie i wybierając na telefonie numer przyjaciółki poszła na piętro.
- W sumie... W jej wykonaniu to brzmi nawet całkiem zachęcająco... - zaśmiał się Shannon. Jared odwrócił się do niego ze wzrokiem bazyliszka. Shannon poruszał znacząco brwiami na co młodszy Leto złapał za najbliżej leżącą poduszkę i strzelił nią brata z całej siły prosto w twarz.
- Idiota. - skwitował Jared. Shannon, śmiejąc się i odgarniając z twarzy włosy, które rozrzuciła poduszka, kopnął Jareda w ramach zemsty.
- No wiesz ty co... Nawet o brata jesteś zazdrosny? - zapytał Shanimal wciąż jawnie się śmiejąc.
- SŁUCHAM? - zapytał Jay nienaturalnie wysokim tonem - Nie jestem W OGÓLE zazdrosny. - prychnął łapiąc za pilota od telewizora i przełączając kanały.
- Spokojnie, nie tknę jej przecież... - odpowiedział Shannon ignorując protest Jay'a.
Wokalista w pierwszym odruchu utrzymywał pokerową twarz, ale po chwili Bart Cubbins wcisnął w kącik jego ust mały uśmieszek. Ale tylko na chwilkę.
W pewnym momencie Shann bez słowa wstał z kanapy i skierował się do drzwi.
- A ty gdzie idziesz? - zapytał zaciekawiony Jared.
- Do stajni. - oznajmił Shannon jakby to było coś zupełnie normalnego. Jared nie zdążył zadać drugiego pytania kiedy jego starszy brat zgarnął z wieszaka kurtkę i po prostu wyszedł.
- Okeeeeeej... Miłej zabawy...? - powiedział do drzwi, za którymi zniknął Shannon.
Chwilę później dało się słyszeć kroki schodzącej po schodach Florence przebranej w czyste ubrania. Poprzednie zostały, dziwnym sposobem udekorowane mąką… I sosem pomidorowym.
Jared od razu zwrócił uwagę na napis, który miała na czarnej bluzce.
- „I was abducted by aliens and all I got was this lousy t - shirt”**… - przeczytał na głos po czym zaniósł się śmiechem.
Florence podeszła do kanapy, usiadła obok Jareda.
- Mów co chcesz, ale ja uwielbiam tą koszulkę. – powiedziała dumnym tonem. - A Shannona gdzie wywiało? – zapytała po chwili dostrzegając brak starszego Leto.
- Do stajni… - powiedział Jay głupkowato się uśmiechając.
- Do stajni? – zapytała z niedowierzaniem, niepewna czy dobrze usłyszała.
- Do stajni. – potwierdził Jared kiwając głową i wciąż uśmiechając się jak głupek.
Po tej krótkiej wymianie zdań nastała cisza.  Jared i z Florence siedzieli obok siebie na kanapie i oglądali wiadomości, które akurat leciały w telewizji. Albo udawali, że oglądają, bo postronny obserwator musiałby być ślepy żeby nie zauważyć tego, jak jedno zerka na drugą osobę kiedy ta nie patrzy.
- Ekhem… odchrząknął pierwszy Jared mają dość tej dziecinady. Flo spojrzała na niego. – Rano… Jak byłaś u mnie w szpitalu… - zwrócił się do dziewczyny. – Chciałaś mi coś powiedzieć, ale…
- …ale twoja psiapsiółka mi przerwała? – zapytała niebieskowłosa zanim zdążyła ugryźć się w język.
- Taaaak... – powiedział Jay nieco rozbawiony, ale nie dając tego po sobie poznać. – No w każdym razie… Teraz raczej nikt nam nie przeszkodzi, więc możesz dokończyć myśl. Zaczynała się chyba od czegoś w stylu „No bo… yyy… no ten… yyy… ja chyba… yyy…” – Jared zaczął przedrzeźniając Florence na co dziewczyna się roześmiała, ale jednocześnie było jej trochę głupio, że zachowywała się wtedy jak nieporadna nastolatka.
- Tak. Mniej więcej tak to leciało. – zaśmiała się. – Ale głównie chodziło o to… - zaczęła próbując ważyć słowa.  Przypomnij sobie jak gadałaś z Shannem. Powiedz mu to samo. Zrozumie, próbowała jej wytłumaczyć podświadomość. – Chciałam ci powiedzieć, że, choć nieco jakby wbrew mojej naturze, ostatnio, w sumie to całkiem niedawno... uświadomiłam sobie, że… Zależy mi na tobie bardziej… - No dalej! Wyduś to z siebie! - Bardziej niż mi się wcześniej wydawało. – Udało się! Siląc się na spokój wyczekiwała reakcji Jareda, który wpatrywał się jej prosto w oczy.
- Wiesz… - odezwał się mężczyzna po kilku sekundach, które dla dziewczyny ciągnęły się niczym godziny. – Myślę, że z mojej strony to tak nie wygląda… Nie czuję tego tak, jak ty…  - powiedział wciąż wpatrując się jej w oczy.
Florence otworzyła usta żeby się odezwać, ale uświadomiła sobie, że nie wie co powiedzieć. Zatkało ją. Wiedziałam, że tak będzie!, zaklęła w głowie swoją głupotę.
- Nie zrozum mnie źle… Mam na myśli, że… - Jared zaczął chcąc się wytłumaczyć, ale dziewczyna machnęła ręką przerywając mu.
- Nie, nie… Nie musisz tłumaczyć. – powiedziała wstając i uśmiechając się. Nieco zbyt radośnie. – Nie musisz.
- Florence… - zaczął Jared znów próbując coś powiedzieć.
- Nie, naprawdę. Ja rozumiem, serio… - znów zbyła go machnięciem ręki. – Przepraszam, muszę na chwilę iść na górę... Zadzwonić. Zostawiłam tam telefon… - powiedziała wciąż z uśmiechem odwracając się od Jareda i robiąc krok w stronę schodów.
Jared szybko podniósł się jednak z kanapy i złapał ją za rękę.
- Jay...  Muszę iść na górę… Zadzwonić… - mówiła twardo utrzymując na twarzy uśmiech. Jared widząc te próby opanowania emocji uśmiechnął się do niej lekko.
Delikatnie dotknął dłonią jej twarzy.
- Dwie rzeczy Florence… - powiedział przyglądając się jej twarzy uważnie. Uśmiech z niej zniknął, teraz po prostu próbowała się nie popłakać. – A właściwie, to trzy – dodał splatając swoją dłoń z jej dłonią.
- Po pierwsze… Nie płacz. – powiedział ściskając lekko jej dłoń swoją. Flo jednak zignorowała to.
- Po drugie… - zaczął i włożył swoją dłoń do tylnej kieszeni jej dżinsów. – Twój telefon jest tutaj, a nie na górze. – powiedział wciąż lekko się uśmiechając i machając jej przed twarzą komórką. Kiedy chciała ją zabrać odrzucił sprzęt na kanapę, obok której stali.
- Ej! – zaprotestowała, ale Jay nie zwrócił na to uwagi.
- I po trzecie… Powinnaś dać mi dokończyć zdanie. – powiedział już zupełnie poważnie.
- Po co? – zapytała dziewczyna zdenerwowana tym wszystkim. - Po prostu nie czujesz do mnie tego, co ja czuje do ciebie, po co to roztrząsać?! Nie ma sensu robić debilnych scen, więc puść mnie! – odparła podnosząc głos.
- Czy ja to powiedziałem? – zripostował Jared.
- Słucham? – odpowiedziała skonsternowana. – Tak. Przed chwilą! – krzyknęła ze złością.
- Nie, moja droga… - Jared zrobił krok do przodu. Ich twarze dzieliło kilkanaście centymetrów. – Powiedziałem, że nie czuję tego tak, jak ty. – Wytłumaczył.
- A co to za różnica?! – Florence była już zirytowana. Odsunęła się od niego i szarpnęła ręką chcąc ją wyrwać. Nie będzie grać w jego śmieszne gierki. Jared jednak, pomimo szarpnięcia, wciąż trzymał jej dłoń.
- To jest ZASADNICZA różnica, Florence! – powiedział pokonując dystans między nimi. – Gdybyś dała mi wytłumaczyć co mam na myśli, to usłyszałabyś, że mówię o tym, że ja uświadomiłem sobie to już dawno temu, a nie tak jak ty całkiem niedawno. Znaczysz dla mnie dużo. Bardzo dużo. – mówił zbliżając się do niej jeszcze bardziej – A nawet więcej… - powiedział w końcu bardzo cicho, kiedy ich twarze dzieliło już tylko kilka centymetrów. – I to od dłuższego czasu.
Flo nie wiedziała co powiedzieć. Brawo, znowu wyszłaś na idiotkę, powiedziała sobie w myślach.
Jared uniósł dłoń i starł łzę, która wypłynęła z oka dziewczyny.
- Mówiłem, że masz nie płakać… - szepnął jej prawie, że do ust uśmiechając się szerzej.



 Florence uśmiechnęła się na ten kuriozalny, biorąc pod uwagę ich aktualną sytuację, tekst po czym bez uprzedzenia wyrwała dłoń z uścisku Jareda.
- Nienawidzę cię, Leto. - Powiedziała cicho. Zaraz potem wtuliła się w niego i pocałowała namiętnie. Mężczyzna, choć lekko zaskoczony, nie pozostał jej dłużny i również obejmując ją oddał pocałunek. Musnął delikatnie jej wargi co spotkało się jednak z nieco inną reakcją niż się spodziewał. Florence bowiem, zamiast oddać tak samo lekką pieszczotę popchnęła go na znajdującą się nieopodal ścianę i wpiła się w jego wargi z mocą. Pozwoliła emocjom, które tak długo tłumiła, w końcu wydobyć się na zewnątrz. Jej usta żyły własnym życiem zakrywając zachłannie wargi Jareda, który z satysfakcją w końcu mógł się oddać temu, czego tak bardzo chciał.
Dłonie dziewczyny bezwiednie skierowały się pod cienki materiał koszulki wokalisty, błądząc po jego plecach, kierując się w dół po kręgosłupie natrafiły na materiał jego czarnych spodni. Florence błyskawicznie przełożyła dłonie na przód chcąc odpiąć pasek, który przytrzymywał spodnie na szczupłych biodrach Jay’a.
Mężczyzna równie szybko, zatrzymując grę ich ust, złapał jej nadgarstki.
- Nie tutaj. – powiedział cicho zaczynając oddychać szybciej i płycej.



Florence nie czekając długo złapała go za rękę i zaczęła ciągnąć za sobą po schodach w zawrotnym tempie. Kiedy tylko wpadli do jej sypialni zatrzasnęła drzwi i rozpoczęła próbę pozbawienia mężczyzny koszulki. Popychając go coraz bardziej do tyłu Jared cofał się, nie umiejąc ukryć lekkiego uśmiechu samozadowolenia, aż w końcu na trafił na ścianę. Florence pocałowała go mocno, lecz krótko. Wsunęła dłonie pod jego bluzkę i patrząc mężczyźnie w oczy błądziła po mięśniach na jego brzuchu. Przesuwała się dłońmi w górę, coraz bardziej podciągając t – shirt. Jared pozwalał jej na te pieszczoty z przyjemnością mrużąc oczy. W końcu, kiedy dłonie dziewczyny dotarły już prawie do obojczyka złapała za materiał i ściągnęła Jaredowi koszulkę.
Na chwilę zwolniła by móc spojrzeć na jego idealne ciało. Tak bardzo go teraz pragnęła…





Z zamyślenia wyrwało ją nagle uczucie nieważkości. Jared podniósł ją lekko do góry i odsunął ich od ściany, żeby mieć więcej swobody. Nie czekając na pozwolenie ściągnął z dziewczyny kosmiczną koszulkę. Zaraz znów wpił się w jej usta, a dłońmi zaczął majstrować przy zapięciu jej stanika. Florence już prawie odpięła jego pasek od spodni, kiedy niespodziewanie, cofając się, natrafiła na coś, co dosłownie zwaliło ją z nóg. Potknęła się o łóżko i z cichym okrzykiem runęła na nie. Razem z nią gruntu pod nogami został pozbawiony Jared. Oboje zachichotali, kontynuując poprzednie czynności. Florence udało się uporać z upierdliwą klamrą. Został już tylko guzik i rozporek… Już odpięła guzik… I wtedy poczuła, że Jared rozpiął też jej stanik, który ściągnął z niej tak szybko jak tylko dał radę. Jared znów skutecznie ją rozproszył całując szyję, a dłońmi dotykając nagich piersi. Florence wciągnęła gwałtowniej powietrze i jednym ruchem rozpięła Jaredowy rozporek i zsunęła mu spodnie. W odpowiedzi na jego chwyt na jej piersiach złapała mocno za tyłek. Jared zaśmiał się cicho podnosząc głowę i patrząc dziewczynie w oczy.
- Nie masz pojęcia ile czekałem na ten moment… - powiedział niskim głosem z uśmiechem samozadowolenia.
- Nie masz pojęcia ile czasu czekałam na TEN moment… - powiedziała dziewczyna po czym szybkim ruchem popchnęła Jareda w tył kładąc go na plecy. Sama natomiast nachyliła się nad jego obojczykiem i zakreśliła kilka linii językiem tam, gdzie widniał napis PROVEHITO IN ALTUM.






Jared przymknął lekko oczy i pozwolił dziewczynie pieścić jego ciało. Sam w tym czasie odnalazł zapięcie jej spodni i odpiął je. Po chwili również dżinsy niebieskowłosej skończyły na podłodze.
Florence, wciąż całując Jareda, stopniowo schodziła niżej, aż w końcu przejechała językiem tuż nad linią wyznaczona przez slipki Jareda.
Wokalista wciągnął gwałtownie powietrze, czując delikatny dotyk we wrażliwym miejscu. Postanowił przejąć inicjatywę.
Podniósł się nieco do góry. Dziewczyna spojrzała na Jareda z wyraźnym pożądaniem. Nie zdążyła jednak nic zrobić, ponieważ Jared, kierowany tym samym uczuciem, złapał ja za ramiona i przygwoździł do łóżka. Samemu umiejscawiając się nad nią, znów wpił się w jej usta. Całował ją wkładając w to całą swoją frustrację, która męczyła go przez cały ten czas, kiedy pragnął jej, ale nie mógł jej mieć.
 Przygryzł jej wargę na co Florence wydała z siebie cichy pomruk przyjemności.
Jared zjechał wargami na jej szyję, po czym skierował się niżej, i niżej, po drodze całując jej piersi i zębami zahaczając sutki dziewczyny, co również spotkało się z, nieco już głośniejszym, westchnięciem.
Ten dźwięk rozochocił mężczyznę jeszcze bardziej. Jared, nie chcąc tracić więcej czasu, pozbawił ich oboje resztek garderoby.
Znów znajdował się bezpośrednio nad Florence, klęcząc pomiędzy jej nogami, rękoma opierając się  po obu stronach jej głowy,  z przyspieszonym oddechem wpatrując się w jej  oczy z odległości centymetrów. Jego długie włosy lekko muskały jej twarz.  Ich nagie ciała praktycznie stykały się ze sobą. Dziewczyna, czując wciąż narastające podniecenie i mimowolnie przyspieszający oddech dłońmi zaczesała Jaredowi włosy do tyłu chcąc zobaczyć dokładnie jego twarzy. Przyciągnęła go bliżej siebie.
- Dalej. Zrób to… - szepnęła mu do ucha przejeżdżając po jego krawędzi językiem.

Jared czując silną falę podniecenia wywołaną przez gesty kobiety wszedł w nią wydając z siebie głośny jęk. 







***


Zaczyna się robić coraz ciekawiej pomiędzy Jaredem a Florence… Ciekawe co z tego wyniknie…
Shannon rozmyślał o rozwoju spraw pomiędzy jego bratem a niebieskowłosą elficą maszerując ośnieżoną ścieżką przez ogródek Babu. Poprawił szalik i zapiął szczelniej kurtkę.
Po kilku minutach Shannon przekroczy próg stajni. Szedł korytarzem, który oświetlało białe światło lamp zawieszonych pod sufitem.

Dwa konie, słysząc kroki, wyjrzały ze swoich boksów zaciekawione obecnością nowej osoby.  
Wśród odgłosów chrupania siana przebijało się grające w siodlarni radio. 
Shannon zauważył, że tylko 3 boksy były zajęte przez konie. Reszta stała pusta, szeroko otwarta. 
Nie było tu również żadnych ludzi. Perkusista, uznając to za podejrzane postanowił sprawdzić dwie pozostałe stajnie. Najpierw jednak zwrócił swoje kroki do krytej hali do jazdy. Aby do niej dotrzeć trzeba było przejść przez stajnię, w której się aktualnie znajdował. Kiedy był w połowie jego uszu doszedł tętent końskich kopyt.
W duchu stwierdził, że pewnie miał racje i Sophie własnie jeździ na hali. Po chwili jednak odgłos stał się głośniejszy. A potem jeszcze głośniejszy... Teraz dało się słyszeć, że to nie był jeden koń tylko bardziej...  całe stado. 
Shannon stal na środku stajni, zamyślony wciąż nasłuchując.
W pewnym momencie, ku zdziwieniu mężczyzny, do stajni z impetem wpadł rozpędzony tabun koni. Zwierzęta niezbyt przejęły się stojącym na ich drodze człowiekiem i nie zwolniły kroku.
Shannon, w końcu zdając sobie sprawę ze swojego dość kiepskiego położenia, zaczął odwrót. Wycofywał się w stronę bezpiecznego schronu - siodlarni.
Nie żeby Shannon Leto bał się koni, o nie! Niemniej jednak wolał zejść im z drogi. Wizja rozdeptania przez konia nie napawało go zbytnim entuzjazmem...
Obrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył przez siebie. Kilkanaście metrów dalej, po lewej stronie znajdowały się drzwi, do których zmierzał.
Jeszcze tylko kawałek... Byle zdążyć przez pędzącymi kopytami! Jeszcze troszeczkę... Dwa metry!
Shannon wpadł do pokoju, a zaraz za sobą dostrzegł stado przebiegające przez miejsce, na którym jeszcze przed chwilą stał. Zdążył zwiać! HA! 
Po chwili mężczyzna uświadomił sobie, że ma przyspieszony oddech, bo w pewnym momencie zaczął biec. Zdał sobie sprawę ze musiało to wyglądać dość... zabawnie. Dobrze, że Sophie tego nie widziała, bo pewnie nie darowałaby sobie żartów, pomyślał, po czym rozejrzał się po pokoju, w którym był. Ta sama siodlarnia, która pamiętał z lata. Przestronna, z siodłami na ścianach i ogłowiami w rogu. Stolik, szafka z kubkami, kawą i herbatą i milion innych szafek ze sprzętem, którego nie umiał nazwać.
Hałas stukających kopyt w stajni nieco umilkł. Shannon, kierowany ciekawością, wyjrzał, żeby zobaczyć jak się sprawy mają. Boksy wciąż były pootwierane, ale większość koni stała już w środku. Każdy na swoim miejscu. Co ciekawe, pomimo tego, że zagrody były pootwierane, to konie nie wychodziły tylko grzecznie czekały aż ktoś je zamknie. Kilka z nich wciąż jeszcze pałętało się luzem, ale po chwili i one znalazły swoje miejsca. Został tylko jeden. Siwy, wysoki koń, który stał na środku stajni jakby obserwując całe zamieszanie i czekając aż całe stado będzie na swoich miejscach. Perkusista szybko rozpoznał tego wierzchowca.
- Argus! -  powiedział Shann wychodząc z siodlarni i podchodząc do siwego wałacha. Koń słysząc znajomy głos odwrócił głowę w stronę jego źródła. 
- Hej, stary! jak się trzymasz? - zapytał podchodząc bliżej i głaszcząc Argusa po głowie. Ten, zadowolony z pieszczoty, pochylił głowę jeszcze niżej i szturchnął lekko Shannona. 
Po chwili dało się słyszeć ludzkie głosy. Dwójka ludzi weszła do stajni od strony, z której przybiegły konie. 
- Argus, do siebie! - dało się słyszeć stanowczy głos dziewczyny.  Koń nie rozglądając się na boki posłusznie pokłusował do swojego boksu. 
Brunet zdziwił się nieco widząc takie posłuszeństwo u konia. 
Po chwili zauważył znajomą twarz zmierzającą w jego stronę. Sophie razem z jakimś mężczyzną przemierzała stajnie po kolei zamykając boksy.
- Shannon? Co ty tu robisz? - zapytała nie kryjąc zdziwienia. Shann wzruszył ramionami.
- Wpadłem cię odwiedzić. I Argusa. - wyjaśnił pokrótce. Blondynka uniosła brwi. W lekkie konsternacji, ale w końcu po prostu się uśmiechnęła. Nie dało się nie uśmiechnąć kiedy naprzeciwko stał szczerzący się jak dziecko Shannon Leto. 
- Shann, to jest Nick. Kierownik stajni. - Sophie przedstawiła ciemnowłosego mężczyznę, który właśnie do nich podszedł. Był niski, lekko przygarbiony, z krzaczastymi wąsami. - Nick, to jest Shannon. Mój... eee... przyjaciel. - Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie, tradycyjnie posyłając sobie uśmiechy.
- Miło poznać - rzucił Nick - Soph, jeżeli chcesz, to możesz już iść. Nakarmię je dzisiaj. - dodał po chwili.
- Nie potrzebujesz pomocy? - zapytała gwoli upewnienia. Mężczyzna pokręcił głową.
- Aż tak stary i zniedołężniały nie jestem... - zaśmiał się. - Ale za to jutro twój dzień - dodał wciąż z uśmiechem. - Ach, no ewentualnie możesz podrzucić z dwa czy trzy worki paszy do małej stajni - rzucił jeszcze oddalając się już powoli wgłąb stajni, w stronę wielkiej beli z sianem.
- Okej, żaden problem! - odkrzyknęła  To na razie! - Nick w odpowiedzi machnął ręką.
- To wychodzi na to, że... idziemy do domu - powiedziała Soph ruszając przed siebie. - No chyba, że chcesz zostać z Nickiem i pomóc...? 
- Nyaaah... - Shannon machnął ręką. - Myślałem, że będę mógł tobie pomóc... - powiedział jakby lekko zawiedziony idąc z dziewczyną przez podwórko.
- Ja dziś mam już wolne. Ale jak tak bardzo jesteś chętny do pomocy, to możesz przyjść tu ze mną jutro rano. - wyjaśniła
- Bardzo chętnie! - Shannon znów ucieszył się jak dzieciak. - A co będziesz robić? - zapytał szczerze zaciekawiony.
- Będę... Robić wszystko... - zaśmiała się. - Karmić, uczyć młode konie chodzić pod siodłem, skakać... O, przydasz się do noszenia drągów! - powiedziała uśmiechając się.  Shannon pokiwał z entuzjazmem głową i dalej raźno maszerował przez śnieg.
- Co cię tak cieszy dzisiaj? - zaśmiała się w pewnym momencie Sophie, którą zachowanie Shannona kompletnie zbiło z pantałyku. 
- Nie mam zielonego pojęcia! - powiedział Shannon po czym bez ostrzeżenia, zaczął się śmiać jak opętany. Sophie nie umiejąc się powstrzymać również wybuchnęła śmichem nie wiadomo dlaczego.. 
Dopiero po dłuższej chwili uspokoili się i byli w stajnie kontynuować marsz w miarę normalnie. No... Jeżeli rzucanie w siebie śniegiem i podśpiewywanie można uznać za "w miarę normalne".
Zanim jednak na dobre wyszli z terenu stajni Sophie weszła do małej kanciapy umieszczonej na rogu stajni. 
- Po co my tutaj...? - zapytał Shann zaciekawiony, wchodząc za dziewczyną do środka. 
- Jesteśmy w paszarni. Tutaj przechowuje się owies i inne pasze, które jedzą konie. - wyjaśniła pokrótce. Złapała za jeden z worków leżących przy ścianie i wrzuciła go na taczkę stojącą obok, której Shannon nie zauważył wcześniej, bo była cała pokryta białym pyłem. Pod wpływem lądującego worka ów pył wzbił się w powietrze i wylądował na nim sprawiając, że jego ubrania zmieniły kolor na biały.
- Ups... - powiedziała Sophie widząc swoje dzieło. Shannon tylko odkaszlnął  i zaczął strzepywać z siebie mąkę.
- Ekhem... Nic się... ekhem... nie stało... PFFF! - prychnął próbując otrzepać ubrania i machając rękoma na boki. Soph zachichotała na ten dość komiczny widok po czym wrzucając na taczkę jeszcze dwa worki, teraz kładąc je już nieco ostrożniej, wyjechała na dwór.
- Masz zamiar sama to targać? - zdziwił się Shannon.  Sophie roześmiała się jeszcze bardziej widząc jak bardzo rozszerzył oczy na ten widok. 
- A dlaczego nie? - zapytała kontynuując marsz. 
- No heeej! - krzyknął za Shannon doganiając ją. - No czekaj! Ja chcę pomóc! - dodał zatrzymując ją. Dziewczyna nie oponując oddała mu "stery" i chichocząc po nosem obserwowała jak Shannon bierze się do roboty. Żywym krokiem, bez większych trudności ruszył pod górkę przez ośnieżoną ścieżkę.
- Cholera, i ty to sama tak wozisz? Przecież to jest dla ciebie za ciężkie! - mówił zdziwiony pchając taczkę przed siebie. Sophie uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
- Lata praktyki. - zaśmiała się. 
Chwilkę później Shann rozładował worki w małej stajni. Podszedł jeszcze do jednego z koni i dłonią delikatnie przejechał po jego pysku. 
- No dawaj, Shanny! Chodźmy do domu! Ja tu głodna jestem! - krzyknęła do niego czekająca na zewnątrz Sophie. Brunet skierował się ku wyjściu i razem z blondynką ruszyli w stronę domu. 
- Myślę, że w sumie możesz dać Florence znać, że już wracamy. Niech wstawi pizzę do pieca, to będziemy mniej czekać! - powiedział Shann jakby to był najgenialniejszy pomysł na świecie.
- W sumie... - skwitowała Sophie z aprobatą. Wyciągnęła telefon i wybrała numer. Ale zawahała się przez chwilkę. - Ach, zapomniałabym! - powiedziała blondynka, roztargniona machając ręką. Shannon nie zdążył zapytać "O czym?", kiedy Sophie krzyknęła ile sił w płucach.
- SYYYYRIUUUUUUUUUSZZZ!!!! 
- Po chwili włochaty berneńczyk zjawił się przy nich. Cały umorusany w śniegu radośnie merdał ogonem. 
- No, to możemy wracać. - westchnęła Soph znów wybierając numer do Florence.

*** 

Przyspieszone oddechy stopniowo zwalniały. Gwałtowne i płytkie wdechy na powrót stawały się spokojne i głębokie. Tętno również wracało do normalnego tempa. 
Brązowowłosy mężczyzna unosząc się na łokciu spojrzał na leżącą obok niego kobietę. Chciała coś powiedzieć, ale uprzedził ją pochylając się niżej i zostawiając delikatny pocałunek na jej ustach. 
- Nic nie mów. Nie psuj tego... - wyszeptał muskając jej wargi i uśmiechając się lekko zaczepnie.
Dziewczyna objęła go i przylgnęła do niego cicho się śmiejąc.
Po chwili trwali już w kompletnej ciszy. Niebieskie włosy dziewczyny były rozrzucone na brzuchu Jareda, na którym leżała. Mężczyzna przeczesywał je palcami prawej ręki. Florence natomiast badała żyły i ścięgna na jego lewym przedramieniu, które spoczywało na pościeli obok niej. Delikatnie muskała jego tatuaże opuszkami palców.
jedynym słyszalnym odgłosem były oddechy dwójki ludzi.
I wtedy rozległ się dzwonek telefonu Florence.
Leniwie sięgnęła po leżący na podłodze telefon.
- Tak? - odebrała spokojnym głosem. - Mhm... Okej... Dobra. To pa! - skończyła szybko rozmowę.
- Kto to? - zapytał Jared.
- KURWA MAĆ, SOPHIE BĘDZIE TU ZA KILKA MINUT Z SHANNONEM! A JA MIAŁAM SKOŃCZYĆ PIZZĘ I JĄ WSTAWIĆ! - wykrzyknęła zrywając się na nogi jak oparzona i zbierając porozrzucane po podłodze ciuchy. Jared leżał w łóżku i z lekkim rozbawieniem obserwował jak spanikowana Florence ubiera się z prędkością światła. Kilka sekund później miała już na sobie bieliznę, spodnie, a nawet skarpetki. Tylko koszulki brakowało...
- A ty na co czekasz?! - powiedziała zirytowana do Jareda.
- Ja? Ja zawsze mogę powiedzieć, że biorę prysznic... - powiedział spokojnie Jared i jak gdyby nigdy nic wstał z łóżka. Nie trudząc się ubieraniem się czy chociażby przykrywaniem się prześcieradłem podszedł do Florence i łapiąc jej twarz w dłonie pocałował ją przygryzając lekko jej górną wargę, a po dolnej przejeżdżając językiem. - Ale wezmę ten prysznic w moim pokoju... - westchnął po czym skierował się do drzwi pokoju wciąż nie okrywając się niczym. Konsternacja ustąpiła rozbawieniu i Florence uśmiechnęła się tylko i kręcąc głową odprowadziła Jareda wzrokiem do drzwi, nieco dłużej obserwując jego... dolną część pleców wyeksponowaną w pełnej okazałości.  - Pytanie tylko, czy koniecznie musimy ściemniać Shannonowi i Sophie...? - zapytał jeszcze z zaczepnym uśmiechem odwracając się do dziewczyny kiedy w połowie był już za drzwiami. - Myślę, że oni i tak już wiedzą, że nieoficjalnie coś między nami jest... - zaśmiał się. 
- To niech poczekają, aż ja sama będę wiedziała co jest między nami. OFICJALNIE... - powiedziała wywracając oczami, ale wciąż z uśmiechem.
- Dalej masz jakieś wątpliwości...? - odpowiedział unosząc brwi i cofając się do pokoju aby stanąć przodem do dziewczyny. W pełnej krasie. 




Florence westchnęła i zamykając oczy przyłożyła dłoń do czoła.
- Leto, idź się ubierz... - powiedziała próbując się nie roześmiać. 
- Ohohoooo... - zawył Jared wysokim tonem - Myślałby kto, że taka jesteś nieśmiała... - dodał próbując ją sprowokować.
- WYNOCHA! - krzyknęła wciąż na niego nie patrząc. Jared roześmiał się i w takim akompaniamencie opuścił pokój dziewczyny. 
- I w co ja się wpakowałam.... - westchnęła Florence sama do siebie po czym zarzuciła na siebie koszulkę i zbiegła do kuchni żeby dokończyć pizzę. 






***
***
***

*The punishment will be harsh - Kara będzie ostra. - dla niezorientowanych, to jedno ze zdań, które pan Leto ostatnimi czasy całkiem bardzo, BARDZO sobie upodobał :)
**„I was abducted by aliens and all I got was this lousy t - shirt” - to znaczy tyle samo co "Zostałam uprowadzona przez kosmitów i jedyne co mam to ten nędzny t - shirt" :)




***




No witam :)
Myślę, że nie bardzo mam tu co pisać czy coś ten...
Myślę, że w tym momencie powinnam oddać głos Wam, moi kochani, cudowni, najlepsi na świecie, wierni, nieopuszczający mnie, trwający w czytaniu mojej szmiry nawet w jej najgorszych momentach, nieziemscy i w ogóle zajekurwabiści Czytelnicy :) *niewcalesięniepodlizujęprzestańciewymyślaćikomentujciexD*

Mam nadzieję, że shipersi Jareda i Florence (swoją drogą, jak brzmiałby taki pairing? Flored? XD Lepsze pomysły...?) są usatysfacjonowani i chociaż w pewnym stopniu zaspokojeni :)
Nie no, mam nadzieję, że nie spierd... popsułam tego fragmentu... Znaczy wiecie... DAJCIE ZNAĆ czy dało się to czytać nie napierdalając głową w biurko, okej?
I czy Wasze feelsy chociaż przez chwilę poczuły się szturchnięte... :)

To raczej tyle ode mnie.
Ach, tylko odpowiedź do komentarza Lotte!
- Cieszę się, że wciąż jesteś :) Mam nadzieję, że się podobał rozdział i że czekanie wynagrodziłam choć troszkę :) "Nie dziękuję" za Twoje "powodzenia na maturze" coby nie zapeszyć :P Ale sama życzę połamaniu długopisu!

Okej, to już teraz serio wszystko!
Nie wiem kiedy będzie następny, istnieje opcja, że dopiero po maturach (ostatnią mam 16 maja), ale w związku z tym, że muszę wciąż napisać prezentację na polski to... pewnie będę robić wszystko tylko nie to, więc stay tuned!
Miłego dnia/wieczoru/nocy!
xoxo




PS.
Ja wiem, że miałam się już przymknąć, ale nie mogłam się oprzeć żeby tu tego nie wstawić xD
Nie jestem może "pisarzem", ale piszę to śmieszne ff, więc prawie, prawie! No i ja tam się pod tym obrazkiem podpisuję... xD



BYE!


niedziela, 20 kwietnia 2014

DZIEN DOBRY, WESOŁYCH SWIAT I REAKTYWACJA!

Dzień Doberek :)

Zdziwieni notką? Ja sama jestem zdziwiona, że w końcu coś ogarnęłam...

Myślę, że powinniśmy przejść od razu do rzeczy.
Ta notka ma na celu przekazanie Wam pewnych instrukcji postępowania...

1. Otwórz mojego bloga.
2. Otwórz spis rozdziałów.
3. Zastanów się jaki jest ostatni moment tego opowiadania, który pamiętasz.
4. Przypomnij sobie co się działo od momentu, który pamiętasz do tego co obecnie dzieje się w opowiadaniu - w skrócie: wkręć się znowu w akcję fanfica :)
5. Zamknij mojego bloga.
6. Otwórz mojego bloga JUTRO i ciesz się ROZDZIAŁEM 30!

Yup. Napisałam go w końcu :) Rozdział 30 będzie jutro :) (no chyba, że mi komputer/internet zdechnie xD)

Szczerze mówiąc, to nie bardzo Wiem czy jest w ogóle sens się Wam tłumaczyć czemu przez te kilka miesięcy była cisza... Mam na myśli, że i tak pewnie nie chce Wam się tego czytać... Ale jakby jednak ktoś chciał, to się wytłumaczę. Ale zrobię to tak, żeby Ci, którzy mają to gdzieś mogli to ominąć.


POCZĄTEK MOJEGO LAMERSKIEGO TŁUMACZENIA
Matura z rozszerzonej biologii i rozszerzonej chemii.
Stajnia pełna koni.
Sprzątanie + ogarnianie domu w pojedynkę.
MATURA.
KONIEC MOJEGO LAMERSKIEGO TŁUMACZENIA


Ok, mam nadzieję, że jesteście zadowoleni xD
Co dalej... Zwykłam odpowiadać na komentarze, ale dawno mnie tu nie było, więc w sumie, jeżeli kogoś jeszcze w ogóle interesuje moja odpowiedź, to zrobię to poniżej :)


DO ROZDZIAŁU 28
grunge ajaxOIUYTRDFGHJKLOIUYTREDCVBNMKASDFGHJKL TYLE ODE MNIE!
- Uznam to za komplement! xD Dziękuję!

Mary: I znów, po raz kolejny jest świetnie. Bardzo podobało mi się wyważenie w tym rozdziale, jeśli chodzi o wątki, które fajnie rozwinęłaś. Akcja w szpitalu wyszła chyba tak jak chciałaś, bo dobrze pociągnęłaś wątek ze złością Jareda. I było zabawnie, ale to przez teksty. Co do biednej Flo i jej "wieżowcowych" wyrzutów sumienia, podobało mi się, że pogadała z Shannonem, bo on uspokoił ją na duchu. I po raz kolejny, trafnie zanalizował! Aż zaczynam się bać, skoro on tak się rozkręca... Shannon, kto by przypuszczał xd " Wiesz, gdybym cię nie znał i wierzył w cuda, to zaryzykowałbym stwierdzenie, że się zakochałeś"- czuję, że Shanno zacznie wierzyć w cuda :D
Pozdrawiam ciepło.
XO
- Mary jak zwykle mi tu komplementami sypnęła ;3 DZIĘ-KU-JĘ! ♥

Anonimowy: Lofka(:
- Również dziękuję :)

Anonim1: Zabrzmi to wrednie jeśli powiem, że wielką radość sprawiła mi domniemana śmierć Jr? Damnciu, miałam wielką nadzieje, ze kopnie w kalendarz… 
Może i dorośli, ale dorosłość w sensie fizycznym się nie liczy :P Te dwa jełopy są gorsze od małych dzieci.
Tak Shannon, zapamiętaj. Jeśli tylko molestujesz brata to ci wybaczy, na pewno. No może najwyżej, ewentualnie, kopnie w pewne w czułe miejsce krzycząc coś o zboczeńcach..
Może Shannon jest medium O.O? Dlatego jest tak świetny w analizowaniu sytuacji?! Albo po po prostu wystarczyło zabrać mu butelkę i jak wytrzeźwiał to mu się tam wszystko powrotem poprzestawiało jak powinno być? 
- No cóż... Nie, chyba to niezbyt wredne, wszyscy czasami mamy ochotę strzelić Jareda xD A Shannon jest nieprzewidywalny, bo ma na nazwisko Leto xD To chyba wystarczające wyjaśnienie x)

spongieUwaga, wyciskam komentarz ! 
Rozdział bardzo pro moim zdaniem, jestem tylko ciekawa (diablo ciekawa) kiedy i w jakich okolicznościach Shanny zejdzie się z Soph i jak się potoczą ich dalsze losy, no ;D

Czekam na nexta z niecierpliwością! ;D
- Przede wszystkim dziękuję Ci za "wyciśnięcie komentarza" XD hahaha Miło mi! :D Co do zejścia się duetu S&S to mam już pewne plany, ale nie będę nic zdradzać... 3:) No i przepraszam, że tyle kazałam czekać na nowy... :P

DO ROZDZIAŁU 29 
grunge ajaxYlkjhgfdf już nie lubię Natalie ;/ Za szybko mi jakoś minął ten rozdział, ale czekam na realizację twojego soon :D
- Nie wiem czemu tak szybko minął, może wbrew temu, że nudny, to zaciekawił... ;3 O Natalie nic nie powiem! Okaże się kim jest i co zamierza w swoim czasie... :) I przepraszam za długość mojego "soon"... Chyba się upodabniam do Laczka O___O tylko nie bijcie słownikami!

Dopiero teraz sobie uświadomiłam ile czasu minęło od ostatniego (auć,u mnie to samo). Ale najważniejsze, że w ogóle piszesz i masz wenę. Mój ulubiony moment rozdziału - zdecydowanie końcowa rozmowa Florence i Shannona. Ach, jak ja ją rozumiem, gdy widzę Jareda z jakąś "obcą" kobitą (choć na szczęście ostatnio ładnie się prowadzi i nie wiem czy to nie powinno martwić? hm). Och i jeszcze motyw z liczeniem wieku Jareda, zabawny był :)
Hm, nie stać mnie na bardziej konstruktywny komentarz (za dużo mam jeszcze w głowie emocji po Placebo i Camerimage :p), sorry. Niezawodnie czekam na więcej. Szybciej niż soon.
XO
- Terminy się poprzesuwały i z weną u mnie było ciężko od czasu tego komentarza, ale ogólnie dziękuje za pozytywną opinię :) I jestem pewna, że Florence doceniłaby zrozumienie! :D Ach, a słowo "limfangioleiomiomatoza" naprawdę bywa przydatne! :) Ach, i jakież ja mam u Ciebie w opowiadaniu zaległości, to głowa mała ;o SHAME ON ME, I  KNOW. Ale postaram się niedługo nadrobić... Albo po maturze ewentualnie... :P

Lotteno dobrze ;_; bo ja zawsze czekam! ;_; nie ujawniam się, ale wiedz, że zawsze jestem :D i teraz będę już komentować, tylko, że już bym chciała <3 ale jak już trzzeba to poczekam! :)
- Odpowiadałam Ci tam wcześniej, ale liczę na to, że nie zniechęciłam Cię tym odstępem czasowym i że mnie nie opuściłaś... :c ♥

My PlanetKurczę, właśnie skończyłam Twoje opowiadanie i muszę przyznać że jest świetne, na pewno nie jest nudne! Tylko dlaczego odstępy między rozdziałami są takie.. mam nadzieję, że nie przestałaś pisać i niebawem pojawią się następne rozdziały :)
- Wcześniej odpowiadałam na komentarz pod rozdziałem, więc teraz również mam tylko nadzieję, że nie zniechęciłam tą przerwą i znajdziesz chwilkę na nowy rozdział :) 

Paolapare dni temu skonczylam czytac to opowiadanie i mowilam do siebie 'musze skomentowac, musze skomentowac, skomentowaaaac'. i widzisz, dopiero dzis mi sie udalo. :D 
Jest niewiele osob, ktore potrafia naprawde pisac, a nie tylko sklejac jakies pozbawione sensu zdania i wg mnie ty w 100% sie do tych osob zaliczasz. ;) czytalam wiele blogow o Jaredzie, Shannonie, ale zaden z nich nie byl taki jak twoj. Jestem twoja wierna czytelniczka, fanka itp. :D Mam nadzieje, ze niedlugo uda ci sie dodac kolejny rozdzial, bo naprawde jestem ciekawa tego jak sie to wszystko ulozy. ;)
zapraszam do siebie, dopiero zaczynam pisanie. :)
http://faith-not-really.blogspot.com/
Pozdrawiam i czekam. :*
- Jeeej, tyle komplementów w jednym komentarzu! ;o DZIĘKUJĘ PIĘKNIE! I cieszę się niezmiernie, że przełamałaś się żeby skomentować :) Doceniam to! A Twojego bloga dodałam do zakładek i obiecuje przeczytać jak będę wolna :)

*** 
No dobra, to by było chyba tyle z mojej strony... 
Powiem Wam, że ja wiem, ze chu*nia się zrobiła z tą moją systematycznością, ale musicie mi wybaczyć... Staram się jak mogę. Ale mogę Was zapewnić, że nawet jeżeli przerwa będzie kilkumiesięczna (olaboga, jak to okropnie brzmi... ;___;) to nie zamierzam przestać pisać na chwilę obecną :) 

Więc zaklinam - niechaj żywi nie tracą nadziei! :) 


Jak macie jakieś pytania jeszcze czy coś, to piszcie po tym postem, a jutro dostaniecie odpowiedź :)
Jak o czymś zapomniałam, to dopiszę w jutrzejszym poście.

Provehito in Altum, Wesołych Świąt i niech Laczek będzie z Wami!
xoxo




PS.
Jedna, mała prośba ode mnie. Część z Was chciała żebym informowała na tt o nowych rozdziałach, ale problem jest taki, że pozmienialiście swoje @ i teraz moje pozapisywane @ nic mi nie dają x)
Więc jak ktoś chce być na bieżąco informowany to proszę o twitterka w komentarzu albo odzew na moim tt (@__NamelessOne) :)

środa, 5 lutego 2014

Well...

Tak z innej beczki, ale nie mogłam się powstrzymać żeby tu tego nie wstawić... :)
No więc wchodzę dziś sobie spokojnie na kwejka i widzę ten komiks i... zastanawiam się kto mnie szpieguje. Tak przez ostatni tydzień wyglądało moje pisanie rozdziału...
Pozdro, kurde!


środa, 29 stycznia 2014

Liebster Blog Awards

Kochaaani!
Cóż za niespodzianka mnie spotkała! Dostałam nominację do Liebster Blog Awards! :o



Jestem w takim szoku, że głowa mała! :)
W każdym razie wielkie "DZIĘKUJĘ" leci do blogerki Puzzel (blog "Po prostu Sue") xoxo ♥

Zgaduję, że nie wszyscy wiecie o co chodzi więc na dole krótkie objaśnienie :)

"Nominacje do Libster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za 'Dobrze Wykonaną Robotę' Jest przyznawana dla blogów o mniejszej ilości obserwatorów. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz jedenaście blogów, informując ich o tym i zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga który cię nominował :)"


Okej, więc tutaj są pytania, które otrzymałam i moje odpowiedzi :)

1. Ile czasu zajmujesz się pisaniem?
- Tego bloga prowadzę od... yyy... *chwila na sprawdzenie* ...od  9 sierpnia 2012 roku i właściwie to właśnie od wtedy zaczęłam na serio pisać. Kiedyś, w latach podstawówki, pamiętam, że też próbowałam coś tworzyć, ale nigdy nie ujrzało to światła dziennego (I CHWAŁA ZA TO NIEBIOSOM!)

2. Co Cię zainspirowało do pisania tego bloga?
- No przede wszystkim Marsiaki :) I jeszcze... Chęć wyżycia się kreatywnie. Jestem człowiekiem, który ma milion pomysłów na sekundę, a to opowiadanie, to miejsce, w którym mogę to wszystko z siebie wyrzucić, a potem skleić całość wpędzając moje postaci w dziwniejsze i coraz to bardziej popierdzielone sytuacje :)

3. Jesteś zadowolony/zadowolona ze swojego bloga?
- No cóż... Ja nigdy nie jestem zadowolona z mojej twórczości - w każdym aspekcie życia :P - więc blog z opowiadaniem nie może być wyjątkiem. Przyznaję się, że są fragmenty tego opowiadanie, które szczerze kocham, ale w większości... No powiedzmy, że nigdy nie uznam tego za "bardzo dobre".

4. Ulubione trzy zespoły?
1) Muse
2) 30 seconds to Mars (nie spodziewaliście się tego, co? :>)
3) Happysad/Paramore/My Chemical Romance/ Florence + The Machine - przepraszam, ale ja naprawdę nie umiem zdecydować!

5. Jaki jest film, który Ci się nigdy nie znudzi, przeje?
- Zdecydowanie Piraci z Karaibów! Wszystkie części! No i wszystkie części "Harry'ego Pottera" :)

6. Twoje marzenie/ marzenia?
- Och, no to jest ciężkie pytanie, bo ja mam ich bardzo dużo... Ale myślę, że największym jest możliwość wzięcia udziału w Igrzyskach Olimpijskich (skoki przez przeszkody - takie na koniu! :P). Najfajniej byłoby oczywiście zająć pierwsze miejsce, ale nie bądźmy zachłanni! :)

7. Twój ostatni sen?
- Oh dear! Niech no ja sobie przypomnę... Dokładnie nie pamiętam, ale to było coś w stylu jeżdżenia pociągiem z Shannonem :) haha

8. Jaka jest Twoja ulubiona pora roku?
- Myślę, że lato ;)

9. Co sprawia Ci najwięcej radości?
- Jazda konna, fotografowanie i słuchanie muzyki no i oczywiście koncerty :)
Chociaż lubię też dyskusje, często abstrakcyjne albo naukowe :) Ewentualnie o sensie życia, religii i pokoju na świecie... Ale to tylko po paru głębszych! xD
Oprócz tego niesamowitą radość sprawia mi sprowadzanie na ziemię zarozumialców, którzy myślą, że sa panami tego świata, a reszta to plebs, który jest od czyszczenia ich butów, noszenia toreb, przynoszenia drinków z parasolką i podcierania dupy... :)))))) (jeżeli kogoś razi ta obrazowość, to my apologies!)

10. Czym się interesujesz?
- Patrz wyżej :) Przede wszystkim jazda konna i fotografia (choć amator ze mnie :P), ale okazjonalnie gram w kosza i... jestem profesjonalistką do spraw wkurw... denerwowania, znaczy się, wszystkich dookoła :)


11. Najlepsze miejsce na ziemi dla Ciebie, jakie?
- Marzy mi się mieszkać w Los Angeles, ale czy to najlepsze miejsce na Ziemi... Myślę, że najlepiej byłoby tam, gdzie są piękne widoki, możliwość jazdy konnej i... dobry zasięg Wi - Fi!


***


A teraz blogi, które ja nominuję:

  1.  Witness, tell me. What you think of my life?
  2.  Do you really want me?
  3.  Cherry Cigarette
  4.  It`s not my way.: Little lies.
  5. Fight for revival
  6. This is the story of my life...
  7. Between heaven and hell
  8. Felowe Fanfiction


Tak, wiem, że powinnam nominować 11 blogów, ale nie chce nominować coś, czego nie znam, a to jest to, co czytałam i z czystym sumieniem mogę wpisać do tego konkursu :)





Moje pytania:

1. Dlaczego zaczęłaś/zacząłeś pisać fanfiction?
2. Czy pisałaś/pisałeś od razu z intencją założenia bloga i rozpowszechnienia swojej twórczości w internecie czy miało to być tylko dla Ciebie?
3. Co jest Twoją największą pasja?
4. Wymień 5 ulubionych zespołów.
5. Czy podczas pisania swojego opowiadania wzorujesz się na jakimś pisarzu/pisarce?
6. Jaki był najdziwniejszy sen jaki kiedykolwiek miałaś/miałeś?
7. Czy grasz na jakimś instrumencie?
8. Książka, którą, według Ciebie, każdy powinien przeczytać, to...?
9. Jaki jest Twój ulubiony film?
10. Czy kiedykolwiek byłaś/byłeś na koncercie 30 seconds to Mars?

11. Jeżeli miałabyś/miałbyś możliwość spotkania Shannona, Tomo i Jareda, to czy jest coś szczególnego, co chciałabyś/chciałbyś im powiedzieć (jeżeli tak, to co by to było)?


***


Jeszcze raz pięknie dziękuję! :)

Weirdo!



poniedziałek, 27 stycznia 2014

Yyyy...

Tak jak głosi tytuł posta... YYYYY... Nie wiem co powiedzieć...
Ja wiem, że mnie nienawidzicie, chcecie obedrzeć ze skóry, wydrzeć z rąk nowy rozdział, zrobić krzywdę, poważnie uszkodzić i zaje**ć w łeb słownikiem, żebym, tak jak i Jared, znalazła tam znaczenie słowa "soon"... Ja wiem. Serio. Na prawdę. Ja wiem. Znam to uczucie... Sama mam ochotę sobie zaje... ekhem... uderzyć się.
Chciałam Wam tylko dać znać, że nie zamykam tego bloga, czy coś. Nie, nie! Ja dalej piszę (czy raczej usiłuję...). Przysięgam, że prawie, że codziennie myślę o tym opowiadaniu i kombinuję nad tymi rozdziałami, a w szczególności nad numerem 30, ale po prostu jak mi się włączyła blokada, to to chujost... ekhem... CHOLERSTWO nie chce puścić. Jak nie wierzycie, to zapytajcie Looney (myślę, że na jakiekolwiek pytanie zadane jej w komentarzu odpowie xD), że ostatnio w szkole jak otworzyłam mój zeszyt, w którym piszę jak mam wenę, to przez całą lekcję nie napisałam NIC. I tak od czasu ostatniego opublikowanego rozdziału... Tragedia.
Gwoli wytłumaczenia: nie chodzi o to, że nie mam pomysłu. Nie, nie, nie. Ja mam pomysły (czasem aż za dużo!), mam nawet plan na kilka następnych rozdziałów, ale problem leży w tym, że jak zaczynam coś pisać, to to nie jest dobre. Nie jest spójne, ciągłe powtórzenia, pustka w głowie i... no uwierzcie mi, nie chcielibyście tego czytać. Nawet jakby Wam ktoś za to zapłacili!
Pomijając brak weny, to dochodzi taki mały mankament, że mam bardzo mało wolnego czasu.
Obowiązki w stajni no i... ekhem... matuuuuuuuraaa! A ja IDIOTKA sobie ubzdurałam, że zdam rozszerzone biologię i chemię i teraz muszę zapierd... bardzo ciężko pracować, znaczy się... x) Ta, wiem, debil i kamikaze ze mnie...
W każdym razie... Pamiętam o Was. Pamiętam o opowiadaniu. Próbuję tworzyć rozdział(y). Tego, na który czekacie mam większość, ale to wciąż jest dość... drewniane, że tak to ujmę. I ogólnie taka kupa, że patykiem nie idzie tego ruszyć.
The point is: nie chcę Wam dać do czytania jakiegoś gówn... CZEGOŚ CO NIE JEST DOBRE (tak, udaję, że jestem kulturalna. Jak się nie podoba, to spierd... ekhem... TO TRUDNO...). I w związku z tym nic Wam nie obiecuję. Żadnych "Rozdział za jakiś czas!", "Rozdział w przyszłym tygodniu!" itp. itd. no i takie tam frazesy...
Eh, liczę, że macie w sobie liczne pokłady cierpliwości i nie kopniecie mnie w dupę przez tą zwłokę...

Ale mam pewien pomysł! 

W ramach zadośćuczynienia możemy zrobić pewną rzecz... 
Moja propozycja jest taka: jeżeli ktoś z Was ma jakiś pomysł odnośnie tego opowiadania (np. jakaś nowa postać, jakieś ciekawe zdarzenie, jakiś koncept - no cokolwiek!) to osoba taka jest proszona o umieszczenie owego pomysłu w komentarzu pod tym postem i wtedy... szanowne jury w składzie... yyy... jeszcze nie wiem, ale coś wykombinuję!, wybierze najciekawszą propozycję i zostanie ona wcielona w życie :)
Powiedzmy jednak, że owa zabawa dojdzie do skutku pod warunkiem, że padną przynajmniej 4 propozycje.

No ale oczywiście zawsze możecie olać ten pomysł i mieć go głęboko w d... W NOSIE... :))))))))))

No to chyba tyle ode mnie...
Mam nadzieje, że nie jesteście bardzo źli... Przysięgam, że mnie samą gryzie sumienie, że nie mogę nic stworzyć... :/

No nic.
Miłego dnia!/Dobranoc!
Provehito in altum, guys! XOXO
Weirdo!

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 29

It's dark inside, it's where my demons hide. 




Sophie przetarła oczy i powolnie przeciągnęła się na łóżku. Koniec laby. Czas wracać z powrotem do pracy…
Niechętnie wygramoliła się z ciepłej pościeli i ruszyła do wyjścia. „Only coffee can save us”, powtórzyła sobie słowa Shannona i uśmiechnęła się lekko.
Wychodząc na korytarz zastała niecodzienny widok. Florence idąca w stronę schodów, ubrana w piżamy i szlafrok. Niby nic w tym dziwnego, ale…
- Florence? – Będąca odwrócona do niej plecami niebieskowłosa obróciła głowę w tył na dźwięk własnego imienia.
- Dzień dobry! – powiedziała uśmiechnięta. Sophie skrzywiła się w konsternacji.
- Jest siódma rano, na dworze jest jeszcze ciemno. Jakim cudem cokolwiek ściągnęło cię z łóżka w środku nocy, w dniu wolnym? – zapytała samemu nie wierząc w widok przed nią.
- No… - zaczęła powoli Flo lekko wywracając oczami –Wstałam,  bo muszę się ogarnąć. Chciałam pojechać do szpitala, odwiedzić Jareda. – wzruszyła ramionami. Soph uniosła jedną brew.
- O siódmej rano? Zwariowałaś? – zapytała jęczącym głosem lekko się uśmiechając i odgarniając z twarzy włosy, które wypadły jej z niezgrabnego kitka na czubku głowy, który po nocy rozpadł się na wszystkie strony.
- A czemu nie? – zapytała niebieskowłosa.
 - Yyy… No może dlatego, że odwiedziny są od dziesiątej? – zaśmiała się blondynka.
-Oh… - Flo nieco zrzedła mina. – Ale to nic. – machnęła po chwili ręką, na powrót wesoła – Zdążę się  wykąpać, ubrać, umalować i w ogóle… - mówiła zamaszyście gestykulując rękoma – Hmm, w sumie to Jay dziś wychodzi, nie? – zapytała. Sophie skinęła głową oczekując ciągu dalszego od rozgadanej przyjaciółki – No więc pogadam z Shannem, to może pożyczy mi auto i wezmę Jaredowi jakieś czyste ciuchy, bo nie sądzę, żeby chciał wracać w szpitalnej piżamce, i od razu przywiozę go do domu. – Zakończyła zadowolona ze swojego planu. Sophie roześmiała się.
 - No co? - zapytała Flo również się szczerząc.
- Nic, nic… - odparła Soph nadal chichocząc. – Ale dam ci dobrą radę. Lepiej nie budź teraz Shannona jeśli chcesz dalej żyć. – powiedziała. – To jest ten typ, który jest niebezpieczny gdy budzi się go w środku nocy, czyli wcześniej niż o dziesiątej. – znów się zaśmiała.
- W sumie, trochę racji masz. – Zgodziła się niebieskowłosa. – Chociaż… Mam pomysł! To może ty go obudź? Tobie nic nie zrobi! – rzuciła wesoło niebieskowłosa. – O! I weź kubek kawy! To go udobrucha! – dodała śmiejąc się widząc skrzywioną w zdziwieniu, wciąż nieco jeszcze zaspaną, twarz przyjaciółki.
- Może… - rzuciła Sophie – Może i masz rację. Ale nie będę się dla ciebie aż tak narażać. – dodała po chwili śmiejąc się.
- Ej no! – zbuntowała się Flo – A ja dla ciebie, to bym w ogień skoczyła! – obruszyła się.
- Ależ kochanie ty moje! – powiedziała Sophie wielce przejętym tonem – Ja dla ciebie też! – powiedziała cmokając ją w policzek w wyrazie przyjacielskiej miłości. – Ale budzić Shannona przed dziesiątą… Żądasz zbyt wiele… - powiedziała z tragizmem w głosie, patrząc Florence prosto w oczy. Niebieskowłosa stała przez chwilę skonsternowana. Po chwili jednak obie wybuchnęła śmiechem po czym skierowały się na dół razem żeby zjeść śniadanie i wypić poranną kawę.
***
- Nie. Nie, Emma, nic mi nie jest. Nic takiego, tylko niegroźne zatrucie pokarmowe. Dam radę. Tak. Nic mi nie będzie! Emma! No błagam!
- Panie Leto! – krzyknęła pielęgniarka wchodząc do sali szpitalnej. Jared, siedząc na łóżku z plecami opartymi o ścianę i z laptopem na kolanach zaklął w myślach. – Ile razy mam panu powtarzać, że tu nie wolno używać telefonów i komputerów! No już dziecko by szybciej zrozumiało! – krzyczała idąc zamaszystym krokiem w jego stronę.
- Muszę kończyć, Emm. Na razie. - rzucił do telefonu Jay po czym rozłączył się i szybkim ruchem schował komórkę pod poduszkę.
- Ależ Ruth… - odezwał się w końcu patrząc pielęgniarce prosto w oczy i przyjmując niewinny i czarujący, jak miał nadzieję, uśmiech. Kobieta o rudych włosach zaczesanych w schludnego koka na czubku głowy spojrzała na niego z politowaniem.
- Nie schlebiaj sobie, nie jesteś aż tak przystojny jak ci się wydaje, a historie o tym, że kobiety po pięćdziesiątce są zdesperowane i lecą na pierwszego lepszego młodzika, który się do nich uśmiechnie, to mity. – skwitowała beznamiętnie. Jaredowi zrzedła mina. Wygiął usta w grymasie niezadowolonego dziecka. Kobieta, szybkim ruchem, zamknęła jaredowego laptopa, zanim mężczyzna zdążył zareagować. Jay wydał z siebie jęk protestu.
- Przestań się mazać. – powiedziała rudowłosa biorąc komputer pod pachę.
- Chyba mi go nie zabierzesz?! – zapytał Jay, prawie z paniką w głosie. Niezbyt podobał mu się taki obrót sprawy.
- Skoro nie umiesz dostosować się do panujących tu zasad, to obawiam się, że będę musiała. – oznajmiła – Telefon też. Dawaj. No już. – dodała po chwili wyciągając rękę po sprzęt. Jay otworzył szeroko oczy. Ani myślał oddawać Jeżynkę!
- CO? – zapytał – O NIE. CO TO, TO NIE! – Kobieta nie zwróciła jednak zbytniej uwagi na jego bunt.
- No już, panie Leto. Nie mam całego dnia.
- Ale ja mam sprawy do załatwienia! Nowy singiel! VyRT! NASA! LOVE, LUST, FAITH AND DREAMS KOBIETO! Ludzie czekają, a samo się to wszystko nie załatwi! – powiedział wielce rozeźlony mężczyzna wymieniając na palcach rzeczy do załatwienia.
- Nie mam pojęcia o czym w ogóle do mnie mówisz, ale szczerze mówiąc mam to gdzieś. Oddawaj telefon. W trybie natychmiastowym. Zachowuj się jak dorosły z łaski swojej. – zbyła go beznamiętnie.
Jared, z miną nadąsanego nastolatka, westchnął i wyjął telefon spod poduszki. Nie bez bólu wyłączył go i podał kobiecie.
- Jesteś okrutna, Ruth. Kobiety są okrutne. – rzucił do niej z nieprzychylnym wyrazem twarzy. 
Pielęgniarka, nic sobie z tego nie robiąc, oddaliła się w stronę drzwi z jego telefonem i komputerem.
- Nie zawsze. Bywamy okrutne, ale często w dobrej wierze. Dla większego dobra. – odezwała się nagle kobieta, która ni stąd ni zowąd weszła do pomieszczenia.
Ubrana w dżinsy, czarny płaszcz, na którym wyraźnie odznaczał się śnieg wniesiony z zewnątrz. Długie za ramiona, proste, czarne włosy również przyprószone były białym proszkiem. Szła ku końcowi sali, a Jared taksował ją wzrokiem i nieświadomie posyłał pytające spojrzenie.
- To nie brzmi zbyt przekonująco, jeśli mam być szczery. – powiedział w końcu mężczyzna uśmiechając się. Dziewczyna stanęła przed jego łóżkiem.
- No może, czasami, bywamy nieco stronnicze, ale w głębi serca… - powiedziała łapiąc się teatralnie za serce - …mamy dobre chęci. – zakończyła pompatycznym tonem. Przez chwilę przypatrywali się sobie w ciszy. Po upływie kilku sekund jednak wybuchnęli śmiechem.
- Sama nie wierzysz w to, co mówisz. – zaśmiał się Jared. Dziewczyna nie odpowiedziała na to. Podeszła do boku łóżka.
- Mam na imię Natalie. – wyciągnęła dłoń do wokalisty.  Mężczyzna spróbował nieco się wyprostować i uścisnął delikatnie jej dłoń.
- Jared. – odparł z uśmiechem.
- Więc, Jaredzie… Cóż takiego uczyniła ci nasza kochana Ruth, że wieszasz psy na rodzie kobiecym? – zapytała dziewczyna oddalając się w stronę wieszaka, na którym powiesiła swój płaszcz.
- Pozbawiła mnie przyrządów pracy! Telefon i komputer. – wyjaśnił nieco się krzywiąc. Natalie zachichotała.
- Jesteś w szpitalu. – przechodząc obok jego łóżka, ale wyraźnie zmierzając do tego stojącego naprzeciwko – Powinieneś odpoczywać, a nie pracować, prawda?
- Niektóre rzeczy nie będą czekać. – odpowiedział sprzeciwiając się jej rzekomej teorii.
- Ale to nie króliki. Nie uciekną. – rzuciła u z lekkim uśmiechem po czym przysunęła sobie krzesło do łóżka, przy którym stała, i usiadł na nim.
Chwilowo odwróciła się od Jareda i spojrzała na starszego mężczyznę leżącego na materacu przed nią. Miał siwe, bardzo rzadkie włosy. Wychudzony, widocznie słaby, spał.
Natalie pogłaskała delikatnie jego dłoń mrucząc pod nosem ciche „Dzień dobry”.
Jared obserwował sytuację w milczeniu. Jego wrodzona ciekawość, zwana czasami Bart Cubbins, nie dała się jednak uciszyć do końca.
- To twój dziadek? – zapytał starając się aby jego ton był jak najbardziej uprzejmy.
- Tak – kiwnęła głową. – Leży tu już dość długo. Rzadko się budzi, ale jednak… Odwiedzam go tak często jak mogę. Spędziłam z nim większą część mojego dzieciństwa, więc…. -  urwała  smutnym uśmiechem.
- Więc wiele dla ciebie znaczy – dokończył za nią Jay. Natalie skinęła głową.
-  A ty? Dlaczego wylądowałeś na szpitalnej pryczy? – zapytała zmieniając temat. Jared zamyślił się na chwilę.
- Standardowe badania. Dziś wychodzę. – oznajmił stwierdzając, że lepiej nie odkrywać wszystkich kart od razu. Lata bycia „TYM JAREDEM LETO” nauczyły go zachowywania prywatności dla najbliższych.
- Rozumiem. Ale powiem ci, że wyglądasz całkiem zdrowo. – powiedziała posyłając mu uśmiech. Jay zaśmiał się w duchu. Gdyby wiedziała czemu naprawdę tu jest pewnie nieco inaczej by na niego spojrzała. – No może z wyjątkiem tego, że jesteś taki chudy. – odparła po chwili. Jared znów się zaśmiał – I masz strasznie rzadkie brwi. – dodała. Zaraz jednak złapała się na tym co mówi.
- Przepraszam… - bąknęła – Czasami jestem zbyt bezpośrednia i… Nie chciałam wyjść na niemiłą – dodała z lekkim zawstydzeniem.
- Nic nie szkodzi – oznajmił Jared machając ręką w bagatelizującym geście. – Cenię sobie bezpośredniość u ludzi.
- Wiesz… Pomimo tego, co już zdążyłam ci wytknąć, to… i tak jesteś bardzo przystojny. Nie powinieneś zwracać na to uwagi. – powiedziała z uśmiechem.
- Cóż… dziękuję. – odparł Jared. Po chwili spostrzegł, że dziewczyna przygląda mu się badawczo.
- Nie jesteś stąd prawda? – zapytała Natalie po chwili. – Znaczy… twój akcent. Amerykanin? – zapytała. Jared skinął głową.
- Dumny mieszkaniec Miasta Aniołów. – roześmiał się mężczyzna.
- Dziwne. A myślałam, że już cię gdzieś tutaj widziałam. – zaśmiała się pod nosem dziewczyna – Twoja twarz jest jakby znajoma. – dodała wzruszając ramionami jak gdyby nigdy nic. Jared modlił się w duchu, żeby nie rozpoznała w nim „TEGO JAREDA LETO”. Była całkiem sympatyczna, a bycie „tym facetem z tego filmu” często potrafiło popsuć miłą konwersację.
- Nyaaaaah. Po prostu mam pospolitą twarz – zaśmiał się.
- No cóż… To co sprowadza cię do Anglii, Amerykaninie? – zapytała kobieta na powrót normalnym tonem, bez cienia podejrzliwości.

***

Przeciągłym i apatycznym ruchem Shannon podniósł telefon z szafki nocnej. Podświetlił ekran i odczytał datę i godzinę.
29 grudnia 2012, godzina 12:33.
Powoli zaczął zwlekać się z łóżka. Naciągnął na siebie dżinsy leżące na fotelu i nie trudząc się szukaniem koszulki zszedł do kuchni bez niej. Przeciągając się i ziewając Shannon zaczął buszować w kuchni robiąc sobie kanapkę z szynką i wstawiając wodę na kawę. Skrycie liczył na to, że skoro jest tak późno, to dziewczyny zdążyły upichcić coś dobrego i obejdzie się bez robienia sobie jedzenia samemu, ale jednak… mylił się.
Wlał do kubka z kawą wodę i łapiąc go w jedną rękę, a w drugiej wciąż trzymając kanapkę z szynką, której kęs właśnie przeżuwał, skierował się do stołu. Usiadł na krześle i jego wzrok napotkał kartkę leżącą na blacie. Widniał na niej odręczny, markerowy, napis
Florence pojechała odebrać Jareda ze szpitala. Ja jestem w stajni.
Śniadania nie ma, ale razem z Flo obiecujemy dobrą kolację! xo
~ Sophie

Shannon przez chwilę zamyślił się nad tym co przeczytał. Zaraz jednak na jego twarz wpłynął uśmiech. Dobra kolacja? YUMMY!

***

Florence żywym krokiem przemierzała kolejne stopnie schodów. Z lekkim uśmiechem na ustach szła ku drzwiom do sali numer 204. Po drodze minęła jakąś kobietę rozmawiającą przez telefon i odruchowo  się do niej uśmiechnęła. Ta odwzajemniła uśmiech i kontynuowała rozmowę.
Czy ten dzień nie jest piękny?
Otworzyła drzwi do pokoju i weszła. Jared słysząc dźwięk uniósł głowę i skierował na nią wzrok.
- Flo – powiedział lekko zdziwiony.
- A myślałeś, że kto? Święty Mikołaj? – zaśmiała się dziewczyna podchodząc do niego.
Idąc, czuła dziwną radość, ale w tym momencie, kiedy stanęła przy łóżku Jareda nagle pojawił się w niej jakiś niepokój. Poczuła się niezręcznie.
Po chwili uświadomiła sobie dlaczego. Wczoraj dość wylewnie okazała radość na wieść, że Jay jednak nie kopnął w kalendarz, a po tym… Po prostu wyszła bez słowa. Ta sytuacja zdawała się wisieć w powietrzu. Jared, pomimo początkowego skurczu radości gdzieś w środku na jej widok, też poczuł się… dziwnie.
- To… Jak się czujesz? – zapytała Florence chcąc zacząć jakoś konwersację. Stała przy łóżku Jareda i czekając na odpowiedź po raz pierwszy od dłuższego czasu nie wiedziała co ze sobą zrobić. Ręce do kieszeni? Nie. Może spleść je za plecami? Też nie. Patrzeć na Jareda? Zbyt ostentacyjne? A może za okno? Nie. To by było niegrzeczne, pomyślałby, że go ignoruję… CHOLERA.
- Hm... Fizycznie? – zapytał Jay lekko mrużąc oczy.
- No… A jak inaczej? – zapytała dziewczyna, lekko zbita z tropu.
- No cóż… - zaczął Jared – Fizycznie czuję się całkiem dobrze. To dziadostwo na dobre opuściło mój organizm i jestem jak nowo narodzony. Emocjonalnie jednak… No cóż. Mam wrażenie, że mamy kilka niedopowiedzeń… Prawda? – wyjaśnił pokrótce swój punkt widzenia. Florence lekko odetchnęła. Świadomość, że nie tylko ona jest zmieszana nie wiedzieć czemu trochę ją uspokoiła.
Przysiadła na łóżku obok Jay’a.
- Tak trochę… - zaczęła chcąc wytłumaczyć i patrząc na niego przelotnie utkwiła wzrok w pościeli. Siedzieli tak przez chwilę w ciszy. Jared wpatrywał się we Florence, a ona w białe, szpitalne prześcieradło.
- Ekhem… - odchrząknął w pewnym momencie Jared – Florence…? – powiedział patrząc na dziewczynę z pytającym wyrazem twarzy.
Okej. Weź się w garść. Shannonowi wczoraj powiedziałaś, to jemu też dasz radę powiedzieć. Ile ty masz lat, dziewczyno?! Ogarnij się!
Flo skarciła samą siebie w myślach za to idiotyczne zachowanie. Nagle nie potrafiła nad sobą panować w jego obecności? Co to za banialuki!
- No więc… Powiedzmy, że… Tak trochę, chyba, jednak przekłamywałam samą siebie no i tak wyszło, że chyba jednak cię lubię i no… i chyba bardziej niż mi się wydawało, że cię lubię, bo to jest tak bardziej niż lubię no i… no wiesz. Yyy… - niebieskowłosa zaczęła mówić bez ładu i składu. Jared wpatrywał się w nią, uważnie słuchał jej słów próbując cokolwiek z nich zrozumieć. Flo zacięła się i widząc jego skonsternowaną minę schowała twarz w dłoniach. Brawo, Flo, wzorcowy przykład tego jak zrobić z siebie idiotkę… usłyszała jak jej własna podświadomość się z niej nabija.
- Czyli… - Jared zaczął powoli wyciągać wnioski z paplaniny niebieskowłosej – Tak jakby… Chyba…. – zaczął mówić udając jej ton i usiłując się nie śmiać. – …tak ci się wydaje, że chyba tak trochę ten… no… - dalej przedrzeźniał Florence na co tak zaśmiała się i szturchnęła go w żebra.
- Kretyn! Mówię, że… - Florence zaczęła mówić już w miarę płynnie i pewna siebie - …tak trochę chyba na pewno mi na tob… - już miała powiedzieć. Już miała to z siebie wydusić…
Otworzyły się drzwi do sali.
- Przepraszam, ale musiałam to odebrać. – powiedziała ciemnowłosa dziewczyna wchodząc do pokoju i patrząc na Jareda. Florence skamieniała. FUCK! Musiała wejść akurat teraz?!
- Eee… - Jared zająknął się – Nic nie szkodzi. – Powiedział uśmiechając się do niej niezręcznie. Spojrzał na Florence. Jej twarz wyrażała konsternację. Wiedział jednak, że to niewielka część emocji, które prawdopodobnie gotują się teraz w dziewczynie.
- Och, nie chciałam wam przeszkadzać, przepraszam… - Natalie zakłopotała się.
- Nie… Nic się nie stało, naprawdę… - westchnęła Florence. Podniosła się z łóżka Jay’a, a wstając poczuła jak, niby przypadkiem, dłoń Jareda musnęła jej dłoń. – To nie była żadna ważna rozmowa. – machnęła ręką. Jared zdziwił się.
- Serio? – ucieszyła się Natalie. – Kamień spadł mi z serca! – powiedziała uśmiechając się i chichocząc lekko. - Swoją drogą, jestem Natalie – powiedziała wyciągając dłoń w stronę drugiej dziewczyny.
- Florence – uśmiechnęła się – Miło cię poznać. – kolejny uśmiech.
- Ciebie również. Masz piękne włosy! Choć kolor niecodzienny. – powiedziała z nieukrywanym podziwem. Florence zaśmiała się.
- Dziękuję!
- Więc… Jesteście parą, czy coś? – zapytała siadając na krześle przy drugim łóżku. Jared wymienił spojrzenia z Florence.
- Yyy… - dziewczyna zająknęła się. Znów spojrzała na Jareda. Jay przeniósł spojrzenie na Natalie.
- No… Nie…? – powiedział jednak na końcu zaakcentował słowo pytaniem i spojrzał na Flo.
- Nie? – zapytała jakby siebie, po czym spojrzała na Jareda.
Natalie zmarszczyła brwi.
- NIE. – powiedzieli w końcu jednocześnie i stanowczo Jared i Florence patrząc na Natalie. Ta uniosła brwi i zaśmiała się.
- Po prostu się przyjaźnimy… - powiedziała Flo machając ręką. Jared potwierdził to skinieniem głowy.
- Serio? A to dziwne! – powiedziała.
- Dlaczego? – zapytał od razu zaciekawiony Jared.
- No… Powiedzmy, że jak się na was patrzy, to sprawiacie wrażenie jakbyście mieli się ku sobie czy coś w tym stylu. – powiedziała lekko się śmiejąc. Jay i Flo znów wymienili szybkie spojrzenia po czym zawtórowali jej śmiechem.
- Nieeeee, no coś ty! – powiedziała Flo uśmiechając się serdecznie. – On jest dla mnie za stary… -- powiedziała zaczepnie nie patrząc na mężczyznę. Ten jednak od razu spiorunował ją wzrokiem.
- Co? – zdziwiła się Natalie – A ile ty masz lat, co Jay? Dwadzieścia parę? Góra trzydzieści! – prychnęła. Florence już chciała się odezwać, jednak Jared ją wyprzedził.
- Wiek to tylko liczba… - machnął ręką – Nie ważne… - zbagatelizował sprawę. Natalie przyjrzała mu się uważnie.
- No teraz to rozbudziłeś moją ciekawość! Gadaj ile masz lat! – zaśmiała się i wwierciła spojrzenie w bruneta. Ten jednak milczał. Widząc, że nic u niego nie wskóra odwróciła się w stronę dziewczyny.
- Poooooowiesz mi? Prooooooszę….? – powiedziała błagalnym tonem do Florence.  Niebieskowłosa zastanowiła się przez chwilę.
- Mam ci powiedzieć ile lat ma Jared? – upewniła się niebieskowłosa. Kobieta pokiwała głową z ciekawskim wyrazem twarzy. – No więc… - zamyśliła się na chwilkę - Ma lat… o 19 więcej niż jest liter w słowie limfangioleiomiomatoza. – powiedziała Florence z uśmiechem. Natalie najpierw uniosła brwi do góry, a potem je zmarszczyła. Jared walczył ze sobą żeby się nie roześmiać.
Mówiłem, że kobiety są okrutne! Krzyknął mu w głowie Cubbins.
- E tam! – powiedziała w końcu czarnowłosa machając niedbale dłonią – Nie ważne ile ma lat. Skoro jest wolny, to… Cóż, podejrzewam, że już nie długo… - zachichotała puszczając mu oczko. – Mam na myśli to, że jeżeli facet jest tak przystojny, to tylko kwestia czasu, aż znajdzie sobie dziewczynę… - powiedziała, niby przypadkiem, odrzucając włosy za ramię.
W tym samym momencie Florence poczuła bardzo dużą dawkę ciepła w środku. Bardzo ciepło… Gorąco. Za gorąco. STANOWCZO ZBYT GORĄCO. Czas opuścić pomieszczenie, bo posypią się włosy. Czarne włosy.
- Taaak. Wybaczcie. Ja… Jared, w tej torbie są twoje ubrania – powiedziała szybko wskazując na torbę, którą przyniosła ze sobą, a która teraz stała na ziemii – Pójdę zapytać się pielęgniarki kiedy będziesz mógł wyjść, okej?  - zapytała i nie czekając na odpowiedź wyszła z sali. Jay podążał za nią wzrokiem dopóki nie zamknęły się drzwi.
- Jest bardzo sympatyczna. – powiedziała pogodnie Natalie. – Długo się znacie?
- Cóż… Czasami mam wrażenie, że od urodzenia… - powiedział Jared z lekkim uśmiechem na powrót zwracając się do czarnowłosej.

***

Spokój. Tylko dźwięki muzyki. Spokojny, kontrolowany, głęboki oddech. Harmonia. Spokój.
Wszystko to zostało gwałtownie przerwane przez głośny trzask otwieranych drzwi.
- Jest tu ktoooo? – zawołał kobiecy głos.
Shannon westchnął. Otworzył oczy i wstając z podłogi powoli zwrócił kroki do przedpokoju skąd dochodził głos.
Stanął na korytarzu i przed sobą ujrzał obładowaną torbami niebieskowłosą dziewczynę, która wyginając się jak akrobatka próbowała nogą zamknąć drzwi. Nie mógł się nie roześmiać na ten widok.
- Pomógłbyś, a nie się cieszysz! – zganiła go kobieta. Roześmiał się jeszcze bardziej, jednak podszedł do niej i odebrał kilka toreb zanosząc je do kuchni. Dziewczyna podążyła za nim z resztą.
- Napadłaś na sklep, czy co? – zaśmiał się brunet odstawiając zakupy na blat.
- Nope. Po prostu będziemy robić z Sophie kolację. – powiedziała wzruszając ramionami i uśmiechając się.
- I potrzebna wam TO WSZYSTKO? – zapytał unosząc brwi.
- Tak jest! – odparła gorliwie Florence. – No dobra, może nie wszystko… - dodała po chwili widząc Shannona, który wyciągnął z jednej z toreb kilka paczek popcornu i ostentacyjnie pomachał jej nimi przed nosem. – No co? Trzeba było uzupełnić zapasy. – wzruszyła ramionami.
- Mhm… Właśnie widzę… - mruczał pod nosem Shann wyciągając z innej torby dwie butelki wina. Florence w odpowiedzi pokazała mu język. – To powiesz mi co gotujecie? Bo tyle tego nakupiłaś, że nie jestem pewny czego będziecie używać… - zapytał zaciekawiony Shann siadając na krześle w kuchni.
- Hmm… Dowiesz się w swoim czasie. – odparła dziewczyna i wzięła się za wypakowywanie reszty zakupów.
- Kobiety… Wiecznie musicie komplikować… - Shannon wywrócił oczami. Florence znów pokazała mu język, na co perkusista wychylając się z krzesła dźgnął ją lekko palcem w żebra. Ta odskoczyła odruchowo. – A właśnie. Mówiąc o sprawianiu problemów… Gdzie zgubiłaś mojego braciszka? Miałaś go przywieźć, nie? – zapytał łapiąc za jedną z marchewek, które zauważył w torbie z zakupami.
- Chciałam, ale pielęgniarki powiedziały, że musi zostać do popołudniowego obchodu, bo lekarz chce się upewnić czy wszystko z nim dobrze. Można go odebrać dopiero po 16:00.  – powiedziała lekko się krzywiąc co nie umknęło uwadze Shaniaka.
- Ohoooo, aż tak ci za nim tęskno? – zapytał zaczepnie odgryzając kolejny kawałek marchewki.
- Słucham? – zapytała Florence próbując być nonszalancka. W efekcie wyszedł jej jednak nienaturalnie wysoki głos. Shannon parsknął śmiechem. – No bardzo zabawne… - skrzywiła się – po prostu… Myślę, że mogliby już go puścić. Nikomu nie służy szpitalne towarzystwo… - powiedziała zaczynając chować rzeczy do szafek. Mina jej jednak nieco zrzedła.
- „Szpitalne towarzystwo”? Znaczy, że kogo masz na myśli? – zapytał Shannon nie do końca pewny.
- No ogólnie… Lekarze, pielęgniarki, ludzie chorzy, odwiedzający ich inni ludzie…
- Ekhem… - Shannon odchrząknął znacząco – Florence…  zgniatasz te biedne drożdże… - powiedział widząc, jak dłoń dziewczyny bezwiednie zaciska się na paczce drożdży.
- Oh… - Florence spojrzała na swoją dłoń. Powoli odłożyła drożdże na szafkę.
- No więc? Kim ona jest i dlaczego tak jej nie lubisz? – zapytał Shannon łapiąc za kolejną marchewkę.
Florence uniosła brwi.
- Mam ci się spowiadać? – zapytała. Shannon zmierzył ją wzrokiem.
- Mam ci przypomnieć co robiłaś dziś w nocy? Z resztą, wciąż jestem obrażony za tamten numer. Gadaj. No już. – ponaglił ją głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Ale… - zaczęła protestując, ale Shannon uciszył ją gestem ręki.
- ŻADNEGO „ALE”. - Powiedział stanowczym i nieco władczym tonem. – Gadaj albo będę męczył ci psychikę tym, jak bardzo jesteście nieodpowiedzialne wrzucając ludziom do drinków narkotyki. Jakie konsekwencje sądowe mogłoby to nieść za sobą gdyby Jaredowi faktycznie stało się coś poważnego i co by było, gdyby… - Shannon zaczął wyliczać na palcach.
- DOBRA, DOBRA, NO JUŻ! – powiedziała błagalnie Florence unosząc ręce do góry w geście kapitulacji. Shannon uśmiechnął się zwycięsko.
Dziewczyna westchnęła.
- Ma na imię Natalie. – zaczęła. Shannon pokiwał powoli głową.
- Natalie… Okej. Więc co to za babsko, hm? – zapytał. Florence odchrząknęła i zaczęła opowiadać o dziewczynie i o jej… BARDZO NIEPOKOJĄCYM zainteresowaniu Jaredem .

*** 

No czeeeeeeeeeeeeeść!
Od razu chciałam Was bardzo przeprosić za dwie rzeczy...
1) Przepraszam, że musieliście tylko czekać na nowy rozdział...
2) ...i że okazał się trak nudny :P
Ja wiem, że tam się nic specjalnego nie dzieje, ale... On musiał tak wyglądać. Zaufajcie mi. Aczkolwiek jeżeli komuś się jednak spodobał, to możecie mi o tym napisać w komentarzu na dole :) 
Okej, co się tyczy następnego rozdziału... No cóż, NIC NIE OBIECUJĘ, ale powinien się on pojawić bardzo niedługo. Jeszcze go nie napisałam (ba! nawet nie zaczęłam!) no ale będzie on bardzo krótki (ale raczej treściwy :P) więc powinnam go spłodzić dość szybko (moje "szybko" = "trochę mniej niż jaredowe SOON" xD
No cóż... To by chyba było na tyle... :)


Chciałam Wam odpowiedzieć na komentarze do poprzedniego rozdziału, standardowo, ale jestem aktualnie u Luniaka (taki czubek, wiecie... xD) i... nie wypada... XD I tak sam fakt, że wrzucam rozdział to już jest hgadgjbjkadhasdfghjhgfdfghkj  hahahah, ale Wam obiecałam, to jest :) 
Jutro albo po jutrze zrobię EDIT tego rozdziału i zamiast tych tłumaczeń będą odpowiedzi do Waszym komentarzy więc w poniedziałek wieczorkiem proponuję Wam, kochani, sprawdzić bloga jeżeli owej odpowiedzi oczekujecie :)

No to tyle ode mnie :) 
Miłego wieczoru! xoxo PROVEHITO IN ALTUM!
Weirdo!