sobota, 8 września 2012

Rozdział 6

So one day he found her crying, coiled up on the dirty 
ground... 

Paramore - Brick By Boring Brick


- Save me, save me again – usłyszała, za sobą śpiew. W pierwszej chwili znieruchomiała, ale zaraz potem powoli odwróciła się do tyłu. Za nią stał…
- Jared! – krzyknęła dziewczyna i od razu go przytuliła. Takim zachowaniem zdziwiła nie tylko Jareda ale i samą siebie. Nie myślała, że pierwsze co zrobi gdy zobaczy młodszego Leto, to będzie rzucenie mu się na szyję… On z resztą też nie, ale odwzajemnił uścisk.
- Dobrze cię znowu widzieć Blondi. – odpowiedział z uśmiechem. Kiedy Sophie w końcu odkleiła się od Jareda spojrzała na jego twarz. DAMN! Czy on się kiedyś w ogóle zestarzeje? – Sophie, ja wiem, że wyglądam jak bóg seksu, ale przestań się na mnie tak gapić, bo czuję się gwałcony… - odpowiedział jej Jared udając wystraszonego.
- Chciałbyś. – odpowiedziała mu dziewczyna czując jak całe przygnębienie, które dopadło ją dosłownie kilka minut wcześniej ucieka, a zastępuje je radość. – Nie gustuję w facetach z różowym kogutem na łbie. – odpowiedziała lekko złośliwie. Zaraz się zacznie…
- Sophie. To. Nie. Jest. Róż. To. Jest…
- Tak, tak, pomegranate. No już, wyluzuj złość piękności szkodzi. – zaśmiała się tylko, bo Jay jak zwykle zrobił urażoną minę. Jak zawsze – wyczulony na punkcie swojego wyglądu. – Co cię tu przywiało? – zapytała już normalnym tonem.
- Do Kingsdown? – zapytał po czym zaczął iść wzdłuż plaży. Sophie ruszyła za nim. - Odpoczywamy z chłopakami u Babu. – powiedział. Pomimo, że był świetnym aktorem, to Sophie znała go zbyt dobrze, żeby nie zauważyć lekkiej zmiany na jego twarzy kiedy to mówił. Wiedział już, że Sophie widziała się z Shannonem. – A na plaży jestem, bo wcześniej zostawiłem tu coś. – dokończył rozglądając się po plaży zapewne w poszukiwaniu zguby.
- A co konkretnie zgubiłeś? Pomogę ci znaleźć.
- Czarna bandana.
- Mhm. I przyszedłeś na plażę o trzeciej w nocy specjalnie po czarną bandanę? A mówią, że jesteś inteligentny… – powiedziała Sophie nie kryjąc jak idiotycznie brzmi jego tłumaczenie. – Nie ładnie tak kłamać Leto… - powiedziała karcącym tonem kręcąc głową. Jared zatrzymał się, zaśmiał się i spojrzał na dziewczynę.
- Nigdy nie zadowalasz się zwykłymi odpowiedziami prawda? Nie mogłem spać więc postanowiłem pójść na spacer. – Kiedy skończył zdanie jego twarz nagle przybrała poważny wyraz. Przyjrzał się uważniej dziewczynie i coś go zaniepokoiło – Sophie, czemu płakałaś? – Zapytał patrząc dziewczynie w oczy. Sophie odwróciła głowę.
- Co? Wydaje ci się Jay, wcale nie płakałam. – Odpowiedziała udając, że cały pomysł z płaczem jest niedorzeczny.
- Właściwie masz rację. Bo patrząc na twoje opuchnięte oczy powiedziałbym raczej, że ryczałaś jak bóbr… - odpowiedział jej Leto uśmiechając się lekko – No dalej, mów co się stało. – Powiedział błagalnym tonem.
- Nic takiego – odpowiedziała mu po dłuższej chwili myślenia. – Po prostu dopadły mnie wspomnienia.
- Na temat…? – drążył dalej mężczyzna.
- Boże, jakiś ty wścibski! Jesteś gorszy niż baba. – powiedziała dziewczyna teraz już ze szczerym uśmiechem. Jared w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się szeroko.
- Od razu wścibski… Pomóc chciałem.
- Nie potrzebuję pomocy, ale dziękuję. – Odpowiedziała sztucznie miłym tonem.
- Nie to nie, łaski bez. – Prychnął i kontynuował spacer. Sophie roześmiała się. Nie zdawała sobie sprawy jak bardzo tęskniła za tym czubkiem. Czasami przypominały jej się różne sytuacje i wybryki, które przeżyła z Jaredem czy Tomo, ale dopiero teraz kiedy go spotkała uświadomiła sobie, że brakuje jej tej odrobiny szaleństwa Tomo, docinania sobie nawzajem czy obsesji na punkcie własnego Jareda. – Ale przyznaj się Sophie, tęskniłaś za mną… - powiedział Jared na powrót wesoły, mrużąc swoje oczy.
- Co? Za tobą? – prychnęła do niego – A tfu! To był najwspanialszy czas mojego życia, kiedy nie musiałam cię oglądać.
- Taaaak. Pokazałaś mi to dobitnie kiedy rzuciłaś mi się dziś na szyję… - powiedział Jay zmartwionym głosem, jakby dostał po twarzy. – Ale nie ważne. Mów co u ciebie słychać? Nie widzieliśmy się… Holy shit! Przez cztery lata! Żadnej wiadomości nawet nie dostałem! Nawet kartki na święta!
- Podziękuj bratu. – odpowiedziała ze złośliwym uśmiechem. – A tak poza tym… To szczerze mówiąc, u mnie całkiem dobrze. – odpowiedziała mu. Nie będzie mu przecież wylewać swoich żali. Zanim znów spotkała się tu z Shannonem, to było dobrze…
- KŁAAAAMMMCAAAA… Wiesz, że kłamcy zawsze mówią na początku zdania „szczerze mówiąc”? – mężczyzna cały czas się z nią droczył.
- Jay, serio. Mówię, prawdę…
- Taaak. I dlatego ryczałaś na plaży w środku nocy… Bo wszystko jest w porządku. - nie dawał za wygraną.
- Jared dobrze ci radzę odpuść sobie.
- Bo jeżeli nie, to…?
- Wylądujesz w wodzie. – Powiedziała dziewczyna grobowym tonem. Jaredowi nagle zrzedła mina. A temu co? Nagle boi się wody?
- Dobra, będę grzeczny. – Zrobił minę niezadowolonego dziecka. – Ale przestań mi tu ściemniać, że wszystko jest okej!
- BO JEST! A może raczej BYŁO, dopóki nie spotkałam twojego braciszka. – Posłała mu wymuszony uśmiech. Jared zrobił zaskoczoną minę.
- Że co? Shannon? Kiedy się spotkaliście? – Dobry aktor. Nawet bardzo, ale wciąż…
- Och błagam cię… Nie udawaj, że nic nie wiesz na ten temat i nie rób z siebie głupka większego niż jesteś. Za dobrze cię znam… - wywróciła oczami
- Słucham? Sophie, Shannon na prawdę nic mi nie mówił o tym, że się spotkaliście… - powiedział prawie z ręką na sercu. Sophie zaklaskała w ręce
- Brawo panie Leto! Twoje zdolności aktorskie wciąż na wysokim poziomie. Ale i tak wiem, że kłamiesz.
- Shit. – Jared zaklął pod nosem, a Sophie znów się roześmiała. Był zabawny kiedy się irytował. – Jak to jest kurwa możliwe, że mogę okłamać kiedy chcę własnego brata, albo Tomo a ciebie nie? – zapytał z desperacją.
- To dlatego, że twój brat to kretyn. – Odpowiedziała ze słodkim uśmiechem. – A Tomo pewnie udaje, że ci wierzy, żeby nie robić ci przykrości – dodała klepiąc go po plecach jakby go pocieszała.
- Ach! Wciąż ta sama złośliwa Sophie! - krzyknął Jared z wielkim uśmiechem – Czy ty kiedyś będziesz dla kogoś miła?
- Tak. – odpowiedziała mu spokojnie po chwili zastanowienia. – Jak piekło zamarznie, świnie zaczną latać, a Ty wyjdziesz z domu bez układania włosów. - Oboje zanieśli się śmiechem.
- Hej! Wypraszam sobie takie aluzje młoda damo! – krzyknął Jared kiedy w końcu opanował śmiech.
- Tak dziadku Leto, przepraszam, już nie będę… - blondynka zrobiła skruszoną minę, stanęła wyprostowana z rękoma splecionymi za plecami i spuszczoną głowę jak mała dziewczynka, która dostaje reprymendę.
- Dziadku? No nie, tego już za wiele… - Mężczyzna wywrócił oczami po czym szybkim ruchem podniósł niczego nie spodziewającą się dziewczynę i zarzucił sobie ją na ramię – za takie odzywki czeka cię kara Sophie… - dziewczyna zaczęła się szarpać próbując wyplątać się z uścisku Jareda, ale nic jej to nie dało.
- Hej! Puszczaj mnie w tym momencie! Jared! LETO DO KURWY NĘDZY PUSZCZAJ MNIE, BO POŻAŁUJESZ! – Wykrzyczała mu prawie do ucha.
- Dziewczyno! Ciszej, bo ogłuchnę! – odpowiedział jej jedną ręką wciąż ją trzymając, a drugą rozcierając sobie ucho. – A jak ogłuchnę, to koniec z 30 seconds to Mars… - dokończył udając zmartwiony głos.
- Mała strata… - powiedziała Sophie z uśmiechem złośliwego chochlika.
- Taaaak. Ty na pewno nie będziesz rozpaczać. Szczególnie biorąc pod uwagę to, co masz na lewej ręce… - dziewczyna odruchowo spojrzała na rękę, na której wisiała bransoletka „ECHELON”. Musiał zauważyć… Jared nie słysząc reakcji ze strony dziewczyny zaśmiał się tylko i kontynuował marsz. Sophie zobaczyła, że różowowłosy zmierza w stronę pomostu, ukrytego za wzgórzem. Skąd on w ogóle wiedział, że ten most tam jest? Przecież nie widać go z plaży, a… Cholera. Musiała mu o nim powiedzieć jak była w Los Angeles. Pamiętała, że podczas jej pierwszego spotkania z Jaredem i Tomo dużo pili, śmiali się rozmawiali, ale szczegóły zlewały się w jedną całość, z której nie można było wyłapać niczego konkretnego. Widocznie rozmawiali o tym gdzie mieszka i możliwe, że napomknęła coś o tym miejscu. „No tak… Nie wrzuci mnie do wody z plaży, bo sam musiałby się zamoczyć. Z mostku wygodniej…” pomyślała dziewczyna
- O nie. Nie, nie, nie, nie, nie, NIE. Nie zrobisz tego… - powiedziała z lekką obawą w głosie.
- Musisz ponieść karę za swoją bezczelność. – odpowiedział spokojnym i poważnym tonem.
- Dziadu ty łajzo…- powiedziała dziewczyna po polsku, w sumie bardziej do siebie.
- Co? – Jared zrobił zdezorientowaną minę. – Jesteś w ANGLII. Mów po ANGIELSKU kochana…
- Ale obrażanie cię w języku, którego nie znasz przynosi mi większą satysfakcję… - Odpowiedziała znów się śmiejąc.
- Potęgujesz swoją karę baby… - mężczyzna pokręcił głową i szedł dalej.
- Czyżby? A co gorszego możesz dodać do wrzucenia mnie z pomostu do morza, o 3 w nocy?
- Glony. – uśmiechnął się złośliwie.
- NIE.
- Oooo taaaaak.
- Pożałujesz tego – zagroziła mu złowieszczym tonem.
- Oh, czyżby?
- Pociągnę cię za sobą do wody – to jedyny pomysł, który aktualnie przyszedł jej do głowy. Jared jedną nogą wchodził już na most. Zostało jej 20 metrów na myślenie jak się uratować.
- Nie dasz rady. Znam twój słaby punkt. – powiedział pewnym siebie tonem. I miał racje. Oj, znał ją zdecydowanie za dobrze. Rada na przyszłość? Trzymać swoje sekrety z dala od wścibskiego nosa Jareda. Ten gnojek zawsze wykorzystywał to, że tyle o niej wie…  
- Nie, wcale nie znasz. – dziewczyna grała na czas. Miała nadzieje, że Jared rozmyśli się co do wrzucania jej w wodę, ale szansa na to była jak jeden do miliona… Niestety Jared stał już na końcu mostu.
- Znam. Masz łaskotki. Jeden dobry ruch i jesteś bezsilna. – odpowiedział mając na twarzy złośliwy uśmiech - Dobra, masz ostatnią szansę. Przeproś za bycie bezczelną i przyznaj, że za mną tęskniłaś, a uratujesz swój tyłek przed wpadnięciem w wodę. – Dawał jej ostatnią szansę, to pewnie dlatego, że odpuściła sobie żarty o Blackberry… Wystarczy, że go przeprosi i będzie suchutka! Ha!
- Zapomnij. – Odpowiedziała Sophie z uśmiechem. Nie będzie go przepraszać. Nigdy tego nie robi. Jay tylko westchnął.
- Tak myślałem… W takim razie... Ostatnie życzenie panno złośliwa? – zapytał poprawiając sobie Sophie na ramieniu. „Shit.” On naprawdę zaraz mnie tam wrzuci…” pomyślała dziewczyna. Czas spróbować ucieczki.
- Tak. Jedno. Pozwól mi wyjąc mój telefon i odtwarzacz z kieszeni. Nie chcę ich zamoczyć… - powiedziała (prawie) szczerze. Jared przez chwilę się zastanowił po czym odparł
- Która kieszeń? – dziewczyna zrobiła zdziwioną minę. O nie. Nie taki był plan. Miał ją postawić na ziemię, a ona miała zwiać!
- Słucham?
- W której kieszeni masz telefon i odtwarzacz? Wyjmę je za ciebie. Chyba nie myślisz, że nie wiem co kombinujesz? – powiedział wywracając oczami. Damn. Czyli i tak będzie zaraz mokra… Czas wykorzystać plan B.
- Obiecuję, że nie ucieknę. Możesz mnie trzymać, ale postaw mnie na ziemi. Mam rzeczy w tylnych kieszeniach, nie będziesz mnie macał po tyłku. – powiedziała mu dziewczyna tonem wyrażającym prawie obrzydzenie na samą myśl o łapach Jareda w tylnej kieszeni jej obcisłych dżinsów. Mężczyzna zastanowił się przez chwilę, po czym odwrócił się plecami do wody i ostrożnie postawił dziewczynę na pomoście przed sobą.
- Nawet nie wiesz ile kobiet oddały wieeeeeele żebym dotknął ich tyłka – Odpowiedział jej z perwersyjnym uśmiechem. – Założę się, że ty też. Zgrywasz się tylko. – Ostatnie zdanie wyszeptał jej do ucha co jakiś czas muskając je ustami, a ręką oplótł ją mocniej wokół talii.
- Chciałbyś Leto… Na mnie to nie działa – odpowiedziała mu Sophie wywracając oczami. Wszystkie te Jaredowe zagrywaki znała aż za dobrze. Przez ten czas kiedy u nich mieszkała sama go kilku nauczyła. Na nią jednak nie działał urok błękitnookiego. Była jedna osoba, która miała na nią wpływ taki jak Jared na prawie wszystkie kobiety. Ale ta osoba była aktualnie najbardziej znienawidzonym przez Sophie mężczyzną. I przy okazji bratem tego osobnika, który za chwilę miał wrzucić ją do zimnej wody w środku nocy! Wyciągnęła z kieszeni kurtki odtwarzacz z słuchawkami i swój telefon i klucze do domu z kieszeni dżinsów. Położyła swoje rzeczy na mostku z trudem schylając się, bo Jared wciąż ją trzymał w pasie.
- Już wszystkie skarby wyciągnęłaś? – Zapytał lekko zniecierpliwiony Jared, który ciągle szczerzył zęby.
- Tak jest. Możemy iść się kąpać! – Odpowiedziała mu blondynka, po czym szybko, zanim młodszy Leto zdążył zareagować odwróciła się przodem do niego, wtuliła w jego tors i popchnęła z całej siły do tyłu. Niestety za Jaredem nie było już suchego lądu. Tylko woda. Z wielkim pluskiem oboje wpadli wgłąb morza. Skoro nie dało rady wrzucić Jareda samego, to wpadła razem z nim. W końcu i tak skoczyłaby mokra… W miejscu, gdzie zeskoczyli z mostku było dość głęboko. Gdyby Sophie próbowała stanąć na nogach, to wyda zakryłaby ją całkowicie, a była mniej więcej wzrostu Jareda. Po chwili dziewczyna wypłynęła na powierzchnię, ale mężczyzny nie było widać. Mijały sekundy a Sophie panikowała coraz bardziej.
- Jared? Jared wyłaź na powierzchnie, ten żart jest tani… - Nic. Cisza, zero odzewu – Jared no dawaj! Nie będę tu na ciebie czekać, idę na plażę! – krzyknęła, ale nie ruszyła się. „ O kurwa! Nie. Niemożliwe. Przecież on umie pływać… A jeżeli walnął głową o jakiś kamień i stracił przytomność?” Sophie wystraszyła się już na poważnie. Zanurkowała pod wodę, ale po cyklamenowych włosach nigdzie nie było śladu. Wynurzyła się z powrotem na powierzchnię i rozejrzała czy aby nigdzie nie widać klapniętego od wody mohawk’a. Nic. Dziewczyna klnęła na czym świat stoi. Zanurkowała jeszcze raz, ale nic nie zauważyła. Mrok nocy wcale nie pomagał w poszukiwaniach. W końcu zrezygnowana wyszła na plażę i opadła na piasek plecy opierając o wielki głaz.
- Ja pierdolę… - powiedziała sama do siebie bezbarwnym głosem. – Zabiłam Jareda Leto… - jakby przygnębiających zdarzeń było mało. Ale Sophie właśnie zabiła człowieka. – Ciekawe ile lat dostanę za „nieumyślne spowodowanie śmierci”… - zapytała samą siebie. Łzy już miał jej napłynąć do oczu, kiedy nagle usłyszała nad sobą głos.
- Cóż… Biorąc pod uwagę to, kim jestem, to pewnie dostałabyś podwójny wyrok. Ach, no i nie zapominajmy o gniewie Echelonu! – Nie kto inny jak Jared pieprzony Leto we własnej mokrej osobie siedział na głazie, o który Sophie jeszcze przed chwilą opierała się plecami i śmiał się w głos.
- Ty idioto! – blondynka krzyknęła zrywając się na nogi. Złapała Jareda za mokrą koszulkę, którą miał na sobie i brutalnie pociągnęła do siebie zrzucając mężczyznę prosto na piasek. Ten jednak obrócił się na plecy i dalej zwijał ze śmiechu.
- Soph, gdybyś tylko mogła zobaczyć swoją minę przed chwilą! „Zabiłam Jareda Leto…” – powiedział Jared udając Sophie. Zdenerwowana dziewczyna usiadła na niego okrakiem i pociągnęła do góry za fraki.
- Jesteś największym kretynem jaki chodził po tej ziemi Leto. – powiedziała cedząc każde słowo i patrząc mu w oczy. Jared przestał śmiać się jak opętany i uśmiechnął się serdecznie po czym przytullł dziewczynę.
- Też za tobą tęskniłem złośliwa, nadpobudliwa wredoto. – Powiedział radośnie po czym odkleił się od mokrych ubrań Sophie, zrzucił ją z siebie i wstał.
- Przestań słodzić. I tak jesteś kozim bobkiem. – powiedziała Sophie podnosząc się z piasku nie wykorzystując wyciągniętej dłoni Jareda.
- Kozim bobkiem. – odezwał się zdziwiony z Jared wyciskając wodę ze swojej koszulki – Tego jeszcze nie słyszałem, a słyszałem naprawdę dużo obelg w moją stronę.. No, ale skoro uprzejmości mamy już za sobą, to powiesz mi w końcu co się z tobą działo przez te cztery lata? Wyjechałaś bez pożegnania i w ogóle. Próbowałem nawet dzwonić, ale nie odbierałaś, więc sobie odpuściłem.
- Jak to bez pożegnania? – Zdziwiła się Sophie – przecież wysłałam ci SMS’a. – powiedziała nie patrząc na niego.
- To było według ciebie pożegnanie? – uniósł brwi do góry – Chwila jak to było? „Wracam do domu, problemy rodzinne, nie martwcie się, pa.” – zacytował wiadomość, którą dziewczyna uznała za pożegnanie.
- No co? – Sophie wzruszyła ramionami – przecież na końcu było „pa”. Czy nie to się mówi na pożegnanie? – zapytała zdziwiona.
- Tak, ale nie na takie pożegnanie na cztery lata. – odpowiedział jej z wyrzutem – To zdradzisz mi dokładniejszy powód twojego wyjazdu, czy mam się wypchać? – zapytał uśmiechając się lekko. Sophie doszła do wniosku, że jako jej przyjaciel zasługuje na jakiekolwiek tłumaczenie. Ale może nie koniecznie to prawdziwe…
- A co powiedział ci Shannon hm? – zapytała chcąc uniknąć konfliktu wersji wydarzeń.
- Shannon? Nic mi nie powiedział. Kiedy pytałem co się stało, że się rozstaliście, bo przecież byłaś w sumie pierwszą dziewczyną Shannona, której nie traktował jak dziwki… - Sophie słysząc to zdanie w duchu roześmiała się gorzko. Nie. Nie potraktował jej jak dziwki. -…to powiedział mi, że po prostu nie pasowaliście do siebie – swoją drogą to tania gadka nie uważasz? – no i pokłóciliście się o coś i to dość ostro i rozstaliście jeszcze przed twoim wyjazdem. Osobiście uważam, że twoje opuszczenie LA miało coś wspólnego z Shannym, ale ty twierdzisz, że to sprawy rodzinne więc… - Jared troszeczkę się zagalopował w swoim wywodzie.
- Hej Sherlocku, zwolnij trochę. Moje życie to nie telenowela brazylijska żeby było aż tak pomieszane. – powiedziała mu dziewczyna z uśmiechem. – W gruncie rzeczy, to powiedział ci prawdę. Mieliśmy różnice zdań w zbyt wielu kwestiach i jeżeli bylibyśmy ze sobą dłużej, to mogłoby się skończyć uszczerbkiem na zdrowiu. Dla niego… No i początkowo ta nasza kłótnia to była błahostka. Nie pamiętam już dokładnie o co chodziło, ale to było coś mało znaczącego. Potem jednak zaczęło się to przeradzać w wypominanie sobie nawzajem naszych błędów i końcem końców poleciały ostre słowa i epitety. Rozstanie nie było w zgodzie i nie chcę go więcej widzieć, więc niech nie przyjdzie ci do głowy żeby przysłać go do mnie jasne?
- Jared słuchał historii uważnie, żeby wyłapać jakieś nieprawidłowości, ale nie dopatrzył się niczego podejrzanego. Shannon potrafił być naprawdę irytujący i nie każdy mógł z nim przebywać. Niektórzy si ę do niego przyzwyczajali inni nie.- Jasne. – zapewnił dziewczynę. – A co to były za problemy rodzinne? Stało się coś poważnego? – Kolejne kłamstwo nadchodzi za 3… 2… 1…
- Nie, nic takiego. Kuzynka była w szpitalu i podobno było to coś poważnego więc przyjechałam, ale potem okazało się, że lekarze źle postawili diagnozę i wystarczyło jej kilka pigułek i jakaś kroplówka żeby wszystko wróciło do normy. – Sophie modliła się w duchu „Niech uwierzy, niech uwierzy, niech uwierzy!”
- Rozumiem. No i tak ciężko ci było napisać o tym, albo odebrać telefon? – zapytał z lekkim wyrzutem. – Martwiliśmy się o ciebie. Shannon ogólnie był raczej podłamany po twoim wyjeździe, co się rzadko zdarza… - WAIT. STOP. CO on przed chwilą powiedział?! Shannon był podłamany po moim wyjeździe?! Sophie próbowała ukryć zdziwienie, ale nie wyszło jej to zbyt dobrze. – A coś ty taka zdziwiona? Słuchaj, to że mój brat wygląda i zachowuje się czasami jak zwierzę to nie znaczy, że nie ma serca. Próbował udawać, że jest okej, ale sama wiesz jak marnym jest aktorem. Było po nim widać, że za tobą tęskni. – Powiedział jej Jared. I mówił to… szczerze? Nie możliwe. Widocznie Shannon był lepszym aktorem niż wszystkim się wydawało i znakomicie grał, że tęskni.
- Cóż, takie życie. – Odpowiedziała mu tylko Sophie patrząc na zegarek. Dochodziło wpół do piątej. Niedługo wschód. Cholera, kiedy ten czas zleciał? – No ale nie ważne. Mów co u ciebie? Masz raczej ciekawsze życie niż ja. – powiedziała śmiejąc się. Jared zamyślił się na chwilę po czym odpowiedział:
- Nic specjalnego. Skończyliśmy trasę, pobiliśmy rekord Guinessa, teraz odpoczywamy u Babu, a niedługo bierzemy się za nagrywanie kolejnego albumu. W sumie, to nie powinienem ci mówić o albumie, bo to tajemnica, ale wierzę, że się nie wygadasz. – Sophie uśmiechnęła się. Pracoholik…
- A ile zajmuje ten wasz odpoczynek? Tydzień? –Zapytała ciekawa ile jeszcze zostaną w Kingsdown.
- Nie, tym razem zaszaleliśmy. Myślę, że zostaniemy tu… może na miesiąc, może więcej… - Cały Jared. Nigdy jasnych odpowiedzi… Dziewczyna kiwnęła głową.
- W każdym razie gratuluję pobicia rekordu. – powiedziała klepiąc Jared po mokrych plecach. – A jak tam Tomo? – Zapytała ze szczerą ciekawością. – Słyszałam, że się ożenił! Z Vicky? – Pamiętała, że kiedy ostatni raz się z nimi widziała to właśnie z Vicky umawiał się Tomo. Ale przez ten czas wszystko mogło się zmienić. Jared uśmiechnął się.
- Taak. Jako jedyny jest teraz pod pantoflem – zaśmiał się Jared. Dziewczyna go szturchnęła go w żebra.
- Jedyny normalny z was, który zdaje sobie sprawę z tego, że ma już swoje lata i czas najwyższy się ustatkować. Jared, do pięćdziesiątki masz już bliżej niż dalej, a wiesz… dziewczyny nie lecą na starych dziadków, więc może powinieneś wziąć przykład z naszego kochanego brodacza i…
- Nie kończ. – przerwał jej Jared robiąc poważną minę. – Jeszcze raz mi wypomnij, że jestem stary, a nie skończy się na wrzuceniu do wody. – Dziewczyna roześmiała się, a Jared nie mogąc dłużej utrzymać pokerowej twarzy dołączył do niej. W końcu gdy się opanowali dziewczyna przemówiła jako pierwsza.
- Myślę, że pójdę już do domu. Zdrzemnę się chociaż chwilę. No i koniecznie muszę się przebrać. Nie cierpię kiedy ubrania kleją się do ciała…- mówiąc to odkleiła mokrą koszulkę od swojego brzucha.
- Jakoś nie przeszkadzało ci to kiedy po próbie Shannon wracał spocony z przyklejoną do ciała koszulką. Z tego co było SŁYCHAĆ całkiem ci się to nawet podobało… - powiedział do niej Jared z perwersyjnym uśmiechem i patrząc na nią tym swoim wzrokiem, który sprawiał, że wszystkie napalone fangirls miały mokro w majtkach, albo w ogóle traciły majtki. Skończyło się tak, że zarobił od Sophie w głowę.
- Perwers… - skomentowała dziewczyna jego zachowanie. Lekko jednak się uśmiechając.
- Święta się odezwała! – Krzyknął Jared. – Jesteś pierwszą dziewczyną, która podczas wojny na perwersyjne żarty zamknęła gębę mojemu bratu! – Powiedział z podziwem i niedowierzaniem. To była prawda. Kiedyś, przez ten czas, kiedy Sophie pomieszkiwała u chłopaków, we czwórkę urządzili sobie zawody na „perwersyjne żarty”. Co zabawniejsze, ten pomysł wyszedł od strony dziewczyny, która miała już dość tekstów o zabarwieniu seksualnym rzucanych w jej stronę. Słysząc wyzwanie panowie od razu jak jeden mąż zgodzili się. Wszyscy byli święcie przekonani, że Sophie odpadnie jako pierwsza. Jakie było ich zdziwienie, gdy pierwszy wyleciał Jared! I to za jej sprawą! Dziewczyna uśmiechnęła się do własnych wspomnień. Do dziś pamiętała jakim tekstem wykończyła Shannona. – Czekaj, czekaj… Jak to było Sophie? A, już wiem! To leciało jakoś tak:…
- ZAMKNIJ SIĘ GŁĄBIE – Jared nie zdążył wypowiedzieć słowa, bo znów zarobił plaskacza w czubek głowy. – Było minęło. – powiedziała Sophie. Te wspomnienia mogły odbijać się echem w jej głowie, ale nie były przeznaczone do tego, aby ktoś wypowiadał je na głos! Jared już prawie pokładał się ze śmiechu.
- Dobra, już dobra. – powiedział jej znów próbując opanować dziki chichot. – Taaa. Też już pójdę do domu. – Dokończył zdanie. – Przytulił krótko dziewczynę i ruszył w stronę domu Roberta. – Branoc Sophie! – krzyknął do dziewczyny z uśmiechem.
- Hej! – zawołała za nim blondynka – Powiedz Tomo nich wpadnie do mnie jutro na kawę! – naprawdę chciała się zobaczyć z Chorwatem. Tęskniła za nim chyba nawet bardziej niż za Jaredem. Pamięta te wszystkie numery, które razem z Tomo wycinała braciom.
- Jasne! – odkrzyknął jej Jared, ale po chwili dodał jeszcze – Hej Sophie! Tak technicznie rzecz biorąc, to historia bandany właściwie była prawdziwa. Serio gdzieś ją tam zostawiłem… - Dziewczyna tylko się zaśmiała i ruszyła w stronę swojego domu, a Jared poszedł dalej w swoją stronę. Kiedy wszedł na ganek zatrzymał się, żeby zdjąć buty. Gdy wylewał wodę z lewego buta uświadomił sobie, że już po raz drugi dzisiaj jest cały mokry. I w dalszym ciągu nie odzyskał swojej bandany. Jared zaśmiał się do siebie i zaczął szukać klucza od domu w kieszeniach spodni. Prawa przednia – nic. Lewa przednia – kawałek rozmokłego papieru. Lewa tylna – dziesięć centów. Prawa tylna – pustka. O nie. - Tylko nie to… - powiedział sam do siebie. Złapał za klamkę od domu, ale drzwi były zamknięte. Zaczął walić w drzwi z nadzieją, że któryś z chłopaków jeszcze nie śpi. Po kilku minutach uderzania pięścią w drzwi dalej nie było odzewu. – Kurwa, no nie… - zaczął wyklinać po nosem Jared. Postanowił obejść dom dookoła w poszukiwaniu jakiegoś otwartego okna, żeby wśliznąć się przez nie do środka, jednak wszystko było pozamykane, a światła pogaszone. – Zabiję ich. Zatłukę… - Jared stał pod drzwiami i myślał jak by się dostać do domu. No nic. W takim razie czeka go chyba drzemka na wycieraczce. W mokrych ubraniach. Przecież jest już prawie rano, chłopaki na pewno niedługo wstaną i któryś z nich wpuści go do środka. No chyba, że sobie wczoraj popili, wtedy czeka go gnicie tu do czternastej. A brak odzewu z ich strony gdy walił w drzwi wskazywał właśnie na to, że oboje zasnęli mocnym, pijackim snem. – Nosz kurwa. – Zaklął Jared osuwając się na drewnianą podłogę ganku. Po chwili Jaredowi już zaczęło się nudzić, więc stwierdził, że skoro ma tu siedzieć do południa to może sobie trochę pośpiewać... - Well go get your shovel and we will dig a deep hole, to bury the castle, bury the castle. Pa Ra Pa Pa Ra Pa Pa Ra! 


*** 
JAK JA NIENAWIDZĘ SZKOŁY. Ugh. Gdyby nie ten shit zwany szkołą to rozdział byłby pewnie już we wtorek, ale musiałam napisać końcówkę, a nie miałam kiedy, bo rano wychodziłam do szkoły, jak wracałam to obiad i szybko do stajni i w domu byłam 20 - 21, ale byłam zawsze tak zdechnięta, że ledwo się doczołgiwałam do łóżka... Jednak szkoła + codzienna jazda na 3 koniach + uczenie innych jazdy to cholernie czaso/energochłonny rozkład dnia.  Dziś też już zdycham, a jutro z rana jadę na zawody z dwoma końmi O.O NO ALE! Mamy sobotę ( no okej, prawie niedzielę...) i mamy W KOŃCU nowy rozdział! :D Wyszedł mi troszeczkę dłuższy niż zwykle, ale chyba nikt mnie za to nie pobije. Chociaż nigdy nie wiadomo... xD
Mam nadzieję, że się spodoba ;) 
Żebram o komentarze, jak zawsze! :)
Ach, no i za ewentualne błędy w tekście przepraszam, no ale zdarza się... ;p

Enjoy!

2 komentarze:

  1. współczuję ci z powodu szkoły ale pewnie nie uwierzysz :] co do rozdziału to jest bardzo dobry, zabawny. Rozmowa Jareda z Sophie był strasznie, strasznie, strasznie fajna ;) a stwierdzenie "zabiłam Jareda Leto" jak sobie to wyobraziłam, rozwaliło mnie. Chyba nawet przeczuwam, co zrobi biedny Jared, ale pewna nie jestem :) byle tylko się nie rozchorował, taki zmokły. oczywiście czekam na rozwinięcie akcji z Tomo :D no i na Shanimalka.
    Błędów jakiś rażących nie zauważyłam. A długość? Zapędzaj się tak dalej, ja bardzo lubię dłuuuugie rozdziały :) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Brak uwag. Zdaję się na twój talent ;)

    OdpowiedzUsuń