Your eyes, your eyes… I can see it in your eyes, yours eyes.
Everything in your eyes, your eyes…
Shannon zaparkował swoje
Maleństwo i ruszył w stronę niewielkiego budynku o granatowych ścianach z
przeszklonymi drzwiami, na którym wisiał wielki, jaskrawo-żółty transparent
„Vilano”. W środku było kilka okrągłych stolików, dwu i trzyosobowych. Ściany
miały kolor pastelowego turkusu, w rogach namalowane były różne czarne wzory,
które były wręcz definicją określenia „esy i floresy”. Oprócz czarnych zdobień
na każdej ze ścian wisiało po trzy obrazy. Wszystkie były wykonane tuszem
kreślarskim co nadawało temu miejscu dość nietypowy klimat. Lokal był
stosunkowo niewielkich rozmiarów, ale odpowiednie umeblowanie i obecność luster
sprawiały wrażenie przestronności. Pomieszczenie było kwadratowe, na środku, w
nieco mniejszym, obudowanym kwadracie znajdowała się lada i jednocześnie
miejsce przygotowania wszystkich koktajli, kaw i deserów oferowanych przez
kawiarnię.
Shannon przebiegł wzrokiem po
wszystkich stolikach i w końcu przy jednym, ustawionym w rogu pomiędzy oknem, a
ścianą dostrzegł niebieskie włosy. Ich właścicielka wpatrywała się ze
skupieniem w obraz z koniem zawieszony na przeciwległej
ścianie. Mężczyzna dostrzegłszy dziewczynę ruszył z uśmiechem w jej stronę.
Niedługo potem Shan i Florence toczyli miłą konwersację przy muffinkach
czekoladowych i macchiato.
- To est boske! – wydusił Shannon z buzią pełną czekoladowego
ciastka. – Genialne. Jedyne muffiny, które przebijają te tutaj, to Muffiny a’la
Crazy Mofo. – dodał kiedy przełknął kolejny kęs. Dziewczyna w odpowiedzi
uniosła brwi.
- „Muffiny a’la Crazy Mofo”? To znaczy jakie?
- Ciii!!! – Shannon natychmiast uciszył dziewczynę po czym
pochylił się w jej stronę i powiedział konspiracyjnym szeptem: - To tajemnica.
Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że receptura tych muffinek jest chroniona
lepiej niż dane NASA. – Mówił to śmiertelnie poważnie patrząc prosto w
niebieskie oczy Flo. Dziewczyna Ze skonsternowaną miną patrzyła na swojego
kumpla po czym oboje wybuchnęli śmiechem.
- Okej… dość… Jesteś… nienormalny… - wykrztusiła z siebie Florence
tłumiąc kolejne salwy śmiechu. Tak naprawdę ta dwójka rozmawiała ze sobą po raz
drugi w życiu, a czuli się w swoim towarzystwie jak starzy przyjaciele. Kiedy z
talerza mężczyzny zniknęły już wszystkie babeczki dziewczyna podjęła nowy
temat.
- Dobra Shannon. Trzeba omówić plan zemsty. – zaczęła przyjmując
pozę zawodowego polityka. Wyprostowane plecy, ręce na stole, pewny siebie ton i
odważne spojrzenie. Shannon tylko usadowił się wygodniej na swoim krześle. –
Mógłbyś mi dokładniej opowiedzieć ten wasz zakład? – zapytała dziewczyna. No
tak. Teraz jak jej to wytłumaczyć? Przecież nie powie jej o Sophie… A może
powie?
- No więc mam nadzieję, że nie urazi cię to za bardzo. Zrozum – my
faceci już tacy prostaccy jesteśmy. – Shan wolał się najpierw „ubezpieczyć”, bo
w sumie ten zakład mógł zabrzmieć… dość chamsko… - No więc mój brat rzucił mi
wyzwanie, że nie nauczę się jeździć konno. Oczywiście go wyśmiałem i
powiedziałem, że to będzie banalne, więc Jay dorzucił jeszcze jeden podpunkt… -
Nastała chwila ciszy. Florence rzuciła Shannonowi ponaglające spojrzenie. – ten
podpunkt mówi, że mam „zdobyć” moją instruktorkę jazdy… - Dziewczyna uniosła
brwi, ale nic nie powiedziała. Shannon czekał na jakąś reakcję z jej strony,
ale jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. W końcu odezwała się:
- Teraz twoją instruktorką jest… Sophie. Powiedz mi, co to według
twojego brata znaczy „zdobyć”? – Zapytała unosząc prawą brew do góry.
- Nie jestem pewny. Ale myślę, że najpewniej będzie to „prześpij
się z nią”. – powiedział wzruszając ramionami. Dziewczyna w odpowiedzi tylko
kiwnęła głową i zamyśliła się.
- Twój brat to palant. – odezwała się w końcu Florence wywracając
oczami i wzdychając, a Shannon roześmiał się w głos. – Chociaż w sumie… -
niebieskowłosa zamyśliła się na chwilę po czym na jej twarzy pojawił się wredny
uśmiech. – Mam pomysł na ulepszenie naszego planu.
- Mhm… - Shannon zmrużył oczy i uśmiechnął się równie podstępnie
jak dziewczyna – Zamieniam się w słuch…
- Mówiłeś, że Jay jest bardzo pewny siebie jeżeli chodzi o
dziewczyny tak? – zaczęła spokojnie dziewczyna na co Shannon skinął głową. – I
pewnie też sądzi, że jeżeli ty poderwiesz jakąś laskę to on da radę ci ją odbić,
prawda? – zapytała wzdychając. Dziewczyna była cwana. Nawet nie znała Jareda, a
tak szybko potrafiła odgadnąć niektóre jego zachowania tylko na podstawie tego,
co powiedział jej starszy z braci.
- Tak jest. – potwierdził mężczyzna siedzący naprzeciwko niej.
- Okej. Jestem pewna, że na pewno polubiłbyś Sophie, ale w ramach
ulepszenia naszego planu konieczna jest zmiana. – Powiedziała Florence poważnym
tonem. „Na pewno polubiłbyś Sophie”. Och taaak, z pewnością… - Zaraz zadzwonię
do Nicka, kierownika stajni i pozamieniam wszystko. Na którą byłeś dziś
umówiony na lekcję jazdy?
- Na trzynastą. – odpowiedział jej Shannon zastanawiając się do
czego pije Florence, chociaż częściowo już się domyślał. Dziewczyna w
międzyczasie zdążyła napisać kilka sms’ów i wykonać telefon.
- Dobra – odezwała się po kilku minutach – Wszystko załatwione. O
trzynastej spotykamy się w stajni i od teraz to ja prowadzę twoje jazdy. –
Oznajmiła z uśmiechem. – I zamiast
Sophie, będziesz próbował „zdobyć” mnie. – powiedziała, przy słowie „zdobyć”
zaznaczając w powietrzu palcami cudzysłów.
- Hmm… A co, masz ochotę zostać „zdobytą” przez Shannona Leto? –
zapytał mężczyzna poruszając znacząco brwiami i uśmiechając się perwersyjnie.
Dziewczyna tylko wywróciła oczami po czym kontynuowała planowanie.
- Twój braciszek musi uwierzyć, że próbujesz mnie poderwać. Na
dzisiejszą jazdę przyprowadź go do stajni. Użyj jakiegoś z tych waszych
lamerskich, męskich tekstów typu… no nie
wiem…
- „Choć ze mną, zobaczysz jak przegrywasz zakład” ? – dokończył za
nią Shannon z uśmiechem na ustach.
- Dokładnie – odpowiedziała Flo.
- Serio? Według ciebie to jest lamerskie?
– zapytał rozbawiony Shann
- Kochany, to jest nawet BARDZIEJ niż „lamerskie”. – powiedziała z
politowaniem – Ale faceci postrzegają to inaczej więc zostawmy ten temat w
spokoju. – ucięła ten temat i kontynuowała poprzedni: - No więc przyprowadzisz
go ze sobą i tam odegramy jakąś scenkę standardowego podrywu w twoim wykonaniu.
Kilka znaczących spojrzeń rzuconych na różne części ciała, dwuznaczne teksty i tak dalej… - wyliczała na
palcach różne punkty „podrywu”. Shannon zaczął się śmiać.
- Według ciebie działam aż tak schematycznie? – zapytał brunet z
politowaniem. Dziewczyna skrzywiła się.
- A co niby nie? Nie rzucasz dwuznacznych tekstów? Proszę cię,
nawet teraz to robisz… - Shannon uśmiechnął się lekko.
- Z tą różnicą droga Florence – bez urazy oczywiście – że ja teraz
nie próbuję cię poderwać. – powiedział niskim tonem przybliżając się do twarzy
Flo i patrząc prosto w oczy. Dziewczyna na chwilę znieruchomiała, nie wiedziała
za bardzo co on zamierza zrobić. Shannon kontynuował – Dwuznaczne teksty to
jest u mnie codzienność i na nikim nie robi to zbytniego wrażenia. Tym bardziej
nie używałbym ich do zaimponowania kobiecie. – kiedy mówił jego ton wciąż był
niski i przyciszony, a twarz wciąż przybliżał w stronę Florence. Dziewczyna
nieruchomo siedziała, jak spetryfikowana, obserwując jak odległość między
brązowymi tęczówkami Shannona, a jej niebieskimi stopniowo się zmniejsza. –
Widzisz, bardziej niż słów… – teraz dzieliło ich już tylko kilka centymetrów.
Shannon powoli przeniósł spojrzenie na usta kobiety, gdzie zatrzymało się na
chwilę, a potem znów wrócił do oczu. Lekko przygryzł swoją wargę i powoli
zbliżył się do dziewczyny i wyszeptał jej prosto do ucha muskając je ustami –
Bardziej niż słów, wolę używać gestów… - zakończył zdanie i szybkim ruchem jak
gdyby nigdy nic powrócił do swojej poprzedniej pozycji. Siedział wygodnie na
krześle odchylony do tyłu i patrzył jak Florence stopniowo powraca do poprzedniego
stanu. Dziewczyna nie bardzo wiedziała co to było. To coś przed chwilą. Chwilę
zajęło jej powrócenie do poprzedniego stanu. Shannon swoim zachowaniem
spowodował lekkie zamroczenie myśli w jej głowie. Zrobił to specjalnie. To było
dziwne, ponieważ Shannon wcale nie pociągał jej. To znaczy oczywiście, był
przystojny, ale to nie był jeden z tych mężczyzn, na których „miałaby ochotę”.
Ale kiedy się przysunął, była pewna, że gdyby posunął się dalej w swoich
działaniach mogłoby się to skończyć… Dość ciekawie… Kiedy się od niej odsunął,
Flo zacisnęła usta w cynicznym uśmiechu i podniosła wzrok na bruneta, który
najwyraźniej bardzo zadowolony z siebie przyglądał się jej.
- I jak bardzo lamerskie według ciebie to było Flo? - zapytał
śmiejąc się.
- Baaaaaardzo lamerskie Shanny. Słabizna. – powiedziała kierując
swój kciuk w dół jakby oceniała jakiś kiepski występ.
- Serio? Hmm… To zabawne, że takie lamerstwo, aż tak bardzo na
ciebie wpływa kochana… - powiedział jakby smutnym tonem. Flo zmieszała się
lekko.
- Słucham? Wcale to na mnie nie wpłynęło… - prychnęła wywracając
oczami.
- Ach, więc przez cały czas masz gęsią skórkę na karku, pół
przymknięte oczy, a oddech taki płytki i przyspieszony? – zapytał na co
dziewczyna tylko odwróciła wzrok z powrotem na obraz konia na ścianie.
- Dużo zauważyłeś jak na taką krótką chwilkę… - powiedziała niby
od niechcenia wciąż na niego nie patrząc. Shannon zaśmiał się cicho. –
Spostrzegawczy ze mnie chłopak. – odpowiedział, a dziewczyna tylko prychnęła. - Nie przejmuj się, męska linia rodu Leto tak
wpływa na kobiety… - powiedział znów poruszając brwiami i Florence nie
potrafiła dłużej utrzymać poważnego wyrazu twarzy. Zaczęła się śmiać razem z
nim. Resztę czasu spędzili na dopracowywaniu szczegółów planu.
W końcu wyszli razem z kawiarni i ruszyli w stronę parkingu. Kiedy
doszli do Maleństwa Shannona Florence zatrzymała się jak wryta i szeroko
otwartymi oczami wpatrywała się w stojącą przed nią maszynę.
- To… jest twoje? – zapytała
zaczynając obchodzić motocykl dookoła. Shannon lekko zdziwiony, ale dumny, że
jego maleństwo wywiera takie wrażenie skinął głową. Flo oglądała je ze
wszystkich stron. – O bracie! Ładnie, ładnie! – powiedziała z podziwem w końcu
stając obok Shannona. Zdziwiony mężczyzna spojrzał na dziewczynę.
- Jeździsz? – zapytał nie
kryjąc radości i podekscytowania. Dziewczyna prychnęła.
- Jasne, że tak. Kocham żywe
konie, ale do tych mechanicznym również żywię duuuże uczucia… Choć ze mną. –
Powiedziała i ruszyła na drugą stronę parkingu. Shannon od razu pobiegł za nią.
W końcu gdy oboje się zatrzymali
Florence wskazała ręką przed siebie. – To jest Barty. – powiedziała z
uśmiechem. – Barty
Crouch gwoli ścisłości.
Na twarzy Shannona najpierw pojawił się szok, ale stopniowo
przekształcił się on w szeroki uśmiech. Mężczyzna zaśmiał się z
niedowierzaniem.
- Dziewczyno jesteś jak jakaś… damska wersja mnie… - Oboje na to
stwierdzenie zanieśli się śmiechem.
- To co powiesz jeszcze na małą rundkę po mieście? – zapytała
dziewczyna zakładając kask na głowę. Shannon przybrał cwaniacki uśmiech.
- Tylko nie zostań w tyle mała… - powiedział i ruszył w stronę
maleństwa. Po chwili usłyszał już odgłos silnika Barty’ego. – Mmm… muzyka. –
powiedział sam do siebie. Chwilę później z piskiem opon ruszył ulicą, a za nim
Florence.
***
Tomo stał w środku domu z
dziwnym wyrazem twarzy patrząc na dwójkę ściskających się ludzi stojących w
przejściu. Postanowił, że pójdzie do lodówki po piwo i odprowadzi dziewczynę. W
końcu odezwał się Shannon.
- Eemm… Sophie? – dziewczyna
powoli podniosła wydostała się z jego ramion próbując zachować resztki
godności.
- Och. Eee… Cześć. No to ten…
No to pa. – powiedziała szybko i spróbowała przemknąć obok Shannona na
zewnątrz. Jednak nie zdążyła, bo w ostatniej chwili mężczyzna chwycił ją za
rękę tak, że w wyniku szybkiego tempa, z którym ruszyła na zewnątrz powróciła w
ramiona bruneta jak wystrzelona z procy. Shann jednak szybko znów postawił
skołowaną kobietę na nogi i spojrzał jej w oczy marszcząc czoło.
- Jesteś pijana? – zapytał
wciąż przyglądając się blondynce. Ona jednak w odpowiedzi tylko odwróciła
głowę. – Sophie? – znów odezwał się Shannon próbując złapać dziewczynę
delikatnie za brodę i skierować jej twarz na siebie. Kiedy tylko jego dłoń
dotknęła twarzy Sophie, dziewczyna z prędkością światła wykonała gwałtowny gest
odrzucając rękę mężczyzny ze swojej twarzy, a drugą wyrywając z uścisku.
- Nie dotykaj mnie! – krzyknęła
na zdziwionego faceta. Popatrzyła na niego i znieruchomiała. Przyglądały jej
się te brązowe oczy. Te, w które kiedyś tak uwielbiała patrzeć. Nie widziała
ich z tak bliska przez cztery lata, a teraz znowu ma je przed nosem. Oczy te
patrzyły na nią z pozoru bez żadnych większych emocji, ale gdy Sophie spojrzała
głębiej dostrzegła błysk troski. Te brązowe oczy, w które kiedyś patrzyła z tak
wielką miłością… Dziś patrzyła w nie z jeszcze większą nienawiścią. Teraz
chciała jak najszybciej się stamtąd ulotnić. Przestać wpatrywać się w ten
głęboki brąz. Miała ochotę nawet umrzeć, byle tylko te oczy przestały na nią
patrzeć. – Tylko dlatego, że nie nabluzgałam na ciebie w pierwszej sekundzie
gdy cię tu zobaczyłam nie znaczy, że mam ochotę z tobą rozmawiać. Nic ci do
tego czy jestem pijana! Mogę być nawet naćpana a tobie nic kurwa do tego! –
Zakończyła pełnym nienawiści głosem, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę
domu. Wciąż zmieszany Zwierzak spojrzał na Tomo stojącego z dwoma butelkami
piwa.
- Tomo, ona jest pijana? –
zapytał z dziwną miną.
- Czy ja wiem… Żeby od razu
pijana… Po prostu wypiła kawę po irlandzku z podwójną whisky i trochę jej się w
głowie zakręciło. – powiedział Chorwat wzruszając ramionami, wymijając Shannona
i biegnąc za dziewczyną. Perkusista jeszcze przez chwilę patrzył na oddalającą
się dziewczynę. Kiedy Tomo w końcu ją dogonił od razu otoczył ją ramieniem. W
pierwszej chwili dziewczyna odrzuciła gest, ale po chwili zaprzestała prób
ucieczki i grzecznie pozwoliła Chorwatowi eskortować się do domu. Shanimal
wzdychając zamknął drzwi i odwrócił się w drugą stronę w celu przejścia do
salonu. Kiedy podniósł głowę zauważył stojącego na schodach Jareda z zamyśloną
miną.
- Rozumiem, że widziałeś całą
scenkę? – zapytał młodszego brata. Ten tylko skinął głową nawet na niego nie patrząc,
wciąż tonął we własnych myślach. Shannonowi za to przyszło do głowy, że to
dobry moment na rozmowę. – W sumie to dobrze, że tu jesteś, bo chciałem
pogadać. - powiedział prostując się i splatając ręce na klatce piersiowej.
Jared wyraźnie wyrwał się z zamyślenia. Przez jego twarz przemknął lekki cień
niepewności, ale po chwili ustąpił miejsca lekkiemu, „szczeremu” uśmiechowi. –
Mam kilka pytań co do naszego zakładu. – powiedział Shannon ruszając do salonu i
kiwając głową na Jareda, aby poszedł za nim. Mężczyzna ze sleepy pomegranate
mohawk’iem zszedł powoli ze schodów i ruszył za bratem, który zdążył się już
wygodnie usadowić na kanapie. Jared zajął fotel po jego lewej stronie.
- No więc cóż jest dla ciebie
niejasne Shannonku? – zaczął Jared miłym tonem na co „Shannonek” podniósł jedną
brew.
- Tylko kilka technicznych
szczegółów… - powiedział lekceważąco machając ręką. – Po prostu sprecyzuj, co
dokładnie w tym zakładzie dla ciebie oznaczają terminy „zdobyć kobietę” i
„nauczyć się jeździć konno”. – Jay zamyślił się na chwilę. Na twarzy widniał
jak zwykle stoicki spokój, ale w środku miał dużo wątpliwości i obaw. Tak
naprawdę od wczorajszego wieczora zaczął się martwić o własny tyłek. Wyciął
bratu numer z Sophie, a on nawet o tym nie wspomniał. Zero tak bardzo
charakterystycznego dla Shannona okazywania swojej złości, krzyczenia czy
chociażby grożenia. Nic. Kompletnie. Już wolałby dostać szybkiego „strzała” w
twarz. Pobolało by przez chwilę i byłoby po sprawie. A tak Shannon coś
kombinował i nie mogło to być nic dobrego. Ta cisza z jego strony zasiała
ziarno niepewności i niewiedzy w głowie Jareda. A głowa Jareda nie lubi
niewiedzy. Głowa Jareda zawsze musi wiedzieć wszystko co się dzieje wokół.
Gdyby nie wiedziała to nie byłaby głową Jareda, tylko „głową jakiegoś
niedoinformowanego gościa”.
– Hmm… Tym razem niech będzie,
zero podchwytliwości. Za „zdobytą” instruktorkę jazdy uznam taką, która się z
tobą prześpi. – powiedział patrząc gdzieś w sufit. – A co do punktu drugiego…
Powiedzmy, że jeżeli będziesz gotowy pojechać ze mną na koniach do lasu i nie
zaliczyć gleby, to zadanie będzie zaliczone. – Shannon skinął głową i zaczął
podnosić się z kanapy. W dalszym ciągu nie wspominając nic o jeździe z Sophie,
czym doprowadzał Jareda do szału. Skoro nie chce nic mówić, to Jay postanowił
więc zadziałać sam. – Już sobie idziesz? – powiedział smutnym tonem. Shannon w
połowie drogi do drzwi odwrócił się powoli ze skonsternowanym wyrazem twarzy.
„A temu o co chodzi?” pomyślał i ruszył z powrotem w stronę kanapy zapadając
się w nią i patrząc wyczekująco na brata.
- A co? Stęskniłeś się za
rozmową ze starszym braciszkiem?
- Ach. Nie masz pojęcia jak
bardzo! – Odpowiedział Jared kładąc rękę na sercu i kręcąc głową ze wzruszenia.
Gest trwał przez chwilę, a potem został gwałtownie urwany, na rzecz chamskiego
uśmiechu wypływającego na twarz Jareda. Shannon wciąż utrzymywał „Poker
Face’a”. – Po prostu ciekawi mnie, kiedy zaczynasz gotowanie w związku z
przegranym zakładem. Jak tam twoja pierwsza lekcja jazdy? – zapytał Jay
rozsiadając się wygodnie w fotelu wciąż
z chamskim uśmieszkiem. Shannon miał ochotę wstać i przywalić bratu, ale
powodzenie zemsty wymagało od niego spokoju, więc zaczął udawać „standardowego
siebie”. Uśmiechnął się szeroko i zaczął opowiadać:
- Och, świetnie bracie! Konie
to jednak mają w sobie coś niesamowitego… - powiedział na chwilę się
zamyślając. To akurat była prawda. Brunet przypomniał sobie brązowe oczy
Chesnut’a. – Patrzyłeś kiedyś w końskie oczy? Coś pięknego! Tyle szczegółów… A
jeżeli chodzi o samą jazdę, to właściwie żałuję, że nie zacząłem jeździć wtedy
z tobą. Całkiem fajna zabawa. To znaczy mój tyłek i krocze dalej odczuwają
lekkie skutki uboczne, ale nie narzekam. – zakończył wywód rozkładając ręce na
boki i lekko się śmiejąc. Jared zaczął odczuwać w żołądku lekkie skurcze
złości. „Czemu ten idiota jest taki zadowolony?! Miał się wkurwić!”
- A jak pani instruktor
przypadła ci gustu? – zapytał Jay nadal grając cwaniaka. Jakież było jego
zdziwienie gdy zobaczył reakcję brata! Shannon uśmiechnął się szeroko.
- Właściwie to był całkiem miły
zbieg okoliczności, bo okazało się, że to Soph prowadzi moją lekcję. To znaczy,
ja się ucieszyłem, bo dawno jej nie widziałem, ale ona niekoniecznie. Chyba
wciąż boli ją tamto rozstanie… – powiedział, a kończąc pozwolił uśmiechowi
zniknąć. – W każdym razie teraz mam nową instruktorkę. – Jared gotował się już
od środka widząc jak bardzo spływa po Shannonie spotkanie z byłą dziewczyną.
„To nie miało być tak!” krzyczał w głowie Jareda jego wewnętrzny głos,
prawdopodobnie mający na imię Bart Cubbins. Jednak usłyszawszy wzmiankę o
zmianie instruktorki Bart głośno zapukał od środka w czaszkę Jareda, który żywo
podniósł spojrzenie z muchy siedzącej na jego bucie, na swojego brata.
- Słucham? – zapytał próbując
wykorzystać sytuację. – Ale jak to „mam nową instruktorkę”? – zapytał rysując w
powietrzu cudzysłów. – Stary, tak nie można. W zakładzie nie było żadnych
wzmianek o tym, że możesz sobie zmienić cel… - powiedział Jay wstając i
podchodząc do brata. W czaszce Jareda mały Bart tańczył „happy dance”, że coś w
końcu zadziałało na korzyść młodszego Leto. Shannon siedział przez chwilę cicho
po czym podniósł się z kanapy i skierował do wyjścia. W ostatniej chwili
odwrócił się do brata.
- Ale nikt nie powiedział, że
NIE mogę. – odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem. – Z reszta, dwie rzeczy
Jared. A: To nie ja o tym zdecydowałem. Ustalili to odgórnie w stajni.
Podejrzewam, że kochana Soph maczała w tym palce. Oraz B: Nowa pani jest o
wiele bardziej seksowna niż Sophie… - powiedział przyjmując wyraz twarzy pod
tytułem ‘If you know what I mean”. Jared siedział sztywno na fotelu z otwartymi
ustami i ściągniętymi brwiami. – W sumie wiesz co? Możesz iść tam dziś ze mną.
Widziałem się z panią instruktor dziś rano, kiedy byłem w stajni umówić się na
jazdę i jestem pewny, że długo mi nie zajmie zaliczenie pierwszej fazy zakładu…
- powiedział pewnym siebie tonem. Jared zastanowił się przez chwilę. Bart w
jego głowie rozważał wszystkie „za” i „przeciw”, aż w końcu kolejny szatański
plan narodził się w główce pokrytej cyklamenowymi włosami. A może by tak
utrudnić Shannonowi nawiązywanie nowej znajomości?
- W sumie i tak nie mam nic do
roboty. – powiedział Jay wzruszając ramionami.
- Okej, za pół godziny
wychodzimy. – powiedział mu Shan patrząc na zegarek na lewej ręce i ruszając w
stronę swojego pokoju żeby się przebrać. Gdy był już na górze sięgnął po
telefon i napisał wiadomość do Florence.
„Operacja „POMEGRANATE TEARS” w toku. Status fazy pierwszej: ZAKOŃCZONA.
Przewidywany czas rozpoczęcia fazy drugiej: Godzina trzynasta.”
Po chwili dostał odpowiedź:
„Przyjęłam Agencie
Shanimal. Bez odbioru.”
- Oj bracie, pożałujesz tego… -
powiedział mężczyzna kierując się w stronę łazienki.
***
- Sophie zaczekaj! Sophie! –
krzyczał Tomo biegnąc za dziewczyną, a w rękach trzymając dwa Desperadosy.
Kiedy w końcu ją dogonił, zobaczył, że po policzkach dziewczyny spływają łzy. –
Hej mała, co się stało? – zapytał cicho idąc obok dziewczyny. Nie uzyskał
odpowiedzi. Tylko więcej łez. Od razu objął ją ramieniem. Sophie odrzuciła je
gwałtownym ruchem próbując opanować łzy. – No już, wystarczy. Nie zgrywaj
twardzielki, choć tutaj. - powiedział Tomo tym razem przytulając ją mocniej.
Dziewczyna pozwoliła się podtrzymać, a łzy ciekły coraz bardziej. W kocu doszli
do domu. Sophie otworzyła drzwi wpuszczając do środka Tomo oraz Syriusza, który
od razu powędrował na swoje posłanie w kącie korytarza. Blondynka natomiast
usiadła na kanapie podciągając kolana pod brodę. Tomo zamknął drzwi i ruszył w
stronę sofy. Na stoliku przed sobą postawił piwa i usiadł obok Sophie, która z
kamienną twarzą pozwalała słonym kroplom rozmywać jej tusz do rzęs i zostawiać
na policzkach czarne smugi. W końcu przeniosła swój wzrok ze ściany na
mężczyznę siedzącego obok niej.
- Po co tu przyszedłeś? –
Zapytała cichym głosem wypranym z emocji. Tomo tylko wywrócił oczami.
- Czy to nie oczywiste? –
zapytał. Dziewczyna wzruszyła ramionami – Nie chciałem żebyś po drodze gdzieś
po pijaku wylądowała w rowie. – Powiedział usadawiając się wygodniej na kanapie
i wyciągając rękę w stronę płaczącej Sophie. – No już choć tutaj. – po krótkiej
„walce” na spojrzenia dziewczyna uległa i oparła się o Chorwata. Przez te
cztery lata zapomniała, że to przecież on często pomagał jej kiedy przechodziła
jakieś trudne chwile, czy kiedy pokłóciła się z Shannonem i chciała rozwalać
wszystkich, którzy próbowali z nią rozmawiać. Każdy dawał sobie wtedy spokój,
ale Tomo podczas jednej z takich scen nie poddał się.
***
- Spierdalaj! – krzyknęła
Sophie w stronę czarnowłosego i brodatego mężczyzny stojącego w drzwiach jej
pokoju. – Nie mam ochoty z nikim rozmawiać! Nic mi nie jest! Wszystko gra,
jasne?! – krzyczała dalej, ale brodacz wciąż stał niewzruszony. – Idź sobie
Tomo! Między Shannonem i mną jest dobrze! – krzyknęła po raz kolejny, ale
trochę załamał jej się głos. Chorwat od razu to wyłapał.
- Czyżby? – zapytał spokojnie
dalej opierając się o drzwi.
- Tak kurwa! Możesz sobie iść!!
– Ale Tomo stał dalej słuchając tyrady dziewczyny jak to wszystko jest w
porządku. W końcu podeszła do niego i praktycznie wykrzyczała mu w twarz – No i
na co ty niby czekasz co?
- Aż się łaskawie uspokoisz i
opowiesz co się stało żebym mógł ci pomóc. – powiedział spokojnym tonem. Sophie
na chwilę znieruchomiała po czym ciężko oddychając ze wściekłości ruszyła na
druga stronę pokoju.
- No to się kurwa nie
doczekasz! – krzyknęła łapiąc leżącą pod ręką tubkę z kremem do rąk i rzucając
nią w Tomislava. Zdziwiony mężczyzna szybko zrobił unik. Ale chwilę później w
jego stronę mknął już pluszowy miś. Złapał go w locie i odrzucił na bok. Sophie
stała obok półki z pluszakami i rzucała nimi w Tomo wykrzykując, żeby wynosił
się z jej pokoju. W końcu zdesperowana złapała poduszkę i podeszła do niego
wrzeszcząc przez łzy i próbując znokautować go trzymaną w rękach poduszką. – Ty
wredny! Mały! Nachalny! Długowłosy! Chorwacki! Gitarzysto! – krzyczała z każdym
słowem wymierzając cios poduszką. – Pieprzona! Królowo! Chorwacji! - Tomo robił
uniki, ale w końcu stracił cierpliwość i złapał za poduszkę. Dziewczyna
próbowała wyrwać mu ją z rąk ciągnąc w swoją stronę. Tomo robił to samo. W
wyniku szarpaniny chwilę później poduszką pękła na pół, pokój pokrył się
pierzem, a zapłakana Sophie z impetem wylądowała w ramionach Tomislava zanosząc
się płaczem.
- No już, dobra Sophie. –
powiedział do niej Tomo uspokajającym tonem po czym posadził na kanapie w
pokoju i czekał, aż łzy ustaną. Kiedy dziewczyna w końcu była zdolna do
racjonalnego myślenia rozejrzała się po pokoju. Wyglądał jakby przeszedł przez
niego huragan. Wszędzie porozrzucane były maskotki i pluszaki, które zespół
czasami dostawał od Echelonu, a podłoga pokryta była pierzem z poduszki. Po
obejrzeniu całego bałaganu przeniosła swój wzrok na siedzącego obok niej także
nieco pokrytego pierzem Tomo i zrobiła skruszoną minę.
- Przepraszam… - powiedziała
kładąc mu rękę na plecach. Mężczyzna uśmiechnął się i odwzajemnił gest.
- To było w sumie ciekawe doświadczenie…
Jeszcze nigdy nie zostałem pobity poduszką przez kobietę w furii… - powiedział
kręcąc głową co wywołało lekki uśmiech na twarzy Sophie. – To jak, teraz mi
powiesz co się stało, że wszystkich chcesz roznieść? – zapytał. Sophie kiwnęła
twierdząco głową, wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać zdarzenie, które
doprowadziło ja do takiego stanu.
***
Ta „bitwa” tak naprawdę bardzo
zbliżyła do siebie tą dwójkę. Tomo zawsze wiedział co jej poradzić w trudnych
chwilach. Znali się dobrze i Tomo często potrafił wytłumaczyć Sophie różne
zachowania Shannona. Niby Jared był jego bratem i też go znał, ale nie potrafił
jej uspokoić tak jak udawało się to zawsze Brodaczowi. Ta sytuacja była
podobna. Z tym, że teraz Sophie miała problem. Nie wiedziała co powiedzieć.
Zawsze była szczera z Tomo, ale teraz, mężczyzna nie znał całej prawdy. Z
jednej strony chciała mu powiedzieć, byłoby jej lżej, ale z drugiej strony,
Tomo na pewno nie spodziewałby się takiego zachowania po Shannonie i może się
to odbić na współpracy zespołu.
Mężczyzna nie odzywał się. Tak
jak kiedyś, po prostu czekał, aż Sophie sama dojdzie do wniosku, że może zacząć
mówić. W końcu po pięciu minutach kompletnej ciszy odezwała się.
- Ty wiesz, że nie mówię
wszystkiego prawda? – zapytała patrząc na Tomo. Czy wiedział? Oczywiście, że
tak. Ale czekał, aż Sophie sama postanowi powiedzieć mu prawdę. W odpowiedzi
skinął głową. – Chciałabym powiedzieć ci prawdę, ale się boję. – W odpowiedzi
pokiwał głową ze zrozumieniem dając jej znać, że nie nalega na nic. Nie miał
pojęcia o co jej chodziło, ale dociekanie prawdy za wszelką cenę nie
przyniosłoby mu nic dobrego, więc po raz kolejny postanowił po prostu poczekać.
– Okej. Posłuchaj mnie. Ten płacz tutaj – to była chwila słabości. Więcej tego
nie będzie. – powiedziała stanowczym tonem. – Dlaczego płakałam? Bo nienawidzę
Shannona. Dlaczego go nienawidzę? Wolałabym, żeby to zostało pomiędzy mną, a
tym kretynem. – powiedziała już spokojnie patrząc na reakcję Tomo. Ten tylko
siedział i czekał na ciąg dalszy. – To, czemu się rozstaliśmy, to dłuższa
historia, ale ten rozdział jest już zamknięty. Nie chcę o tym mówić. Nie chcę
cię obarczać tą popieprzoną historią. – Dodała znów przyjmując ostry ton.
- Sophie, to nie jest
„obarczanie”. Od tego są przyjaciele, żeby sobie pomagać. Jeżeli nie chcesz, to
nie mów, ale jeżeli ma ci to pomóc, to opowiadaj. – powiedział patrząc na
dziewczynę lekko zirytowany. Jakie obarczanie?
- Tomo to nie jest takie
proste. Jeżeli dostajesz nowe informacje na temat ludzi, których już znasz, to
twoje spojrzenie na nich i stosunek mogą się diametralnie zmienić, a ja tego
nie chcę. – próbowała wytłumaczyć. – Zdaję sobie sprawę, że już teraz ci
namieszałam w głowie w ogóle rozpoczynając ten wątek, ale najlepiej będzie jak
o tym po prostu zapomnisz. Tej rozmowy nie było. Bo ja nie zamierzam już więcej
płakać. – powiedziała stanowczo po czym podniosła się do góry i z uśmiechem
złapała za piwo. Zwróciła się do wciąż siedzącego na kanapie Tomislava – Piwo
samo się nie wypije… Królowo Chorwacji… - powiedziała i poszła do pomieszczenia
obok. Zdziwiony i jednocześnie rozbawiony Tomo też podniósł się na nogi i
ruszył za dziewczyną do kuchni. „Cała Sophie” pomyślał i pokręcił głową.
***
Bry wieczór proszę państwa :)
W koooońcu weekend mamy :D Jak Wam mija wieczór? Ja mam zamiar właśnie obejrzeć nowy odcinek Supernaturala (finally!).
Co do rozdziału... Mamy więcej Tomo :D Mam nadzieję, że się spodoba :)
Byłabym wdzięczna za zostawienie opinii- jak zawsze z resztą :)
Miłego wieczoru ;D
Sleep tight!
Yello :) Od razu zacznę, że bardzo, ale to bardzo podoba mi się dalszy rozwój planu zemsty Shannona i Flo. Ciekawie to rozegrałaś i czekam teraz na realizację diabelskiego planu! :D Jaredzik dostanie nauczkę, a Flo już trochę poznała się na nim więc podejrzewam, że odbicie Flo Shannonowi, nie pójdzie zbyt łatwo :)Tomo+Sophi mistrzostwo, aż pozazdrościłam jej takiego przyjaciela, ale Tomislav jest już taki kochany! <3
OdpowiedzUsuń"Ta cisza z jego strony zasiała ziarno niepewności i niewiedzy w głowie Jareda. A głowa Jareda nie lubi niewiedzy. Głowa Jareda zawsze musi wiedzieć wszystko co się dzieje wokół. Gdyby nie wiedziała to nie byłaby głową Jareda, tylko „głową jakiegoś niedoinformowanego gościa”." boskie! Wgl rozwaliło mnie to i cały opis co się dzieje w główce Jareda :)
Czekam z niecierpliwością na rozwój akcji! ;)Pa :*
(chyba dłuższy niż ostatnio, fajnie)
czekam czekam czekam... ale zresztą ty to już wiesz ;) świetnie piszesz, aż Ci zazdroszczę talentu xd
OdpowiedzUsuń