piątek, 5 października 2012

Rozdział 9

Your eyes, your eyes… I can see it in your eyes, yours eyes.
Everything in your eyes, your eyes…

Shannon zaparkował swoje Maleństwo i ruszył w stronę niewielkiego budynku o granatowych ścianach z przeszklonymi drzwiami, na którym wisiał wielki, jaskrawo-żółty transparent „Vilano”. W środku było kilka okrągłych stolików, dwu i trzyosobowych. Ściany miały kolor pastelowego turkusu, w rogach namalowane były różne czarne wzory, które były wręcz definicją określenia „esy i floresy”. Oprócz czarnych zdobień na każdej ze ścian wisiało po trzy obrazy. Wszystkie były wykonane tuszem kreślarskim co nadawało temu miejscu dość nietypowy klimat. Lokal był stosunkowo niewielkich rozmiarów, ale odpowiednie umeblowanie i obecność luster sprawiały wrażenie przestronności. Pomieszczenie było kwadratowe, na środku, w nieco mniejszym, obudowanym kwadracie znajdowała się lada i jednocześnie miejsce przygotowania wszystkich koktajli, kaw i deserów oferowanych przez kawiarnię.
Shannon przebiegł wzrokiem po wszystkich stolikach i w końcu przy jednym, ustawionym w rogu pomiędzy oknem, a ścianą dostrzegł niebieskie włosy. Ich właścicielka wpatrywała się ze skupieniem w obraz z koniem zawieszony na przeciwległej ścianie. Mężczyzna dostrzegłszy dziewczynę ruszył z uśmiechem w jej stronę. Niedługo potem Shan i Florence toczyli miłą konwersację przy muffinkach czekoladowych i macchiato.
- To est boske! – wydusił Shannon z buzią pełną czekoladowego ciastka. – Genialne. Jedyne muffiny, które przebijają te tutaj, to Muffiny a’la Crazy Mofo. – dodał kiedy przełknął kolejny kęs. Dziewczyna w odpowiedzi uniosła brwi.
- „Muffiny a’la Crazy Mofo”? To znaczy jakie?
- Ciii!!! – Shannon natychmiast uciszył dziewczynę po czym pochylił się w jej stronę i powiedział konspiracyjnym szeptem: - To tajemnica. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że receptura tych muffinek jest chroniona lepiej niż dane NASA. – Mówił to śmiertelnie poważnie patrząc prosto w niebieskie oczy Flo. Dziewczyna Ze skonsternowaną miną patrzyła na swojego kumpla po czym oboje wybuchnęli śmiechem.
- Okej… dość… Jesteś… nienormalny… - wykrztusiła z siebie Florence tłumiąc kolejne salwy śmiechu. Tak naprawdę ta dwójka rozmawiała ze sobą po raz drugi w życiu, a czuli się w swoim towarzystwie jak starzy przyjaciele. Kiedy z talerza mężczyzny zniknęły już wszystkie babeczki dziewczyna podjęła nowy temat.
- Dobra Shannon. Trzeba omówić plan zemsty. – zaczęła przyjmując pozę zawodowego polityka. Wyprostowane plecy, ręce na stole, pewny siebie ton i odważne spojrzenie. Shannon tylko usadowił się wygodniej na swoim krześle. – Mógłbyś mi dokładniej opowiedzieć ten wasz zakład? – zapytała dziewczyna. No tak. Teraz jak jej to wytłumaczyć? Przecież nie powie jej o Sophie… A może powie?
- No więc mam nadzieję, że nie urazi cię to za bardzo. Zrozum – my faceci już tacy prostaccy jesteśmy. – Shan wolał się najpierw „ubezpieczyć”, bo w sumie ten zakład mógł zabrzmieć… dość chamsko… - No więc mój brat rzucił mi wyzwanie, że nie nauczę się jeździć konno. Oczywiście go wyśmiałem i powiedziałem, że to będzie banalne, więc Jay dorzucił jeszcze jeden podpunkt… - Nastała chwila ciszy. Florence rzuciła Shannonowi ponaglające spojrzenie. – ten podpunkt mówi, że mam „zdobyć” moją instruktorkę jazdy… - Dziewczyna uniosła brwi, ale nic nie powiedziała. Shannon czekał na jakąś reakcję z jej strony, ale jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. W końcu odezwała się:
- Teraz twoją instruktorką jest… Sophie. Powiedz mi, co to według twojego brata znaczy „zdobyć”? – Zapytała unosząc prawą brew do góry.
- Nie jestem pewny. Ale myślę, że najpewniej będzie to „prześpij się z nią”. – powiedział wzruszając ramionami. Dziewczyna w odpowiedzi tylko kiwnęła głową i zamyśliła się.
- Twój brat to palant. – odezwała się w końcu Florence wywracając oczami i wzdychając, a Shannon roześmiał się w głos. – Chociaż w sumie… - niebieskowłosa zamyśliła się na chwilę po czym na jej twarzy pojawił się wredny uśmiech. – Mam pomysł na ulepszenie naszego planu.
- Mhm… - Shannon zmrużył oczy i uśmiechnął się równie podstępnie jak dziewczyna – Zamieniam się w słuch…
- Mówiłeś, że Jay jest bardzo pewny siebie jeżeli chodzi o dziewczyny tak? – zaczęła spokojnie dziewczyna na co Shannon skinął głową. – I pewnie też sądzi, że jeżeli ty poderwiesz jakąś laskę to on da radę ci ją odbić, prawda? – zapytała wzdychając. Dziewczyna była cwana. Nawet nie znała Jareda, a tak szybko potrafiła odgadnąć niektóre jego zachowania tylko na podstawie tego, co powiedział jej starszy z braci.
- Tak jest. – potwierdził mężczyzna siedzący naprzeciwko niej.
- Okej. Jestem pewna, że na pewno polubiłbyś Sophie, ale w ramach ulepszenia naszego planu konieczna jest zmiana. – Powiedziała Florence poważnym tonem. „Na pewno polubiłbyś Sophie”. Och taaak, z pewnością… - Zaraz zadzwonię do Nicka, kierownika stajni i pozamieniam wszystko. Na którą byłeś dziś umówiony na lekcję jazdy?
- Na trzynastą. – odpowiedział jej Shannon zastanawiając się do czego pije Florence, chociaż częściowo już się domyślał. Dziewczyna w międzyczasie zdążyła napisać kilka sms’ów i wykonać telefon.
- Dobra – odezwała się po kilku minutach – Wszystko załatwione. O trzynastej spotykamy się w stajni i od teraz to ja prowadzę twoje jazdy. – Oznajmiła z uśmiechem.  – I zamiast Sophie, będziesz próbował „zdobyć” mnie. – powiedziała, przy słowie „zdobyć” zaznaczając w powietrzu palcami cudzysłów.
- Hmm… A co, masz ochotę zostać „zdobytą” przez Shannona Leto? – zapytał mężczyzna poruszając znacząco brwiami i uśmiechając się perwersyjnie. Dziewczyna tylko wywróciła oczami po czym kontynuowała planowanie.
- Twój braciszek musi uwierzyć, że próbujesz mnie poderwać. Na dzisiejszą jazdę przyprowadź go do stajni. Użyj jakiegoś z tych waszych lamerskich, męskich tekstów typu…  no nie wiem…
- „Choć ze mną, zobaczysz jak przegrywasz zakład” ? – dokończył za nią Shannon z uśmiechem na ustach.
- Dokładnie – odpowiedziała Flo.
- Serio? Według ciebie to jest lamerskie? – zapytał rozbawiony Shann
- Kochany, to jest nawet BARDZIEJ niż „lamerskie”. – powiedziała z politowaniem – Ale faceci postrzegają to inaczej więc zostawmy ten temat w spokoju. – ucięła ten temat i kontynuowała poprzedni: - No więc przyprowadzisz go ze sobą i tam odegramy jakąś scenkę standardowego podrywu w twoim wykonaniu. Kilka znaczących spojrzeń rzuconych na różne części ciała,  dwuznaczne teksty i tak dalej… - wyliczała na palcach różne punkty „podrywu”. Shannon zaczął się śmiać.
- Według ciebie działam aż tak schematycznie? – zapytał brunet z politowaniem. Dziewczyna skrzywiła się.
- A co niby nie? Nie rzucasz dwuznacznych tekstów? Proszę cię, nawet teraz to robisz… - Shannon uśmiechnął się lekko.
- Z tą różnicą droga Florence – bez urazy oczywiście – że ja teraz nie próbuję cię poderwać. – powiedział niskim tonem przybliżając się do twarzy Flo i patrząc prosto w oczy. Dziewczyna na chwilę znieruchomiała, nie wiedziała za bardzo co on zamierza zrobić. Shannon kontynuował – Dwuznaczne teksty to jest u mnie codzienność i na nikim nie robi to zbytniego wrażenia. Tym bardziej nie używałbym ich do zaimponowania kobiecie. – kiedy mówił jego ton wciąż był niski i przyciszony, a twarz wciąż przybliżał w stronę Florence. Dziewczyna nieruchomo siedziała, jak spetryfikowana, obserwując jak odległość między brązowymi tęczówkami Shannona, a jej niebieskimi stopniowo się zmniejsza. – Widzisz, bardziej niż słów… – teraz dzieliło ich już tylko kilka centymetrów. Shannon powoli przeniósł spojrzenie na usta kobiety, gdzie zatrzymało się na chwilę, a potem znów wrócił do oczu. Lekko przygryzł swoją wargę i powoli zbliżył się do dziewczyny i wyszeptał jej prosto do ucha muskając je ustami – Bardziej niż słów, wolę używać gestów… - zakończył zdanie i szybkim ruchem jak gdyby nigdy nic powrócił do swojej poprzedniej pozycji. Siedział wygodnie na krześle odchylony do tyłu i patrzył jak Florence stopniowo powraca do poprzedniego stanu. Dziewczyna nie bardzo wiedziała co to było. To coś przed chwilą. Chwilę zajęło jej powrócenie do poprzedniego stanu. Shannon swoim zachowaniem spowodował lekkie zamroczenie myśli w jej głowie. Zrobił to specjalnie. To było dziwne, ponieważ Shannon wcale nie pociągał jej. To znaczy oczywiście, był przystojny, ale to nie był jeden z tych mężczyzn, na których „miałaby ochotę”. Ale kiedy się przysunął, była pewna, że gdyby posunął się dalej w swoich działaniach mogłoby się to skończyć… Dość ciekawie… Kiedy się od niej odsunął, Flo zacisnęła usta w cynicznym uśmiechu i podniosła wzrok na bruneta, który najwyraźniej bardzo zadowolony z siebie przyglądał się jej.
- I jak bardzo lamerskie według ciebie to było Flo? - zapytał śmiejąc się.
- Baaaaaardzo lamerskie Shanny. Słabizna. – powiedziała kierując swój kciuk w dół jakby oceniała jakiś kiepski występ.
- Serio? Hmm… To zabawne, że takie lamerstwo, aż tak bardzo na ciebie wpływa kochana… - powiedział jakby smutnym tonem. Flo zmieszała się lekko.
- Słucham? Wcale to na mnie nie wpłynęło… - prychnęła wywracając oczami.
- Ach, więc przez cały czas masz gęsią skórkę na karku, pół przymknięte oczy, a oddech taki płytki i przyspieszony? – zapytał na co dziewczyna tylko odwróciła wzrok z powrotem na obraz konia na ścianie.
- Dużo zauważyłeś jak na taką krótką chwilkę… - powiedziała niby od niechcenia wciąż na niego nie patrząc. Shannon zaśmiał się cicho. – Spostrzegawczy ze mnie chłopak. – odpowiedział, a dziewczyna tylko prychnęła.  - Nie przejmuj się, męska linia rodu Leto tak wpływa na kobiety… - powiedział znów poruszając brwiami i Florence nie potrafiła dłużej utrzymać poważnego wyrazu twarzy. Zaczęła się śmiać razem z nim. Resztę czasu spędzili na dopracowywaniu szczegółów planu.
W końcu wyszli razem z kawiarni i ruszyli w stronę parkingu. Kiedy doszli do Maleństwa Shannona Florence zatrzymała się jak wryta i szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w stojącą przed nią maszynę.
- To… jest twoje? – zapytała zaczynając obchodzić motocykl dookoła. Shannon lekko zdziwiony, ale dumny, że jego maleństwo wywiera takie wrażenie skinął głową. Flo oglądała je ze wszystkich stron. – O bracie! Ładnie, ładnie! – powiedziała z podziwem w końcu stając obok Shannona. Zdziwiony mężczyzna spojrzał na dziewczynę.
- Jeździsz? – zapytał nie kryjąc radości i podekscytowania. Dziewczyna prychnęła.
- Jasne, że tak. Kocham żywe konie, ale do tych mechanicznym również żywię duuuże uczucia… Choć ze mną. – Powiedziała i ruszyła na drugą stronę parkingu. Shannon od razu pobiegł za nią. W końcu gdy oboje się zatrzymali Florence wskazała ręką przed siebie. – To jest Barty. – powiedziała z uśmiechem. – Barty Crouch gwoli ścisłości. 
Na twarzy Shannona najpierw pojawił się szok, ale stopniowo przekształcił się on w szeroki uśmiech. Mężczyzna zaśmiał się z niedowierzaniem.
- Dziewczyno jesteś jak jakaś… damska wersja mnie… - Oboje na to stwierdzenie zanieśli się śmiechem.
- To co powiesz jeszcze na małą rundkę po mieście? – zapytała dziewczyna zakładając kask na głowę. Shannon przybrał cwaniacki uśmiech.
- Tylko nie zostań w tyle mała… - powiedział i ruszył w stronę maleństwa. Po chwili usłyszał już odgłos silnika Barty’ego. – Mmm… muzyka. – powiedział sam do siebie. Chwilę później z piskiem opon ruszył ulicą, a za nim Florence.


***
Tomo stał w środku domu z dziwnym wyrazem twarzy patrząc na dwójkę ściskających się ludzi stojących w przejściu. Postanowił, że pójdzie do lodówki po piwo i odprowadzi dziewczynę. W końcu odezwał się Shannon.
- Eemm… Sophie? – dziewczyna powoli podniosła wydostała się z jego ramion próbując zachować resztki godności.
- Och. Eee… Cześć. No to ten… No to pa. – powiedziała szybko i spróbowała przemknąć obok Shannona na zewnątrz. Jednak nie zdążyła, bo w ostatniej chwili mężczyzna chwycił ją za rękę tak, że w wyniku szybkiego tempa, z którym ruszyła na zewnątrz powróciła w ramiona bruneta jak wystrzelona z procy. Shann jednak szybko znów postawił skołowaną kobietę na nogi i spojrzał jej w oczy marszcząc czoło.
- Jesteś pijana? – zapytał wciąż przyglądając się blondynce. Ona jednak w odpowiedzi tylko odwróciła głowę. – Sophie? – znów odezwał się Shannon próbując złapać dziewczynę delikatnie za brodę i skierować jej twarz na siebie. Kiedy tylko jego dłoń dotknęła twarzy Sophie, dziewczyna z prędkością światła wykonała gwałtowny gest odrzucając rękę mężczyzny ze swojej twarzy, a drugą wyrywając z uścisku.
- Nie dotykaj mnie! – krzyknęła na zdziwionego faceta. Popatrzyła na niego i znieruchomiała. Przyglądały jej się te brązowe oczy. Te, w które kiedyś tak uwielbiała patrzeć. Nie widziała ich z tak bliska przez cztery lata, a teraz znowu ma je przed nosem. Oczy te patrzyły na nią z pozoru bez żadnych większych emocji, ale gdy Sophie spojrzała głębiej dostrzegła błysk troski. Te brązowe oczy, w które kiedyś patrzyła z tak wielką miłością… Dziś patrzyła w nie z jeszcze większą nienawiścią. Teraz chciała jak najszybciej się stamtąd ulotnić. Przestać wpatrywać się w ten głęboki brąz. Miała ochotę nawet umrzeć, byle tylko te oczy przestały na nią patrzeć. – Tylko dlatego, że nie nabluzgałam na ciebie w pierwszej sekundzie gdy cię tu zobaczyłam nie znaczy, że mam ochotę z tobą rozmawiać. Nic ci do tego czy jestem pijana! Mogę być nawet naćpana a tobie nic kurwa do tego! – Zakończyła pełnym nienawiści głosem, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę domu. Wciąż zmieszany Zwierzak spojrzał na Tomo stojącego z dwoma butelkami piwa.
- Tomo, ona jest pijana? – zapytał z dziwną miną.
- Czy ja wiem… Żeby od razu pijana… Po prostu wypiła kawę po irlandzku z podwójną whisky i trochę jej się w głowie zakręciło. – powiedział Chorwat wzruszając ramionami, wymijając Shannona i biegnąc za dziewczyną. Perkusista jeszcze przez chwilę patrzył na oddalającą się dziewczynę. Kiedy Tomo w końcu ją dogonił od razu otoczył ją ramieniem. W pierwszej chwili dziewczyna odrzuciła gest, ale po chwili zaprzestała prób ucieczki i grzecznie pozwoliła Chorwatowi eskortować się do domu. Shanimal wzdychając zamknął drzwi i odwrócił się w drugą stronę w celu przejścia do salonu. Kiedy podniósł głowę zauważył stojącego na schodach Jareda z zamyśloną miną.
- Rozumiem, że widziałeś całą scenkę? – zapytał młodszego brata. Ten tylko skinął głową nawet na niego nie patrząc, wciąż tonął we własnych myślach. Shannonowi za to przyszło do głowy, że to dobry moment na rozmowę. – W sumie to dobrze, że tu jesteś, bo chciałem pogadać. - powiedział prostując się i splatając ręce na klatce piersiowej. Jared wyraźnie wyrwał się z zamyślenia. Przez jego twarz przemknął lekki cień niepewności, ale po chwili ustąpił miejsca lekkiemu, „szczeremu” uśmiechowi. – Mam kilka pytań co do naszego zakładu. – powiedział Shannon ruszając do salonu i kiwając głową na Jareda, aby poszedł za nim. Mężczyzna ze sleepy pomegranate mohawk’iem zszedł powoli ze schodów i ruszył za bratem, który zdążył się już wygodnie usadowić na kanapie. Jared zajął fotel po jego lewej stronie.
- No więc cóż jest dla ciebie niejasne Shannonku? – zaczął Jared miłym tonem na co „Shannonek” podniósł jedną brew.
- Tylko kilka technicznych szczegółów… - powiedział lekceważąco machając ręką. – Po prostu sprecyzuj, co dokładnie w tym zakładzie dla ciebie oznaczają terminy „zdobyć kobietę” i „nauczyć się jeździć konno”. – Jay zamyślił się na chwilę. Na twarzy widniał jak zwykle stoicki spokój, ale w środku miał dużo wątpliwości i obaw. Tak naprawdę od wczorajszego wieczora zaczął się martwić o własny tyłek. Wyciął bratu numer z Sophie, a on nawet o tym nie wspomniał. Zero tak bardzo charakterystycznego dla Shannona okazywania swojej złości, krzyczenia czy chociażby grożenia. Nic. Kompletnie. Już wolałby dostać szybkiego „strzała” w twarz. Pobolało by przez chwilę i byłoby po sprawie. A tak Shannon coś kombinował i nie mogło to być nic dobrego. Ta cisza z jego strony zasiała ziarno niepewności i niewiedzy w głowie Jareda. A głowa Jareda nie lubi niewiedzy. Głowa Jareda zawsze musi wiedzieć wszystko co się dzieje wokół. Gdyby nie wiedziała to nie byłaby głową Jareda, tylko „głową jakiegoś niedoinformowanego gościa”.
– Hmm… Tym razem niech będzie, zero podchwytliwości. Za „zdobytą” instruktorkę jazdy uznam taką, która się z tobą prześpi. – powiedział patrząc gdzieś w sufit. – A co do punktu drugiego… Powiedzmy, że jeżeli będziesz gotowy pojechać ze mną na koniach do lasu i nie zaliczyć gleby, to zadanie będzie zaliczone. – Shannon skinął głową i zaczął podnosić się z kanapy. W dalszym ciągu nie wspominając nic o jeździe z Sophie, czym doprowadzał Jareda do szału. Skoro nie chce nic mówić, to Jay postanowił więc zadziałać sam. – Już sobie idziesz? – powiedział smutnym tonem. Shannon w połowie drogi do drzwi odwrócił się powoli ze skonsternowanym wyrazem twarzy. „A temu o co chodzi?” pomyślał i ruszył z powrotem w stronę kanapy zapadając się w nią i patrząc wyczekująco na brata.
- A co? Stęskniłeś się za rozmową ze starszym braciszkiem?
- Ach. Nie masz pojęcia jak bardzo! – Odpowiedział Jared kładąc rękę na sercu i kręcąc głową ze wzruszenia. Gest trwał przez chwilę, a potem został gwałtownie urwany, na rzecz chamskiego uśmiechu wypływającego na twarz Jareda. Shannon wciąż utrzymywał „Poker Face’a”. – Po prostu ciekawi mnie, kiedy zaczynasz gotowanie w związku z przegranym zakładem. Jak tam twoja pierwsza lekcja jazdy? – zapytał Jay rozsiadając się wygodnie w  fotelu wciąż z chamskim uśmieszkiem. Shannon miał ochotę wstać i przywalić bratu, ale powodzenie zemsty wymagało od niego spokoju, więc zaczął udawać „standardowego siebie”. Uśmiechnął się szeroko i zaczął opowiadać:
- Och, świetnie bracie! Konie to jednak mają w sobie coś niesamowitego… - powiedział na chwilę się zamyślając. To akurat była prawda. Brunet przypomniał sobie brązowe oczy Chesnut’a. – Patrzyłeś kiedyś w końskie oczy? Coś pięknego! Tyle szczegółów… A jeżeli chodzi o samą jazdę, to właściwie żałuję, że nie zacząłem jeździć wtedy z tobą. Całkiem fajna zabawa. To znaczy mój tyłek i krocze dalej odczuwają lekkie skutki uboczne, ale nie narzekam. – zakończył wywód rozkładając ręce na boki i lekko się śmiejąc. Jared zaczął odczuwać w żołądku lekkie skurcze złości. „Czemu ten idiota jest taki zadowolony?! Miał się wkurwić!”
- A jak pani instruktor przypadła ci gustu? – zapytał Jay nadal grając cwaniaka. Jakież było jego zdziwienie gdy zobaczył reakcję brata! Shannon uśmiechnął się szeroko.
- Właściwie to był całkiem miły zbieg okoliczności, bo okazało się, że to Soph prowadzi moją lekcję. To znaczy, ja się ucieszyłem, bo dawno jej nie widziałem, ale ona niekoniecznie. Chyba wciąż boli ją tamto rozstanie… – powiedział, a kończąc pozwolił uśmiechowi zniknąć. – W każdym razie teraz mam nową instruktorkę. – Jared gotował się już od środka widząc jak bardzo spływa po Shannonie spotkanie z byłą dziewczyną. „To nie miało być tak!” krzyczał w głowie Jareda jego wewnętrzny głos, prawdopodobnie mający na imię Bart Cubbins. Jednak usłyszawszy wzmiankę o zmianie instruktorki Bart głośno zapukał od środka w czaszkę Jareda, który żywo podniósł spojrzenie z muchy siedzącej na jego bucie, na swojego brata.
- Słucham? – zapytał próbując wykorzystać sytuację. – Ale jak to „mam nową instruktorkę”? – zapytał rysując w powietrzu cudzysłów. – Stary, tak nie można. W zakładzie nie było żadnych wzmianek o tym, że możesz sobie zmienić cel… - powiedział Jay wstając i podchodząc do brata. W czaszce Jareda mały Bart tańczył „happy dance”, że coś w końcu zadziałało na korzyść młodszego Leto. Shannon siedział przez chwilę cicho po czym podniósł się z kanapy i skierował do wyjścia. W ostatniej chwili odwrócił się do brata.
- Ale nikt nie powiedział, że NIE mogę. – odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem. – Z reszta, dwie rzeczy Jared. A: To nie ja o tym zdecydowałem. Ustalili to odgórnie w stajni. Podejrzewam, że kochana Soph maczała w tym palce. Oraz B: Nowa pani jest o wiele bardziej seksowna niż Sophie… - powiedział przyjmując wyraz twarzy pod tytułem ‘If you know what I mean”. Jared siedział sztywno na fotelu z otwartymi ustami i ściągniętymi brwiami. – W sumie wiesz co? Możesz iść tam dziś ze mną. Widziałem się z panią instruktor dziś rano, kiedy byłem w stajni umówić się na jazdę i jestem pewny, że długo mi nie zajmie zaliczenie pierwszej fazy zakładu… - powiedział pewnym siebie tonem. Jared zastanowił się przez chwilę. Bart w jego głowie rozważał wszystkie „za” i „przeciw”, aż w końcu kolejny szatański plan narodził się w główce pokrytej cyklamenowymi włosami. A może by tak utrudnić Shannonowi nawiązywanie nowej znajomości?
- W sumie i tak nie mam nic do roboty. – powiedział Jay wzruszając ramionami.
- Okej, za pół godziny wychodzimy. – powiedział mu Shan patrząc na zegarek na lewej ręce i ruszając w stronę swojego pokoju żeby się przebrać. Gdy był już na górze sięgnął po telefon i napisał wiadomość do Florence.
„Operacja „POMEGRANATE TEARS” w toku. Status fazy pierwszej: ZAKOŃCZONA. Przewidywany czas rozpoczęcia fazy drugiej: Godzina trzynasta.”
Po chwili dostał odpowiedź:
„Przyjęłam Agencie Shanimal. Bez odbioru.”
- Oj bracie, pożałujesz tego… - powiedział mężczyzna kierując się w stronę łazienki.


***


- Sophie zaczekaj! Sophie! – krzyczał Tomo biegnąc za dziewczyną, a w rękach trzymając dwa Desperadosy. Kiedy w końcu ją dogonił, zobaczył, że po policzkach dziewczyny spływają łzy. – Hej mała, co się stało? – zapytał cicho idąc obok dziewczyny. Nie uzyskał odpowiedzi. Tylko więcej łez. Od razu objął ją ramieniem. Sophie odrzuciła je gwałtownym ruchem próbując opanować łzy. – No już, wystarczy. Nie zgrywaj twardzielki, choć tutaj. - powiedział Tomo tym razem przytulając ją mocniej. Dziewczyna pozwoliła się podtrzymać, a łzy ciekły coraz bardziej. W kocu doszli do domu. Sophie otworzyła drzwi wpuszczając do środka Tomo oraz Syriusza, który od razu powędrował na swoje posłanie w kącie korytarza. Blondynka natomiast usiadła na kanapie podciągając kolana pod brodę. Tomo zamknął drzwi i ruszył w stronę sofy. Na stoliku przed sobą postawił piwa i usiadł obok Sophie, która z kamienną twarzą pozwalała słonym kroplom rozmywać jej tusz do rzęs i zostawiać na policzkach czarne smugi. W końcu przeniosła swój wzrok ze ściany na mężczyznę siedzącego obok niej.
- Po co tu przyszedłeś? – Zapytała cichym głosem wypranym z emocji. Tomo tylko wywrócił oczami.
- Czy to nie oczywiste? – zapytał. Dziewczyna wzruszyła ramionami – Nie chciałem żebyś po drodze gdzieś po pijaku wylądowała w rowie. – Powiedział usadawiając się wygodniej na kanapie i wyciągając rękę w stronę płaczącej Sophie. – No już choć tutaj. – po krótkiej „walce” na spojrzenia dziewczyna uległa i oparła się o Chorwata. Przez te cztery lata zapomniała, że to przecież on często pomagał jej kiedy przechodziła jakieś trudne chwile, czy kiedy pokłóciła się z Shannonem i chciała rozwalać wszystkich, którzy próbowali z nią rozmawiać. Każdy dawał sobie wtedy spokój, ale Tomo podczas jednej z takich scen nie poddał się.

***
- Spierdalaj! – krzyknęła Sophie w stronę czarnowłosego i brodatego mężczyzny stojącego w drzwiach jej pokoju. – Nie mam ochoty z nikim rozmawiać! Nic mi nie jest! Wszystko gra, jasne?! – krzyczała dalej, ale brodacz wciąż stał niewzruszony. – Idź sobie Tomo! Między Shannonem i mną jest dobrze! – krzyknęła po raz kolejny, ale trochę załamał jej się głos. Chorwat od razu to wyłapał.
- Czyżby? – zapytał spokojnie dalej opierając się o drzwi.
- Tak kurwa! Możesz sobie iść!! – Ale Tomo stał dalej słuchając tyrady dziewczyny jak to wszystko jest w porządku. W końcu podeszła do niego i praktycznie wykrzyczała mu w twarz – No i na co ty niby czekasz co?
- Aż się łaskawie uspokoisz i opowiesz co się stało żebym mógł ci pomóc. – powiedział spokojnym tonem. Sophie na chwilę znieruchomiała po czym ciężko oddychając ze wściekłości ruszyła na druga stronę pokoju.
- No to się kurwa nie doczekasz! – krzyknęła łapiąc leżącą pod ręką tubkę z kremem do rąk i rzucając nią w Tomislava. Zdziwiony mężczyzna szybko zrobił unik. Ale chwilę później w jego stronę mknął już pluszowy miś. Złapał go w locie i odrzucił na bok. Sophie stała obok półki z pluszakami i rzucała nimi w Tomo wykrzykując, żeby wynosił się z jej pokoju. W końcu zdesperowana złapała poduszkę i podeszła do niego wrzeszcząc przez łzy i próbując znokautować go trzymaną w rękach poduszką. – Ty wredny! Mały! Nachalny! Długowłosy! Chorwacki! Gitarzysto! – krzyczała z każdym słowem wymierzając cios poduszką. – Pieprzona! Królowo! Chorwacji! - Tomo robił uniki, ale w końcu stracił cierpliwość i złapał za poduszkę. Dziewczyna próbowała wyrwać mu ją z rąk ciągnąc w swoją stronę. Tomo robił to samo. W wyniku szarpaniny chwilę później poduszką pękła na pół, pokój pokrył się pierzem, a zapłakana Sophie z impetem wylądowała w ramionach Tomislava zanosząc się płaczem.
- No już, dobra Sophie. – powiedział do niej Tomo uspokajającym tonem po czym posadził na kanapie w pokoju i czekał, aż łzy ustaną. Kiedy dziewczyna w końcu była zdolna do racjonalnego myślenia rozejrzała się po pokoju. Wyglądał jakby przeszedł przez niego huragan. Wszędzie porozrzucane były maskotki i pluszaki, które zespół czasami dostawał od Echelonu, a podłoga pokryta była pierzem z poduszki. Po obejrzeniu całego bałaganu przeniosła swój wzrok na siedzącego obok niej także nieco pokrytego pierzem Tomo i zrobiła skruszoną minę.
- Przepraszam… - powiedziała kładąc mu rękę na plecach. Mężczyzna uśmiechnął się i odwzajemnił gest.
-  To było w sumie ciekawe doświadczenie… Jeszcze nigdy nie zostałem pobity poduszką przez kobietę w furii… - powiedział kręcąc głową co wywołało lekki uśmiech na twarzy Sophie. – To jak, teraz mi powiesz co się stało, że wszystkich chcesz roznieść? – zapytał. Sophie kiwnęła twierdząco głową, wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać zdarzenie, które doprowadziło ja do takiego stanu.

***

Ta „bitwa” tak naprawdę bardzo zbliżyła do siebie tą dwójkę. Tomo zawsze wiedział co jej poradzić w trudnych chwilach. Znali się dobrze i Tomo często potrafił wytłumaczyć Sophie różne zachowania Shannona. Niby Jared był jego bratem i też go znał, ale nie potrafił jej uspokoić tak jak udawało się to zawsze Brodaczowi. Ta sytuacja była podobna. Z tym, że teraz Sophie miała problem. Nie wiedziała co powiedzieć. Zawsze była szczera z Tomo, ale teraz, mężczyzna nie znał całej prawdy. Z jednej strony chciała mu powiedzieć, byłoby jej lżej, ale z drugiej strony, Tomo na pewno nie spodziewałby się takiego zachowania po Shannonie i może się to odbić na współpracy zespołu.
Mężczyzna nie odzywał się. Tak jak kiedyś, po prostu czekał, aż Sophie sama dojdzie do wniosku, że może zacząć mówić. W końcu po pięciu minutach kompletnej ciszy odezwała się.
- Ty wiesz, że nie mówię wszystkiego prawda? – zapytała patrząc na Tomo. Czy wiedział? Oczywiście, że tak. Ale czekał, aż Sophie sama postanowi powiedzieć mu prawdę. W odpowiedzi skinął głową. – Chciałabym powiedzieć ci prawdę, ale się boję. – W odpowiedzi pokiwał głową ze zrozumieniem dając jej znać, że nie nalega na nic. Nie miał pojęcia o co jej chodziło, ale dociekanie prawdy za wszelką cenę nie przyniosłoby mu nic dobrego, więc po raz kolejny postanowił po prostu poczekać. – Okej. Posłuchaj mnie. Ten płacz tutaj – to była chwila słabości. Więcej tego nie będzie. – powiedziała stanowczym tonem. – Dlaczego płakałam? Bo nienawidzę Shannona. Dlaczego go nienawidzę? Wolałabym, żeby to zostało pomiędzy mną, a tym kretynem. – powiedziała już spokojnie patrząc na reakcję Tomo. Ten tylko siedział i czekał na ciąg dalszy. – To, czemu się rozstaliśmy, to dłuższa historia, ale ten rozdział jest już zamknięty. Nie chcę o tym mówić. Nie chcę cię obarczać tą popieprzoną historią. – Dodała znów przyjmując ostry ton.
- Sophie, to nie jest „obarczanie”. Od tego są przyjaciele, żeby sobie pomagać. Jeżeli nie chcesz, to nie mów, ale jeżeli ma ci to pomóc, to opowiadaj. – powiedział patrząc na dziewczynę lekko zirytowany. Jakie obarczanie?
- Tomo to nie jest takie proste. Jeżeli dostajesz nowe informacje na temat ludzi, których już znasz, to twoje spojrzenie na nich i stosunek mogą się diametralnie zmienić, a ja tego nie chcę. – próbowała wytłumaczyć. – Zdaję sobie sprawę, że już teraz ci namieszałam w głowie w ogóle rozpoczynając ten wątek, ale najlepiej będzie jak o tym po prostu zapomnisz. Tej rozmowy nie było. Bo ja nie zamierzam już więcej płakać. – powiedziała stanowczo po czym podniosła się do góry i z uśmiechem złapała za piwo. Zwróciła się do wciąż siedzącego na kanapie Tomislava – Piwo samo się nie wypije… Królowo Chorwacji… - powiedziała i poszła do pomieszczenia obok. Zdziwiony i jednocześnie rozbawiony Tomo też podniósł się na nogi i ruszył za dziewczyną do kuchni. „Cała Sophie” pomyślał i pokręcił głową.


*** 
Bry wieczór proszę państwa :)
W koooońcu weekend mamy :D Jak Wam mija wieczór? Ja mam zamiar właśnie obejrzeć nowy odcinek Supernaturala (finally!). 
Co do rozdziału... Mamy więcej Tomo :D Mam nadzieję, że się spodoba :)
Byłabym wdzięczna za zostawienie opinii- jak zawsze z resztą :) 
Miłego wieczoru ;D

Sleep tight! 


2 komentarze:

  1. Yello :) Od razu zacznę, że bardzo, ale to bardzo podoba mi się dalszy rozwój planu zemsty Shannona i Flo. Ciekawie to rozegrałaś i czekam teraz na realizację diabelskiego planu! :D Jaredzik dostanie nauczkę, a Flo już trochę poznała się na nim więc podejrzewam, że odbicie Flo Shannonowi, nie pójdzie zbyt łatwo :)Tomo+Sophi mistrzostwo, aż pozazdrościłam jej takiego przyjaciela, ale Tomislav jest już taki kochany! <3
    "Ta cisza z jego strony zasiała ziarno niepewności i niewiedzy w głowie Jareda. A głowa Jareda nie lubi niewiedzy. Głowa Jareda zawsze musi wiedzieć wszystko co się dzieje wokół. Gdyby nie wiedziała to nie byłaby głową Jareda, tylko „głową jakiegoś niedoinformowanego gościa”." boskie! Wgl rozwaliło mnie to i cały opis co się dzieje w główce Jareda :)
    Czekam z niecierpliwością na rozwój akcji! ;)Pa :*
    (chyba dłuższy niż ostatnio, fajnie)

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam czekam czekam... ale zresztą ty to już wiesz ;) świetnie piszesz, aż Ci zazdroszczę talentu xd

    OdpowiedzUsuń