sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 20


One night of the hunter, one day I will get revenge.



Florence przeszła przez furtkę na teren posesji Roberta, w której aktualnie mieszkała razem z Sophie i braćmi Leto, zaraz za nią wbiegł Syriusz, który towarzyszył jej i Soph w porannej przejażdżce. Kiedy jednak przechodziła ścieżką, pomiędzy krzewami dostrzegła coś dziwnego. Stał tam oczywiście wykonany przez nią i Sophie Snowshann, ale… coś jeszcze. Zaintrygowana podeszła bliżej i jej oczom ukazał się drugi bałwan. W zdziwieniu uniosła do góry brwi i przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć. W końcu jednak po prostu wybuchnęła śmiechem.
***
- Wychodzę! Na razie! – krzyknął Shannon. W odpowiedzi znad kanapy pomachała mu ręka Jareda. Mężczyzna wyszedł na dwór i skierował swoje kroki ku bramce. Jednak pod wpływem impulsu zmienił kierunek i podszedł do swojego śnieżnego sobowtóra, który stał między krzakami z butelką po whisky w „ręce”, pałeczkami od perkusji, szalikiem dookoła szyi i jego własnymi majtkami (teraz nieco ośnieżonymi) na głowie. „Nie… Tego nie można tak zostawić…” pomyślał sobie i pobiegł z powrotem do domu.
- Jay! – krzyknął wpadając do przedpokoju z wielkim bananem na twarzy. – Mam pomysł! Ubieraj się! Musisz mi pomóc! – rzucił nie patrząc na brata i pobiegł do kuchni. Nieco zdezorientowany Jared podniósł się jednak na nogi i zaczął ubierać buty.
- A jakieś wyjaśnienia dostanę? – krzyknął do Shannona, który teraz biegł po schodach na górę.
- Tak, tak… Zaraz! – odkrzyknął mu tylko. Kiedy Jared czekał już kompletnie ubrany Shann w końcu przybiegł z góry ze swoją torbą, dziwnie wypchaną… Młodszy brat posłał mu pytające spojrzenie, ale Shanny po prostu wyszedł na dwór. – Shannon do cholery! – krzyknął w końcu nieco zirytowany wychodząc za nim na śnieg.
- Spokojnie braciszku! Jeszcze sekunda! – krzyknął Shannon zostawiając Jareda przed domem i biegnąc w stronę garażu. Po chwili wrócił trzymając w rękach dwie spore puszki farby i pędzel. Zatrzymał  się  obok Snowshanna i czekał, aż Jay, wciąż z nieco zdezorientowanym spojrzeniem, do niego dołączy. – Nadszedł czas zemsty. Musisz mi pomóc zrobić bałwana! – powiedział śmiejąc się. Jared spojrzał na niego jak na idiotę.
- A czemu mam ci niby pomagać? Mnie ten bałwan NIE przedstawia.
- Pomożesz mi ponieważ jesteś sobą. Jaredem Leto. Nie przepuściłbyś okazji sprowokowania dwóch dziewczyn, a może raczej jednej, niebieskowłosej, do wejścia w twoje gierki, które, nie oszukujmy się, uwielbiasz… - rzucił Shannon od niechcenia jakby powtarzał te słowa nie raz nie dwa. Co właściwie było prawdą…  Jay tylko pokręcił głową. Co prawda, to prawda…
– To od czego zaczynamy? – zapytał zakładając rękawiczki. Starszy Leto wyjaśnił mu swój „plan” i wzięli się do roboty. Najpierw ustawili trzy śniegowe kule jedna na drugiej w klasycznego bałwana. Potem jednak zaczęła się zabawa… Shannon otworzył swoja torbę i wyciągnął z niej czarne koronkowe stringi i pomachał nimi bratu przed twarzą. Jared zaniósł się śmiechem. – Czyje to? – zapytał wciąż chichocząc.
- Florence.
- I jak masz zamiar założyć je bałwanowi, co? – zapytał Jay unosząc brwi.
- Ma się swoje sposoby… - powiedział po czym wyjął z torby nożyczki i przeciął majtki dzieląc je na część przednią i tylną. Potem odpowiednio dopasowując miejsce przyczepił je do bałwana kawałkami cienkiego drucika, jakimś sposobem rozciągając je tak, że PRAWIE pasowały. Efekt końcowy wyszedł piorunująco przekonywujący!
- Nie mam pojęcia kto cię tego nauczył bracie, ale… Chcę poznać tą osobę! – powiedział zadowolony Jay.
- Stoi przed tobą. Sam to opatentowałem. Wiesz, jak to mówią: potrzeba matką wynalazku. – powiedział Shannon tonem „If you know what I mean”.
- Zmieniłem zdanie. Nie chce wiedzieć co cię zainspirowało. Naprawdę: NIE. CHCĘ. WIEDZIEĆ. – Odpowiedział mu w końcu brat czym niezmiernie go rozbawił. – Okej, co mamy dalej? – zapytał chcąc zmienić temat.
- TO. – w odpowiedzi Shann wyciągnął z torby czerwono – czarny stanik.
- I to jak mniemam…
- …należy do Sophie. Tak jest. – Dokończył za niego Shanimal zabawnie machając biustonoszem. Jared zabrał mu go i sam umocował w miejscu, w którym przypuszczalnie bałwan powinien mieć piersi.
– Wiesz co? To wygląda zadziwiająco dobrze… - rzucił Jared zastanawiając się.
- O proszę… A myślałem, że wszystkie swoje brudne fantazje zawarłeś w Hurricane… Nie wiedziałem, że podniecają cię bałwany w bieliźnie, braciszku. – powiedział prześmiewczym tonem Shannon zaraz potem zanosząc się śmiechem. Jared w odwecie zgarnął trochę śniegu z pobliskiej tui i cisnął nim w brata. - Hej! Nie zadzieraj ze mną Ryon! Odpowiedział mu kiedy zrobił unik przed śnieżką. – Swoją drogą, to nie fair. Dopiero co skończyliście zdjęcia do tego filmu, jesteś jeszcze przeraźliwie chudy, więc nie mogę cię sprać! – Pożalił się Shannon. Faktycznie, dopiero co skończyli kręcić sceny do Dallas Buyer’s Club. Jared oczywiście zaczynał już powoli jeść z powrotem, ale nadal nie odzyskał swojej poprzedniej wagi. I nadal nie miał brwi.






- Czyli jednak moje głodzenie się przyniosło coś dobrego. Mój brat ma opory przed zemstą na mnie! Ha! Myślałby kto! – odpowiedział mu rozbawiony.
- Jeszcze się doigrasz Ryon… - zagroził mu Shann podchodząc do swojej torby po resztę akcesoriów.
- Swoją drogą, nie sądzisz, że to dziwne, że dziewczyny odpuściły sobie żarty i w ogóle docinki na temat mojego braku brwi? – powiedział w międzyczasie za pomocą keczupu rysując bałwanowi duże, czerwone usta.
- Czy ja wiem? Może po prostu są bardziej wyrozumiałe niż ci się wydaje? – powiedział Shannon usiłując nie dać po sobie poznać, że kłamie jak najęty i zakładając bałwanowi okulary przeciwsłoneczne Sophie.
- Sophie wyrozumiała? Dobre sobie… - prychnął Jared teraz próbując farbą olejną, którą Shannon jakimś cudem znalazł u Babu w garażu , stworzyć wrażenie włosów u śnieżnego potwora, którego ulepili. Połowa jego włosów była niebieska jak loki Florence, a druga żółta, co miało imitować blond Sophie.
- Wątpisz w wyrozumiałość Sophie, ale nie Flo? – zapytał zaczepnie Shann wtykając w śnieg malutkie węgielki, które robiły za brwi. – Chociaż może i masz trochę racji? Florence cię lubi, może dlatego jest miła… - rzucił Shann jakby mimochodem. Jared zastanowił się dłużej nad tymi słowami.
- Sophie po prostu z natury jest taka, że uwielbia ludziom dogryzać. Oczywiście wszystko z czystej sympatii, coś o tym wiesz, prawda? – odciął się, ale Shannon nic nie odpowiedział. Młodszy Leto zauważył jednak, że przez jego twarz przemknął uśmiech. Dość specyficzny. Jakby… samozadowolenia? – Ekhem… Czy ja o czymś nie wiem, Shanny? – zapytał niezbyt licząc na jakąś szczerą odpowiedź. Shannon rzadko opowiadał mu o swoich relacjach z kobietami, a tym bardziej z Sophie. No chyba, że był pijany…
- CZARNE! – wykrzyknął po chwili Shannon jakby wpadł na jakiś genialny pomysł.
- Że co? – zapytał Jared z konsternacją.
- No przecież to oczywiste Jared, nie rozumiesz?! – zapytał uderzając się otwartą dłonią w czoło.
- Co jest oczywiste? – zapytał nerwowo widząc jak Shannon zaczyna chodzić dookoła bałwana w uśmiechem na twarzy.
- Pamiętasz jak Emma ostatnio szukała sobie butów pasujących do tej nowej sukienki, którą kupiła z Sheylą w Nowym Jorku?

Emma + Sheyla

- No pamiętam i co w związku z tym? – zapytał wciąż nie wiedząc do czego pije Shannon.
- Jakiego koloru były te szpilki, które wtedy doradziła jej kupić Sheyla?- zapytał Shannon z podekscytowaniem dążąc do końca historii.
- Hmm… - Jay zastanowił się na chwilę. - Były różowe? Nie… Pomarańczowe? To też nie to…  JUŻ WIEM! Czerwone! – krzyknął robiąc facepalm.
- No właśnie! – skwitował Shannon. – A to ONA powinna mieć czerwone! Emma powinna kupić CZARNE! Będzie dobry kontrast jak pójdą razem na noworoczną imprezę! Wyobraź to sobie! Emma w czerwonej sukience z czarnymi szpilkami, a Sheyla w kremowej, ale w czerwonych butach! Sam byś się za nimi obejrzał! I nie wmówisz mi, że nie! – zaśmiał się Shannon. Jared zastanowił się na chwilę. Faktycznie, to miało sens, kiedy wyobraził sobie całe to zestawienie kolorów dodając jeszcze Emmie tą torebkę, którą ostatnio kupiła…
- Tak. Wyglądałaby świetnie, muszę do niej zadzwonić… - powiedział wciąż lekko zamyślony.
- Dobry pomysł. – Poparł go Shannon, który wziął się za kończenie bałwana. Jared wyciągnął telefon i po chwili zdał sobie sprawę z tego jak pięknie przed sekundą zmanipulował go jego własny brat.



- Shanimal… - powiedział siląc się na „groźny” ton.
- Jak myślisz, żółte rzęsy będą ok? – zapytał jednak Shannon kompletnie ignorując Jay’a.
- Żądam odpowiedzi na moje pytanie! – zbulwersował się Jared. Shanimal zamyślił się przez chwilę patrząc na niego. Po chwili jednak odparł:
- Masz rację. – Zdziwiony Jared uniósł jedną brew.
- Słucham?
- Masz rację. Niebieskie rzęsy będą wyglądać lepiej niż żółte! – wytłumaczył Shann po czym złapał za pędzel i spróbował narywać nim rzęsy wystające zza ciemnych okularów, które nosił bałwan.
- Kretyn… - skwitował Jared śmiejąc się. Shannon był dobry w zmianie tematu.
- Dupek.
- I tak się dowiem tego o czym nie chcesz mi powiedzieć. – dodał Jared przeglądając torbę w poszukiwaniu jeszcze innych akcesoriów.
- Oczywiście, że się dowiesz Ryon. Ty i te twoje babskie sposoby… Nigdy się tego nie nauczę! – Odparł Shann tonem imitującym lament nastoletniej dziewczyny, która była zazdrosna o nową torebkę swojej przyjaciółki. Jared próbował mu za to strzelić w głowę, ale nie trafił. Zachwiał się tylko i tracąc równowagę runął w śnieg jak długi. Shannon zaniósł się śmiechem.- Uważaj, bo sobie potargasz fryzurę Ryon! – powiedział z przejęciem wciąż jednak nie mogąc przestać się śmiać.
- Zemszczę się. Zginiesz. Marnie. – zagroził mu Jared.
- Taaak. Zapomniałem, że kobieca zemsta jest okrutna. Sorry siostro… - powiedział pomagając Jaredowi podnieść się ze śniegu. – Ale tak poza tym… spójrz na nasze dzieło. Niezła laska! – powiedział uradowany. Jared porzucił na chwilę planowanie bolesnej zemsty na bracie za wszystkie żarty o depilacji, kobiecości, byciu w ciąży, okresie, braku brwi itp. I przyznał mu rację. Bałwan był wręcz…
- …przepiękny. A może raczej przepiękna? Bo to w sumie bałwanica, a nie bałwan. – powiedział dedukując. -  Sophie… Florence… Sophie… Florence… A jakby połączyć… - zaczął się zastanawiać nad imieniem dla bałwana.
- Już wiem! FLOFIE! – wykrzyknął ucieszony Shannon.
- Flofie... Trochę jak imię dla psa. Wkurzą się... – skwitował Jared. – IDEALNIE! – powiedział w końcu zaczynając się śmiać po czym przybił z Shannonem piątkę.
- Jeszcze jedno. Co powiesz, aby zrobić z tego… grę? – Zapytał Shannon obracając w rękach butelkę z keczupem. Jared pokiwał powoli głową dając mu do zrozumienia, że jak najbardziej popiera ten pomysł. Shannon zbliżył się do bałwana i otworzył butelkę.




***
Florence podeszła bliżej i przyjrzała się małej fladze Wielkiej Brytanii, która była wetknięta w czubek głowy śnieżnego stwora. Widniał na niej napis „FLORENCE + SOPHIE = FLOFIE”. Potem przeniosła wzrok na „brzuch” bałwana i odczytała napis zrobiony keczupem „REVENGE”. Obchodząc Flofie dookoła zauważyła, że na jej „plecach” również jest keczupowy napis. Ten jednak głosił „YOUR TURN!”.
- A więc to tak? Chcecie wojny… - powiedziała sama do siebie z chytrym uśmiechem. – No to ją dostaniecie. – Skwitowała po czym ruszyła do domu.
Wchodząc do środka usłyszała muzykę dobiegającą z kuchni. Syriusz od razu udał się do salonu, a ona sama postanowiła sprawdzić co się dzieje w kuchni. W  pomieszczeniu zastała jakże niecodzienny widok: Mała dziewczynka w kudłatej czapce z wilkiem siedząca przy stole i zajadająca wegańskie naleśniki z syropem klonowym i mężczyzna w podobnie kudłatej czapce i fartuchu z napisem „VEGAN PANCAKES OR DEATH” smażący je.
- Jared Leto smaży wegańskie naleśniki, a kuchnia jeszcze nie spłonęła? Nie wierzę! – powiedziała opierając się o futrynę i zwracając na siebie uwagę.
- CIOCIA! – dziewczynka zerwała się z krzesła i z impetem wskoczyła w ramiona Florence. Ta, odwzajemniła uścisk po czym odstawiła dziecko z powrotem na podłogę.
- Cześć diabełku! Jak tam? Bardzo dałaś Jaredowi popalić? – zapytała mrużąc podejrzliwie oczy.
- Nie! Byłam grzeczna! – odpowiedziała dumna z siebie Amelka.
- Naprawdę? Coś mi się nie chce wierzyć… Ty? Grzeczna? – powiedziała podejrzliwie i zwróciła się do Jareda. – To jak było? Mówi prawdę?
- W stu procentach ciociu. Była jak aniołek. Pomijając fakt ogrania mnie w chińczyka i zmuszenia mnie do gotowania. – powiedział wzruszając bezsilnie ramionami.
- Matko, naprawdę byłaś grzeczna! – powiedziała z dumną Florence do małej na co ta uśmiechnęła się. – No to zabieraj naleśniki i leć, możesz zjeść w salonie przy telewizorze. Zaraz do ciebie przyjdę. I jeszcze ktoś tam na ciebie czeka na kanapie… – powiedziała na co mała wyraźnie ucieszona zabrała talerz i poszła do pokoju krzycząc:
- SYYYYRIUUUUSZ!
- A teraz prawdę. Bardzo dostałeś w kość od małej dziewczynki? – zapytała rozbawiona siadając przy stole i zgarniając z talerza jednego z naleśników.
- Mówiłem prawdę ciotuniu, była grzeczna. – zaśmiał się Jared przewracając placka na patelni. – Co prawda to pierwsza osoba, która zmusiła mnie do opowiedzenia o trasie koncertowej, ale…
- OPOWIEDZIAŁEŚ JEJ O SWOJEJ TRASIE?! – wykrzyknęła Florence nieco wystraszona.
- Spokojnie ciociu! Nie jestem idiotą, przecież to ocenzurowałem… - powiedział nieco urażony brakiem wiary w jego inteligencję.
- No już się tak nie bucz… - powiedziała do niego Flo jak do małego dziecka. – Po prostu po tobie można się spodziewać wszystkiego… - powiedziała kończąc naleśnika.
- Wszystkiego? Na przykład? – zapytał Jay poruszając brwiami.
- Na przykład tego, że zaraz mi zrobisz pyszną kawusię. – powiedziała słodkim tonem po czym wstała i podeszła do lodówki, na której wisiały małe, żółte karteczki samoprzylepne. – Parzona. Bez cukru. MOCNA. – napisała na jednej z nich, podkreślając słowo „mocna”, po czym podeszła do Jareda i przykleiła mu ją na piersi. – Za piętnaście minut ma stać na stole. – dodała po czym zostawiając rozbawionego Jareda w kuchni ze swoim zamówieniem poszła do Amelii.
Po dziesięciu minutach Flo wróciła, już przebrana w dżinsy i luźną, białą koszulkę.
- Kelner! Gdzie moja kawa?! – krzyknęła wchodząc do kuchni.
- Mam jeszcze pięć minut! – powiedział Jared w obronie, ponieważ jeszcze nie zdążył jej zaparzyć. – Robię jednocześnie naleśniki! Wyrozumiałości kobieto!
- Faceci… Czy wy nie umiecie robić kilku rzeczy na raz? – zapytała retorycznie wywracając oczami. Jared puścił to mimo uszu.
- Okej, w międzyczasie możesz mi wytłumaczyć kim jest nasz gość? – zapytał zasypując kawę.
- Amelia? To moja siostrzenica. Ivy nie mogła się nią zająć, bo musi jechać na jakieś spotkanie, więc mała zostaje u nas do jutrzejszego wieczoru. – wyjaśniła pokrótce.
- I będziesz się nią zajmować cały ten czas?
- Czemu pytasz? – zaciekawiła się Flo. Jared wzruszył ramionami.
- Z ciekawości. I dlatego, żebym to ja nie musiał się nią zajmować. Nie żebym jej nie lubił, jest urocza, ale… nie bardzo się na ty znam… - powiedział szeptem, żeby przypadkiem mała tego nie usłyszała. Flo roześmiała się lekko.
- Muszę przyznać, że całkiem nieźle ci idzie tatuśku Leto. Ale nie, nie ja się będą nią zajmować. Tak wyszło, że… dziś wieczorem wychodzę i wrócę prawdopodobnie jutro po południu, więc to Sophie się nią zajmie. Podejrzewam, że ty z Shannonem jej pomożecie. Nie ważne czy tego chcecie, czy nie… – powiedziała śmiejąc się. – Nie daj się zwieść Jay, ona wcale nie jest taka grzeczna na jaką wygląda. – powiedziała ostrzegawczym tonem jednak wciąż rozbawiona. Jared jednak skupił się na innym szczególe…
- Nie zostajesz tu na noc? – zapytał patrząc na nią podejrzliwym wzrokiem.
- A czemu cię to tak dziwi? – zapytała odpłacając mu się takim samym spojrzeniem. Jared szybko odwrócił wzrok.
- Nie dziwi mnie to, po prostu… jestem ciekawy. – odpowiedział bezbarwnie. – Dokąd idziesz?
- Przykro mi, twoja ciekawość nie zostanie zaspokojona. – odpowiedziała nieco uszczypliwie. – Nie twój interes.
- To aż taka wielka tajemnica? – zapytał z lekkim wyrzutem.
- A od kiedy muszę ci się spowiadać dokąd chodzę, hm? – zapytała troszeczkę poważniej. – Zazdrosny jesteś?
- Co?! Nie. – zaprzeczył. – Po prostu… - zaczął pewny siebie, ale po chwili machnął ręką. – Nie ważne.
- Po prostu co? Jared!
- NIC. Możesz robić co chcesz, masz racje, nie powinno mnie to interesować. – powiedział uśmiechając się do niej przyjaźnie, ale kiedy odwrócił się do niej tyłem uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Jay! Powiedz mi o co ci chodzi. – nalegała dziewczyna nieco skonfundowana jego zachowaniem.
- Po prostu jestem ciekawy! To jedna z dominujących cech mojego charakteru, ok? – powiedział nieco gwałtowniej niż zamierzał. – Denerwuje mnie jeżeli czegoś nie wiem, w czymś się nie orientuję, coś się dzieje, a ja nie jestem o tym poinformowany. Przyjaźnimy się, więc ciekawi mnie z kim się umówiłaś, czy to takie dziwne? Nie. Lubię wiedzieć z kim się spotykają moi przyjaciele – to normalne. Jak sobie znalazłaś jakiegoś fajnego faceta to chętnie go poznam, lubię poznawać nowych ludzi, nawiązywać nowe znajomości. Ludzie też są ciekawi wiesz? Są intrygujący, można się od nich dużo dowiedzieć o otaczającym nas świecie. A dobrze jest dużo wiedzieć, wtedy zawsze możesz z każdym znaleźć temat do ciekawej konwersacji. – mówił szybko, wyrzucając z siebie słowa jedno po drugim nie do końca będąc pewnym czy to, co mówi ma sens, czy nie koniecznie. Florence starała nie dać po sobie poznać jak ją ten wywód rozbawił.
- Spotykam się z Niną. – przerwała w pewnym momencie jego słowotok.
- Słucham? – zapytał Jay wybity z rytmu.
- Mówię, że spotykam się z Niną. To moja… dobra przyjaciółka. Jest w mieście, więc postanowiłyśmy się spotkać. Tyle. Nic ciekawego Jared. – powiedziała siedząc na stołku i wpatrując się w niecodziennie rozszerzone oczy Jareda. – Czemu się tak dziwisz? Myślałeś, że mam faceta? –zapytała śmiejąc się lekko.
- Nie… - opowiedział nieco zakłopotany - Po prostu… Byłem ciekawy. – powiedział już cichszym tonem i zaczął wlewać wrzątek do kubka w kawą.
- Jeżeli tak mówisz… - Florence oczywiście mu nie uwierzyła, ale nie chciała ciągnąć tego tematu. Choć to było dość ciekawe…
- Kawa na stole, Madame! – krzyknął Jared siląc się na francuski akcent i stawiając kubek przed dziewczyną. Flo wyraźnie ucieszona na widok czarnej cieczy pociągnęła łyk. – Czy kawa smakuje, Madame? – zapytał Jay przewracając ostatniego już naleśnika.
- No może być… - powiedziała średnio zadowolona.
- Słucham?! – powiedział Jared udając oburzonego. A może wcale nie udawał?
- Miała być mocna, proszę pana. Ta jest… Średnio mocna. – wyjaśniła mu uśmiechając się złośliwie. – Sorry, napiwku nie będzie. – wzruszyła ramionami po czym sięgnęła po jeszcze jednego naleśnika. Jared jednak miał dobry refleks. Zanim zdążyła złapać za placek szybkim ruchem zwinął talerz ze stołu. – HEJ!  - krzyknęła w proteście dziewczyna.
- Nie ma napiwku – nie ma naleśników! – wytłumaczył jej Jared stawiając talerz za siebie na szafkę, o którą właśnie się opierał.
- Czyżby? – zapytała unosząc brew,.
- TAK. – odparł jej dobitnie po czym sam wsadził sobie jednego naleśnika do ust i teatralnie oblizał wargi.
- Jared, daj mi te durne naleśniki, jestem głodna. – powiedziała próbując wykorzystać swój zmęczony ton i wziąć Leto sposobem „no dobra, już nie będę takim chamem”.
- Nie. – odpowiedział – Chodź i sama sobie weź. – Dodał po chwili z bezczelnym uśmiechem. Czyli metoda nie podziałała. Okej, więc pozostaje inne wyjście. Wywróciła oczami i podeszła do niego. Wyciągnęła powoli rękę w stronę talerza, ale Jay szybko zastąpił jej drogę. – Ups. Nie wyszło ci. – powiedział z żalem. „Tak chcesz się bawić?” zapytała w duchu Florence.
- Naleśnik ci się pali. – powiedziała wskazując ręką na patelnię gdzie właśnie smażył się ostatni placek. I wcale się nie palił.
- Trudno, będzie jednego mniej. – odpowiedział Jay wpatrując jej się w oczy wciąż bezczelnie się szczerząc.
- Będziesz tu tak stał cały dzień? – zapytała zirytowana. Może to zadziała?
- Nie. Tylko tak długo, aż dostanę napiwek od pewnej niebieskowłosej madame. – odparł spokojnie. Flo westchnęła zrezygnowana.
- Ile?
- Hmm… - zamyślił się na chwilę. – Powiedzmy, że jeden. – odpowiedział. Florence pogrzebała z kieszeni po czym wyciągnęła z niej jednego funta.
- Proszę. – powiedziała z krzywym uśmiechem wyciągając dłoń w stronę Jareda. Ten w odpowiedzi roześmiał się.
- Nie, nie kochana. Jeden buziak poproszę. – wyjaśnił.
- Proszę? – zapytała unosząc brwi do góry. – Zapomnij.
- To w takim razie ty, zapomnij o moich pysznych wegańskich naleśniczkach. – powiedział wzruszając ramionami.
- Leto! To jest nie fair! Jesteśmy w Wielkiej Brytanii! Waluta, która tu obowiązuje to FUNT. Nie BUZIAK. – spróbowała mu wyjaśnić.
- Przykro mi, ja nie stąd. Ja jestem z Marsa, kochanie. – powiedział śmiejąc się.
- Och, a na Marsie płacicie sobie poprzez całowanie, tak? – zapytała prześmiewczym tonem.
- Dokładnie. Wszyscy się tam kochamy nawzajem. Całujemy, przytulamy i w ogóle. A wiesz co robimy naszym wrogom? – zapytał konspiracyjnym szeptem. Uniosła do góry brwi w oczekiwaniu na odpowiedź. – Z naszymi wrogami się pieprzymy*. – odpowiedział perwersyjnym tonem wprost do jej ucha. Florence na chwilę zamilkła. O proszę… Czyżby z Jareda, który zawsze jest w miarę kulturalny i taktowny, wychodziło prawdziwe „ja”?
- A co w takim razie robisz z tymi, których bardzo lubisz? – zapytała tym samym perwersyjnym tonem. „Chcesz się ze mną bawić? Proszę bardzo.” Pomyślała. Z twarzy Jareda zniknął ten szeroki uśmiech, który był tam jeszcze przed chwilą. Na jego miejsce natomiast wstąpiło coś bardziej jakby pół-uśmieszek. Florence widząc to, poczuła jak coś w środku niej drgnęło. „Cholera. Niezły jest jak się tak uśmiecha…NIE! STOP. Flo, ogarnij się!”. W głowie nie wiedzieć skąd pojawiły się sprzeczne myśli. Jared natomiast nie spuszczając wzroku z oczu Flo zbliżył się do jej ucha.
- Pokazać ci co robię z tymi, których bardzo lubię…? – zapytał. Flo przez chwilę miała ochotę odpowiedzieć twierdząco, ale zdrowy rozsądek wygrał.
- To zależy… - powiedziała obejmując go w pasie rękoma.
- Od czego konkretnie? – zapytał wyraźnie zadowolony z siebie mężczyzna kładąc ręce w talii Florence i przybliżając swoje usta bliżej jej ucha. Na tyle blisko, że kiedy mówił, muskał je delikatnie wargami. Florence wykorzystując sytuację zamieniła ich miejscami tak, że teraz to ona opierała się o szafkę, a Jared był przed nią. Przeniosła swoje dłonie na jego pierś. Jeszcze się nie nauczył…
- To zależy…  - zaczęła cicho. - …zależy od tego, czy tym, których lubisz dajesz swoje naleśniki. – dokończyła już normalnym tonem i mocno odepchnęła Jareda od siebie. Mężczyzna, który niczego się nie spodziewał zachwiał się nieco i zrobił kilka kroków w tył, chcąc nie chcąc, pozwalając dziewczynie wyśliznąć się z jego objęć. Florence korzystając z okazji zgarnęła z szafki talerz z naleśnikami, kawę ze stołu i poszła do salonu. – Wygrałam Leto. – powiedziała jeszcze  zatrzymując się w drzwiach kuchni i patrząc Jaredowi prosto w oczy zjadła kolejnego naleśnika. – Ach, i wcale nie są takie dobre… - powiedziała po czym dołączyła do Amelii na kanapie w salonie.
- Nie umiesz kłamać Florence! – krzyknął do niej jeszcze Jay, który próbował uratować częściowo już zwęglonego naleśnika na patelni.
- Ach, jeszcze jedno. – powiedziała zaglądając do kuchni. – Za FLOFIE policzę się z tobą i Shaniastym jak wrócę od Niny. Przygotujcie się na NAJGORSZĄ. ZEMSTĘ. W. WASZYM. GWIAZDORSKIM. ŻYCIU. PANOWIE. – powiedziała cedząc każde słowo z osobna po czym znów się oddaliła zostawiając na wpół rozbawionego, na wpół zaniepokojonego Jareda sam na sam ze spalonym naleśnikiem.
- Nie cierpię tej małej, niebieskowłosej kreatury… - mruknął sam do siebie pod nosem. Już drugi raz go wyrolowała w ten sposób… Zapłaci mu za to…



*Nawiązanie do tekstu piosenki Stranger in a strange land – 30 seconds to Mars. Pierwszy wers piosenki brzmi: Enemy of mine, I’ll fuck you like the devil  co w tłumaczeniu oznacza: Mój wrogu, będę cię pierdolił jak diabeł.



*** 
Welcome, welcome, welcome!!!
How ya doin'? :D Wiecie co? Jedno Wam kochane Eszelony (i nie Eszelony) powiem... 
MARS 
IS 
COMING!!!!
Wariuję trochę, bo Jay ostatnio chyba postanowił zostać Polakiem, bo do nas twittuje po polsku, jak nie widzieliście, to patrzcie!



Szok jak stąd do Los Angeles! A oprócz niego po polskiemu twittuje też oficjalne konto 30STM i jakby tego było mało na fb też wrzucają posty po polsku! Chyba sobie właśnie zdali sprawę z tego, że w czerwcu zaczynają znowu trasę koncertową i zaczynają od Polski :D Ogólnie ta wredna menda (taaaak, mam na myśli Jay'a) robi tyle zamieszania... Mógłby już pokazać ten tatuaż. Mogliby wypuścić singiel. Mogliby dać teledysk. CHOLERA DAWAĆ TEN NOWY ALBUM, BO ROZWALĘ! 
Wykończą mnie te Marsy...
A tak w ogóle, to... Jak rozdział? :D Tylko proszę bez marudzenia, że "za króóóóótkiiii!", bo wcale nie jest! Jest normalnej długości, to Wy się rozpuściliście, bo Wam dałam kilka dłuższych xD Jeżeli chodzi o nowy... Mam już część napisaną, więc... Nie, nic nie obiecuję kiedy go wrzucę, bo nie wiem kiedy go skończę (wiecie, w szkole postawili sobie ostatnio za punkt honoru zgnoić nas najbardziej jak sie da dopierdalając codziennie sprawdzian/kartkówkę/cokolwiek) więc miejcie na uwadze, że jest możliwość, POWTARZAM: JEST MOŻLIWOŚĆ, nie "będzie na 100%", że rozdział 21 pojawi się w sobotę czy coś, więc proponuję tu zajrzeć w weekend :)
Ogólnie widzę, że sporo osób oddało głos w ankiecie na blogu (jeżeli nie widziałeś/aś, to znajduje się po prawej stronie :) ). Serio aż tylu Was czyta to opowiadanie?! ;O jestem w ciężkim szoku, wiecie? Cieszę się, że dostałam za tą literacką szmirę aż tyle pozytywnych opinii, serio, to dużo dla mnie znaczy :) Ale nie byłabym sobą gdybym nie pożaliła się, że na tyle osób komentuje tylko kilka... <devil> hahahaha xD No ale niech wam będzie, już się nie odzywam, no...
Na koniec jeszcze chciałam powiedzieć, że kto jest choć troszkę ciekawy poznania nowego ZAJEBISTEGO zespołu - The Pierogis - niech sobie sprawdzi poniższy link :) Jakby co, nasz zespół ma też swojego OFICJALNEGO Twittera! -> @ThePierogis  xD

www.thepierogis.tumblr.com

No to chyba tyle ode mnie :) Żegnam! :D

PS. Zapomniłam się pożalić na jeszcze jedną rzecz, mianowicie: NA GACIE MERLINA! RZĄDAM WIĘCEJ ZDJĘĆ SHANNONA W ROZPUSZCZONYCH WŁOSACH! BEZ KAPELUTKA!!!! 

to cześć! :D Niech Mars będzie z Wami!

5 komentarzy:

  1. Zabiłaś, zabiłaś mnie sceną z Florence i Jaredem w kuchni! Jak ja się cieszyłam czyatjąc te ich gierki i docinki! A jak Flo kradła naleśnika <3 Boże kocham cię za ten ich wątek! :* Mało Shannonka było, ale cóż. A i jedno pani Weirdo! jak S. może się tak naśmiewać z biednego Jareda, oj nie ładnie, nie ładnie Shanny :D Rayon to będzie klasyk kina transwestyckiego :D No i Flofie - jak ty to wymyślasz? Flofie, Snowshann- hahaha! Oj biedne Lecioszki, doigrały się, ale bbądź wyrozumiała dla Jareda. To Shannon Judasz, go podjudzał xD Zemsta będzie ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "klasyk kina transwestyckiego" rozwaliłaś mnie xD hahahahhahah Nie obrazisz się jak to wykorzystam w którymś rozdziale, nie? xD hah
      Shanny'ego mało, bo to był rozdział dla wszystkich marudzących o J+F :) Shanny bedzie w następnym. Oj beęęęędzie! ;D
      Cieszę się, że się cieszysz :D A Flofie i Snowshan... cóż, ma się ten zryty łeb...xD A ja właśnie lecę do Ciebie czytać nowy! :D
      I jeszcze jedno. Litość dla Jaredzika? O nieeeee, NIE MA LITOŚCI ZE STRONY WEIRDO xD

      Usuń
    2. hahaha no polecam się na przyszłość :D Już się nie mogę doczekać ;) Ale, ale...nie, no chociaż niech będzie po równo z tą zemstą :P A i jeszcze jedno zapomniałam dodać: bycie wrogiem Jareda?:D Bo co robimy z wrogami? :D uwielbiam ten moment, bo świetnie ci się skomponowało z SIASL :D

      Usuń
  2. Nieskromnie powiem, że też lubie ten moment ;> To jedyny powód dla którego kiedykolwiek mogłabym zostać jego wrogiem xD hahah

    OdpowiedzUsuń
  3. Po prostu zakochałam się w tym opowiadaniu! Ilość i jakość humoru doprowadza mnie czasami nawet do łez. Wyobrażam sobie te momenty i po prostu nie mogę, buzia sama się uśmiecha. Oczywiście uwielbiam też wątek miłosny.. Shannon i Zośka = ideał :).. zabieram się do czytania następnych rozdziałów, bo ciekawość mnie zeżre!
    Aaaaa i super są te wtrącenia zdjęć! Pierwszy blog na którym spotkałam się z taką wersją opowiadania i jestem zachwycona!!!
    I jeszcze przy każdym rozdziale ta muzyka.. ♥

    OdpowiedzUsuń