One night
of the hunter, one day I will get revenge.
Florence przeszła przez furtkę na teren posesji Roberta, w
której aktualnie mieszkała razem z Sophie i braćmi Leto, zaraz za nią wbiegł
Syriusz, który towarzyszył jej i Soph w porannej przejażdżce. Kiedy jednak
przechodziła ścieżką, pomiędzy krzewami dostrzegła coś dziwnego. Stał tam
oczywiście wykonany przez nią i Sophie Snowshann, ale… coś jeszcze.
Zaintrygowana podeszła bliżej i jej oczom ukazał się drugi bałwan. W zdziwieniu
uniosła do góry brwi i przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć. W końcu jednak
po prostu wybuchnęła śmiechem.
***
- Wychodzę! Na razie! – krzyknął Shannon. W odpowiedzi znad
kanapy pomachała mu ręka Jareda. Mężczyzna wyszedł na dwór i skierował swoje
kroki ku bramce. Jednak pod wpływem impulsu zmienił kierunek i podszedł do
swojego śnieżnego sobowtóra, który stał między krzakami z butelką po whisky w
„ręce”, pałeczkami od perkusji, szalikiem dookoła szyi i jego własnymi majtkami
(teraz nieco ośnieżonymi) na głowie. „Nie… Tego nie można tak zostawić…”
pomyślał sobie i pobiegł z powrotem do domu.
- Jay! – krzyknął wpadając do przedpokoju z wielkim bananem
na twarzy. – Mam pomysł! Ubieraj się! Musisz mi pomóc! – rzucił nie patrząc na
brata i pobiegł do kuchni. Nieco zdezorientowany Jared podniósł się jednak na
nogi i zaczął ubierać buty.
- A jakieś wyjaśnienia dostanę? – krzyknął do Shannona,
który teraz biegł po schodach na górę.
- Tak, tak… Zaraz! – odkrzyknął mu tylko. Kiedy Jared czekał
już kompletnie ubrany Shann w końcu przybiegł z góry ze swoją torbą, dziwnie
wypchaną… Młodszy brat posłał mu pytające spojrzenie, ale Shanny po prostu
wyszedł na dwór. – Shannon do cholery! – krzyknął w końcu nieco zirytowany
wychodząc za nim na śnieg.
- Spokojnie braciszku! Jeszcze sekunda! – krzyknął Shannon
zostawiając Jareda przed domem i biegnąc w stronę garażu. Po chwili wrócił
trzymając w rękach dwie spore puszki farby i pędzel. Zatrzymał się obok Snowshanna i czekał, aż Jay, wciąż z
nieco zdezorientowanym spojrzeniem, do niego dołączy. – Nadszedł czas zemsty.
Musisz mi pomóc zrobić bałwana! – powiedział śmiejąc się. Jared spojrzał na
niego jak na idiotę.
- A czemu mam ci niby pomagać? Mnie ten bałwan NIE
przedstawia.
- Pomożesz mi ponieważ jesteś sobą. Jaredem Leto. Nie
przepuściłbyś okazji sprowokowania dwóch dziewczyn, a może raczej jednej,
niebieskowłosej, do wejścia w twoje gierki, które, nie oszukujmy się,
uwielbiasz… - rzucił Shannon od niechcenia jakby powtarzał te słowa nie raz nie
dwa. Co właściwie było prawdą… Jay tylko
pokręcił głową. Co prawda, to prawda…
– To od czego zaczynamy? – zapytał zakładając rękawiczki.
Starszy Leto wyjaśnił mu swój „plan” i wzięli się do roboty. Najpierw ustawili
trzy śniegowe kule jedna na drugiej w klasycznego bałwana. Potem jednak zaczęła
się zabawa… Shannon otworzył swoja torbę i wyciągnął z niej czarne koronkowe
stringi i pomachał nimi bratu przed twarzą. Jared zaniósł się śmiechem. – Czyje
to? – zapytał wciąż chichocząc.
- Florence.
- I jak masz zamiar założyć je bałwanowi, co? – zapytał Jay
unosząc brwi.
- Ma się swoje sposoby… - powiedział po czym wyjął z torby
nożyczki i przeciął majtki dzieląc je na część przednią i tylną. Potem
odpowiednio dopasowując miejsce przyczepił je do bałwana kawałkami cienkiego
drucika, jakimś sposobem rozciągając je tak, że PRAWIE pasowały. Efekt końcowy
wyszedł piorunująco przekonywujący!
- Nie mam pojęcia kto cię tego nauczył bracie, ale… Chcę
poznać tą osobę! – powiedział zadowolony Jay.
- Stoi przed tobą. Sam to opatentowałem. Wiesz, jak to
mówią: potrzeba matką wynalazku. – powiedział Shannon tonem „If you know what I
mean”.
- Zmieniłem zdanie. Nie chce wiedzieć co cię zainspirowało.
Naprawdę: NIE. CHCĘ. WIEDZIEĆ. – Odpowiedział mu w końcu brat czym niezmiernie
go rozbawił. – Okej, co mamy dalej? – zapytał chcąc zmienić temat.
- TO. – w odpowiedzi Shann wyciągnął z torby czerwono –
czarny stanik.
- I to jak mniemam…
- …należy do Sophie. Tak jest. – Dokończył za niego Shanimal
zabawnie machając biustonoszem. Jared zabrał mu go i sam umocował w miejscu, w
którym przypuszczalnie bałwan powinien mieć piersi.
– Wiesz co? To wygląda zadziwiająco dobrze… - rzucił Jared
zastanawiając się.
- O proszę… A myślałem, że wszystkie swoje brudne fantazje
zawarłeś w Hurricane… Nie wiedziałem, że podniecają cię bałwany w bieliźnie,
braciszku. – powiedział prześmiewczym tonem Shannon zaraz potem zanosząc się
śmiechem. Jared w odwecie zgarnął trochę śniegu z pobliskiej tui i cisnął nim w
brata. - Hej! Nie zadzieraj ze mną Ryon! Odpowiedział mu kiedy zrobił unik
przed śnieżką. – Swoją drogą, to nie fair. Dopiero co skończyliście zdjęcia do
tego filmu, jesteś jeszcze przeraźliwie chudy, więc nie mogę cię sprać! –
Pożalił się Shannon. Faktycznie, dopiero co skończyli kręcić sceny do Dallas
Buyer’s Club. Jared oczywiście zaczynał już powoli jeść z powrotem, ale nadal
nie odzyskał swojej poprzedniej wagi. I nadal nie miał brwi.
- Czyli jednak moje głodzenie się przyniosło coś dobrego.
Mój brat ma opory przed zemstą na mnie! Ha! Myślałby kto! – odpowiedział mu
rozbawiony.
- Jeszcze się doigrasz Ryon… - zagroził mu Shann podchodząc
do swojej torby po resztę akcesoriów.
- Swoją drogą, nie sądzisz, że to dziwne, że dziewczyny
odpuściły sobie żarty i w ogóle docinki na temat mojego braku brwi? –
powiedział w międzyczasie za pomocą keczupu rysując bałwanowi duże, czerwone
usta.
- Czy ja wiem? Może po prostu są bardziej wyrozumiałe niż ci
się wydaje? – powiedział Shannon usiłując nie dać po sobie poznać, że kłamie
jak najęty i zakładając bałwanowi okulary przeciwsłoneczne Sophie.
- Sophie wyrozumiała? Dobre sobie… - prychnął Jared teraz
próbując farbą olejną, którą Shannon jakimś cudem znalazł u Babu w garażu ,
stworzyć wrażenie włosów u śnieżnego potwora, którego ulepili. Połowa jego
włosów była niebieska jak loki Florence, a druga żółta, co miało imitować blond
Sophie.
- Wątpisz w wyrozumiałość Sophie, ale nie Flo? – zapytał
zaczepnie Shann wtykając w śnieg malutkie węgielki, które robiły za brwi. –
Chociaż może i masz trochę racji? Florence cię lubi, może dlatego jest miła… -
rzucił Shann jakby mimochodem. Jared zastanowił się dłużej nad tymi słowami.
- Sophie po prostu z natury jest taka, że uwielbia ludziom
dogryzać. Oczywiście wszystko z czystej sympatii, coś o tym wiesz, prawda? –
odciął się, ale Shannon nic nie odpowiedział. Młodszy Leto zauważył jednak, że
przez jego twarz przemknął uśmiech. Dość specyficzny. Jakby… samozadowolenia? –
Ekhem… Czy ja o czymś nie wiem, Shanny? – zapytał niezbyt licząc na jakąś
szczerą odpowiedź. Shannon rzadko opowiadał mu o swoich relacjach z kobietami,
a tym bardziej z Sophie. No chyba, że był pijany…
- CZARNE! – wykrzyknął po chwili Shannon jakby wpadł na
jakiś genialny pomysł.
- Że co? – zapytał Jared z konsternacją.
- No przecież to oczywiste Jared, nie rozumiesz?! – zapytał
uderzając się otwartą dłonią w czoło.
- Co jest oczywiste? – zapytał nerwowo widząc jak Shannon
zaczyna chodzić dookoła bałwana w uśmiechem na twarzy.
- Pamiętasz jak Emma ostatnio szukała sobie butów pasujących
do tej nowej sukienki, którą kupiła z Sheylą w Nowym Jorku?
Emma + Sheyla
- No pamiętam i co w związku z tym? – zapytał wciąż nie
wiedząc do czego pije Shannon.
- Jakiego koloru były te szpilki, które wtedy doradziła jej
kupić Sheyla?- zapytał Shannon z podekscytowaniem dążąc do końca historii.
- Hmm… - Jay zastanowił się na chwilę. - Były różowe? Nie…
Pomarańczowe? To też nie to… JUŻ WIEM!
Czerwone! – krzyknął robiąc facepalm.
- No właśnie! – skwitował Shannon. – A to ONA powinna mieć
czerwone! Emma powinna kupić CZARNE! Będzie dobry kontrast jak pójdą razem na
noworoczną imprezę! Wyobraź to sobie! Emma w czerwonej sukience z czarnymi
szpilkami, a Sheyla w kremowej, ale w czerwonych butach! Sam byś się za nimi
obejrzał! I nie wmówisz mi, że nie! – zaśmiał się Shannon. Jared zastanowił się
na chwilę. Faktycznie, to miało sens, kiedy wyobraził sobie całe to zestawienie
kolorów dodając jeszcze Emmie tą torebkę, którą ostatnio kupiła…
- Tak. Wyglądałaby świetnie, muszę do niej zadzwonić… -
powiedział wciąż lekko zamyślony.
- Dobry pomysł. – Poparł go Shannon, który wziął się za
kończenie bałwana. Jared wyciągnął telefon i po chwili zdał sobie sprawę z tego
jak pięknie przed sekundą zmanipulował go jego własny brat.
- Shanimal… - powiedział siląc się na „groźny” ton.
- Jak myślisz, żółte rzęsy będą ok? – zapytał jednak Shannon
kompletnie ignorując Jay’a.
- Żądam odpowiedzi na moje pytanie! – zbulwersował się
Jared. Shanimal zamyślił się przez chwilę patrząc na niego. Po chwili jednak
odparł:
- Masz rację. – Zdziwiony Jared uniósł jedną brew.
- Słucham?
- Masz rację. Niebieskie rzęsy będą wyglądać lepiej niż
żółte! – wytłumaczył Shann po czym złapał za pędzel i spróbował narywać nim
rzęsy wystające zza ciemnych okularów, które nosił bałwan.
- Kretyn… - skwitował Jared śmiejąc się. Shannon był dobry w
zmianie tematu.
- Dupek.
- I tak się dowiem tego o czym nie chcesz mi powiedzieć. –
dodał Jared przeglądając torbę w poszukiwaniu jeszcze innych akcesoriów.
- Oczywiście, że się dowiesz Ryon. Ty i te twoje babskie
sposoby… Nigdy się tego nie nauczę! – Odparł Shann tonem imitującym lament
nastoletniej dziewczyny, która była zazdrosna o nową torebkę swojej
przyjaciółki. Jared próbował mu za to strzelić w głowę, ale nie trafił.
Zachwiał się tylko i tracąc równowagę runął w śnieg jak długi. Shannon zaniósł
się śmiechem.- Uważaj, bo sobie potargasz fryzurę Ryon! – powiedział z
przejęciem wciąż jednak nie mogąc przestać się śmiać.
- Zemszczę się. Zginiesz. Marnie. – zagroził mu Jared.
- Taaak. Zapomniałem, że kobieca zemsta jest okrutna. Sorry
siostro… - powiedział pomagając Jaredowi podnieść się ze śniegu. – Ale tak poza
tym… spójrz na nasze dzieło. Niezła laska! – powiedział uradowany. Jared
porzucił na chwilę planowanie bolesnej zemsty na bracie za wszystkie żarty o
depilacji, kobiecości, byciu w ciąży, okresie, braku brwi itp. I przyznał mu
rację. Bałwan był wręcz…
- …przepiękny. A może raczej przepiękna? Bo to w sumie
bałwanica, a nie bałwan. – powiedział dedukując. - Sophie… Florence… Sophie… Florence… A jakby
połączyć… - zaczął się zastanawiać nad imieniem dla bałwana.
- Już wiem! FLOFIE! – wykrzyknął ucieszony Shannon.
- Flofie... Trochę jak imię dla psa. Wkurzą się... –
skwitował Jared. – IDEALNIE! – powiedział w końcu zaczynając się śmiać po czym
przybił z Shannonem piątkę.
- Jeszcze jedno. Co powiesz, aby zrobić z tego… grę? –
Zapytał Shannon obracając w rękach butelkę z keczupem. Jared pokiwał powoli
głową dając mu do zrozumienia, że jak najbardziej popiera ten pomysł. Shannon
zbliżył się do bałwana i otworzył butelkę.
***
Florence podeszła bliżej i przyjrzała się małej fladze
Wielkiej Brytanii, która była wetknięta w czubek głowy śnieżnego stwora.
Widniał na niej napis „FLORENCE + SOPHIE = FLOFIE”. Potem przeniosła wzrok na
„brzuch” bałwana i odczytała napis zrobiony keczupem „REVENGE”. Obchodząc
Flofie dookoła zauważyła, że na jej „plecach” również jest keczupowy napis. Ten
jednak głosił „YOUR TURN!”.
- A więc to tak? Chcecie wojny… - powiedziała sama do siebie
z chytrym uśmiechem. – No to ją dostaniecie. – Skwitowała po czym ruszyła do
domu.
Wchodząc do środka usłyszała muzykę dobiegającą z kuchni.
Syriusz od razu udał się do salonu, a ona sama postanowiła sprawdzić co się
dzieje w kuchni. W pomieszczeniu zastała
jakże niecodzienny widok: Mała dziewczynka w kudłatej czapce z wilkiem siedząca
przy stole i zajadająca wegańskie naleśniki z syropem klonowym i mężczyzna w
podobnie kudłatej czapce i fartuchu z napisem „VEGAN PANCAKES OR DEATH” smażący
je.
- Jared Leto smaży wegańskie naleśniki, a kuchnia jeszcze
nie spłonęła? Nie wierzę! – powiedziała opierając się o futrynę i zwracając na
siebie uwagę.
- CIOCIA! – dziewczynka zerwała się z krzesła i z impetem
wskoczyła w ramiona Florence. Ta, odwzajemniła uścisk po czym odstawiła dziecko
z powrotem na podłogę.
- Cześć diabełku! Jak tam? Bardzo dałaś Jaredowi popalić? –
zapytała mrużąc podejrzliwie oczy.
- Nie! Byłam grzeczna! – odpowiedziała dumna z siebie
Amelka.
- Naprawdę? Coś mi się nie chce wierzyć… Ty? Grzeczna? –
powiedziała podejrzliwie i zwróciła się do Jareda. – To jak było? Mówi prawdę?
- W stu procentach ciociu. Była jak aniołek. Pomijając fakt
ogrania mnie w chińczyka i zmuszenia mnie do gotowania. – powiedział wzruszając
bezsilnie ramionami.
- Matko, naprawdę byłaś grzeczna! – powiedziała z dumną
Florence do małej na co ta uśmiechnęła się. – No to zabieraj naleśniki i leć,
możesz zjeść w salonie przy telewizorze. Zaraz do ciebie przyjdę. I jeszcze
ktoś tam na ciebie czeka na kanapie… – powiedziała na co mała wyraźnie ucieszona
zabrała talerz i poszła do pokoju krzycząc:
- SYYYYRIUUUUSZ!
- A teraz prawdę. Bardzo dostałeś w kość od małej
dziewczynki? – zapytała rozbawiona siadając przy stole i zgarniając z talerza
jednego z naleśników.
- Mówiłem prawdę ciotuniu, była grzeczna. – zaśmiał się
Jared przewracając placka na patelni. – Co prawda to pierwsza osoba, która
zmusiła mnie do opowiedzenia o trasie koncertowej, ale…
- OPOWIEDZIAŁEŚ JEJ O SWOJEJ TRASIE?! – wykrzyknęła Florence
nieco wystraszona.
- Spokojnie ciociu! Nie jestem idiotą, przecież to
ocenzurowałem… - powiedział nieco urażony brakiem wiary w jego inteligencję.
- No już się tak nie bucz… - powiedziała do niego Flo jak do
małego dziecka. – Po prostu po tobie można się spodziewać wszystkiego… -
powiedziała kończąc naleśnika.
- Wszystkiego? Na przykład? – zapytał Jay poruszając
brwiami.
- Na przykład tego, że zaraz mi zrobisz pyszną kawusię. –
powiedziała słodkim tonem po czym wstała i podeszła do lodówki, na której
wisiały małe, żółte karteczki samoprzylepne. – Parzona. Bez cukru. MOCNA. –
napisała na jednej z nich, podkreślając słowo „mocna”, po czym podeszła do
Jareda i przykleiła mu ją na piersi. – Za piętnaście minut ma stać na stole. –
dodała po czym zostawiając rozbawionego Jareda w kuchni ze swoim zamówieniem
poszła do Amelii.
Po dziesięciu minutach Flo wróciła, już przebrana w dżinsy i
luźną, białą koszulkę.
- Kelner! Gdzie moja kawa?! – krzyknęła wchodząc do kuchni.
- Mam jeszcze pięć minut! – powiedział Jared w obronie,
ponieważ jeszcze nie zdążył jej zaparzyć. – Robię jednocześnie naleśniki!
Wyrozumiałości kobieto!
- Faceci… Czy wy nie umiecie robić kilku rzeczy na raz? –
zapytała retorycznie wywracając oczami. Jared puścił to mimo uszu.
- Okej, w międzyczasie możesz mi wytłumaczyć kim jest nasz
gość? – zapytał zasypując kawę.
- Amelia? To moja siostrzenica. Ivy nie mogła się nią zająć,
bo musi jechać na jakieś spotkanie, więc mała zostaje u nas do jutrzejszego
wieczoru. – wyjaśniła pokrótce.
- I będziesz się nią zajmować cały ten czas?
- Czemu pytasz? – zaciekawiła się Flo. Jared wzruszył
ramionami.
- Z ciekawości. I dlatego, żebym to ja nie musiał się nią
zajmować. Nie żebym jej nie lubił, jest urocza, ale… nie bardzo się na ty znam…
- powiedział szeptem, żeby przypadkiem mała tego nie usłyszała. Flo roześmiała
się lekko.
- Muszę przyznać, że całkiem nieźle ci idzie tatuśku Leto.
Ale nie, nie ja się będą nią zajmować. Tak wyszło, że… dziś wieczorem wychodzę
i wrócę prawdopodobnie jutro po południu, więc to Sophie się nią zajmie.
Podejrzewam, że ty z Shannonem jej pomożecie. Nie ważne czy tego chcecie, czy
nie… – powiedziała śmiejąc się. – Nie daj się zwieść Jay, ona wcale nie jest
taka grzeczna na jaką wygląda. – powiedziała ostrzegawczym tonem jednak wciąż
rozbawiona. Jared jednak skupił się na innym szczególe…
- Nie zostajesz tu na noc? – zapytał patrząc na nią
podejrzliwym wzrokiem.
- A czemu cię to tak dziwi? – zapytała odpłacając mu się
takim samym spojrzeniem. Jared szybko odwrócił wzrok.
- Nie dziwi mnie to, po prostu… jestem ciekawy. –
odpowiedział bezbarwnie. – Dokąd idziesz?
- Przykro mi, twoja ciekawość nie zostanie zaspokojona. –
odpowiedziała nieco uszczypliwie. – Nie twój interes.
- To aż taka wielka tajemnica? – zapytał z lekkim wyrzutem.
- A od kiedy muszę ci się spowiadać dokąd chodzę, hm? –
zapytała troszeczkę poważniej. – Zazdrosny jesteś?
- Co?! Nie. – zaprzeczył. – Po prostu… - zaczął pewny
siebie, ale po chwili machnął ręką. – Nie ważne.
- Po prostu co? Jared!
- NIC. Możesz robić co chcesz, masz racje, nie powinno mnie
to interesować. – powiedział uśmiechając się do niej przyjaźnie, ale kiedy
odwrócił się do niej tyłem uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Jay! Powiedz mi o co ci chodzi. – nalegała dziewczyna
nieco skonfundowana jego zachowaniem.
- Po prostu jestem ciekawy! To jedna z dominujących cech
mojego charakteru, ok? – powiedział nieco gwałtowniej niż zamierzał. –
Denerwuje mnie jeżeli czegoś nie wiem, w czymś się nie orientuję, coś się dzieje,
a ja nie jestem o tym poinformowany. Przyjaźnimy się, więc ciekawi mnie z kim
się umówiłaś, czy to takie dziwne? Nie. Lubię wiedzieć z kim się spotykają moi
przyjaciele – to normalne. Jak sobie znalazłaś jakiegoś fajnego faceta to
chętnie go poznam, lubię poznawać nowych ludzi, nawiązywać nowe znajomości.
Ludzie też są ciekawi wiesz? Są intrygujący, można się od nich dużo dowiedzieć
o otaczającym nas świecie. A dobrze jest dużo wiedzieć, wtedy zawsze możesz z
każdym znaleźć temat do ciekawej konwersacji. – mówił szybko, wyrzucając z
siebie słowa jedno po drugim nie do końca będąc pewnym czy to, co mówi ma sens,
czy nie koniecznie. Florence starała nie dać po sobie poznać jak ją ten wywód
rozbawił.
- Spotykam się z Niną. – przerwała w pewnym momencie jego
słowotok.
- Słucham? – zapytał Jay wybity z rytmu.
- Mówię, że spotykam się z Niną. To moja… dobra
przyjaciółka. Jest w mieście, więc postanowiłyśmy się spotkać. Tyle. Nic
ciekawego Jared. – powiedziała siedząc na stołku i wpatrując się w
niecodziennie rozszerzone oczy Jareda. – Czemu się tak dziwisz? Myślałeś, że
mam faceta? –zapytała śmiejąc się lekko.
- Nie… - opowiedział nieco zakłopotany - Po prostu… Byłem
ciekawy. – powiedział już cichszym tonem i zaczął wlewać wrzątek do kubka w
kawą.
- Jeżeli tak mówisz… - Florence oczywiście mu nie uwierzyła,
ale nie chciała ciągnąć tego tematu. Choć to było dość ciekawe…
- Kawa na stole, Madame! – krzyknął Jared siląc się na
francuski akcent i stawiając kubek przed dziewczyną. Flo wyraźnie ucieszona na
widok czarnej cieczy pociągnęła łyk. – Czy kawa smakuje, Madame? – zapytał Jay
przewracając ostatniego już naleśnika.
- No może być… - powiedziała średnio zadowolona.
- Słucham?! – powiedział Jared udając oburzonego. A może
wcale nie udawał?
- Miała być mocna, proszę pana. Ta jest… Średnio mocna. –
wyjaśniła mu uśmiechając się złośliwie. – Sorry, napiwku nie będzie. –
wzruszyła ramionami po czym sięgnęła po jeszcze jednego naleśnika. Jared jednak
miał dobry refleks. Zanim zdążyła złapać za placek szybkim ruchem zwinął talerz
ze stołu. – HEJ! - krzyknęła w proteście
dziewczyna.
- Nie ma napiwku – nie ma naleśników! – wytłumaczył jej
Jared stawiając talerz za siebie na szafkę, o którą właśnie się opierał.
- Czyżby? – zapytała unosząc brew,.
- TAK. – odparł jej dobitnie po czym sam wsadził sobie
jednego naleśnika do ust i teatralnie oblizał wargi.
- Jared, daj mi te durne naleśniki, jestem głodna. –
powiedziała próbując wykorzystać swój zmęczony ton i wziąć Leto sposobem „no
dobra, już nie będę takim chamem”.
- Nie. – odpowiedział – Chodź i sama sobie weź. – Dodał po
chwili z bezczelnym uśmiechem. Czyli metoda nie podziałała. Okej, więc pozostaje
inne wyjście. Wywróciła oczami i podeszła do niego. Wyciągnęła powoli rękę w
stronę talerza, ale Jay szybko zastąpił jej drogę. – Ups. Nie wyszło ci. –
powiedział z żalem. „Tak chcesz się bawić?” zapytała w duchu Florence.
- Naleśnik ci się pali. – powiedziała wskazując ręką na
patelnię gdzie właśnie smażył się ostatni placek. I wcale się nie palił.
- Trudno, będzie jednego mniej. – odpowiedział Jay wpatrując
jej się w oczy wciąż bezczelnie się szczerząc.
- Będziesz tu tak stał cały dzień? – zapytała zirytowana.
Może to zadziała?
- Nie. Tylko tak długo, aż dostanę napiwek od pewnej
niebieskowłosej madame. – odparł spokojnie. Flo westchnęła zrezygnowana.
- Ile?
- Hmm… - zamyślił się na chwilę. – Powiedzmy, że jeden. –
odpowiedział. Florence pogrzebała z kieszeni po czym wyciągnęła z niej jednego
funta.
- Proszę. – powiedziała z krzywym uśmiechem wyciągając dłoń
w stronę Jareda. Ten w odpowiedzi roześmiał się.
- Nie, nie kochana. Jeden buziak poproszę. – wyjaśnił.
- Proszę? – zapytała unosząc brwi do góry. – Zapomnij.
- To w takim razie ty, zapomnij o moich pysznych wegańskich
naleśniczkach. – powiedział wzruszając ramionami.
- Leto! To jest nie fair! Jesteśmy w Wielkiej Brytanii!
Waluta, która tu obowiązuje to FUNT. Nie BUZIAK. – spróbowała mu wyjaśnić.
- Przykro mi, ja nie stąd. Ja jestem z Marsa, kochanie. –
powiedział śmiejąc się.
- Och, a na Marsie płacicie sobie poprzez całowanie, tak? –
zapytała prześmiewczym tonem.
- Dokładnie. Wszyscy się tam kochamy nawzajem. Całujemy,
przytulamy i w ogóle. A wiesz co robimy naszym wrogom? – zapytał konspiracyjnym
szeptem. Uniosła do góry brwi w oczekiwaniu na odpowiedź. – Z naszymi wrogami
się pieprzymy*. – odpowiedział perwersyjnym tonem wprost do jej ucha. Florence
na chwilę zamilkła. O proszę… Czyżby z Jareda, który zawsze jest w miarę
kulturalny i taktowny, wychodziło prawdziwe „ja”?
- A co w takim razie robisz z tymi, których bardzo lubisz? –
zapytała tym samym perwersyjnym tonem. „Chcesz się ze mną bawić? Proszę
bardzo.” Pomyślała. Z twarzy Jareda zniknął ten szeroki uśmiech, który był tam
jeszcze przed chwilą. Na jego miejsce natomiast wstąpiło coś bardziej jakby
pół-uśmieszek. Florence widząc to, poczuła jak coś w środku niej drgnęło.
„Cholera. Niezły jest jak się tak uśmiecha…NIE! STOP. Flo, ogarnij się!”. W
głowie nie wiedzieć skąd pojawiły się sprzeczne myśli. Jared natomiast nie
spuszczając wzroku z oczu Flo zbliżył się do jej ucha.
- Pokazać ci co robię z tymi, których bardzo lubię…? – zapytał. Flo przez chwilę miała ochotę
odpowiedzieć twierdząco, ale zdrowy rozsądek wygrał.
- To zależy… - powiedziała obejmując go w pasie rękoma.
- Od czego konkretnie? – zapytał wyraźnie zadowolony z
siebie mężczyzna kładąc ręce w talii Florence i przybliżając swoje usta bliżej
jej ucha. Na tyle blisko, że kiedy mówił, muskał je delikatnie wargami.
Florence wykorzystując sytuację zamieniła ich miejscami tak, że teraz to ona
opierała się o szafkę, a Jared był przed nią. Przeniosła swoje dłonie na jego
pierś. Jeszcze się nie nauczył…
- To zależy… -
zaczęła cicho. - …zależy od tego, czy tym, których lubisz dajesz swoje
naleśniki. – dokończyła już normalnym tonem i mocno odepchnęła Jareda od
siebie. Mężczyzna, który niczego się nie spodziewał zachwiał się nieco i zrobił
kilka kroków w tył, chcąc nie chcąc, pozwalając dziewczynie wyśliznąć się z
jego objęć. Florence korzystając z okazji zgarnęła z szafki talerz z
naleśnikami, kawę ze stołu i poszła do salonu. – Wygrałam Leto. – powiedziała
jeszcze zatrzymując się w drzwiach
kuchni i patrząc Jaredowi prosto w oczy zjadła kolejnego naleśnika. – Ach, i
wcale nie są takie dobre… - powiedziała po czym dołączyła do Amelii na kanapie
w salonie.
- Nie umiesz kłamać Florence! – krzyknął do niej jeszcze
Jay, który próbował uratować częściowo już zwęglonego naleśnika na patelni.
- Ach, jeszcze jedno. – powiedziała zaglądając do kuchni. –
Za FLOFIE policzę się z tobą i Shaniastym jak wrócę od Niny. Przygotujcie się
na NAJGORSZĄ. ZEMSTĘ. W. WASZYM. GWIAZDORSKIM. ŻYCIU. PANOWIE. – powiedziała
cedząc każde słowo z osobna po czym znów się oddaliła zostawiając na wpół
rozbawionego, na wpół zaniepokojonego Jareda sam na sam ze spalonym
naleśnikiem.
- Nie cierpię tej małej, niebieskowłosej kreatury… - mruknął
sam do siebie pod nosem. Już drugi raz go wyrolowała w ten sposób… Zapłaci mu
za to…
*Nawiązanie do tekstu piosenki Stranger in a strange land –
30 seconds to Mars. Pierwszy wers piosenki brzmi: Enemy of mine, I’ll fuck you
like the devil co w tłumaczeniu oznacza:
Mój wrogu, będę cię pierdolił jak diabeł.
***
Welcome, welcome, welcome!!!
How ya doin'? :D Wiecie co? Jedno Wam kochane Eszelony (i nie Eszelony) powiem...
MARS
IS
COMING!!!!
Wariuję trochę, bo Jay ostatnio chyba postanowił zostać Polakiem, bo do nas twittuje po polsku, jak nie widzieliście, to patrzcie!
Szok jak stąd do Los Angeles! A oprócz niego po polskiemu twittuje też oficjalne konto 30STM i jakby tego było mało na fb też wrzucają posty po polsku! Chyba sobie właśnie zdali sprawę z tego, że w czerwcu zaczynają znowu trasę koncertową i zaczynają od Polski :D Ogólnie ta wredna menda (taaaak, mam na myśli Jay'a) robi tyle zamieszania... Mógłby już pokazać ten tatuaż. Mogliby wypuścić singiel. Mogliby dać teledysk. CHOLERA DAWAĆ TEN NOWY ALBUM, BO ROZWALĘ!
Wykończą mnie te Marsy...
A tak w ogóle, to... Jak rozdział? :D Tylko proszę bez marudzenia, że "za króóóóótkiiii!", bo wcale nie jest! Jest normalnej długości, to Wy się rozpuściliście, bo Wam dałam kilka dłuższych xD Jeżeli chodzi o nowy... Mam już część napisaną, więc... Nie, nic nie obiecuję kiedy go wrzucę, bo nie wiem kiedy go skończę (wiecie, w szkole postawili sobie ostatnio za punkt honoru zgnoić nas najbardziej jak sie da dopierdalając codziennie sprawdzian/kartkówkę/cokolwiek) więc miejcie na uwadze, że jest możliwość, POWTARZAM: JEST MOŻLIWOŚĆ, nie "będzie na 100%", że rozdział 21 pojawi się w sobotę czy coś, więc proponuję tu zajrzeć w weekend :)
Ogólnie widzę, że sporo osób oddało głos w ankiecie na blogu (jeżeli nie widziałeś/aś, to znajduje się po prawej stronie :) ). Serio aż tylu Was czyta to opowiadanie?! ;O jestem w ciężkim szoku, wiecie? Cieszę się, że dostałam za tą literacką szmirę aż tyle pozytywnych opinii, serio, to dużo dla mnie znaczy :) Ale nie byłabym sobą gdybym nie pożaliła się, że na tyle osób komentuje tylko kilka... <devil> hahahaha xD No ale niech wam będzie, już się nie odzywam, no...
Na koniec jeszcze chciałam powiedzieć, że kto jest choć troszkę ciekawy poznania nowego ZAJEBISTEGO zespołu - The Pierogis - niech sobie sprawdzi poniższy link :) Jakby co, nasz zespół ma też swojego OFICJALNEGO Twittera! -> @ThePierogis xD
www.thepierogis.tumblr.com
No to chyba tyle ode mnie :) Żegnam! :D
PS. Zapomniłam się pożalić na jeszcze jedną rzecz, mianowicie: NA GACIE MERLINA! RZĄDAM WIĘCEJ ZDJĘĆ SHANNONA W ROZPUSZCZONYCH WŁOSACH! BEZ KAPELUTKA!!!!
to cześć! :D Niech Mars będzie z Wami!
Zabiłaś, zabiłaś mnie sceną z Florence i Jaredem w kuchni! Jak ja się cieszyłam czyatjąc te ich gierki i docinki! A jak Flo kradła naleśnika <3 Boże kocham cię za ten ich wątek! :* Mało Shannonka było, ale cóż. A i jedno pani Weirdo! jak S. może się tak naśmiewać z biednego Jareda, oj nie ładnie, nie ładnie Shanny :D Rayon to będzie klasyk kina transwestyckiego :D No i Flofie - jak ty to wymyślasz? Flofie, Snowshann- hahaha! Oj biedne Lecioszki, doigrały się, ale bbądź wyrozumiała dla Jareda. To Shannon Judasz, go podjudzał xD Zemsta będzie ciekawa :)
OdpowiedzUsuń"klasyk kina transwestyckiego" rozwaliłaś mnie xD hahahahhahah Nie obrazisz się jak to wykorzystam w którymś rozdziale, nie? xD hah
UsuńShanny'ego mało, bo to był rozdział dla wszystkich marudzących o J+F :) Shanny bedzie w następnym. Oj beęęęędzie! ;D
Cieszę się, że się cieszysz :D A Flofie i Snowshan... cóż, ma się ten zryty łeb...xD A ja właśnie lecę do Ciebie czytać nowy! :D
I jeszcze jedno. Litość dla Jaredzika? O nieeeee, NIE MA LITOŚCI ZE STRONY WEIRDO xD
hahaha no polecam się na przyszłość :D Już się nie mogę doczekać ;) Ale, ale...nie, no chociaż niech będzie po równo z tą zemstą :P A i jeszcze jedno zapomniałam dodać: bycie wrogiem Jareda?:D Bo co robimy z wrogami? :D uwielbiam ten moment, bo świetnie ci się skomponowało z SIASL :D
UsuńNieskromnie powiem, że też lubie ten moment ;> To jedyny powód dla którego kiedykolwiek mogłabym zostać jego wrogiem xD hahah
OdpowiedzUsuńPo prostu zakochałam się w tym opowiadaniu! Ilość i jakość humoru doprowadza mnie czasami nawet do łez. Wyobrażam sobie te momenty i po prostu nie mogę, buzia sama się uśmiecha. Oczywiście uwielbiam też wątek miłosny.. Shannon i Zośka = ideał :).. zabieram się do czytania następnych rozdziałów, bo ciekawość mnie zeżre!
OdpowiedzUsuńAaaaa i super są te wtrącenia zdjęć! Pierwszy blog na którym spotkałam się z taką wersją opowiadania i jestem zachwycona!!!
I jeszcze przy każdym rozdziale ta muzyka.. ♥