sobota, 27 października 2012

Rozdział 11


I've lost my god damn mind. It happens all the time!

 Falling In Reverse - The Drug In Me Is You



Flo stała z Shannonem przy barze i  sączyła mochito.
-Jak Ty możesz to pić ? Ohydztwo. -  Skwitował drinka dziewczyny Shannon, popijając swojego złożonego z blue curacao i soku pomarańczowego.
- Shanny – zwróciła się do niego dziewczyna – Alkohol nie ma smakować. Ma rozluźniać - kolejny łyk – To po pierwsze. Po drugie: mój drink przynajmniej nie ma głupiej nazwy. – powiedziała śmiejąc się. Widząc zdziwioną minę swojego kumpla wytłumaczyła mu – To, co trzymasz w swojej łapce mój drogi, nosi nazwę „Punkt G”. – Shannon, który akurat wziął łyka, zaczął się krztusić, a Flo zaniosła się śmiechem. -  Ach. Ta mięta orzeźwia. – zakończyła opróżniając swoją szklankę. Stała naprzeciw Shannona opierając się plecami o bar. Zauważyła jednak Jareda – wciąż jeszcze trzeźwego – tańczącego z jakąś niezbyt wyróżniającą się z tłumu brunetką. Dziewczynie wyraźnie podobało się jego towarzystwo. Próbowała uczynić swoje ruchy bardziej kobiecymi i uwodzicielskimi. Biedaczka jednak nie wpadła na to, że Jay po prostu zabija z nią czas. Jego myśli błądziły aktualnie w nieco innych rejonach. Bardziej wokół pewnych niebieskich włosów. Albo raczej ich właścicielki… Gdy piosenka się skończyła Jared uśmiechnął się, skinął dziewczynie głową i zostawił ją skonsternowaną na parkiecie.
Florence nie chcąc zostać przyłapaną na gapieniu się, oderwała wzrok od Jareda, który zmierzał właśnie w ich stronę. I wtedy wpadła jej do głowy pewna myśl.
- Shann, mam pomysł. – powiedziała do niego przyjmując kokieteryjny uśmiech, niezbyt adekwatny do wypowiadanych słów. Brunet w lekkim zdziwieniu, ale i z uśmiechem uniósł brwi do góry. Florence podeszła bliżej do Shannona i złapała delikatnym ruchem jego twarz w swoje dłonie. Zbliżyła swoje usta do jego ucha i zapytała cichym głosem: - Twój brat właśnie idzie w naszą stronę. Co powiesz na ciąg dalszy przedstawienia? - Shannon objął ją w tali, powolnym ruchem przesuwając prawą dłoń po jej biodrze. – Uznam to za zgodę – powiedziała muskając ustami jego ucho.
-  Let the game begins… - dodał jeszcze Shanimal. Po chwili Florence przesunęła jedną z rąk na klatkę piersiową mężczyzny, a drugą wplotła w jego włosy. Spojrzała mu w oczy spojrzeniem, które wręcz emanowało podnieceniem i dotknęła swoimi ustami warg Shannona. Na początku pocałunek był delikatny, ale z czasem nabierał pasji. W końcu gdy para rozdzieliła się, Florence udała, że dopiero co zauważyła stojącego za Shannonem Jareda. Posłała mu uśmiech, który – zgodnie z zamierzeniem – zawierał w sobie nieco zawstydzenia.
Jared zmierzał właśnie w stronę Shannona I Florence. Kiedy odszukał ich w tłumie, stojących przy barze rozmawiali. Jednak gdy zaczął iść w ich stronę sytuacja zaczęła się diametralnie zmieniać. Flo przybliżyła się do Shannona, wyszeptała mu coś na ucho, a po chwili całowali się. I to dość namiętnie. Nieświadomy samego siebie Jay, cały czas bezwiednie zmierzał w ich stronę. Nie wiedzieć dlaczego w środku niego coś się zagotowało. Coś zaryczało i Jared poczuł jakby dostał jakimiś pazurami po żebrach. Czyżby w jego klatce piersiowej mieszkał jakiś potworzasty stwór…? Mało prawdopodobne. Chociaż z drugiej strony… ten potwór mógłby mieć na imię… zazdrość. Pytanie tylko skąd ów potworek się tam wziął? Jared sam nie bardzo rozumiał o co mu chodzi i toczył wewnętrzny dialog ze swoim alter ego – Bartem Cubbinsem.
- O co tu być zazdrosnym? Przecież na świecie jest tyle kobiet, jeżeli jedna z nich zainteresuje się Shannonem, a nie tobą to nic się nie stanie.
- Ale… Ta dziewczyna… Ona ma coś w sobie.
- Nie. Stop. Jared, wyhamuj, przecież znasz ją dopiero jeden dzień! I to niecały!
- Ale nie mogę się jej pozbyć z głowy!
- Dobra to zróbmy tak: dziś zostaw ją Shannonowi, a jutro rzucisz jej kilka swoich „Letowych -  perwersyjnych” spojrzeń i już będziesz miał ją w łóżku.
- NIE!
- Co „nie”? Nie o to ci chodzi?
- Przestań pierdolić Bart, przecież ja nigdy takich rzeczy nie robię. No prawie, ale jeżeli już, to takie jednonocne przygody wynikają bardziej z inicjatywy pań niż mojej i dobrze o tym wiesz.
- To o co ci chodzi z tą zazdrością?
- Nie wiem. Mówię ci, ona ma coś w sobie. Nie chodzi mi o seks. Choć, to byłby miły bonus…  Ale…
- Ale co? Chcesz ją poznać? Zakochać się?
- Nie rozpędzaj się tak! Nie jestem pewien czego chcę. Z jakiegoś powodu chyba chcę, żeby zobaczyła we mnie tego prawdziwego Jareda, a nie gwiazdę.
- Mówisz jakbyś się zakochał wiesz?
- Bullshit. Po prostu widzę, że nie jest jedną z tych typowych „słodkich idiotek”. Jest inteligentna, a ja cenię sobie inteligentne kobiety.
- A jak jeszcze do tego są takie śliczne… Szkoda tylko, że właśnie w tym momencie całuje Shannona, a nie ciebie… - powiedział Bart w głowie Jareda po czym zniknął jakby nigdy go nie było.
- You son of a bitch… - powiedział sam do siebie Jared, po czym spostrzegł, że znajduje się dwa metry od Florence i Shannona. Szybko oprzytomniał i zauważył, że dziewczyna patrzy na niego trochę zawstydzona. Posłał jej lekki uśmiech. W końcu poczuł na sobie zirytowane spojrzenie brata.
- Ach, nie przeszkadzajcie sobie… - powiedział po czym odwrócił się do nich plecami. Gestem przywołał barmana i zamówił sobie Jacka Daniel’sa. Kiedy ponownie odwrócił się w stronę swoich towarzyszy zastał tam tylko Shannona, który widząc jego skonsternowanie powiedział:
- Spokojnie, poszła do łazienki. Jay… chciałbyś coś powiedzieć? – zapytał, widząc, że młodszy Leto zamyślił się nad czymś.
 Kompletnie ignorując pytanie Shannona odebrał od barmana szklankę whisky i upił duży łyk. Miłe ciepło rozlało się po jego klatce piersiowej. „Florence nie jest idiotką. Nie da się wykorzystać. Więc co mi szkodzi spróbować nowej znajomości, przy okazji krzyżując Shannonowi plany?” pomyślał po czym uśmiechnął się ponownie. Shannon stał przyglądając się bratu zaniepokojonym spojrzeniem.
- Stary, z tobą serio jest coś nie tak. Nie odpowiadasz na pytania i cieszysz się sam do siebie. – pokręcił głową brunet. – Hmm… wiesz, że to trochę niepokojące? Zalatuje psychopatą… - dodał przyjmując przerażony wyraz twarzy i odsuwając się pół metra. Jared zmierzył swojego brata spojrzeniem. Chwilę później, szczerząc zęby i wybałuszając oczy przybliżył się do niego.
- A może tym właśnie jestem? Pssssyyyyychoooopaaaatąąą Shanny… - wysyczał wręcz w stronę udającego zażenowanie Shannona. Ten jednak tylko wybuchnął śmiechem.
- Ta, stanowczo pada ci na głowę bro…
- Bullshit Shannonku. – zbagatelizował Jared znów zmniejszając zawartość złotego płynu w swojej szklance. – W sumie to chciałem ci powiedzieć, że ładnie ci idzie. Przyznaję – miałeś rację. Ewidentnie podobasz się Flo. Coś za łatwo ci z tym wszystkim wiesz? –dodał usadawiając się na stojącym przy barze hokerze. Shannon tylko wzruszył ramionami i usiadł naprzeciwko Jay’a.
- Cóż poradzić? Mówiłem ci przecież. – nieodparty urok Shannona Leto.
- Taaak. Szkoda by było, gdyby jednak Flo się… rozmyśliła co do ciebie. – powiedział mrużąc oczy. Shannon na zewnątrz wyglądał na zdziwionego, choć w środku tańczył już makarenę. Ta dziewczyna to geniusz! Jeszcze nikt tak szybko nie rozpracował Jareda! Cały plan szedł jak po sznurku.
- Rozmyśliła się? Co masz na myśli? – dodał z powątpiewaniem uśmiechając się lekko i grając pewnego siebie.
- Mam na myśli to, że jeszcze nie wygrałeś, więc się tak nie ciesz. Nic nie słyszałem na temat jakiejś „upojnej nocy” między wami, więc to jeszcze nie koniec. A gdyby ta kobieta jednak stwierdziła, że nie ma ochoty na perkusistę… - zaczął Jared spoglądając bratu w oczy - to w pobliżu jest baaaaardzo miły wokalista… - dokończył opróżniając szklankę  i wołając gestem barmana. Shannon siedział z zaciętą miną.
- Czyżby ktoś PO RAZ KOLEJNY rzucał mi wyzwanie? – zwrócił się w stronę rozmawiającego z barmanem mężczyzny. – Serio… Darowałbyś sobie.
- A co? Boisz się, że młodszy braciszek ma lepsze branie? – zaśmiał się Jay. Na twarzy Shannona po raz kolejny dziś już malowało się zażenowanie. – No już, nie patrz tak na mnie, przecież żartuję. Po prostu… Myślę, że utrudnię ci trochę zadanie wiesz? – dodał trzymając w dłoniach znów napełnioną szklankę.  – Lubię ją. – wzruszył ramionami i rozejrzał się po klubie. Shanimal chwilę się zastanawiał, aż w końcu odezwał się.
- Spoko. Ale zdajesz sobie sprawę, jak bardzo nie fair zachowujemy się wobec Flo prawda? Masz zamiar ją po prostu wykorzystać? – zapytał z poważną miną.
- Nie. Oczywiście, że nie, dobrze wiesz, że nie robię takich rzeczy. Ja szanuję kobiety. A Florence nie jest idiotką. Nie dałaby się wykorzystać. – powtórzył na głos to, co wcześniej narodziło się w jego głowie. Po chwili zobaczył zmierzającą w ich stronę Flo. – Baczność bracie. – powiedział jeszcze półgębkiem do Shanny’ego po czym podniósł się z krzesła i podszedł do dziewczyny. – Zatańczysz? – zapytał wyciągając dłoń, a w tle rozbrzmiała jakaś żywa piosenka. Dziewczyna zgodziła się i ruszyła razem ze swoim partnerem na parkiet. Przetańczyli utwór, a kolejny, który popłynął z głośników był o wiele spokojniejszy. Para w wolnym tempie poruszała się do muzyki.
- Dobry z ciebie tancerz. – skwitowała z uśmiechem Florence, gdy Jared obrócił ją dookoła jej własnej osi. W odpowiedzi otrzymała uśmiech, który w zamyśle miał oznaczać „nic takiego” ozdobiony wzruszeniem ramion. – Myślałby kto, że ty taki skromny… - zaśmiała się.
- Dobra rozgryzłaś mnie. Na początku znajomości zawsze udaję skromnego i grzecznego, żeby nie wyjść na takiego kompletnego dupka. – Powiedział przyjmując poważy ton.
- A jesteś kompletnym dupkiem? – zapytała słodkim tonem patrząc prosto w niebieskie oczy. Florence próbowała zachować kamienną twarz, ale te oczy robiły wrażenie. I to jeszcze z tak niewielkiej odległości. Jared zastanowił się przez chwilę po czym odparł:
- Bywam. Jak każdy z resztą. – dziewczyna skinęła głową.
- Okej, to możemy przejść do etapu, w którym darujemy sobie bycie skromnym, grzecznym i ułożonym. – powiedziała. – Po prostu bądź sobą. Nawet jeżeli jesteś kompletnym dupkiem.  – Na to stwierdzenie Jay tylko się uśmiechnął i skinął głową. Muzyka wciąż trwała w tym samym powolnym tempie. Niebieskowłosa kobieta i mężczyzna z pomegranate mohawk tańczyli razem nie odzywając się, ale tez nie czując skrępowania brakiem rozmowy.
Od strony baru przyglądał im się Shannon i musiał przyznać jedną rzecz. Ta dwójka wyglądała razem wręcz… komicznie. Kolorami włosów zgrali się idealnie. W końcu piosenka się skończyła i cała trójka znów była przy barze.
- Okej. To co powiecie na kilka shotów? – zapytała Flo, na co dwie głowy z uśmiechami pokiwały twierdząco. – Hej Rupert! – krzyknęła do barmana – trzy razy kamikaze! – Blondwłosy barman skinął głową na znak, że przyjął zamówienie. Flo rozejrzała się po klubie po czym zatrzymała swój wzrok na siedzącym w kącie wysokim, szczupłym, lekko umięśnionym brunecie w ciemnych dżinsach, glanach i skórzanej kurtce. Wciąż patrząc na niego zwróciła się do swoich towarzyszy. – Chyba nie macie nic przeciwko… ziółkom? Takim na rozluźnienie… - zapytała na co Shannon się roześmiał i z entuzjazmem odparł, że jak najbardziej jest „za”. Jared chwilę się zastanawiał. Ostatnim razem gdy palił marihuanę troszeczkę przesadził i o mały włos, a skończyłoby się to wielkim skandalem w prasie. Dobrze jednak, że jego brat potrafi być bardzo przekonujący jeżeli chodzi o odzyskiwanie zdjęć od paparazzi… Ale z drugiej strony, w tym miejscu i tak prawdopodobnie go nikt nie zna, więc…
- Spokojnie Jay, przypilnuję cię. – przerwał mu rozmyślania Shannon klepiąc go po plecach. Jay kiwnął tylko głową do Flo na znak, że też nie ma nic przeciw.
- Dobra. Poczekajcie tu na mnie. – powiedziała i ruszyła w stronę mężczyzny siedzącego w rogu.


***




- Ej Sophie? Słyszałaś to? – zapytał zaspany Tomo podnosząc głowę do góry.
- Hmm…? - mruknęła dziewczyna na wpół uchylając powieki. Tomo widząc brak reakcji potrząsnął nią mocno, żeby wróciła do pełni świadomości. - Do cholery! Tomo kurwa, czemu mnie budzisz? – odpowiedziała mu ze złością blondynka.
- No bo coś jest za drzwiami. – powiedział Tomo szeptem. Nastała cisza i oboje zaczęli nasłuchiwać. Dało się słyszeć jakieś skrobanie i… głosy za drzwiami. Nagle uszu Sophie doszło skomlenie psa. Dziewczyna natychmiast poderwała się na nogi. To mógł być jakiś potwór, albo dziki zwierzak, ale…
- Aaaa!! Syriusz jest na podwórku! – krzyczała biegnąc w stronę drzwi wyjściowych – To coś  go zaraz pożre! – wydarła się po raz kolejny, przebiegając przez korytarz. Po drodze złapała za zielony parasol, jednak THC nie opuściło organizmu Soph i nadal działało na jej wyobraźnię umożliwiając koloryzowanie faktów. Z tego powodu, dziewczyna była wręcz pewna, że parasol, który trzyma jest magiczną różdżką rodem z Harry’ego Pottera.
- AVADA KEDAVRA YOU BITCH! – Krzyknęła otwierając drzwi na oścież i celując parasolem w to co stało za nimi. Wydawało jej się, że z jej „różdżki” wystrzelił zielony, zabójczy błysk. W rzeczywistości jednak po prostu otworzyła parasol. Zaraz za dziewczyną z domu wybiegł Tomo w rękach trzymając gryf od połamanego Jimmy’ego ze zwisającymi strunami myśląc, że trzyma śmiercionośną broń wyposażoną w macki, które mogą poparzyć swoją ofiarę albo przypalić ją.
- HOLY SHIT! Co się dzieję?! Co zabijasz? Co mam zabić? – krzyczał stając podekscytowany obok niej wyciągając swoją broń przed siebie.
- Zombie! Tomo patrz tam! Jest ich trzech widzisz? – powiedziała wskazując na stojące na podwórku trzy osoby. – Oh shit, a tamten ma mózg na wierzchu! – krzyknęła wskazując „różdżką” na stojącego naprzeciwko niej Jareda. Możliwe, że jego pomegranate włosy utwierdziły dziewczynę w przekonaniu, że to nie włosy, a właśnie mózg. Tomo w tym czasie przybrał pozę zawodowego żołnierza.
- Hej Sophie. Sophie! Take it easy! – powiedziała Florence stojąca na zewnątrz razem z Shannonem i Jaredem. Nie była dokładnie pewna o co tu chodzi. Jakie zombie? Jednak Sophie była nastawiona do nich raczej bojowo i należało to przerwać.
- Sophie o czym ty mówisz? Jakie zombie? – Jared zwrócił się do dziewczyny. Ta jednak spojrzała na niego z obrzydzeniem.
- Boże, jesteś obrzydliwy, mózg ci wystaje. – odpowiedziała. Tomo stał wyprostowany i rozglądał się dookoła. W końcu też się odezwał.
- Wiedziałem, że to się kiedyś stanie. Wiedziałem, że za to całe zło, które pozostawialiśmy po sobie na tym świecie spotka nas kara. I zostaliśmy ukarani tym oto kataklizmem żywych trupów… Apokalipsa zombie nadeszła! – Ostatnie zdanie mężczyzna krzyknął unosząc do góry swoją „broń”. Jared zrobił krok w stronę Sophie, ale było to złym posunięciem. Dziewczyna od razu zareagowała.
- Atak! Giń maszkaro! – krzyknęła ruszając biegiem w stronę Jareda i wymachując zieloną parasolką. - Tomo zabij to niebieskie coś! – krzyknęła jeszcze w międzyczasie, a Chorwat jak na rozkaz pobiegł w stronę Florence. Wystraszona Flo migiem schowała się za prawie płaczącym ze śmiechu Shannonem. Jared już siłował się z Sophie, bo blondynka za wszelką cenę chciała przywalić mu parasolką. Co chwilę wykrzykiwała też różne zaklęcia typu „Avada kedavra”, „crucio”, „levicorpus”, „sectumsempra” etc. Jay nie do końca wiedział o co jej chodzi więc utrzymywał ją z daleka od siebie.
Kiedy Shannon w ostatniej chwili ocknął się, zobaczył Tomo, który właśnie zamachnął się na niego gryfem gitary.
- BRYGADA! ODWRÓT! – wykrzyczał łapiąc Flo za rękę i  zaczynając uciekać w stronę plaży. Jared widząc, że zostaje sam na polu bitwy szybko pobiegł za nimi. Tomo i Sophie przez chwilę stali skonsternowani, po czym stwierdzili, że skoro już walczą, to do śmierci! Muszą zabić te zombie!
Shannon, Florence i Jared byli już praktycznie na plaży, ale na ich nieszczęście pozostała dwójka ciągle ich goniła. I w dodatku siedzieli im na ogonach! W pewnym momencie dzikiego pędu Jared stracił równowagę w głębokim piasku i wyłożył się na ziemi jak długi. Sophie wykorzystała sytuację i szybkim ruchem doskoczyła do niego. Usiadła na nim okrakiem i zaczęła okładać parasolką wciąż wykrzykując zaklęcia.
- Ej! Ej, odejdź! Złaź ze mnie! Kurwa Sophie o co ci chodzi?! – krzyczał Jared osłaniając się rękoma przed zielonym parasolem i próbując zrzucić z siebie dziewczynę.
- Jesteś zombie! Zombie nie powinno być na tym świecie! GIŃ! – rzuciła mu tylko nie przerywając ataku. Widząc to Shannon ruszył bratu na pomoc. W międzyczasie jednak, Tomo powolnym krokiem i z wyciągniętą przed siebie „bronią” zaczął zbliżać się do Florence. Kobieta cofała się coraz bardziej próbując uniknąć konfrontacji z brodaczem. Była już na tyle daleko, że woda podmywała jej stopy. Zauważyła, że obok niej leży spora gałąź. Chwyciła ją w obie dłonie i z bojowym nastawieniem powiedziała do Tomo:
- O nie. Odejdź, nie chcesz ze mną zadzierać… - brodacz jednak tylko pokręcił głową. Shannon próbujący pomóc Jaredowi podnosząc głowę zobaczył, że teraz to Flo ma większe problemy, więc klnąc pod nosem zostawił brata i pospieszył na pomoc niebieskowłosej krzycząc:
- Tomo pogrzało cię?! To jest Flo! – Zdziwiony Tomislav na chwilę odwrócił głowę, Gdy zobaczył jednak zbliżającego się do niego Shannona zrobił minę wyrażającą czysty żal i głosem pełnym smutku powiedział:
- Shanimal? O nie! Ciebie też zabrali?!
- Co? Stary co ty pierdolisz? Pojebało cię już do końca? – zdziwił się brunet.
- Shan, on są zjarani w cholerę! Myślą, że jesteśmy zombie! – krzyknęła mu Flo.
- My też jesteśmy zjarani i pijani! Ale ja nie widzę, żadnych zombie! – Odkrzyknął jej Shann. W międzyczasie Jay zrzucił w końcu z siebie Sophie i trzymał ją za ręce próbując opanować i zabrać parasolkę.
- Shannon pomóż mi z nią! – krzyknął do Shannona. Ten jednak gdy się odwrócił zrobił wielkie oczy, a szczęka opadła mu prawie do ziemi.
- O kurwa! Bracie, co ona zrobiła z twoja głową? Czemu trzymasz ja w ręce?! – zapytał wystraszonym głosem.
- No nie. Shannon tobie tez już zaczyna odbijać? – zapytała z politowaniem Florence widząc skonsternowanego Shannona, który co rusz odwracał głowę to na Tomo, to na Jareda, zaraz na Florence, a potem na Sophie. Mężczyzna był nieźle skołowany. Tę sytuację wykorzystał więc „pogromca zombie Tomislav”. Z nienacka wskoczył Shannonowi na plecy, na szczęście gubiąc po drodze gryf .
- CO DO KUR… - wykrzyknął Shannon czując, że coś, a raczej ktoś siedzi mu na plecach i okłada je pięściami. W wyniku tego, że Shannon był jednak pod wpływem procentów i Marysi, jego błędniki troszeczkę szwankowały. Tomo próbując utrzymać się na Shannonowych plecach złapał za jego koszulkę. Czym jednak jest cienki materiał t-shirtu z uściskiem „pogromcy zombie”? No właśnie niczym. Koszulka od razu puściła w szwach i została rozdarta w kilku innych miejscach. Shannon pod wpływem ciężaru jego kolegi z zespołu zaczął się zataczać w stronę morza. Wciąż jednak na nogach wszedł do wody, ale całkiem spora fala, która nadeszła chwilę później przeważyła sprawę. Podcinając perkusiście nogi spowodowała efektowny upadek Shanimala oraz jego „plecaka” w formie Tomo. Mężczyźni runęli w wodę jak jakiś ogromny głaz powodując olbrzymi plusk. Choć jeszcze przed chwilą Flo wcale nie było do śmiechu, to teraz nie mogła się opanować. Po chwili dwójka przemoczonych facetów wynurzyła się z wody nie bardzo wiedząc co się wkoło dzieje. Spojrzeli po sobie, a ich miny wyrażały kompletną konsternację i szok. Shannon spojrzał w dół i z szeroko otwartymi oczyma uświadomił sobie, że z jego koszulki zostały już tylko strzępy. A nawet mniej. Pozbył się więc resztek t-shirtu i podniósł na nogi. Najpierw zobaczył  Flo prawie płaczącą ze śmiechu, a potem dostrzegł i Jay’a ciągle szarpiącego się z Sophie.
- A MOŻE JAKAŚ POMOC CO? – wydarł się zdenerwowany mężczyzna z pomohawk’iem. Shannon kiwnął głową na średnio ogarniającego Tomo i oboje pobiegli na pomoc.
Jared trzymał ręce Sophie splecione za jej plecami. Shannon razem z Tomo stanęli przed nią i brunet rozpoczął próby negocjacji.
- No już dobrze Sophie, nie ma już żadnych zombie. – Powiedział wyciągając do niej rękę w przyjaznym geście. Wytrącona z równowagi kobieta szarpnęła się jednak i zginając nogę w tył wymierzyła stojącemu za nią Jaredowi soczystego kopniaka między nogi. Jay odruchowo zgiął się wpół puszczając jej ręce. Sophie czując, że uścisk się rozluźnił zamachnęła się parasolką, którą wciąż trzymała w dłoni. Shannon szybko uchylił się od ciosu, ale Tomo, który był raczej średnio przytomny nie miał wystarczająco szybkiego refleksu. Jego głowa przyjęła cios parasolką, w który dziewczyna włożyła całą swoją siłę. Chorwat poczuł tylko uderzenie, potem zawroty głowy i wtedy nastała ciemność. Upadł nieprzytomny na piasek prosto pod nogi zdziwionej Sophie. Wykorzystując sytuację, że blondynka z otwartymi ustami spogląda na „swoje dzieło” w postaci nieprzytomnego kumpla, Shannon złapał ją mocno w talii i przerzucił sobie przez ramię. – Idziemy do domu Sophie. – powiedział spokojnym tonem.  Gdy dziewczyna uświadomiła sobie, że niesie ją jeden z tych potworów zaczęła równie potworny krzyk oporu i niezadowolenia.
- NIE! SPIERDALAJ TY ZOMBIAKU! PUSZCZAJ MNIE PASZCZAKU TY JEDEN! – Shann zignorował ją i odwrócił się do Jareda i Flo.
- Jay, Flo zabierzcie Tomislava do domu ok? Ja się zajmę tym naszym „Harrym Potterem mordercą zombie i gitarzystów” - powiedział wywracając oczami i ruszając w stronę domu dziewczyny.
- Puszczaj mnie! Puszczaj! NO PUSZCZAJ MÓWIĘ! Ty… Ty… PSUJU WCIARNISTY PUSZCZAJ NO! – Shann na to ostatnie roześmiał się tylko.  Sophie jednak przez całą drogę kontynuowała swój protest, a Shannon przez całą drogę ją ignorował.

***


JOŁ HOŁ.
No i mamy nowy rozdział. W końcu. Wiecie, to jest okrutne ze strony losu, że pozbawił mnie internetu na 2 tygodnie... Ale już mam go z powrotem! ;D 

W każdym razie, co się tyczy rozdziału... ZOMBIE & MINDFUCK moi kochani! xD
Jest on inny od wszystkich, ponieważ zwykle tylko ja jestem autorką tekstu, który czytacie, a ten, który właśnie namieszał Wam wszystkim w głowie jest autorstwa:

WEIRDO & LOONEY

Looney,dziękuję za miłą współpracę na Skype'ie! ;D

OD LOONEY:
Rozdzialik się podoba? No ja mam nadzieję stworzyłyśmy z Weirdo dosyć ciekawe mieszające w głowie dzieło haha POZDRAWIAM LOONEY :D




Miłego czytania ludziska! ;) I piszcie w komentarzach co sądzicie o rozdziale z zombiakami ;D
XOXO

2 komentarze:

  1. No joł... :) Zombiaki rozgniotły ten rozdział! Wgl jaka faaaza :D Ja nie wiem jak na to wpadłaś ale jak sobie to czytałam to non stop: zaciesz. A jak przeczytałam, że Jared dostał o Sophie jeszcze prosto w krocze, to już nie wyrobiłam. Strasznie ciekawi mnie co będzie następnego dnia, jak Tomuś i Sop dojdą do siebie, i czy dostaną zjebkę od pozostałych za to ocalanie Ziemi. No i Shannon opiekujący się Sophie- może być ciekawie. Co jeszcze... a tak, fajna była rozmowa Jareda z Bartem. Ostatnio się też złapałam że sama coraz częściej zaczynam tak mieć :P
    Tak więc mimo długiej przerwy... good job, bro! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jebłam i nie wstaje xd niszczycie mi psychikę, ale i tak uwielbiam to czytać ;d czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń