You're just a small bump unborn for 4 months you broguht to
life.
You might be left with my hair but you'll have your
mothers eyes.
I'll hold your body in my hands be as gentle as I can, but
for now you're a scan of my unmade plans.
A small bump, in 4 months you're brought to life...
*od autorki: proponuje włączyć sobie tą piosenkę podczas czytania. A jeżeli nie masz podzielnej uwagi, to najpierw przesłuchaj i przeczytaj tekst. :)
- LETO! Co ty sobie kurwa wyobrażasz?! - krzyknęła Sophie z prędkością światła zrywając się na nogi. Stanęła wyprostowana nad leżącym na ziemi Shannonem. Mężczyzna przed chwilą jeszcze spał, ale upadek skutecznie go obudził.
- Aktualnie, to leżę na podłodze. - Odezwał się mężczyzna odruchowo przyjmując chamski ton. Potem jednak powróciło do niego wspomnienie snu i sumienie dało o sobie znać. - Przepraszam. - Powiedział skruszonym tonem wciąż leżąc na podłodze. Sophie jednak wcale się nie uspokoiła.
- Możesz mi z łaski swojej wyjaśnić co robisz w moim łóżku? Ze mną?! I to bez koszulki!
- Sophie proszę cię nie krzycz, przypomnij sobie ostatnią noc... - Powiedział spokojnym tonem podnosząc się do pozycji siedzącej i opierając plecy o szafkę nocną stojąca przy łóżku. Dziewczyna skonsternowana zamyśliła się na chwilę.
- Piliśmy z Tomo i paliliśmy. Potem... - Skrzywiła się trochę – mam przebłyski plaży. Byłam na plaży i... Wszyscy tam byliśmy i Flo tez! - Powiedziała ze zdziwieniem. Shannon kiwnął głową. Rozcierając sobie
obolały od upadku tyłek czekał na ciąg dalszy. - Potem... Byłam w domu, nie wiem jak się tu dostałam. Krzyczałam na ciebie i wyszedłeś. Wiec dalej do cholery nie rozumiem co tu robisz. - Zakończyła patrząc z
wyczekiwaniem aż mężczyzna raczy się wytłumaczyć.
- Oj, widzę, ze masz duże luki. I pomieszałaś kolejność. W dużym skrócie: byliśmy wszyscy razem na plaży, zaczęłaś z Tomo wariować, przyniosłem cię do domu, oprzytomniałaś, poczekałem, aż uśniesz żebyś nie zrobiła nic głupiego. Usnęłaś, chciałem wyjść, ale obudziłaś się i próbowałaś mnie tu zatrzymać.. Prosiłaś żebym został na noc. - powiedział. Brwi dziewczyny powędrowały do góry, a oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu.
- Co za bzdury! - powiedziała ze zniesmaczeniem.
- Sophie, ja mówię prawdę... - Powiedział patrząc jej w oczy.
- Aha. Wiec pijana i zjarana dziewczyna poprosiła cię żebyś został z nią na noc, a ty oczywiście zostałeś tak? Nie ważne, ze to twoja ex i ze... Potraktowałeś ja, tak, jak potraktowałeś co? - Znowu zaczęła podnosić głos. Nie chcąc dopuścić do krzyku Shannon przerwał jej.
- Posłuchaj mnie do końca. Otóż nie zostałem. – oznajmił akcentując wyraźnie słowo „nie”. - Wyszedłem. Wyszedłem za drzwi pokoju, a ty pobiegłaś do łazienki i... - Zatrzymał się na chwilę przypominając sobie wydarzenia zeszłego wieczora.
- No i co się stało jak poszłam do łazienki? Postanowiłeś pomoc mi się wysikać, żebym nie utonęła w muszli klozetowej?
- Nie. - Powiedział wciąż spokojnie podnosząc się. Poszedł w stronę łazienki i wszedł do niej. Sophie poszła za nim. Już chciała rzucić jakiś złośliwy komentarz, ale widok, który zastała odebrał jej mowę. Rozbite lustro, odłamki na ziemii, podłoga i zlew we krwi. Nieco przerażona spojrzała na Shannona z niemym pytaniem co tu się stało. - Spójrz na swoje ręce. - Powiedział samemu przenosząc na nie wzrok. Sophie podniosła ręce do góry. Ze zdziwieniem zauważyła, ze ma zabandażowane przedramiona. Szybko zaczęła je odwijać. Kiedy ostatnia warstwą bandaży opadła na podłogę, jej oczom ukazały się płytkie rozcięcia pozostawione przez jakiś ostry przedmiot.
- Coś ty mi zrobił? - Zapytała z przerażeniem wpatrując się w swoje rany.
- Ja? - Zdziwił się Shan. - Ja bym cię nie skrzywdził! Sama to sobie zrobiłaś. A wiesz dlaczego? - Sophie nie patrząc na niego pokręciła głową. - Bo chciałaś mi pokazać jak cię zraniłem zostawiając cię .- powiedział podchodząc bliżej do dziewczyny. - Zaczęliśmy rozmawiać. Albo raczej krzyczeć. Powiedziałaś mi o wszystkim co czułaś kiedy zostałaś sama w ciąży. O tym, co działo się w środku ciebie. Jak cierpiałaś, jak się cięłaś. Ze chciałaś się zabić i to Florence cię uratowała. A ja... - Sophie patrzyła z niedowierzaniem. Zaczynała widzieć niektóre z tych rzeczy, o których mówił w swojej głowie jako autentyczne wspomnienia, więc to nie mogło być kłamstwo. Wtedy przypomniała jej się reszta.
- Ty się tłumaczyłeś. Już pamiętam. Próbowałeś mnie przeprosić, wyjaśnić i tak dalej... - Mówiła wpatrując się w podłogę. Przypomniała jej jedna z kwestii Shannona. Na początku nie dowierzała, że naprawdę to powiedział, ale teraz wspomnienie Shana mówiącego, że cieszył się z tego dziecka było tak wyraźne, że nie dało się temu zaprzeczyć. Mężczyzna kiwnął głową i wyszedł z łazienki. Usiadł na fotelu i schował twarz w dłonie. Sophie skonsternowana tym wszystkim co się wczoraj stało usiadła na przeciwko niego.
- Sophie... Przepraszam. Naprawdę cię przepraszam. Nie zdawałem sobie sprawy z tego co ci zrobiłem. Nie miałem pojęcia i... Kiedy poroniłaś... Nie potrafię sobie wyobrazić jak to przeżyłaś. - Mówił do niej spokojnie patrząc prosto w oczy. Sophie znała go dobrze i wiedziała, ze mówi prawdę. W tych brązowych oczach dało się odczytać wszystkie uczucia Shannona. Pomimo tego, ze na zewnątrz swoją pozą mógł utrzymywać pozory bycia odpornym na wszelkie uczucia, to te czekoladowe oczy mówiły wszystko. Wyrażały żal, wstyd, ból i skruchę.
- I tak nagle to do ciebie dotarło? Bo powiedziałam ci o wszystkim? - zapytała szydząc.
- Częściowo. Nie byłem świadomy tego co zostawiłem po sobie w twoim życiu. Ale... –zastanowił się na chwilę – miałem… to zabrzmi głupio, ale to prawda. Miałem sen… - zaczął powoli. Sophie popatrzyła na niego jak na idiotę.
- Sen? Och, wzruszające, doprawdy. – prychnęła znów. Shannon westchnął i postanowił, że opowie jej to wszystko.
- Określiłbym to nieco inaczej. – powiedział kręcąc głową ze skonsternowaniem.
- Tak? No dobra, to opowiadaj. – powiedziała dziewczyna siadając na łóżku i zwracając się twarzą do mężczyzny.
- Sophie, odpowiedz mi najpierw na jedno pytanie dobrze? – zapytał. Dziewczyna kiwnęła głową. – Czy… to dziecko… Czy ty byłaś w ciąży z jednym dzieckiem? – dokończył pytanie z obawą obserwując twarz kobiety. Ona nie patrząc na niego milczała.
- Nie. – odpowiedziała po pewnym czasie. – To… To były bliźnięta. – Shannon myślał, że głowa mu eksploduje. Skąd jego mózg o tym wiedział?! – potrząsnął tylko głową i zaczął opowiadać Sophie co zobaczył w nocy. Sophie na początku była nastawiona sceptycznie. Miała zamiar jak zwykle poniżyć Shannona wyszukanym sarkazmem. Jednak im dłużej ciągnęła się jego opowieść, tym bardziej wszystkie słowa zamierały jej w gardle.
- I… Ona krzyczała. Prosiła mnie żeby jej pomógł, ale nie mogłem. To morze… po prostu ją zabrało. Chciałem ją uratować, chciałem biec, ale nie mogłem! – krzyknął w ostatnim zdaniu Shannon tracąc nerwy. Sam sen był wystarczająco bolesny, nie wspominając o opowiadaniu go. Przeżywał to po raz kolejny i po raz kolejny czuł się tak cholernie winny. Musiał powiedzieć o tym Sophie. – Ja… Teraz wiem, że to była moja wina. Ja… ja je po prostu zabiłem. Sophie rozumiesz to? – powiedział do dziewczyny, która siedziała na łóżku próbując powstrzymać łzy. Wizja jej własnych dzieci umierających w tak brutalny sposób… To tak jakby to wszystko przytrafiło się jej samej. Nawet gorzej. – Sophie, one nie żyją przeze mnie! – krzyknął podnosząc się gwałtownie z fotela. – Zabiłem własne dzieci! – krzyknął do samego siebie łamiącym się głosem z całej siły uderzając pięścią w ścianę. Sophie wciąż siedziała na łóżku. Chciała zaprzeczyć. Powiedzieć, że to nie jego wina, ale nie mogła. Nie mogła się odezwać w obawie wypuszczenia z gardła lamentu, który tyko czekał, aż otworzą mu drogę na zewnątrz.
Shannon już spokojniej podszedł do Sophie i usiadł naprzeciwko niej.
- Sophie. Przepraszam cię. – Powiedział najszczerzej jak potrafił. Nie miał pojęcia który raz już to dziś powtarzał. Czuł się jak nie on. Ten sen… Ta wizja, to wszystko namieszało mu w głowie. Żył nieświadomy tego jaki syf pozostawił w czyimś życiu. Nie dość, że zniszczył je młodej kobiecie, to jeszcze pozbawił go dwie inne istoty. Czuł, że mógłby powtarzać to „przepraszam” jako mantrę do końca życia, a i tak Sophie nigdy mu nie wybaczy. On sam sobie nigdy tego nie wybaczy… - Sophie, chciałbym móc cofnąć czas. Nie być idiotą. Być normalnym odpowiedzialnym facetem, który jak na prawdziwego mężczyznę przystało cieszyłby się z tych dzieci jak jakiś kretyn i zaopiekował się tobą i nimi najlepiej jak się da. Powinienem… -kontynuował swój słowotok nie wiedząc po co w ogóle to wszystko mówi i jaki to ma sens. I czy to w ogóle miało jakikolwiek sens? Nie myślał nad własnymi słowami. Nie wiedział skąd się brały, skąd płynęły. Wiedział natomiast, że były szczerze. Kiedy przypomniał sobie te obrazy, które torturowały go w nocy… W pewnym momencie poczuł jednak, że coś kształtuje się pod powiekami jego zamkniętych oczu. Czyżby… To łzy? Otworzył oczy i poczuł jak pojedyncza kropla spływa mu po policzku. Ale tylko ta jedna. Nic więcej. Przypomniał sobie, że ostatni raz kiedy płakał… Był małym chłopcem. Miał najwyżej dwanaście lat. Może nawet mniej. W pewnym momencie, niczego niespodziewający się Shannon został pchnięty do tyłu i upadł plecami na łóżko. Sophie opierała swoje ręce na jego ramionach i przyciskała je do łóżka.
- Nienawidzę cię! – krzyknęła z nienawiścią. – Nienawidzę! Nienawidzę! Nienawidzę! – krzyczała zaczynając okładać Shannona pięściami. Po chwili Shan złapał ją za ręce, a wyrazy nienawiści namiętnie wykrzykiwane przez dziewczynę cichły coraz bardziej i bardziej. W końcu nie mając więcej siły upadła przed siebie lądując na Shannonie. Po raz kolejny przytuliła się do niego. Z tą różnica, że teraz była tego świadoma. – Nienawidzę cię… - powiedziała przez płacz nie patrząc na bruneta na którym praktycznie leżała. – Ale nienawidzę tez samej siebie. To też moja wina. – powiedziała cicho. - Byłam taką idiotką… dodała jednak po chwili podnosząc się z powrotem do pozycji siedzącej. Shannon natomiast podniósł się całkiem na nogi i zszedł z łóżka stając przy oknie. – Shannon my oboje jesteśmy winni temu co się stało. – Sophie po raz pierwszy od kiedy starszy Leto zjawił się w Kingsdown rozmawiała z nim normalnie. Bez sarkazmu, krzyczenia czy wyzwisk. – Nie umiem ci tego wybaczyć. Myślałam, że mogę cię nienawidzić, ale… Nie umiem. Szczególnie teraz, kiedy tu przyjechałeś… Kiedy byłeś daleko, w tych pieprzonych Stanach było mi łatwiej cię nienawidzić… - powiedziała opuszczając głowę lekko na dół. – Nawet nie chcę tego. I szczerze mówiąc nie mam pojęcia co mam teraz zrobić. – powiedziała głosem wypranym z emocji. Brunet na potwierdzenie jej słów kiwnął głową.
- Nie możemy po prostu…
- Błagam, tylko nie mów „zostać przyjaciółmi”… - przerwała mu błagalnym tonem. Shan uśmiechnął się lekko na wspomnienie tego frazesu.
- Nie. Mam na myśli, że możemy po prostu żyć dalej. Aczkolwiek miło by było gdybyśmy nie pluli w siebie wzajemnie jadem… - Sophie kiwnęła głową. Nastała chwila ciszy. Jednak pomimo napięcia, które jeszcze przed chwilą o mało nie rozsadziło tego pomieszczenia nie był to ten rodzaj „krępującej ciszy”. Po prostu czas na przemyślenie i ułożenie sobie w głowie wszystkiego co się wydarzyło.
- Pójdę już. – po kilku minutach pierwszy odezwał się Shannon. Dziewczyna tylko kiwnęła głową. Brunet podszedł do niej na chwilę i bez zawahania przytulił ją mocno do siebie. – Naprawdę przykro mi, że to wszystko tak się skończyło. – powiedział głaszcząc ją po włosach. Kiedy odsunął się od Sophie, posłał jej jeszcze lekki uśmiech, dodający otuchy i wyszedł z jej sypialni, a potem z domu. Sophie została sama ze swoimi myślami.
***
- Zamknij drzwi, ja zaniosę go na górę. –
polecił Jared Florence zarzucając sobie nieprzytomnego Tomo na ramiona i
wchodząc na schody. Po drodze jednak
zahaczył nogą Tomo o poręcz schodów w wyniku czego Chorwat stracił buta. – Ups.
– powiedział przez śmiech. Florence tylko wywróciła oczami i zamknęła drzwi. –
Czuj się jak u siebie. Po prawo jest salon, a jak przejdziesz kawałek dalej, to
trafisz do kuchni. Łazienka po lewo. – powiedział robiąc krok po schodach.
Zaraz jednak odwrócił się znowu - A moja sypialnia na pierwszym piętrze, drugie
drzwi na prawo. – powiedział poruszając znacząco brwiami.
- Dziękuję, nie skorzystam. – odparła mu
wykrzywiając usta w lekko szyderczym uśmiechu.
- Damn… - zaklął zawiedziony Jay i ruszył
na górę z nieprzytomnym Tomo na rękach.
Tymczasem Florence skierowała się do
salonu. Pomieszczenie było bardzo przytulne. Na ścianach wisiały duże plakaty
między innymi z Audrey Hepburn, Marylin Monroe, Pink Floyd, Beatels’ami
oprawione w szklane antyramy. Po prawo od wejścia znajdował się sporych
rozmiarów kominek nieopodal którego ustawiona była sofa i regał z książkami.
Dalej, w głębi pomieszczenia była jeszcze jedna sofa, dwa fotele i oczywiście
telewizor. Przy przejściu do kuchni ustawiony był stół z kilkoma krzesłami. Flo
podeszła do kanapy ustawionej w głębi pokoju. Usiadła wygodnie i wyjrzała przez
wielkie okno oglądając księżyc, który był aktualnie małym rogalem. Kiedyś już
była w tym domu… Zawsze miała słabość do tego kominka. Kiedy tak siedziała
zamyślona Jared zdążył już wrócić. Opadł na kanapę obok niej i westchnął ciężko
na wpół przymykając oczy i odchylając głowę do tyłu, na oparciu kanapy.
- Tomo wcale nie jest taki lekki jak
mogłoby się wydawać…- powiedział krzywiąc się lekko.
- Marudzisz gorzej niż baba… - Flo
parsknęła śmiechem.
– Hej, to nie jest śmieszne… - powiedział
patrząc na nią surowym wzrokiem. W odpowiedzi otrzymał jednak kolejną salwę
śmiechu. – Napijesz się czegoś? – Zapytał w końcu podnosząc się i kierując w
stronę kuchni.
- Właściwie, to po tej morskiej kąpieli,
nie pogardzę ciepłą herbatką. – powiedziała i poszła za nim.
- Ciebie nikt przynajmniej nie kopnął w
narządy rozrodcze… - mruknął pod nosem Jay, bardziej do siebie, jednak nie
uszło to uwadze Flo.
- Czyżbyś zamierzał ich w jakiejś bardzo
bliskiej przyszłości szczególnie nadużywać? – zapytała ze złośliwym uśmiechem.
Jared zatrzymał się na chwilę. Zmierzył kobietę na wpół przymkniętymi oczami po
czym oblizał wargi i uśmiechnął się.
- You never know… - powiedział i ruszył dalej do kuchni. Flo niezbyt zdziwiło zachowanie Jareda.
To było do przewidzenia, że w końcu do niej wystartuje, ale nie spodziewała
się, że tak szybko. „Jak chce się bawić… to się pobawimy.” Pomyślała Flo i
uśmiechnęła się do siebie po czym ruszyła do kuchni.
Był środek sierpniowej nocy. Jednej z
ostatnich tak przejrzystych i ciepłych. Florence i Jared siedzieli w kuchni
pijąc herbatę. Rozmowa kleiła się bardzo. Najpierw oboje marudzili a ‘propos
akcji „Uratujmy świat przed zombie” zorganizowanej przez Soph i Tomo, potem
Jared zaczął nabijać się z Shannona i jego nieudanego podrywu kiedy byli
jeszcze w klubie. Flo w ramach obrony kumpla wyśmiała nieumiejętność Jareda w
prowadzeniu motoru. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. W końcu zaczęła
dochodzić piąta nad ranem i Flo postanowiła pójść do domu.
Stała w korytarzu ubierając buty i płaszcz,
a Jared bacznie ją obserwował.
- Ciekawe, Shaniasty nie wrócił na noc… -
odezwał się w końcu Jay. Flo uśmiechnęła się pod nosem zaplątując niedokładnie
sznurówki swoich glanów.
- Widocznie Sophie sprawiała małe problemy…
Albo dobrze się bawili. – dodała śmiejąc się lekko i prostując. Gdy poniosła
głowę, ze zdziwieniem zanotowała, że Jared stoi tuż przed nią. Przyjęła pewną siebie pozę i zrobiła pytającą
minę. Czyżby Leto miał zamiar czegoś spróbować?
- Dobrze się bawili? – powiedział
przybliżając się do dziewczyny i przyjmując na twarz jeden ze swoich
perwersyjnych uśmiechów. Flo postanowiła podjąć tą grę. Też zrobiła krok do
przodu. Objęła rękoma szyję Jareda i popchnęła go lekko na ścianę, którą miał
za plecami.
- Może nawet… bardzo dobrze. – wyszeptała
przysuwając się jeszcze bliżej, tak, że ich ciała stykały się ze sobą, a jej oddech
łaskotał ucho mężczyzny. Florence już chciała się od niego odsunąć, kiedy Jared
szybkim ruchem zmienił ich pozycję tak, że teraz to niebieskowłosa była
pomiędzy ścianą, a nim. Jay spojrzał jej głęboko w oczy. Florence chwilowo była
pod wrażeniem jak intensywny odcień błękitu mają jego tęczówki, ale zaraz
odzyskała rezon. "Remember, this is just a game." klik Powtarzała sobie w myślach. Jared
położył swoje dłonie na ścianie, po obu stronach Florence. Cały czas wpatrując
się w jej niebieskie oczy zbliżał swoją twarz do jej twarzy. Ich usta lekko
musnęły siebie nawzajem. Flo, miała przymknięte oczy i choć tego nie widziała,
to poczuła jak usta Jareda wykrzywiają się w uśmiechu. Wydaje mu się, że
wygrał? Nie dziś. Poczuła jak gładkie dłonie wokalisty zaczynają wędrować pod
jej koszulką. Coraz wyżej i wyżej… Swoją lewą dłoń wplotła w pomegranate włosy
mężczyzny. Jay trzymał swoją głowę obok ucha Flo, więc nie widział jej twarzy.
Kiedy zwinne place Jared miały zabierać się za rozbrajanie zapięcia jej stanika,
Florence zacisnęła dłoń mocno na włosach Jareda i odchyliła jego głowę do tyłu,
tak, żeby mogła spojrzeć mu w oczy. Jay jęknął i niechętnie podążył głową za
ręką ciągnącą jego włosy.
- Panie Leto. – powiedziała kobiecym szeptem. – Nie rozpędzaj się tak. – dokończyła. Jared
był zdziwiony tym zachowaniem, ale nie dał tego po sobie poznać. Flo rozluźniła
uścisk, ale Jay nie odsunął się od niej. Uśmiechnął się i wyszeptał jej do
ucha:
- Może jednak? – Flo uśmiechnęła się z mściwą
satysfakcją. „Sam się o to prosił…” pomyślała. Z tymi słowami w jej głowie,
prawa ręka kobiety powędrowała nieco niżej. Wsunęła dłoń pod jego t – shirt i
delikatnie przejechała po brzuchu Jareda.
- A może jednak… - zaczęła cicho dając mu
małą nadzieję. Po chwili zabrała jednak dłoń. Leto był pewny, że wygrał i
chciał ją pocałować. Florence jednak szybkim, pewnym ruchem prawej dłoni, może
nawet dość brutalnym, złapała Jareda za jego męskość. Brunet zdziwiony zamarł w
bezruchu. Flo odezwała się raz jeszcze.
– A może jednak NIE. – zakończyła po czym wyminęła wciąż zamurowanego
wokalistę. Stojąc w drzwiach rzuciła jeszcze na odchodne: - Hej Jared! – pomegranate-blondyn
odwrócił się z poker face’em – Nie bierz tego do siebie. – powiedziała przyjmując
niewinny uśmiech na twarz i tak samo niewinny ton. - To był miły wieczór. Na
razie! – krzyknęła śmiejąc się i zamknęła za sobą drzwi. Jared stał zamurowany.
„Co tu się do cholery przed chwilą stało?” w głowie odbijało mu się echem to
pytanie. W pewnym momencie Jay usłyszał w głowie złośliwy, Cubbins’owy chichot.
„Ktoś tu chyba wyszedł z wprawy…”.
***
Dobry wieczór, dzień dobry, cześć i czołem!
Tak poza rozdziałem... O matko i córko nie macie pojećia jak się choernie cieszę, bo JADĘ NA KOCERT MUSE! OŁ JEAH! ŁYYYSOOO?! ;D No i jeszcze koncert Marsów w czerwcu! PEŁNIA SZCZĘŚCIA CHOLERA JASNA! I VyRT! Już nie moge się doczekać. Nowy album i może Artifact? Kto wie? Strasznie chciałabym go obejrzeć...
No ale wracając do rozdziału...
Tak, ja wiem. Ja wiem. Tak, wiem, że krótki, nie zabijajcie mnie proszę... dobra, i tak wiem, że pewnie się cieszycie, że już koniec rozdziału, bo jakby był dłuższy, to pewnie byście rzygnęli tęczą nie? Nie umiecie kłamać...
No ale, ja wiem, bardzo taki rozdział... No po prostu Shannon wyszedł bardzo uczuciowy. No, ale cóż poradzić? Taki już jest nasz Shanimal. Z resztą po takim śnie, też by wam się w dupach głowach poprzewracało i mielibyście wyrzuty sumienia kochani... ;) Czekam na opinie.
KOMENTUJCIE MENDY SPOŁECZNE! WIEM, ŻE CI SIĘ NIE CHCE, ALE JAK SIĘ KIEDYŚ DOWIEM, ŻE TO CZYTAŁEŚ/AŚ I NIE SKOMENTOWAŁEŚ/AŚ, TO JAK SHANNONA BABCIĘ KOCHAM, ZNAJDĘ I TAK SKOPIĘ DUPĘ, ŻE SIĘ NOGAMI NAKRYJESZ I CIĘ RODZONA MATKA NIE POZNA!
Anyway, miłego czytania, wieczorka, dnia czy co tam. Nie wiem jaka jest pora dnia/nocy kiedy to czytasz ;)
PS.
Kochani moi. DOBRA RADA OD WEIRDO: na prawdę prszesłuchajcie sobie piosenkę Eda Sheerana - Small Bump. To ta na samej górze ;) I jeszcze osobiście baaaardzo polecam The A Team oraz Give me love (do którego dopiero co wyszedł nowy teledysk) również Eda Sheerana. W ogóle przesłuchajcie sobie twórczość tego młodego rudzielca. Ma talent, a jego piosenki chwytają za serce!
PROVEHITO IN ALTUM CZŁOWIEKI!
KOMENTOWAĆ, BO JAK ZNAJDĘ, TO NAKOPIĘ DO DUPY!
kocham Was ;)
Spodobał mi się ten emocjonalny fragment z Sophie i Shannonem. Powiem tylko tyle, nie życzę nawet najgorszemu wrogowi by musiał kiedykolwiek żyć ze świadomością że przyczynił się do śmierci drugiej, bliskiej osoby bo to nie jest na ludzkie siły, tak mi się wydaje. Dlatego było mi trochę smutno bo wiem, że S i S będzie trudno, mimo to wierzę że im się uda. Florence... ach, jest moją bohaterką ;D Mając przed oczyma wizję Jareda ściskanego za jajka i komentarz: A może jednak nie...- miałam mega uśmiech ( w dodatku wciąż nie mogę przestać się śmiać z wydepilowanego i gładziutkiego Jareda :D nasza dziewczynka! <3 )
OdpowiedzUsuńSzczerze...ja rzygam tęczą już chyba od ponad tygodnia :D bo dzieję się tyle rzeczy, dobrych! :) Kurwa, aż nie wierzę że mam takie szczęście :)
Co do piosenki to przesłuchałam nawet kilka razy i poczytałam tekst...rzeczywiście ma coś w sobie, i bardzo ładnie się tu komponuje!A teraz idę lulu bo rano znów do pracy... :P
Pozdrawiam! Całuję! przytulam!8,5 DNIA DO MUUUUUUUUUUUSE! <3 <3 <3
No dobra skomentuje, bo mnie szybko znajdziesz ;) albo nie... xD no ale chciałabym zobaczyć jak Flo łapie za jajca Jareda xD to byłoby EPICKIE! ale tak poza rozdziałem... nie chwal się tymi biletami piękna bo mniej więcej wiem gdzie mieszkasz ;D nie no, ja muszę w tym tygodniu ogarnąć ten bilet w końcu, dzwoniłam do Empika to niby są więc jak na razie nie panikuję ;p do jutra <3
OdpowiedzUsuńTwój blog został dodany do Spisu, jednakże w swoim zgłoszeniu nie napisałaś, czy zgadasz się na publikację fragmentów promocyjnych na forum, tak więc pytam; zgadasz się czy nie?
OdpowiedzUsuńUps, przepraszam, musiałam przeoczyć. Tak, jak najbardziej się zgadzam :)
UsuńHaha , super rozdział. Scena z Jaredem i Flo usmialam sie... Tylko zeby Jared sie w niej nie zakochal ;p
OdpowiedzUsuńShannon powinien probowac chociaz poprawic relacje z Sophie , nawet jesli ona tego nie chce.
Świetny rozdział :D Miejmy nadzieję, że Flo jeszcze długo pobawi się Jaredem, bo może być zabawnie. Ostatnia scena-boska. Wprost uwielbiam tą dziewczynę! Sytuacja z Shannonem i Sophie...chyba mamy rozejm, a jak to się potoczy dalej? To już zależy od ciebie, ale jestem bardzo ciekawa ;)
OdpowiedzUsuńCholernie zazdroszczę ci biletów na Muse <3 Czekam na następny rozdział i życzę weny ;)
I tak oto uratowałam moją leniwą dupę przed skopaniem przez ciebie :D
No i mówiłam? Nie było tak trudno naskrobać coś nie? :D Dzięki za opinię! :)
UsuńNe mam weny na komentarz, ale wierz mi - jestem zachwycona <3 I generalnie nic ambitnego nie miałam zamiaru pisać, ale wiesz... ten rozdział był ostatnio 14 listopada a mamy 26... Może czas na kolejny? <3
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: Dzięki bardzo za komentarz! Widzę, że tylko groźby tu na ludzi działają... ;D
UsuńPo drugi: Tak, ja wieeem... Przepraszam, że się tak ociągam, ale aktualnie trochę mi wena uciekła, a nie chcę pisac nic na siłę, żeby nie wyszło mi jakies gówno... ;P Obiecuję, że jak tylko wena do mnie wróci, to dodaję nowy rozdział! (Mam już połowe, więc spróbuję się wyrobić na sobotę, aczkolwiek w sobote mamy VyRTa, więc nie wiem jak to wyjdzie :P) Ale postaram się!