I want to hide the truth, I want to shelter you.
But with the beast inside, there's nowhere we can hide...
Była siódma rano. Sophie siedziała na kanapie w salonie. Przykryta była kocem, a na jej nogach spał Syriusz. W rękach trzymała kubek gorącej kawy rozpuszczalnej z mlekiem. Miała nadzieję, że kawa ją troszeczkę obudzi. Po całej nocy robienia Bóg wie czego, bo oprócz przebłysków plaży, parasolek i połamanych gitar nic nie pamiętała. Jeszcze cała ta sytuacja z Shannonem… Była cholernie zmęczona, ale nie mogła zasnąć. Powieki były ciężkie, ale gdy tylko pozwalała im się zamknąć od razu w głowie pojawiały się wspomnienia snu Shannona. Te wszystkie okropne wizje… Nawet jeżeli po chwili znikały, to ich miejsce zajmowały wspomnienia rozmowy z perkusistą, które miały miejsce właściwie przed chwilą. Shann dopiero niedawno opuścił jej mieszkanie. Przychodziło wszystko, ale nie błogi sen. Tak więc jedyną opcją było wypicie kawy, żeby uczucie senności odeszło precz.
Sophie próbowała medytować. Czasami – zazwyczaj po dobrych imprezach – pomagało jej to przypomnieć sobie co się zdarzyło poprzedniego wieczora. Jednak nie w tym przypadku. Utwierdziło ją to tylko w przekonaniu, że jej przyjaciółka – Florence – też tam była. Ale przecież Flo nie było u niej w domu. Czy to znaczy, że była razem z braćmi Leto? Ale… Jak to? Skąd oni się znają i dlaczego ona nic o tym nie wie?! Soph długo nie czekając sięgnęła po telefon i naskrobała sms’a do Flo.
„Chcę Cię widzieć u mnie najszybciej jak się da!”
W momencie gdy wysyłała wiadomość usłyszała pukanie do drzwi. Odłożyła telefon na stół i wciąż opatulona kocem ruszyła by zobaczyć kto jest takim samobójcą, żeby odwiedzać ją o siódmej rano. Otworzyła drzwi, a za nimi zobaczyła dziewczynę wpatrująca się w ekran swojego telefonu. W końcu podniosła głowę i spojrzała na Sophie z uśmiechem.
- No to jestem. – Soph mimowolnie się uśmiechnęła. – Uwielbiam tą nasza telepatię, serio. – powiedziała Florence wchodząc do domu i zamykając za sobą drzwi. Ściągając buty pociągnęła kilka razy nosem. – Czy ja czuję kawę? – zapytała z widoczną nadzieją.
- W kuchni jest cały dzbanek. – powiedziała Sophie idąc w stronę salonu gdzie przed chwilą siedziała, ręką wskazując za siebie, w stronę kuchni. - Nalej sobie i choć tu… - nie zdążyła nawet dokończyć, bo Florence już biegła w stronę kuchni po ukochany trunek. Chwilę później sącząc ciemny płyn ze swojego ulubionego kubka z napisem „NO COFFE – NO LIFE”.
- Wpadłam zobaczyć czy żyjesz po wczorajszym. – odezwała się pierwsza Florence siadając na fotelu naprzeciwko Sophie i upijając łyk kawy. Sophie zrobiła niezadowoloną minę.
- Żyję… Ale ledwo. A nie mam pojęcia co się wczoraj działo! – powiedziała podnosząc głos. – Mogłabyś mnie nieco oświecić? – zapytała z nadzieją. Florence tylko się uśmiechnęła.
- To dziwne, zazwyczaj, to ja mam zaniki pamięci… - zamyśliła się na chwilkę. – No, ale jak tak ładnie prosisz… No więc, zaczęło się… - Flo zaczęła snuć swoją opowieść. W miarę jak historia się rozwijała , Sophie robiła coraz większe oczy. Naprawdę mieli z Tomo taki odlot? No okej, wypalili trochę ziółek, ale żeby od razu widzieć zombie?! – No i wtedy Shannon wziął cię na ręce i zaniósł do domu. Ja z Jaredem odstawiliśmy znokautowanego Tomo. – Zakończyła niebiesko włosa lekko się śmiejąc na wspomnienie akcji „Uratujmy świat prze zombie”. Sophie siedziała z otwartymi oczami wgapiając się tępo w podłogę.
- Ja pierdolę… - tylko tyle zdołała z siebie wydusić. Flo wzruszyła ramionami.
- Mogło być gorzej. – powiedziała. – W sumie, to aktualnie żaden inny scenariusz nie przychodzi mi do głowy, ALE… na pewno mogło być gorzej. - Sophie pokręciła tylko głową.
- Flo, wytłumacz mi jeszcze jedną rzecz. Czemu u licha byłaś w klubie z braćmi Leto?! – zapytała Soph kiedy już nieco oprzytomniała.
- Tak jakoś wyszło. Wtedy kiedy pilnowałam ci Syriusza wychodziłam z nim. Spotkałam Shannona i się zakumplowaliśmy. Potem przypadkowo spotkałam Jareda kiedy odprowadzałam ci tutaj psiura. – powiedziała kiwając głową w stronę Syriusza śpiącego smacznie na kanapie. – Jakoś potem Jared przyszedł razem z Shannonem do stajni no i okazało się, że są całkiem sympatyczni. Z resztą, podobno wy się znacie nie? – zapytała zaczepnym tonem. – Skąd ty ich znasz? I w ogóle, to się zastanawiam, czemu jeszcze nie wzięłaś się za Shannona… Przecież facet ewidentnie jest w twoim typie! I Charakter też ma świetny! Jestem pewna, że byłaby z was…
- NIE! – Flo nie zdążyła dokończyć swojej myśli. Sophie, może troszeczkę zbyt gorliwie i za szybko zaprzeczyła. Flo spojrzała na przyjaciółkę skonsternowana. – To znaczy… Ja… - Sophie zaczęła próbować coś wydukać. Problem w tym, że nie wiedziała co ma powiedzieć.
- Sophie? – Flo spojrzała pytającym wzrokiem.
- Ja… Poznałam ich kiedyś przypadkiem jak byłam w Los Angeles. Florence naprawdę myślę, że nie powinnaś wchodzić z nimi w bliższe kontakty… Oni… No… wiesz jak jest. Są sławnymi muzykami i w ogóle… - próbowała wybrnąć z sytuacji. Jednak Flo tylko unosiła brwi coraz wyżej.
- Jakoś nie przeszkodziło ci to w przenocowaniu u siebie Jareda i ujebaniu się w trupa z Tomo… - powiedziała pewnym siebie tonem czekając na kontratak przyjaciółki.
- Tomo to co innego! On jest… No Tomo jest normalny! To, że są tacy sławni nie ma na niego większego wpływu. Ma żonę i jest świetnym kumplem. A Jared… daj spokój, przecież z nim nie spałam! Dostał wolny pokój, przenocował, bo nie mógł dostać się do siebie do domu i tyle. Rano sobie poszedł. Koniec historii! – Zakończyła Sophie zamaszyście gestykulując rękoma.
- Mhm… - mruknęła pod nosem Flo dopijając kawę. Odstawiła pusty kubek i wskoczyła na kanapę obok Sophie. – Dobra kochana. A teraz, powiesz mi prawdę dobra? – Powiedziała z uśmiechem wyższości patrząc w zielone oczy blondynki.
- Słucham? – zdziwiła się Sophie.
- Nie. To ja słucham. Chyba nie myślisz, że ci uwierzę, w tą wyjąkaną sklejkę słów? – prychnęła. – Sophie, przecież wiesz, że mi możesz powiedzieć. Czemu tak bardzo nie chcesz, żebym się z nimi zadawała? To świetni goście. Jared jest inteligentny, ale nie jest sztywniakiem, można z nim pożartować. Shannon jest po prostu rozbrajający! Co w nich takiego złego? Dobrze się z nimi pije, na parkiecie dają czadu, a…
- Przestań. – powiedziała stanowczo Sophie nie patrząc na przyjaciółkę.
- Sophie! Kurwa powiedz mi o co chodzi…. – powiedziała błagalnym tonem Flo. Nie rozumiała po co ta cała gra w niedopowiedzenia.
- Twierdzisz, że z Shannonem bylibyśmy dobrą parą? – zapytała unosząc brwi. Florence skinęła głową. W odpowiedzi Sophie tylko prychnęła. –Cóż… Nie na dłuższa metę.
- Słucham?! – zdziwiła się Flo. – Chwiluuuuuniaaa. Wy ze sobą byliście? Dlaczego nic o tym nie wiem? – zapytała lekko nieobecnym ze zdziwienia tonem.
- Oj, wiesz. I to całkiem sporo… - kolejne skonsternowane spojrzenie rzucone przez Florence. – Flo, ten facet… Ten z którym byłam w ciąży… - nie zdążyła dokończyć. Flo poderwała się na równe nogi.
- Nie! – krzyknęła z oczami otwartymi szeroko.
- Tak. – odpowiedziała jej spokojnie Sophie. Nawet z lekkim, smutnym uśmiechem.
- Shannon Leto?! Jaja sobie kurwa robisz?! – zapytała naprawdę licząc, że tak właśnie jest. Że to tylko jakoś niesmaczny żart. Ale Zobaczyła tylko głowę kręcącą w zaprzeczeniu. – Nie. Kurwa, przecież ja go zabiję… - powiedziała już bardziej do siebie stojąc na środku salonu. – Ale… Sophie! On został u ciebie dziś na noc?! – zapytała.
- Tak. Ale właściwie wyszło nam to na… może nie dobre, ale… lepsze.
- Słucham? Jaki niby miało być w tym cokolwiek dobrego?! – wykrzyczała pytanie Flo. – Kurwa zajebana mać! Sophie! Czy ty nie pamiętasz w jakim stanie on cię zostawił? Naprawdę nic nie pamiętasz?! To piekło przez które przechodziłaś… A on śmie się tu pokazywać?! Wiedział, że się z tobą przyjaźnię, a mimo to grał mojego przyjaciela… - powiedziała z niedowierzaniem niebieskowłosa. Sophie chciała się odezwać, trochę ja uspokoić, powiedzieć, że przecież w nocy z nim rozmawiała, ale Flo nie dała jej dość do słowa. – Zabiję go. Kurwa, zabiję!
- Flo, uspokój się… - próbowała Sophie, ale druga kobieta w ogóle nie zwracała na nią uwagi. Pobiegła na korytarz i szybko wciągnęła na nogi niezawiązane glany.
- Zginie! Kurwa mac zginie z mojej ręki! Za wszystko co ci zrobił! – powiedziała wskazując palcem na zdziwioną Sophie wciąż siedząca na kanapie. – I za okłamywanie mnie też. – na początku Sophie chciała zaprotestować, ale potem… Przeszło jej. Właściwie, to co jej zależy? Niech robi co chce. Najwyżej Leto dostanie wpierdziel. Jest dużym chłopcem, przeżyje… Z resztą, jeżeli Florence jest w takim stanie, to nic jej nie zatrzyma.
- Ale oszczędź Jareda i Tomo. Oni są naprawdę niewinni. To moi dobrzy przyjaciele, Flo. Oni nawet o tym wszystkim nie wiedzą. Myślą, że po prostu się rozstaliśmy… - Flo pokręciła głową patrząc na przyjaciółkę. Nie zamierzała wcale popuścić Jaredowi. Też mu się oberwie. Z tym, że z innego powodu. Odechce mu się chamskich zakładów…
- Oszczędzę Tomo. – powiedziała i szybkim krokiem wyszła za drzwi. Sophie siedziała na kanapie troszeczkę ogłuszona. To wszystko co się działo było jakieś nierealne… Florence właśnie idzie zemścić się na Leciątkach. Hmm… Krzyżyk na drogę panowie! Pomyślała i uśmiechnęła się sama do siebie. Podniosła telefon leżący na stole i wybrała numer do Nicka, kierownika stajni. Nie była aktualnie w stanie prowadzić żadnych jazd…
- Hej Nick. Jest sprawa. Odwołaj wszystkie moje jazdy na najbliższy miesiąc. Wpisz je komuś innemu do grafiku.- zaczęła rozmowę. – Nick, po prostu je przepisz. Ktoś inny zajmie się tymi kilkoma osobami. Ja potrzebuję.. urlopu. Słucham? Jak to „nie”. Nick, nie wkurwiaj mnie i w tym momencie rób to, co mówię. Nie, nie odbije się to na renomie stajni idioto! To tylko chwilowa zmiana instruktorów!... Okej. Rozumiem. Starasz się wykonywać swoją pracę dobrze, ale nie zapominaj, że Z SZEFEM SIĘ NIE DYSUTUJE. Po prostu mamy inny zakres obowiązków. Zmieniaj grafik w tym momencie, albo szukaj nowej roboty. Nie mam ochoty na dyskusje. Yhym… Yhym… Tak. Mhm… Dziękuję Nick! Nie można było tak od razu? – zakończyła miłym tonem i odłożyła telefon. Zaczęła głaskać Syriusza i zastanawiała się nad całym tym biznesem stajennym. Nick był dobrym kierownikiem, ale czasami trochę zbyt nadgorliwym… Kiedy ojciec Sophie umarł, ciężko było mu przyjąć do wiadomości, że to ona jest jego nowym szefem…
Z tymi rozmyślaniami Sophie w końcu dopadł sen.
***
Shannon wszedł do domu. Nie zwracał nawet uwagi na Jareda śpiącego na kanapie. Skierował się od razu na górę do swojej sypialni. Miał w głowie istny mętlik. Wszedł do pokoju z zamiarem rzucenia się na łóżko spędzenia tam reszty dnia. Jednak gdy otworzył drzwi na twarz wpłynął mu cień uśmiechu. Coś jakby ulga. Kiedy wychodził zupełnie zapomniał, ze zdążył rozstawić na tarasie przy sypialni swoją perkusje. To było to! Zgarnął z szafki pałeczki, zarzucił na ramiona luźny t- shirt i zasiadł w swoim ulubionym miejscu. Za perkusją. Granie pozwalało mu na chwilowe zapomnienie o problemach. Kiedy zaczynał uderzać w bębny zatracał się w tym. Kiedy się wczuł nawet nie myślał nawet o poszczególnych ruchach. Jego ciało samo wiedziało co ma robić. Ręce instynktownie uderzały w bębny i talerze. Na początku zaczął wystukiwać na werblu powolny rytm. Z czasem zaczął przyspieszać. Coraz bardziej i bardziej, aż w końcu Shannon grał już całym sobą. Nie myślał o niczym innym. Grał fragmenty różnych piosenek, aż kompletnie się zatracając zaczynał tworzyć coraz to nowe solówki. Włożył w to całą złość, frustrację i żal jakie narodziły się w nim tej nocy. Kiedy już po raz ostatni miał uderzyć w talerze poczuł, ze coś, a raczej ktoś łapie go od tyłu za koszulkę. Poczuł gwałtowne szarpniecie w tył i z łomotem i głośnym "kurwa" uderzył plecami o ziemię. Przy upadku zamknął na chwilę oczy, a gdy na powrót je otworzył zobaczył nad sobą wściekłą twarz Florence.
- Leto... - wycedziła patrząc na niego spod zmrużonych oczu i kręcąc nienawistnie głową. Shann w odpowiedzi tylko rozszerzył oczy. Florence złapała go znów za koszulkę, tym razem za przód i wkładając w to dużą część swojej siły pociągnęła go w górę podnosząc mężczyznę na nogi. Dalej oniemiały Shannon próbował złapać ją za ręce i się wyrwać, ale Florence była szybsza. Szybkim ruchem obróciła się dalej trzymając Shannona za przód koszulki i z całą swoją siłą uderzyła nim o ścianę. Siła uderzenia za chwilę zamroczyła Shannona,. Dziewczyna wykorzystując to złapała go mocno za twarz, wbijając mu w poliki swoje paznokcie. – Jesteś chujem wiesz? – powiedziała mu patrząc w oczy z odległości kilkunastu centymetrów po czym zsunęła swoją dłoń z jego twarzy świadomie drapiąc go paznokciami. Leto był tym kompletnie zaskoczony. Kobieta w złości znów złapała go za bluzkę i próbowała uderzyć nim o ścianę, jednak Shannon odzyskał rezon i złapał ją za ręce. Flo zaczęła się z nim siłować i choć wydawałoby się to niemożliwe końcem końców uwolniła jedną rękę i szybkim ruchem złapała Shannonowy nadgarstek i wykręciła mu rękę do tyłu. Potem Shannon pozostając bez wyjścia drugą ręką, którą wciąż trzymał Florence pociągnął ją mocno w swoją stronę powodując upadek dziewczyny na ziemię i rozluźnienie jej uścisku. Kiedy leżała na ziemi, szybko, mając już w tym wprawę przez dość częste tego typu „bójki” z Jaredem przygwoździł jej ręce do podłogi.
- KURWA MAĆ! – wykrzyknął zbulwersowany – Możesz mi wyjaśnić o co ci chodzi? – powiedział już troszeczkę spokojniej. – I skąd ty do cholery masz tyle siły?! – zapytał częściowo z podziwem. W odpowiedzi Flo tylko złośliwie się uśmiechnęła.
- Nie wiesz o co chodzi? Krótka pamięć. Tak się składa, że Sophie… troszeczkę się wygadała waszej przeszłości. – Shannon już chciał się zapytać co dokładnie wie, ale ubiegła go. – Znam tą prawdziwą wersję. – Flo zaczynała się już powoli uspokajać. – I szczerze powiedziawszy, średnio mi się ona podoba.
- Jak cię puszczę, to będziemy mogli normalnie porozmawiać, czy dalej będziesz próbować mnie pobić? – zapytał zrezygnowany. Florence tylko wzruszyła ramionami.
- Niczego nie obiecuję…. – Shannon jednak puścił jej ręce i podniósł się na nogi siadając na parapecie.
- Okej. No więc znasz prawdę. Super. – zaczął obojętnym tonem. – Ale po co tu przyszłaś? Zwyzywać mnie i pobić? - zapytał unosząc brwi do góry. – Jeżeli tak, to… - przerwał i spojrzał na zegarek wiszący na ścianie. - …masz powiedzmy dziesięć minut. Jestem zajęty. – dodał spoglądając w stronę perkusji. Flo lekko się zmieszała. Patrzyła bez wyrazu na Shannona. Mężczyzna za to patrzył na nią z wyższością. Był zły i wcale nie było mu jakoś specjalnie głupio, że odnosi się do niej w tak chamski sposób. Coś w nim jakby pękło. Okej, rozumiał, że jeżeli chodzi o Sophie, to zachował się jak idiota, kretyn i wszystko co najgorsze. Dostatecznie zrozumiał to tej ostatniej nocy. Nie potrzebował więcej „pouczających przemówień” czy czegoś w tym rodzaju, tym bardziej od dziewczyny, którą choć bardzo lubił, to tak naprawdę ledwo co go znała. Jedna część jego osobowości była nastawiona bojowo. Miał ochotę wywalić dziewczynę za drzwi i z hukiem je zatrzasnąć. Jednak ta druga część podpowiadała mu, że trochę przesadza. – No więc? – zapytał z wyczekiwaniem. Flo znów przybrała wymuszony uśmiech na twarz i zaczęła mówić jak gdyby nigdy nic.
- Właściwie, to chciałam cię pokiereszować trochę mocniej… Nawet założyłam glany… - powiedziała teatralnie unosząc nogę do góry i wskazując palcem na buta. – No ale… - wzruszyła ramionami – Chciałam też pogadać z Jaredem.- powiedziała wychodząc na korytarz. Shannon odczuł ulgę, że już sobie idzie. Będąc już za drzwiami rzuciła jeszcze przez ramię – Ciekawe co Jay i Tomo sądzą o tych twoich „wyczynach”… - Shann stanął jak wryty. Ulgę szlag trafił. O nie. Tego nie przewidział. Tak długo udawało mu się utrzymać to wszystko w tajemnicy, że w ogóle nie przyjmował do wiadomości takiego obrotu spraw. Kiedy po dłuższej chwili się ocknął ruszył na dół za Florence.
- JAAAAAAREEEEED! – na dole rozległo się wołanie dziewczyny. Flo stała na korytarzu i próbowała zlokalizować Jay’a. Spostrzegła jakieś stopy w pasiastych skarpetkach i kapciach wystające zza kanapy w salonie.
Skierowała się w stronę tychże stóp w celu obudzenia ich właściciela. Po drodze do pokoju zauważyła, że na szafce leży bardzo ciekawy przedmiot. Wzięła go do ręki i stanęła naprzeciwko śpiącego osobnika, szerzej znanego jako Jared Leto. Wyglądał tak słodko kiedy spał… Taki niewinny i bezbronny. Szkoda by było, gdyby ktoś go obudził… Florence wzięła głęboki wdech i zobaczyła, że Shannon z zaniepokojoną miną stoi w drzwiach salonu. Uśmiechnęła się do niego złośliwie. Podniosła do góry znaleziony na szafce megafon i krzyknęła najgłośniej jak umiała. – POBUDKA LETO! RAZ! RAZ! WSTAJEEEEEMYYYY! – Wystraszony Jay zaczął miotać się na kanapie zaplątując się w koc, którym był przykryty. W wyniku niekontrolowanych rzutów mężczyzna wylądował na podłodze z głośnych hukiem, po drodze zahaczając stopą o stojący na stoliku obok wazon z kwiatami. Cała woda z wazonu, który jeszcze przed chwilą był dekoracją wsiąkała już w koszulkę Jareda, a same roślinki spoczywały na jego twarzy. Florence roześmiała się w głos. I choć powód dla którego Flo obudziła Jay’a wcale nie był śmieszny, to nawet Shannon nie umiał powstrzymać uśmiechu.
- Ja pierdolę… Zabiję. Potem poćwiartuję, a na końcu spalę. – powiedział Jared złowróżbnym tonem podnosząc się z dywanu na powrót siadając na kanapie i rozcierając zaspane oczy.
- Ojej, obudziłam cię? Przepraszam Jay… - odezwała się Florence skruszonym tonem i robiąc minę a’ la mały szczeniaczek.
Jared w odpowiedzi tylko posłał jej mordercze spojrzenie. Dziewczyna jednak bynajmniej się tym nie przejęła. Podsunęła sobie fotel i usiadła naprzeciwko mokrego Leto. – No ale skoro już nie śpisz, to możemy pogadać. – Mężczyzna zrobił pytającą minę i zaczął wykręcać wodę z koszulki. – Shannon, będziesz tak stał? No coś ty, siadaj koło braciszka! – dodała słodkim tonem. Shann powoli ruszył w stronę sofy.
- Florence… - zaczął ostrzegawczym tonem, ale nie dane mu było dokończyć.
- No co? Chciałam się tylko dowiedzieć jaka jest opinia Jareda na temat twoich relacji z Sophie powiedziała zakładając nogę na nogę i usadawiając się wygodnie w fotelu. Jared podniósł głowę do góry. – Słucham? A jaka niby miałaby być? – zapytał podejrzliwie.
- No wiesz… - zaczęła Flo – według mnie na przykład, Shannon jest żałosnym kretynem, który nie umie docenić tego co ma.
- Co? – zdziwił się blondyn i spojrzał na brata szukając jakiegoś wyjaśnienia. Ten jednak opadł na oparcie kanapy. Spojrzał w sufit i przetarł twarz dłońmi. – Powie mi ktoś kuźwa co tu się dzieje? – zapytał teraz już zirytowany. W pokoju dźwięczała jednak tylko cisza.
- Okej, Shann widocznie nie ma ochoty na rozmowę, więc ja ci opowiem. – zaczęła – Ale najpierw kilka zdań do was chłopcy w innym temacie. – powiedziała wstając. – Zakładanie się o „zaliczenie dziewczyny” jest żałosne wiecie? No chyba, że jesteś napalonym nastolatkiem, wtedy to szpan… - powiedziała prześmiewczym tonem. – Jeszcze raz się dowiem o czymś takim a wsze buźki już nie będą takie śliczne.
- Shann, skąd ona…? – Jared zadał Shannonowi pytanie, ale ten nie odwracając głowy mruknął tylko „Dłuższa historia…”.
- Spokojnie, ja chętnie ci wszystko Jared wyjaśnię… - Florence zaczęła chodzić po pokoju i opowiadać całą historię. W międzyczasie zjawił się też Tomo. Cała trójka posłuchała sobie o Shannonie i Sophie, o ciąży dziewczyny i o tym co przeszła. Flo oczywiście nie darowała sobie wymyślania coraz to nowych epitetów pod adresem Shannona i jego braciszka oraz komentowania tego całego zakładu w sposób… delikatnie mówiąc: negatywny. Jared i Tomo słuchali z otwartymi ustami. Nie chcieli w to wszystko uwierzyć.
- Shann, powiedz, że mnie wkręcacie co? Że mścisz się za jakiś mój numer, a nie jesteś tym idiotą o którym ona mówi… - powiedział Jay beznamiętnym tonem z twarzą w dłoniach. Odpowiedziała mu tylko cisza.
- To ja już sobie pójdę. Powiedziałam co miałam do powiedzenia. To była miła pogawędka. – powiedziała Flo ze słodkim uśmiechem niczym Dolores Umbridge poklepując Shannona i Jareda po ramionach. – Miłego dnia panowie. – rzuciła jeszcze i wyszła z mieszkania. Shannon podniósł się z kanapy i skierował w stronę drzwi. Chciał wrócić z powrotem do siebie. Kontynuować wyżywanie się na Bogu ducha winnej perkusji. Jeżeli jej nie rozwali, to będzie cud…
- Czy ciebie kompletnie pojebało? – usłyszał kiedy miał już postawić krok na korytarz.
- Daj mi spokój z łaski swojej. Tak, wiem co zrobiłem, jestem dużym chłopcem i nie potrzebują kazań mamo… - powiedział wywracając oczami. Miał świadomość tego, że zachowuje się jak durny dzieciak, ale nie dbał o to. Jedyne czego teraz chciał, to święty spokój.
- Szkoda, że wtedy nie byłeś! – krzyknął wściekły Jared zrywając się na nogi.
- Byłem najebany i na haju rozumiesz?! – odkrzyknął mu Shannon. Myślisz, że na trzeźwo zrobiłbym coś takiego?! – dodał zbliżając się do Jareda.
- Czy ty w ogóle masz pojęcie co zrobiłeś tej dziewczynie?! – wrzasnął Jay łapiąc brata za koszulkę i uderzając nim o ścianę. Miarka się przebrała. Shannon szybkim ruchem zrzucił z siebie ręce Jareda. Złapał za to jego ręce, splótł mu ja za plecami i przygwoździł go do przeciwległej ściany zwracając twarzą do niej.
- PO PIERWSZE: JESZCZE RAZ KTOŚ RZUCI MNĄ O ŚCIANĘ, TO KURWA ROZSZARPIE! PO DRUGIE: USPOKÓJ SIĘ Z ŁASKI SWOJEJ! – krzyczał mając już dość wszystkiego. Stał chwilę trzymając Jareda w uścisku i czekając aż on sam i brat ochłoną. Minutę później rozluźnił uścisk. – I po trzecie: TAK. Mam pojęcie jak się czuła. Wiem to aż za dobrze!
-Czyżby? - zapytał Jay z politowaniem. - skąd możesz wiedzieć? Słuchaj, Shann, ja wiem jaki miałeś kiedyś stosunek do kobiet i wiem, że to się zmieniło, ale żeby akurat Sophie tak potraktować? Przecież ty ją naprawdę kochałeś. Jakim trzeba być idiotą, żeby zostawić kogoś kogo się kocha? - Zapytał Jared już spokojniej.
- Przestań pierdolić! Tak, kochałem ją! Gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym to! - Shannon próbował zachować kontrolę nad sobą, ale po całej tej chorej sytuacji nie miał już na to siły.
- Problem w tym, ze nie możesz.
- Brawo Kapitanie Błyskotliwy! To co chcesz ode mnie usłyszeć? Mam ci się tu rozpłakać? - Zapytał zrezygnowany już Shannon rozkładając ręce. Jared usiadł na kanapie i nalał sobie stojącej na stoliku whisky. Upił łyka.
- Chłopaki dajcie spokój. Zachowujecie się jak dzieci! - Po raz pierwszy odezwał się Tomo. - Jared, rozmawiałem z Sophie i jest z nią ok. Nie zapominaj, ze to wszystko stało się 4 lata temu... - Mężczyzna siedzący na kanapie zachował kamienną twarz, nie wyrażając żadnych emocji. Shannon znów spróbował wyjść z pokoju, ale znowu coś go zatrzymało.
- A ty... - Zaczął Tomo - Ty powinieneś z nią porozmawiać i...
- Już to zrobiłem. – odezwał się szybko Shannon - To była... Dłuższa rozmowa. Byłem u niej praktycznie całą noc i... Powiedziałbym, ze zakończyliśmy etap wojny i mamy rozejm. - Wyrzucił wszystko jednym tchem. – Mogę już iść? – powiedział i nawet nie czekając na odpowiedź skierował się na górę . Tomo zaległ na kanapie obok Jareda.
- Nie wierzę w to... W życiu bym nie pomyślał, ze mój brat to taki idiota! - Powiedział Jay z niedowierzaniem zwracając się jakby do swojej szklanki.
- Jared, to było 4 lata temu. Przypomnij sobie co ty wtedy wyprawiałeś... - Prychnął Tomo lekko się uśmiechając na myśl o niektórych podbojach braci Leto z tamtego okresu.
- Tomo, są pewne granicę! - Zbulwersował się facet z irokezem.
- Które jak pragnę ci przypomnieć wtedy systematycznie przekraczałeś głosząc hasło "Fuck the system".
- Ale to było co innego. - Próbował się bronić młodszy Leto. Tomo tylko pokręcił głową.
- Hipokryta… - powiedział Chorwat i sięgnął po drugą szklankę stojącą na stole w celu napełnienia jej bursztynowym płynem. W połowie drogi jednak dłoń Jareda chwyciła z jego rękę. Zdziwiony Tomo przeniósł wzrok na Jareda.
- Za to TY masz zakaz picia. Aż do odwołania! – powiedział stanowczym tonem Jared odrzucając rękę przyjaciela z powrotem w jego stronę. - I palenia marihuany też! W szczególności z Sophie! – Dodał zbulwersowany Jay przypominając sobie siarczystego kopniaka, którego sprzedała mu dziewczyna na plaży.
- Słucham?! – oburzył się Tomo. – A to niby za co?!
- Za co? ZA
CO?! Ty się mnie jeszcze cholera jasna pytasz „ZA CO”? – Jared otworzył oczy w
niedowierzaniu. – Nie, nie mów mi, że nie pamiętasz nic z nocy… - zapytał na
wpół zszokowany i na wpół rozbawiony. Chorwat zamyślił się na chwilę, a zaraz
potem pokręcił przecząco głową. – Widzisz? Między innymi za to też. Dowiedz się
co robiłeś wczoraj, to pogadamy. – Powiedział Jay dolewając sobie whisky,
opierając plecami o kanapę, a nogi kładąc na stolik. Oburzony Tomo zrobił minę
zbitego psa i wyszedł z pokoju. - Apokalipsa zombie nadeszła! Atak! Giń maszkaro!
– krzyknął Jared zaczynając śmiać się w głos. Zdziwiony Tomo odwrócił się do niego i
spojrzał jak na idiotę. – No co się tak patrzysz? To twoje słowa Tomusiu… -
Jared roześmiał się po raz kolejny. Tomislav natomiast zdał sobie sprawę, że
musi jak najszybciej dowiedzieć się co on wczoraj wyprawiał…
***
JOŁ HOŁ!
Witam, witam po dłuższej przerwie! Tęskniliście? Dobra, wiem, że tak... ;)
No więc na wstępie, chciałam przeprosić, iż tak długo trwało tworzenie nowego rozdziału, ale moja wena twórcza na chwilę mnie opuściła i nie chciałam pisać na siłę, bo dupa by z tego wyszła... (nie żeby teraz wyszło coś lepszego...) No ale w każdym bądź razie, wczoraj w szkole coś mnie trafiło i na historii i religii powstała większa część rozdziału :) Jak z historii dostanę pałę, bo nie mam notatki z lekcji - wińcie za to siebie!
Na razie wena powróciła i mam nadzieję, że będzie ze mną tak długo jak się da. Mam wrażenie, że powróciła za sprawą niesamowicie inspirującego koncertu MUSE na którym byłam w piątek ♥ Jeżeli Was tam nie było, to powiem tyle, że macie czego żałować! Chłopaki z Muse nagrywają niesamowite kawałki, ale na żywo (choć wydawałoby się to niemożliwe) są jeszcze lepsi! Jedyny zespół, który może ich przebić to oczywiście 30STM ;D
Tak z innej beczułki - zauważyłam pewne ciekawe zjawisko. Mianowicie przez 2 tygodnie nie było rozdziału, a tu co? Nowe komentarze się pojawiły! Czyli mam na Was sposób robaczki Wy moje. To może zrobimy tak: Jak będzie przynajmniej... no powiedzmy 10 komentarzy to dostaniecie nowy rozdział :) 10 komentarzy, to nie tak dużo nie? Wcale się wysoko nie cenię... xD
Taki mały szantażyk... muahahaha <złowieszczy śmiech>
Ach, no i mała rada/propozycja/adnotacja (niepotrzebne skreślić) po raz kolejny - polecam posłuchać piosenki Imagine Dragons - Demons (czyli ta na samej górze) i przeczytać tekst (dla nie znających angielskiego polecam dobre tłumaczenie na www.tekstowo.pl ) ;D Ogólnie poznałam niedawno ten zespół (dzięki Jaredowi! Czy to dziwne?) i cholernie mi się spodobali :)
No to chyba tyle ode mnie nie? No dobra. No to pa, na razie, cześć i czołem Eszelony kochane (i nie tylko) !!! ;D
*MARSHUGS*
Aleś Ty marudna o te komentarze, wiesz? xd A tak na poważnie, to Flo dobrze zrobiła! Chociaż jak na mój gust to Shannon powinien dostać jeszcze kilka razy w twarz, o. Nawet jeśli JUŻ sobie zdaje sprawę, jak odwalił ^^ No ale to tylko ja ;p i nie szantażuj tu, tylko pisz nowy, bo ten był krótki i mam niedosyt, o ;x
OdpowiedzUsuńI będę marudzić, bo jak już wcześniej milion razy wspomniałam - potrzebuję żeby ktoś mi wytykał błędy i niedociągnięcia, bo chce ulepszać styl pisania, a nie stać w miejscu :) EJ! Wcale nie krótki! Normalny ;D No i kto powiedział, że Florence już skończyła z Shannonem? :)
UsuńWow! Kocham, naprawdę kocham ten rozdział!!!<3 Cała akcja z Flo była taka...prawdziwa, w sensie, że myślę że bym się tak samo zachowała. Fajnie, że Flo i Sophie telepatycznie się rozumieją, to świetnie uczucie mieć kogoś takiego! No i po primo- mój faworyt! Normalnie zaczęłam się śmiać i aż mi się lekko oczy zaszkliły jak czytałam rozmowę Tomo z Jaredem. Te dialogi były tak świetnie skonstruowane! Jared wypominający Tomusiowi i zabraniający picia, no <3 !Szkoda mi Tomusia bo teraz musi sobie przypomnieć co wyrabiał, a świetnie go rozumiem bo miałam podobną przygodę :P "Za co? ZA CO?! Ty się mnie jeszcze cholera jasna pytasz „ZA CO”? – Jared otworzył oczy w niedowierzaniu. – Nie, nie mów mi, że nie pamiętasz nic z nocy…Widzisz? Między innymi za to też. Dowiedz się co robiłeś wczoraj, to pogadamy." no ogólnie tymi tekstami rozjebałaś mi system <3 Ah i dewiza fuck the system- zawsze jak o tym pomyślę, co oferuje się muzykom rockowym w trasie i dorzucę do tego braci Leto- mam tylko brudne myśli...(A tak btw ostatnio czytam biografię Led Zeppelin i słowo "groupi" zaczyna nabierać dla mnie nowego znaczenia, tak samo jak "wolność" i "trasa" oraz maksyma "co jest na trasie, na trasie zostaje")Co jeszcze:
OdpowiedzUsuń- podobała mi się pobudka Jared i kiedy Flo zobaczyła jego stopy to myślałam przez chwilę, że stanie mu na nie w tych glanach :D wiem, okrutne.
- ohohoh zemsta na Shannonie c.d? Mrr...
- bójka braci- oj Shanny się wkórzył, ale mnie to rozbawiło (biedaczek dostał tyle razy w tą ścianę)
- koncert Muse! mistrzostwo ale jak dla mnie muzycznie NAJLEPSZY EVER, pod względem atmosfery jednak są Marsi ( dla mnie Marsi i Muse są w zupełnie innych kategoriach i nie umiem ich porównać)
- IMAGINE DRAGONS! też mnie wzieło jak CHOLERA, a RADIOACTIVE napawa psychodelą co LUBIĘ!
Cóż tak więc czekam na kolejny! ;)