My whole existence is flawed, you get me closer to God.
- Ty pierdolony gnoju... Ostatnie słowa? – zapytał facet
nerwowym tonem na pograniczu płaczu i krzyku. Był rozdarty. Ale szalony i
zdeterminowany… Boże. To nie jest sen? Ja pierdole. Nie… Nie poruszyłem się.
Nie powiedziałem nic. Nie byłem w stanie. Przez głowę przelatywało mi tyle
myśli, że nie byłem w stanie skupić się na choćby jednej, albo chociażby
przypomnieć sobie jak się mówi. – Nie? Dobrze. W takim razie… żegnaj pierdolony
skurwielu… - to były ostatnie słowa jakie usłyszałem. Następnym dźwiękiem był
już tylko wystrzał pistoletu.
Zacisnąłem powieki. Nawet nie leciały mi z nich łzy. Nie
zdążyło to do mnie dotrzeć. Usłyszałem huk, a zaraz potem wszystko zrobiło się
jasne. Usłyszałem jakieś uderzenie, potem poczułem powietrze i chwile później
do moich uszu dobiegł jakiś… mocny rockowy kawałek. Otworzyłem oczy. To, co
zobaczyłem o mało nie sprawiło, że dostałem zawału serca. Zobaczyłem sporą
grupę ludzi ustawionych przede mną. Florence, Shannon, Sophie, Babu… Nawet Tomo
i Vicky! W większości przyjaciele, znajomi… Klęczałem przed nimi z rękoma na
plecach i z otwartą buzią nie wiedząc co się dzieje. Potem zaczęły docierać do
mnie dźwięki. Przede wszystkim śmiech mojego brata, który aktualnie ledwo
utrzymywał się na nogach zwijając ze śmiechu. Reszta zebranych wykrzyknęła
chórem dwa słowa:
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! – słysząc te dwa słowa nieco
otrzeźwiałem. Oczy otworzyły mi się szeroko. Czyli… to wszystko… MISTYFIKACJA?!
ŻART?! ŚCIEMA?! WKRĘT?! Ja pierdole… Wciąż klęczałem na ziemi, czując jednak
częściową ulgę, że to jednak nie kres mojego życia. Opadłem do tyłu, kładąc się
na plecach i biorąc głęboki oddech.
- KTOKOLWIEK JEST ZA TO ODPOWIEDZIALNY – zacząłem donośnym,
ale spokojnym tonem – NIECH WIE, ŻE JEST MARTWY. ZABIJĘ… - powiedziałem na
wydechu na co wszyscy zanieśli się śmiechem. – SHANNON IDIOTO PRZESTAŃ RŻEĆ. TY
TEŻ OBERWIESZ, BO BARDZO DOBRZE WIEM, ŻE MACZAŁEŚ W TYM SWOJE ŁAPY! – Rzuciłem
jeszcze i wtedy zobaczyłem, ze zbliżają się do mnie moi domniemani „porywacze”
wciąż jeszcze w maskach. Jeden z nich pomógł mi wstać i rozwiązał mi ręce. –
Okej. Teraz stawać przede mną w szeregu i zdejmować kominiarki. Biegusiem! –
zarządziłem tonem nie znoszącym sprzeciwu. Cała czwórka roześmiała się i jak na
komendę ściągnęli maski. No tak… oczywiście, że tak… kto inny z moich znajomych
jak nie oni mogliby się podjąć czegoś takiego?
- Gerard Way, Frank Iero, Mikey
Way i Ray Toro… - powiedziałem wzdychając.
- Wszystkiego najlepszego Leto! – wydarli się chórem po czym
podbiegając do mnie podnieśli mnie do góry i zaczęli podrzucać. Gerard w tym
samym momencie zaczął śpiewać.
- HAAAAAPPYYYY BIIIIIRTHDAAAAAY TOOOO YOOOUUUUU! – po
pierwszym wersie cała sala przyłączyła się w tym do niego, a ja wciąż byłem
podrzucany do góry przez chłopaków z My Chemical Romance, dopóki nie skończyli
śpiewać piosenki. Po tym incydencie
przyszła pora na rozmowę z Shannonem. Tak jak się spodziewałem to on razem z
Way’em wymyślili całą tę hecę, więc obiecałem im, że poznają smak mojej zemsty
za ten haniebny czyn. Potem wszyscy składali mi życzenia, dawali różne
upominki, prezenty itp.
- A gdzie mój tort? – zapytałem w pewnym momencie Shannona z
wielce smutną miną.
- Eeee… Cóż braciszku… Mamy niestety małe opóźnienie jeżeli
chodzi o tort, wiesz, o wegański nie tak łatwo… ale nie martw się! Jak
przyjedzie, to cię zawołamy! Na razie, trzymaj to. Zapomniałeś go zabrać jak
założyli ci worek na głowę… - zaśmiał się Shannon po czym podał mi moje Black
Berry, które upuściłem wtedy przy drzwiach jak chłopaki na mnie „napadli”.
- Dzięki – odpowiedziałem chowając go do kieszeni.
- No problemo! – powiedział Shanimal poklepując mnie po
plecach i odchodząc, aby napełnić pusta szklankę napojem wysokoprocentowym. Sam
z resztą uczyniłem podobnie kierując się do baru.
***
Impreza
trwała, wszyscy bawili się w najlepsze, nawet Jared, który zazwyczaj nie pije
teraz miał już we krwi nieco więcej procentów niż by sobie życzył. Kiedy
siedział przy barze, robiąc sobie krótką przerwę pomiędzy drinkami, rozmowami
ze znajomymi, tańczeniem i śpiewaniem, podeszła do niego Florence i usiadła
obok z zadowolonym wyrazem twarzy. Jednak Jaredowi wydawało się, że zauważył mały
cień przemykający w jej oczach. Ale nie zwrócił na to większej uwagi.
- Jared staruszku! – zaczęła dziewczynie teatralnie poklepując Jay’a po plecach – Powiedz mi… jest coś, co chciałbyś jeszcze dostać dziś na urodziny? – zapytała z podstępną miną i mrużąc oczy.
- Hmm… - Jared udał zamyślenie. Jednak tak naprawdę nie myślał zbyt wiele i postępując w myśl zasady „Raz się żyje!” wypalił: - Ciebie kochanie…
- Z takimi marzeniami to w liście do Świętego Mikołaja możesz wyskakiwać kolego. – Rzuciła mu prychając i upijając łyk własnego drinka. Po chwili jednak dodała – Nie możesz mnie DOSTAĆ, ale… możesz sobie popatrzeć… - powiedziała zbliżając się nieco do jego ucha i mówiąc tak, żeby tylko on usłyszał. - Chodź ze mną. – powiedziała krótko po czym zeskoczyła zgrabnie z wysokiego krzesła.
- Że co? – zapytał skonsternowany mężczyzna nie będąc pewnym czy się przypadkiem nie przesłyszał. Czy ona naprawdę właśnie powiedziała to, co powiedziała? Czy to urojenia po alkoholu? A może dosypali mu czegoś do drinka?
- Idziesz czy gadasz? – zapytała zniecierpliwiona. Jared nie chcąc kusić losu i prowokować dziewczyny do rozmyślenia się szybko zeskoczył z hokera. Po chwili Florence wyciągnęła z kieszeni spodni czarną opaskę. – Chodź tu. – zarządziła lekko się śmiejąc. - Musze zawiązać ci oczy. – powiedziała zbliżając się do niego o krok.
- O nie, nie, nie! – zaprotestował Leto cofając się o krok w tył. - Drugi raz nie dam sobie tego zrobić! Wystarczy mi porwań jak na jeden dzień! – powiedział pewny siebie. Dziewczyna tylko westchnęła.
- Posłuchaj… Tym razem możesz dostać tylko innego zawału… Znaczy się… No… - dziewczyna na chwilę zaplątała się we własnych słowach. – Eh.. No zobaczysz z resztą… - westchnęła. - Zaufaj mi, przecież nic ci nie zrobię… - Próbowała go przekonać Flo. W końcu Jared jej uległ i dał zawiązać sobie oczy. Po tym manewrze, niebieskowłosa zaprowadziła go do jednego z pokoi w klubie i posadziła na kanapie.
- Teraz grzecznie tu poczekaj. Kiedy dam ci znać zdejmiesz opaskę. Ale ANI CHWILI WCZEŚNIEJ, bo rozpieprzysz niespodziankę. Rozumiemy się? – zapytała rzeczowo.
- Tak jest proszę pani! – odpowiedział Jay żołnierskim tonem.
- I jeszcze jedno: ani słowa do końca… przedstawiania. - powiedziała mu ostrzegawczym tonem.
- Mmm… brzmi kusząco… - powiedział Jared perwersyjnym tonem za co oberwał od Florence po łbie. – Auć! No dobra, dobra, będę cicho… - obiecał po czym grzecznie czekał na przyzwolenie dziewczyny na zdjęcie maski. Zastanawiał się co tu się w ogóle dzieje. Cały ten dzisiejszy dzień jest jakiś… nierealny.
- Jared staruszku! – zaczęła dziewczynie teatralnie poklepując Jay’a po plecach – Powiedz mi… jest coś, co chciałbyś jeszcze dostać dziś na urodziny? – zapytała z podstępną miną i mrużąc oczy.
- Hmm… - Jared udał zamyślenie. Jednak tak naprawdę nie myślał zbyt wiele i postępując w myśl zasady „Raz się żyje!” wypalił: - Ciebie kochanie…
- Z takimi marzeniami to w liście do Świętego Mikołaja możesz wyskakiwać kolego. – Rzuciła mu prychając i upijając łyk własnego drinka. Po chwili jednak dodała – Nie możesz mnie DOSTAĆ, ale… możesz sobie popatrzeć… - powiedziała zbliżając się nieco do jego ucha i mówiąc tak, żeby tylko on usłyszał. - Chodź ze mną. – powiedziała krótko po czym zeskoczyła zgrabnie z wysokiego krzesła.
- Że co? – zapytał skonsternowany mężczyzna nie będąc pewnym czy się przypadkiem nie przesłyszał. Czy ona naprawdę właśnie powiedziała to, co powiedziała? Czy to urojenia po alkoholu? A może dosypali mu czegoś do drinka?
- Idziesz czy gadasz? – zapytała zniecierpliwiona. Jared nie chcąc kusić losu i prowokować dziewczyny do rozmyślenia się szybko zeskoczył z hokera. Po chwili Florence wyciągnęła z kieszeni spodni czarną opaskę. – Chodź tu. – zarządziła lekko się śmiejąc. - Musze zawiązać ci oczy. – powiedziała zbliżając się do niego o krok.
- O nie, nie, nie! – zaprotestował Leto cofając się o krok w tył. - Drugi raz nie dam sobie tego zrobić! Wystarczy mi porwań jak na jeden dzień! – powiedział pewny siebie. Dziewczyna tylko westchnęła.
- Posłuchaj… Tym razem możesz dostać tylko innego zawału… Znaczy się… No… - dziewczyna na chwilę zaplątała się we własnych słowach. – Eh.. No zobaczysz z resztą… - westchnęła. - Zaufaj mi, przecież nic ci nie zrobię… - Próbowała go przekonać Flo. W końcu Jared jej uległ i dał zawiązać sobie oczy. Po tym manewrze, niebieskowłosa zaprowadziła go do jednego z pokoi w klubie i posadziła na kanapie.
- Teraz grzecznie tu poczekaj. Kiedy dam ci znać zdejmiesz opaskę. Ale ANI CHWILI WCZEŚNIEJ, bo rozpieprzysz niespodziankę. Rozumiemy się? – zapytała rzeczowo.
- Tak jest proszę pani! – odpowiedział Jay żołnierskim tonem.
- I jeszcze jedno: ani słowa do końca… przedstawiania. - powiedziała mu ostrzegawczym tonem.
- Mmm… brzmi kusząco… - powiedział Jared perwersyjnym tonem za co oberwał od Florence po łbie. – Auć! No dobra, dobra, będę cicho… - obiecał po czym grzecznie czekał na przyzwolenie dziewczyny na zdjęcie maski. Zastanawiał się co tu się w ogóle dzieje. Cały ten dzisiejszy dzień jest jakiś… nierealny.
Po kilku minutach Florence wróciła do pokoju.
- Dobra Leto. Ściągaj opaskę. Ale pamiętaj: ANI SŁOWA. – powiedziała już ciszej. Jared posłusznie zsunął z głowy kawałek czarnego materiału, który zasłaniał mu oczy. To, co zobaczył o mało naprawdę nie przyprawiło go o zawał serca. Przed sobą zobaczył piękną, niebieskowłosą kobietę, ubraną w białą, prawie przezroczystą bluzkę, która była tak cienka, że jeden ruch wystarczył aby ją rozerwać, skórzane, obcisłe spodnie razem z czarnymi szpilkami i maskę króliczka, którą dostała od niego samego na święta. Oprócz tego w ręku trzymała skórzany palcat – również prezent od Jareda. Jednak tym, co dopełniało obrazu przed mężczyzną i sprawiało, że jego serce niemalże dostało palpitacji był fakt, że ów kobieta… siedziała na różowym byku mechanicznym.
- Dobra Leto. Ściągaj opaskę. Ale pamiętaj: ANI SŁOWA. – powiedziała już ciszej. Jared posłusznie zsunął z głowy kawałek czarnego materiału, który zasłaniał mu oczy. To, co zobaczył o mało naprawdę nie przyprawiło go o zawał serca. Przed sobą zobaczył piękną, niebieskowłosą kobietę, ubraną w białą, prawie przezroczystą bluzkę, która była tak cienka, że jeden ruch wystarczył aby ją rozerwać, skórzane, obcisłe spodnie razem z czarnymi szpilkami i maskę króliczka, którą dostała od niego samego na święta. Oprócz tego w ręku trzymała skórzany palcat – również prezent od Jareda. Jednak tym, co dopełniało obrazu przed mężczyzną i sprawiało, że jego serce niemalże dostało palpitacji był fakt, że ów kobieta… siedziała na różowym byku mechanicznym.
Widząc zdziwioną minę Jareda Florence
postanowiła kontynuować całą tą farsę. Coś w jej głowie krzyczało „Co ty robisz
idiotko?!” ale te kilka drinków zagłuszyło ten głosik na tyle, że mogła wykonać
wyzwanie, które rzucił jej Shannon. Przystąpiła więc do akcji… Jej ciało
zmysłowo poruszało się razem z powolnymi ruchami byka, dostosowując się do
piosenki, która leciała w tle.
Szczęka Jareda opadała mu coraz bardziej w
dół, wbrew jego woli. Przyczyniał się do tego również fakt, że piosenka w tle była jedną z jego ulubionych… Doszło nawet do tego, że
wielki amant Jared Leto się… zaczerwienił! Florence cały czas starała się
patrzeć mu w oczy, żeby wypaść… wiarygodnie. Nieco rozbawiona zakłopotaniem
Jareda postanowiła ubarwić pokaz. Zgrabnie zsunęła się z byka i powoli stawiając
kroki na wysokich szpilkach, zaczęła robić striptiz. Odpięła guzik obcisłych
spodni i szybkim ruchem zsunęła je w dół. Nogawki były dostosowane do tego
rodzaju zabaw, więc wystarczyło szarpnięcie i materiał puszczał pokazując
ukryte pod nim ciało. Następna w kolejce była bluzka. Prowadząc swoją dłoń
najpierw po brzuchu kierowała się coraz wyżej, rozrywając materiał koszulki i
pokazując coraz więcej swojego brzucha. Jared, który przecież widział nie jeden
striptiz, w tym momencie czuł się jakby widział kobietę pierwszy raz w życiu.
Nieco zażenowania i zakłopotania, ale jednocześnie podniecenie i radość. Nie
myślał. Jego ciało kierowane instynktem podniosło się z kanapy i podeszło do
dziewczyny. Chciał objąć ją w pasie, jednak ta, łapiąc go za ręce, nie pozwoliła
mu na to i popchnęła z powrotem na kanapę. Brunet sprawiał wrażenie, że… mu
głupio. Florence bawiła cała ta sytuacja, więc postanowiła podroczyć się z nim
jeszcze bardziej. Usiadła okrakiem na Jaredzie i zaczęła wyginać się na
wszystkie strony fundując mu niezły pokaz jej wygimnastykowania. Leto, nie
umiejąc się powstrzymać, znów przeniósł ręce na jej brzuch. Potem zaczęły
wędrować na plecy, wyżej, do zapięcia jej stanika.
W
tym momencie dziewczyna zaskakując Jareda jeszcze bardziej odsunęła się od niego
i odwracając plecami skierowała się w stronę wyjścia.
- Heeeej! – zaprotestował niepocieszony Jay. - Gdzie ty idziesz? – zapytał niemalże z bólem.
- Koniec przedstawienia Jay… – powiedziała z nieco złośliwym uśmiechem.
- Ale… - zająknął się - ale ja jeszcze nie skończyłem…!
- Ale ja tak. Wszystkiego najlepszego! – powiedziała dając Jaredowi lekkiego buziaka w policzek, po czym wyszła z pomieszczenia zostawiając zdekoncentrowanego bruneta samego na kanapie. Po chwili wróciła, już kompletnie ubrana w czarne rurki, buty na koturnie, białą bluzkę z napisem „Riot!” i skórzaną ramoneskę. – Jay, wypadałoby iść do gości. Niegrzecznie ich tak zostawiać samych… - pouczyła go i wskazała ręką na drzwi.
- Ale to… to… to przed chwilą… – wyrzucił z siebie z problemami Jay przenosząc wzrok z mechanicznego byka na niebieskowłosą dziewczynę stojącą obok.
- Co takiego? Nic nie pamiętam. – powiedziała Flo udając niedoinformowaną i zaskoczoną. – A ta zabaweczka z tego co wiem, jest twoja. Dostałeś ją w prezencie, pamiętasz? Ode mnie i Sophie. – zaśmiała się nieco widząc jak mężczyzna ciągle nie może pozbierać szczęki z podłogi. W tym samym momencie otworzyły się drzwi do pokoju i stanął w nich Shannon z butelką piwa. Flo widząc w końcu szansę na ucieczkę przemknęła obok perkusisty i zniknęła w głębi klubu.
- I jak się podobało braciszku? – zapytał Shannon nie kryjąc wielkiego uśmiechu.
- Heeeej! – zaprotestował niepocieszony Jay. - Gdzie ty idziesz? – zapytał niemalże z bólem.
- Koniec przedstawienia Jay… – powiedziała z nieco złośliwym uśmiechem.
- Ale… - zająknął się - ale ja jeszcze nie skończyłem…!
- Ale ja tak. Wszystkiego najlepszego! – powiedziała dając Jaredowi lekkiego buziaka w policzek, po czym wyszła z pomieszczenia zostawiając zdekoncentrowanego bruneta samego na kanapie. Po chwili wróciła, już kompletnie ubrana w czarne rurki, buty na koturnie, białą bluzkę z napisem „Riot!” i skórzaną ramoneskę. – Jay, wypadałoby iść do gości. Niegrzecznie ich tak zostawiać samych… - pouczyła go i wskazała ręką na drzwi.
- Ale to… to… to przed chwilą… – wyrzucił z siebie z problemami Jay przenosząc wzrok z mechanicznego byka na niebieskowłosą dziewczynę stojącą obok.
- Co takiego? Nic nie pamiętam. – powiedziała Flo udając niedoinformowaną i zaskoczoną. – A ta zabaweczka z tego co wiem, jest twoja. Dostałeś ją w prezencie, pamiętasz? Ode mnie i Sophie. – zaśmiała się nieco widząc jak mężczyzna ciągle nie może pozbierać szczęki z podłogi. W tym samym momencie otworzyły się drzwi do pokoju i stanął w nich Shannon z butelką piwa. Flo widząc w końcu szansę na ucieczkę przemknęła obok perkusisty i zniknęła w głębi klubu.
- I jak się podobało braciszku? – zapytał Shannon nie kryjąc wielkiego uśmiechu.
- Ty wiedziałeś! – rzucił Jared
oskarżycielsko.
- Pfff… - prychnął Shann. – Pewnie, że wiedziałem, sam ją podpuściłem żeby ci zrobiła ten pokaz! – zaśmiał się z samozadowoleniem. Jared widząc to rozbawienie brata tylko pokręcił głową i sam też zaczął się śmiać.
- Pfff… - prychnął Shann. – Pewnie, że wiedziałem, sam ją podpuściłem żeby ci zrobiła ten pokaz! – zaśmiał się z samozadowoleniem. Jared widząc to rozbawienie brata tylko pokręcił głową i sam też zaczął się śmiać.
-
Nie wiem jak to zrobiłeś, ale… WIELKIE DZIĘKI! – powiedział głośno poklepując
Shannona po bratersku po ramieniu. – Jest w tym cholernie dobra… Ciekawe czy
pracowała kiedyś w klubie nocnym… Jak myślisz? – szepnął Jay Shannonowi do ucha
po czym znów zanieśli się śmiechem.
-
Nie mam pojęcia, ale dobra rada: jak chcesz jeszcze trochę pożyć, to jej o to
nie pytaj… - powiedział po czym przeszła kolejna salwa śmiechu. – Dobra, to
teraz idziemy do ludzi, bo… jeszcze prezent ode mnie! I tort! – ucieszył się
Shannon i wyciągnął brata na środek klubu. Po drodze, nie wiedzieć skąd, Shanimal
zgarnął wielki megafon.
- UWAAAGAAAA! – krzyknął uradowany Zwierzak. – PROSIMY
WSZYSTKICH TUTAJ DO NAS NA ŚRODEK! ALE TAM ZRÓBCIE PRZEJŚCIE LUDZIE! – krzyknął
wskazując ręką w kierunku drzwi. – WIEM, ŻE JUŻ ŚPIEWALIŚMY JAREDZIKOWI „STO
LAT”, ALE WIECIE… TAKI Z NIEGO STARUSZEK… - powiedział próbując się nie śmiać,
za co zarobił od Jareda w żebra. - ZAŚPIEWAJMY MU JESZCZE RAZ, ŻEBY MU UMILIĆ
TEN DZIEŃ! – zarządził, po czym wszyscy obecni znów zaczęli zgodnie
śpiewać „Sto lat”. Shannon też śpiewał, jednak tylko półgębkiem, bo bardziej
skupiał się na drzwiach wejściowych. W końcu, kiedy jego (i tak niezbyt wielka)
cierpliwość się wyczerpała znów podniósł megafon do ust - NO DAWAĆ TEN TORT DO
CHOLERY! – krzyknął, kiedy prawie w połowie piosenki ciasta wciąż jeszcze nie
było widać. W tym momencie drzwi klubu otworzyły się i wjechał przez nie tort.
Ale nie taki zwyczajny… O nie! Ten tort, był na platformie i miał dwa i pół
metra wysokości i sporych rozmiarów średnicę. Od razu jednak było widać, że
jest sztuczny. Pytanie tylko: Co było w środku?
- Shaaanooon…? – Jared zwrócił się do brata bardzo
niepewnie marszcząc czoło i wykrzywiając się zabawnie nieco w strachu.
- To jest, mój drogi, prezent ode mnie. Zawartość tego
tortu… - powiedział Shanny i w tym momencie ludzie skończyli śpiewać, a z
tortu, otwierając jego górę, wyłoniły się dwie kobiety. Jedna blondynka, druga
brunetka. Obie, ubrane w podobne stroje w jakim jeszcze przed chwilą była
Florence, trzymały razem również nie małych rozmiarów tort urodzinowy. Ten
prawdziwy. – Jay, to jest Ginny – powiedział Shann wskazując na brunetkę – A to
Penny. – dodał przenosząc wzrok na blondynkę. – Panie są dziś przez całą noc do
twojej dyspozycji. Wiesz, gdybyś chciał potańczyć, albo wypić body – shot –
tequilla… - wytłumaczył uprzejmie Shannon. – Tylko wiesz… GRZECZNIE PROSZĘ… -
szepnął mu jeszcze na ucho, za co po raz kolejny zarobił od Jareda w bok. Jay
zaczął się śmiać, a wszyscy zebrani bili brawo i również eksponowali swoje
rozbawienie. Kiedy dziewczyny wyszły z „tortu” obsługa wzięła się za krojenie
prawdziwego ciasta i nalewanie szampana. Kiedy każdy już miał swoją lampkę,
Shannon znów, dorwawszy się do megafonu, zarządził toast z Jareda. Potem Jay
wygłosił kilka słów przemówienia. Podziękował za przyjście, organizację tego
wszystkiego, obiecał się zemścić za numer z porwaniem (Oczywiście chłopaki z My
Chemical Romance odkrzyknęli mu, że czekają na tą zemstę i są gotowi o każdej
porze dnia i nocy!), podziękował również za prezenty…
-…i naprawdę bardzo, bardzo, BARDZO wam wszystkim
dziękuję za wspaniałe prezenty! – kiedy to mówił jego spojrzenia automatycznie
powędrowało do Florence i Sophie, które stały razem i zgodnie udawały, że wcale
nie widzą, że Leto patrzy prosto na nie. – Naprawdę nie trzeba było! Martwi
mnie tylko jedna rzecz… - dodał czym zaintrygował wszystkich. – Czy ja naprawdę
jestem aż tak bardzo monotematyczny, że WSZYSTKIE prezenty muszą mieć podtekst
seksualny? Aż tak bardzo nie wierzycie, że mogę ucieszyć się z nie –
erotycznego prezentu? – powiedział udając zawstydzonego czym oczywiście
rozbawił towarzystwo.
- Hej Leto! – wykrzyknął nagle Gerard – Przecież ode
mnie dostałeś normalny prezent! Książkę kucharską! – powiedział udając
oburzenie.
- Tak Gee, wybacz. „100 pozycji na blacie kuchennym”
faktycznie można uznać za książkę KUCHARSKĄ! – zaśmiał się Leto.
- Nie martw się, Tomo pewnie podeśle ci jakąś z
przepisami do kompletu. – rzucił Czerwonowłosy. Po tej krótkiej wymianie zdań i
nie tak krótkiej przemowie ( przecież Jared nie umie wygłaszać KRÓTKICH…)
goście znów przeszli do zabawy, a Jay zabawiał co chwilę kogoś, albo rozmawiał
ze swoimi „prezentami” od Shannona.
Właśnie prowadził całkiem miłą konwersację, na dość
niewysokim poziomie, z Ginny i Penny, śmiał się i żartował, aż zauważył, że
Florence przygląda mu się podejrzliwie. Chcąc zrobić jej nieco na złość za
szybkie skończenie show z bykiem zaproponował dziewczynom kilka shotów.
Właściwie nie wiedział po co chce zirytować Florence, ale… po prostu chciał
zobaczyć czy to ją ruszy.
Wypił po kolejce z każdą z dziewczyn. W międzyczasie
zauważył, że Flo zamaszystym krokiem podeszła do Gerarda. Widział, że coraz
bardziej się do niego przystawia, a co najgorsze… Way’owi się to podoba!
Podziękował więc dziewczynom za wspólne drinki, zapewnił, że są wspaniałe po
czym, jak gdyby nigdy nic, udając, że przypadkiem, poszedł wgłąb klubu i stanął
tak, aby łatwiej mu było podsłuchać o czym dziewczyna rozmawia z Way’em.
W
międzyczasie…
- Fajny kolorek – zaczęła dziewczyna przeczesując palcami włosy wokalisty.
- Twój też niezły , cała jesteś fajna – odpowiedział Gerard stając nieco bliżej niej.
- Mówisz… - powiedziała Florence średnio właściwie zwracając uwagę na czerwonowłosego. Bardziej jednak zerkała w stronę Jareda. Widziała, że wciąż zabawiał się z tymi dwiema… Jak im tam... Nie ważne. Podeszła jeszcze pół kroku bliżej do Gerarda i szepnęła mu do ucha nieco oschłym tonem. – Wiesz… Właściwie, to nie jestem taka fajna jak ci się wydaje… Czasami trochę wykorzystuję niektórych ludzi, żeby zrobić innym na złość… - Gee słysząc to zaśmiał się, a dziewczyna odwzajemniła uśmiech. W pewnym momencie jednak nie stąd ni zowąd pojawił się… Jared.
- No witam moich gości! Jak się bawicie? O czym gadacie? – zapytał wesoło, choć w środku miał ochotę owinąć Gerarda folia bąbelkową, wsadzić w karton, szczelnie zakleić, potem wsadzić w kolejny, zakleić jeszcze szczelniej, owinąć łańcuchem, wsadzić na pokład statku kosmicznego i wysłać gdzieś w przestrzeń międzyplanetarną, mniej więcej w kierunku Czarnej Dziury. Byle J A K N A J D A L E J O D F L O R E N C E.
- Impreza cudna, a gadamy… O tobie jak zawsze! – odpowiedziała uśmiechając się, jednak nie kryjąc nutki złośliwości w tonie, ani zniecierpliwienia w oczach.
-
Mhm… - rzucił Jay wciąż sztucznie się uśmiechając i posyłając dwójce
podejrzliwe spojrzenie.
-
Tak, ale właśnie skończyliśmy… - powiedziała Florence smutnym tonem i odwróciła
się na pięcie chcąc odejść.
-
Hej, Flo! – zatrzymał ją jeszcze na chwilę Gerard. – Jak kiedyś będziesz
przypadkiem w LA, to daj znać. – powiedział grzecznie, z nadzieją w głosie.
- Zobaczę co da się zrobić. – odpowiedziała dziewczyna mrugając do niego znacząco i oddalając się.
- To o czym gadaliście? – zapytał Jared gdy tylko dziewczyna była na tyle daleko, że nie mogła ich usłyszeć.
- Zazdrosny? – zapytał Gerard wkładając nonszalancko ręce w kieszenie i poruszając znacząco brwiami. – Wiesz, jak byłeś pierwszy to ci ją odpuszczę… - dodał wzruszając ramionami i nic sobie z tego nie robiąc.
- Nie. Nie jestem zazdrosny, nic nas nie łączy. – zaprzeczył od razu Leto – Ale to po prostu nie jest dziewczyna dla ciebie… - dodał po chwili z przekonaniem patrząc na kumpla poważnie.
- Zobaczę co da się zrobić. – odpowiedziała dziewczyna mrugając do niego znacząco i oddalając się.
- To o czym gadaliście? – zapytał Jared gdy tylko dziewczyna była na tyle daleko, że nie mogła ich usłyszeć.
- Zazdrosny? – zapytał Gerard wkładając nonszalancko ręce w kieszenie i poruszając znacząco brwiami. – Wiesz, jak byłeś pierwszy to ci ją odpuszczę… - dodał wzruszając ramionami i nic sobie z tego nie robiąc.
- Nie. Nie jestem zazdrosny, nic nas nie łączy. – zaprzeczył od razu Leto – Ale to po prostu nie jest dziewczyna dla ciebie… - dodał po chwili z przekonaniem patrząc na kumpla poważnie.
-
Och czyżby? – powiedział Gee teraz poważnie nie umiejąc utrzymać uśmiechu na
wodzy. – A wyjaśnisz mi dlaczego? – zapytał z nadzieją na jeszcze lepszą
komedie udawania „nie-zazdrości” przez Jareda.
-
Bo… Ponieważ… BO NIE DO CHOLRY JASNEJ! NIE MUSZĘ CI SIĘ TŁUMACZYĆ! – krzyknął
nieco poirytowany Jared.
- Czyli jednak trochę zazdrosny jesteś… - rzucił zaczepnie Way mrużąc oczy. – Ale spoko, Jay! Nie ma sprawy, fajna z niej laska, ale nie w moim typie. – powiedział po raz kolejny wzruszając ramionami decydując się aby dac już spokój biednemu Jaredzikowi. W końcu to jego urodziny, więc nie stresujmy go za bardzo… - Jest zbyt pewna siebie , a ja wolę… łatwiejszy towar. – zaśmiał się. – Powodzenia z nią. – powiedział do Jareda poklepując go po plecach i odchodząc.
- Czyli jednak trochę zazdrosny jesteś… - rzucił zaczepnie Way mrużąc oczy. – Ale spoko, Jay! Nie ma sprawy, fajna z niej laska, ale nie w moim typie. – powiedział po raz kolejny wzruszając ramionami decydując się aby dac już spokój biednemu Jaredzikowi. W końcu to jego urodziny, więc nie stresujmy go za bardzo… - Jest zbyt pewna siebie , a ja wolę… łatwiejszy towar. – zaśmiał się. – Powodzenia z nią. – powiedział do Jareda poklepując go po plecach i odchodząc.
***
Około wpół do trzeciej w nocy goście
zaczęli się powoli rozchodzić. Jared, choć był nieźle wstawiony, usiłował
zachować resztki kultury i żegnać się z wszystkimi po kolei i dziękować za
przyjście. Widział jeszcze Sophie i Shannona, którzy z rozbawieniem przyglądali
się jak spławia Ginny i Penny…
- Wiecie dziewczyny… - zaczął Jared zdejmując ze swoich ramion ręce
dwóch dziewczyn, które zachłannie obłapiały go ze wszystkich stron. Jakby tylko
czekały, aż pozwoli im się rozebrać… - …jest już późno, może zamówić wam taksówkę?
– zapytał najuprzejmiej jak umiał.
- Ale twój brat mówił że dziś jesteśmy twoje… - powiedziała jedna z
nich zalotnie się uśmiechając i przejeżdżając palcem po jego policzku. – Przez
caaaaaaałą noc… - dodała. „Matko… dlaczego one zawsze są takie…?” zapytał sam
siebie, po czym wywrócił oczami i westchnął. Wykonując ten gest, wpadł mu w oko
pewien ciekawy widok, mianowicie Florence śpiąca na klubowej kanapie. To
podrzuciło mu pewien pomysł. „Oby zadziałał!” modlił się w duchu.
- Dziewczyny przepraszam was, ale jestem zmęczony, a tam śpi moja
dziewczyna… – powiedział wskazując ręką na kanapę, na której spała Florence. –
Muszę się nią zając… Zabrać do domu, no wiecie… Jestem dobrym facetem…
- Nie wiedziałyśmy że masz dziewczynę… - dziewczyny widocznie się
zmieszały. Ze skrzywieniem i jawną zazdrością przyglądały się Florence smacznie
śpiącej na kanapie.
- Tak, mam. Po prostu… Mój brat czasami przesadza ze swoimi… ekhem… no…
„prezentami”… Więc dziewczyny wybaczcie, ale waśnie się zbieramy i… wiecie… Wasza
taksówka już na was czeka. Na zewnątrz. Przed klubem. – powiedział znów
wyślizgując się z ich objęć. Miał gdzieś, że był niemiły. Miał ich dość. Z
resztą, były tak pijane, i wyglądały też jak po dragach, że i tak pewnie nie
będą tego pamiętać…
- Szkoda… No, ale w takim razie… Miło było, Jared! Pa! - pomachały mu puszczając milion oczek, buziaków
i zalotnych spojrzeń po czym wyszły na zewnątrz.
- Nie widziałem nigdy żebyś odmówił takim dziewczynom… - zaśmiał się
Shannon, który nagle pojawił się obok Jareda.
- Co łatwe, to nie przyjemne. – powiedział tonem filozofa - Nie
słyszałeś o tym nigdy, bracie? - zapytał
mrużąc oczy. Shannon słyszał o tym nie raz, nie dwa. Sam nauczył młodszego
braciszka tego zdania…
- To ja obudzę Florence… Poczekamy na
was przed klubem. - powiedziała Sophie pojawiając się nagle nie wiadomo skąd. Miała
już widocznie dosyć. Widać było, że chce iść do domu, ale lojalność nakazywała
jej zostać do końca z Leto i zabrać przyjaciółkę do domu osobiście.
- Nie, nie. - odpowiedział szybko Jared - Wy już idźcie ja się nią
zajmę wrócimy razem. Muszę jeszcze pogadać z właścicielem klubu i kilkoma
innymi osobami… Wiecie… Nie chcę żebyście niepotrzebnie zawracali sobie głowę.
- No nie wiem, nie wiem… - powiedziała niezbyt przekonana Sophie.
- Ale ja wiem – powiedział wywracając
oczami. - Soph, nie musisz na mnie czekać. Na Flo też nie, daj jej się chwile
przespać, zabiorę ją do domu przecież. – powiedział do blondynki Jared.
Spojrzała na niego niepewnie i pokręciła głową.
- Nie. Muszę poczekać na nią do końca.
Nie zostawię jej. – powiedziała stanowczo, ale widać było, że ma ochotę pójść z
Shannonem do taksówki, która czekała na zewnątrz żeby zawieźć ich do domu.
- Sophie, nie wygłupiaj się. Znamy się
tyle czasu, przyjaźnimy się… Możesz mi zaufać, odwiozę ją do domu, ze mną
będzie bezpieczna. – powiedział Jared tonem nie znoszącym sprzeciwu. –
Obiecuję!
- Okej Sophie, chodźmy już bo długa droga przed nami… A taksówka nie
będzie czekać wiecznie. - rzucił Shannon czekając aż blondynka zdejmie z Jareda
swój podejrzliwy wzrok.
- No dobra, dobra, idę już… -
powiedziała wzdychając i wychodząc przed Shannonem przez drzwi.
***
HEEEEYYYYY!
No to macie kolejny... Uspokojeni, że jednak nie odstrzelili Letosiowi głowy? xD Chociaż i tak pewnie sie nie nabraliście, no ALE zawsze można spróbować xD
Po koncercie... Wciąż trochę trzyma Post Concert Depression, ale mogło być gorzej... :P Sam koncert był NIESAMOWITY i nie mam słów żeby to opisać. Spełnienie marzeń i tyle... ;)
Po koncercie... Wciąż trochę trzyma Post Concert Depression, ale mogło być gorzej... :P Sam koncert był NIESAMOWITY i nie mam słów żeby to opisać. Spełnienie marzeń i tyle... ;)
No to... Tyle! Żegnam! Provehito in altum!
Hej, hej. Boziu, miałam skomentować poprzedni rozdział, ale nie mogłam się zabrać a teraz jak wrzuciłaś kolejny, nie mam jak się wymigać. Tak jak poprzedni był... hm, dobry, to ten jest genialny! I nie chodzi mi tylko o same wątki ale o język i te powiedzonka, dialogi. Są momentami takie realne... No i MCR dopenili ten rozdział super."- Hej Leto! – wykrzyknął nagle Gerard – Przecież ode mnie dostałeś normalny prezent! Książkę kucharską! – powiedział udając oburzenie.
OdpowiedzUsuń- Tak Gee, wybacz. „100 pozycji na blacie kuchennym” faktycznie można uznać za książkę KUCHARSKĄ! – zaśmiał się Leto.
- Nie martw się, Tomo pewnie podeśle ci jakąś z przepisami do kompletu. " Kocham ten moment!
A i znalazło się jedno małe "ale", takie techniczne, kilka błędów tu było, w sensie ze zmieniałaś szyk zdania np. siedziała na różowym byku mechanicznym.( siedziała na różowym, mechanicznym byku), wychodząc przed Shannonem przez drzwi ( lepiej by było chyba wzdychając i wychodząc z Shannonem, już bez: "przez drzwi" bo jak wychodzą to raczej nie przez okno), było jeszcze coś z Flo ale mi umknęło teraz i nie mogę odnaleść.
Ogólnie bardzo poprawiłaś mi humor tym rozdziałem! ;)