sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział 24

Our guns on the floor, near the makeup and the clothes that we shed.

- No dobra, dobra, idę już… - powiedziała wzdychając i wychodząc przed Shannonem przez drzwi. Po ich wyjściu Jared wciąż krzątał się po klubie, załatwiał swoje interesy z różnymi ludźmi, którzy jeszcze zostali i pracownikami klubu.  Po parunastu minutach podszedł w końcu do Florence.
- Hej, Flo? Wstawaj. – powiedział cicho, żeby nie obudzić jej zbyt gwałtownie. - Koniec imprezy młoda. Wstawaj. – powiedział pomagając jej się podnieść do pozycji siedzącej. Widząc, że dziewczyna widocznie nie bardzo wie co się dzieje dookoła stwierdził, że świeże powietrze dobrze jej zrobi - Może jakiś spacerek, co? – zapytał.
- Coooo? – przeciągnęła nie bardzo rozumiejąc. Ale po chwili dotarło do niej o co pytał mężczyzna. – Taaaak. Spacer. – pokiwała głową twierdząco. - Spacer może być… – powiedziała podnosząc się na nogi i od razu odzyskując nieco rezon. Rozejrzała się po klubie, po czym zwróciła się do Jareda - A twoje dwa ,chodzące na szpilkach prezenty od Shannona gdzie? Nie chcesz się nimi zająć? – zapytała uszczypliwie, choć właściwie, to na wpół świadomie. Wciąż nie do końca się obudziła.
- Zazdrosna…? - zaśmiał się Jared pomagając jej zapiąć kurtkę, bo samej ciężko jej to szło. – Nie, nie chcę się nimi zająć. Już sobie poszły. Ja… Jakby to powiedzieć… nie lubię łatwego łupu. – dodał jeszcze po chwili.
- Za dużo gadasz... Chodźmy już. – rzuciła zniecierpliwiona i ruszyła w stronę wyjścia. Jednak po dwóch krokach zatrzymała się – Chwila… A gdzie my właściwie idziemy? – zapytała niedoinformowana. 
- Przed siebie. – odpowiedział brunet z uśmiechem wzruszając ramionami -  Wezmę tylko jakiś prowiant. – dodał odbierając od barmana butelkę rumu.
- Przecież ty nie pijesz… - zdziwiła się dziewczyna.
- Raz, nie zawsze, są moje urodziny, więc mogę. – powiedział wystawiając do niej język niczym małe dziecko. – Z resztą i tak już jestem pijany, mój braciszek o to zadbał… A to… - powiedział wskazując teatralnie na butelkę rumu, którą właśnie chował za pazuchą - …to służy tylko do utrzymania stanu przyjemnego, rozluźniającego upojenia trunkiem wysokoprocentowym. – zakończył. Flo wywróciła głową na ten wywód i poszła przed siebie.
Jak powiedział Jared – tak zrobili – szli przed siebie, nie zwracając za bardzo uwagi na to, gdzie dokładnie zakończy się ich przechadzka. W miarę upływu czasu z butelki upływał również rum. Droga mijała dwójce imprezowiczów na typowych gierkach słownych, dogryzaniu sobie nawzajem, wygłupianiu się. W międzyczasie zahaczyli również o sztukę, muzykę, malarstwo. Jak się okazało, w dziedzinie malarstwa wiedza Jareda, wykraczając znacznie poza kanon, wywarła na dziewczynie spore wrażenie. Nie spodziewała się, że wiecznie zabiegany Jared ma czas na zagłębianie się w historię sztuki…
- Skończyło się… -powiedziała Florence dopijając ostatni łyk rumu i machając pusta butelką Jaredowi przed nosem. Mężczyzna wzruszył ramionami ze smutną miną i odbierając jej butelkę wrzucił do stojącego nieopodal kosza na śmieci.
- Dlaczego wiecznie brakuje rumu…?* - powiedział Jared naśladując, całkiem z resztą nieźle, przepity głos Jack’a Sparrowa i jego zataczający krok na co Florence roześmiała się.



Znajdowali się na ścieżce biegnącej koło lasu. Wzdłuż niej poustawiane były latarnie rzucające przytłumione mrokiem światło. Wszystko wkoło przykryte było grubą warstwą śniegu. Widoczna była tylko wydeptana, prawdopodobnie przez turystów czy piechurów, dla których była zrobiona, droga. 



– Robi się naprawdę zimno… Myślę, że powinniśmy wracać do domu Jay. – rzuciła Flo ziewając.
- Masz rację – kiwnął głową  - To w którą stronę? – zapytał. Dziewczyna słysząc pytanie zmieszała się.
- Słucham? – odparła zaskoczona.
- No… Pytam w którą stronę do domu… Jesteś stąd, myślałem, że znasz teren… - odpowiedział skonsternowany Jared.
- Akurat okolice Denver są mi słabo znane, nie mam pojęcia gdzie jesteśmy. – prychnęła. – Myślałam, że ty zapamiętałeś drogę…? – rzuciła z nadzieją.
- W tym stanie? – zapytał retorycznie Jared wymownie patrząc na pustą butelkę po rumie leżącą w śmietniku. – No dobra, to chyba musimy znaleźć nocleg gdzieś tu… - powiedział po czym zaczął się rozglądać w poszukiwaniu jakiejś cywilizacji na tym ośnieżonym pustkowiu.
- Tam. – rzuciła Florence pokazują ręką przed siebie. – Widzę szyld i światła... Może to jakiś hostel?
- Chodźmy to sprawdzić.
Po pięciominutowym marszu w końcu doszli do ów oświetlonego obiektu. Okazał się on starym, nieco obskurnym i zdezelowanym, pensjonatem. Weszli do środka i Jared od razu poszedł do recepcji, aby wynająć pokój.
- Leto? – rzuciła za nim Florence. Mężczyzna obejrzał się na nią z pytającym wyrazem twarzy. – Tylko pamiętaj: DWA, OSOBNE, pokoje! – pouczyła go na co facet pokręcił tylko głową śmiejąc się.
- Tak jest, prze pani! – rzucił po czym podszedł do recepcjonistki, która siedziała z grymasem niezadowolenia za ladą. Było widać, że gdyby tylko mogła wybiegłaby z tego miejsca jak najszybciej. Podczas gdy Jared usiłował załatwić im nocleg, Flo przechadzała się po niewielkim holu. Ściany pomalowane na ciemno zielono, sufit, prawdopodobnie niegdyś biały, teraz prezentował się w odcieniach żółci. Firanki, również pożółkłe od dymu tytoniowego, który czuć było wszędzie, wisiały przy oknie o drewnianych ramach pomalowanych także w odcieniach zgniłej, ciemnej zieleni. W jednym rogu odchodziła tapeta, a w drugim, na niewielkiej kanapie, siedziało dwóch podejrzanych mężczyzn popijając piwo i grając w karty. Dziewczyna przez chwilę im się przyglądała i odniosła wrażenie, że to ten typ człowieka, z którym nie chce się mieć kompletnie nic wspólnego. Że tez musieli trafić akurat w to miejsce… Przytułek dla handlarzy dragów i innych potencjalnych kryminalistów. W pewnym momencie Florence poczuła dotyk na ramieniu i speszona podskoczyła do góry cicho piszcząc. Odwróciła się gwałtownie i napotkała zdziwioną, ale i nieco rozbawioną twarz Jareda. Brunet stał z podniesioną ręką, którą przed chwila dotknął jej ramienia.
- Idioto! – krzyknęła przez zaciśnięte zęby czym rozbawiła mężczyznę.
- Och, czyżbym cię wystraszył? – zapytał rozszerzając oczy i teatralnie łapiąc się za serce.
- Nie… - powiedziała obrażonym tonem zakładając ręce na piersi.
- Czyżbyś miała coś na sumieniu? – zapytał zaczepnie przez śmiech Jared. Dziewczyna jednak nie dała się sprowokować i zmieniła temat.
- To jak? Załatwiłeś pokoje? – zapytała chcąc jak najszybciej oddalić się z holu.
- Cóż… Załatwiłem, ale tylko jeden. Więcej wolnych nie mają. – poinformował ją podnosząc do góry kluczyk. Dziewczyna zgarnęła mu go z ręki szybkim ruchem. Niezbyt pasował jej pomysł spędzenia nocy z Jaredem w jednym, prawdopodobnie ciasnym, pokoju hotelowym, ale jak mus, to mus.
- Dobra. – odezwała się ruszając powoli po schodach na górę. – Niech będzie. POZWALAM CI  spać w MOIM pokoju… - odezwała się.
- Och, dzięki ci, łaskawa pani. – powiedział Jared udając, że kłania się w pas z wdzięczności.
- …na podłodze oczywiście. Nie musisz dziękować. – dodała i żwawym krokiem ruszyła na górę.
- Proszę? – dodał zdziwiony mężczyzna na chwilę zatrzymując się na schodach i krzywiąc się skonsternowany. Widząc jednak, że dziewczyna nie zwalnia szybko się ocknął i pobiegł za nią. – Jak to „NA PODŁODZE”? –zapytał kiedy ją dogonił.
- Normalnie. Przeliterować? – powiedziała stając przed drzwiami pokoju nr 209.
- Dlaczego na podłodze?! – pytał ciągle Jay.
- Ponieważ. – odpowiedziała wkładając kluczyk do zamka.
- Daj spokój… Nie zachowuj się jak dziecko, przecież nie zabiorę ci twojej cnoty… - zaśmiał się rozbawiony Jared.
- HA HA ależ ty jesteś zabawny Leto… - przedrzeźniła go. – Widzę, że panu po 40 nadal dopisuje humorek? – zapytała zgryźliwie uchylając drzwi do pokoju i wchodząc przez nie.
- Mogę ci pokazać co jeszcze mi dopisuje… - mruknął Jared puszczając jej oko.
- Idiota… - szepnęła dziewczyna pod nosem kompletnie ignorując mężczyznę.
- Słyszałem! – rzucił jej Jared. Wchodząc do pokoju spojrzał jeszcze na numer na drzwiach. Widząc liczbę „209” zaśmiał się jeszcze głośniej.
- Co cię tak bawi? – zapytała słysząc śmiech mężczyzny.
- Hmm… - zamyślił się na chwilę nad odpowiedzią. – Powiedzmy, że w pokoju o numerze 209 zazwyczaj… jest ciekawie.** – powiedział po czym uśmiechnął się do siebie, wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi. 




Flo zmarszczyła brwi, ale nie wiedząc co facet ma na myśli po prostu rzuciła się na łóżko. Leżała na nim przez chwilę dając odpocząć zmęczonym po całonocnym tańczeniu i maszerowaniu w śniegu nogom. Na ten moment pozwoliła swoim, niczym dziś nie hamowanych myślom, popłynąć w dowolnym kierunku. Rozmyślaniu doprowadziły ją do punktu, który zaczął ją naprawdę nurtować.
- Jared, mogę zadać ci pytanie? – Zapytała poważnie podnosząc się do pozycji siedzącej. Jay, któremu dziś właściwie było już wszystko jedno, bo i tak nie był w stanie normalnie myśleć, usiadł obok niej. 
- Jasne. – odpowiedział. 
- Powiedz mi Leto, ale tak szczerze, dlaczego cały czas piszą o tobie w gazetach, że jesteś podrywaczem? No wiesz… Że szukasz tylko szybkich, przelotnych, znajomości i takie tam? – Jared słysząc pytanie uśmiechnął się nieco smutno i zamyślił na chwilę.
- Szukam przelotnych znajomości… Czy ja wiem…?  - zapytał sam siebie – Nie szukam ich. Nie planuję, to samo tak wychodzi… - powiedział w końcu, wzruszając ramionami, częściowo też do siebie, bo nie patrzył na dziewczynę, a w powycieraną wykładzinę, która pokrywała podłogę pokoju. – To raczej inni szukają przelotnej znajomości ze mną. – zaśmiał się z ironią. - Wiesz… Już dwa razy dał bym obciąć sobie za kogoś rękę i… - zaczął, ale urwał w połowie.
- I…? – drążyła dziewczyna.
- I… i teraz bym nie miał ręki! – dokończył zaczynając się śmiać. Po chwili jednak znów spoważniał. Florence cały czas przyglądała się jak zmieniają się rysy jego twarzy. Wiele cieni przemykających przez jasnoniebieskie oczy na zmianę z iskierkami.
- Czyli jednak Leto ma uczucia? – powiedziała przekornie. Jared spojrzał jej w oczy i przez dłuższą chwilę kontemplował jej twarz.
- Mówisz tak, a widzę, że w to wątpisz – powiedział gorzkim tonem uśmiechając się sztucznie. – Dlaczego miałbym ich nie mieć?
- Cóż… Wytłumaczę to tym, że wierzę tylko w to, co zobaczę. - odpowiedziała mu uśmiechając się. Jared znów przeniósł na nią swój wzrok. Zobaczył coś niezwykłego. Coś fascynującego, bo nagle w jego oczach jakby zapaliły się małe lampeczki.
- Nie wierzę... Florence Ferry się do mnie uśmiecha… - powiedział udając lekkie niedowierzanie. – Florence Ferry uśmiecha się do mnie serdecznie, miło, bez grama sarkazmu, przekory i złośliwości… - drugie zdanie wypowiedział tonem osoby wzruszonej i oczarowanej czymś. – Powinnaś robić to częściej, o wiele ładniej wyglądasz gdy jesteś miła. – powiedział z delikatnym uśmiechem nie spuszczając oczu z jej twarzy, na którą opadały, nieco wilgotne od śniegu na zewnątrz, niebieskie loczki. Dziewczyna wewnątrz nieco się zmieszała, ale próbowała nie dać nic po sobie poznać. A Jared, jak na gentelmana przystało, udał, że wcale tego nie zauważył. – A jeśli chodzi o moje domniemane uczucia i o to, czy je mam, bądź też nie…Gdybyś tylko chciała, zawsze możesz się przekonać o tym, jak to ze mną jest naprawdę.- powiedział Jared patrząc na nią z nutką nadziei w oczach. Prawdopodobnie, gdyby nie wypity alkohol, to upchnąłby ten skrawek nadziei gdzieś wewnątrz siebie i nigdy nie pozwolił mu się wydostać.
- Przed chwilą sam mówiłeś, że już nie dasz sobie obciąć za nikogo ręki, więc jak niby miałoby to zadziałać gdybym jednak chciała się przekonać? – powiedziała dziewczyna podejrzliwym tonem, w którym można było wyczuć nieco rozczarowania.
- Bo w tym momencie, to prawda. Ale… wszystko może się zmienić. – odpowiedział.
- Coś kręcisz... – skwitowała wskazując na niego oskarżycielsko palcem.
- Widzisz, Flo, dwa razy się sparzyłem… Ale kiedy to facet cierpi, to i tak nikt tego nie widzi. – zaczął mówić powoli, ostrożnie dobierając słowa. - Jednak kiedyś, gdy wdałem się w kilka romansów, w gazetach później czytałem nagłówki "Jared Leto uwodzi młode dziewczyny!" – powiedział zakreślając rękoma w powietrzu cudzysłów. - A przecież ja nikogo do niczego nie zmuszam. – zaśmiał się kręcąc głową. Flo nie do końca wiedziała co Jared miał na myśli mówiąc to wszystko. On sam chyba zabłądził we własnych, pijanych myślach. Jednak w końcu zauważyła, że jakby… Trochę tłumaczył coś również sobie. Cóż, każdy potrzebuje chwili szczerości z samym sobą raz na jakiś czas…
- Dwa razy, mówisz? – zapytała Florence wyłapując to z jego słowotoku. – Hmm… Czyli to ciebie ktoś zranił?
- Cóż, może „zranił”, to trochę za dużo powiedziane. Po prostu nauczyłem się, że ludzie, którzy mieli być na zawsze odchodzą, a to ci przypadkowi zostają zazwyczaj na dłużej. – powiedział nieco tłumacząc, a nieco mieszając spojrzenie dziewczyny na całą sprawę.
- To, co wiem z doświadczenia Jay, to że NIC nie ma NA ZAWSZE. Wszystko jest… czasowe. – prychnęła. - Jestem pijana. – stwierdziła w tym momencie ni stąd ni zowąd Florence. - Powinnam już spać, a nie gadać… Zaraz powiem ci za dużo i jeszcze sobie pomyślisz, że coś o mnie wiesz… - powiedziała chcąc się położyć.
- Heeej! – zaoponował Jared. – Chyba żartujesz… Chcesz zakończyć tą ciekawą konwersację w tym momencie? – prychnął. – Właśnie powiedziałem ci o sobie więcej niż jakiejkolwiek dziewczynie, a ty o sobie nie powiedziałaś mi NIC. Tak się kochana NIE BAWIMY! – powiedział udając oburzonego i pociągając już na wpół leżącą dziewczynę z powrotem do pozycji siedzącej.
- Cóż… Zgaduję, że to dobrze, że w końcu się wygadałeś. – powiedziała patrząc na niego z uśmiechem, co zaskoczyło mężczyznę.
- Słucham? – zapytał nie wiedząc co ma na myśli.
- Skoro mi pierwszej o tym mówisz, to widocznie dusiłeś to wszystko w środku. Dobrze jest wyrzucać z siebie takie rzeczy. – wzruszyła ramionami. Jared zaśmiał się lekko słysząc to. Chyba jeszcze nikt nie podszedł do tych aspektów jego życia w ten sposób. Przynajmniej nie w tego typu sytuacji.  
- Widzisz… Życie uczy nas na każdym kroku… - dodał kręcąc głową. Dziewczyna mu przytaknęła.
- Skoro jesteśmy już w temacie twoich przelotnych znajomości… Byłeś kiedyś w związku dłuższym niż kilka nocy? – zapytała siadając naprzeciwko niego po turecku.
- Cóż… - zaczął niepewny czy kontynuować. Po chwili stwierdził jednak, że co mu szkodzi, i tak tyle już jej powiedział… - Byłem kiedyś z dziewczyną 4 lata…
- I? Co się stało?
 - Zdradziła mnie. – zaśmiał się gorzko. – Pamiętam, że po tym jak się dowiedziałem poszedłem się upić i zabawiałem się z jakimiś laskami w pubie. Wiesz, byłem zdruzgotany i takie tam… Na drugi dzień przeczytałem w gazecie "Leto zmarnował 4 lata związku dla ulotnej chwili! Czy było warto?" – zacytował nagłówek przedrzeźniając dziennikarzy serwisów plotkarskich.
- Co zrobić, życie jest niesprawiedliwe. – powiedziała dziewczyna poklepując go po ramieniu w geście pocieszenia czym nieco go rozbawiła.
- Tak. Ale ty nie powinnaś się tym przejmować. Jesteś młoda jeszcze nie raz się zakochasz… - powiedział do niej, z nutą nostalgii w głosie, czując jakieś dziwne ukłucie w klatce piersiowej. Florence słysząc to sama prychnęła. 
- A ty to niby nie? - zapytała sceptycznie marszcząc czoło.
- Eee... - Jared zająknął się na chwilę. - Ja już jestem stary. Z wiekiem szanse maleją... - powiedział na co Florence tylko wywróciła oczami dając tym samym do zrozumienia Jaredowi jak bardzo idiotyczną rzecz właśnie powiedział. - Chociaż właściwie, to... nigdy nie wiadomo... - mruknął Jay do siebie.
- Słucham? - zapytała Florence niedosłyszywszy ostatnich dwóch zdań. Jared chcąc przejść dalej tylko machnął ręką.
- Nic. Po prostu ciekawi mnie czy byłaś kiedyś zakochana...? - zapytał patrząc jej w oczy z czystą ciekawością, jednak pilnując się, aby nie było to zbyt ostentacyjne.
- Kilka razy owszem… Choć zazwyczaj to było błędem.
- W kim? – wypalił Jared, nieco za szybko, co nie umknęło uwadze dziewczyny.
- Ten najtragiczniejszy w skutkach raz? Hmm... W totalnym dupku. – Odpowiedziała lakonicznie.
- Rozwiniesz? – zapytał Jay.
- To teraz wałkujemy moje życie uczuciowe? – zaśmiała się unosząc brwi do góry.
- Czemu nie? Ja powiedziałem ci o mnie za dużo, teraz twoja kolej! – wytłumaczył Jared racjonalnym tonem.
And I used to think I rode with the devil, but I'm left on my own. 
- Co tu opowiadać? Byłam głupia. On mnie bił, a ja twierdziłam, że to moja wina. Byłam przekonana, że on mnie kocha. Kilka razy nawet mnie zdradził, ale ja wciąż byłam przekonana, że to ja jestem temu wszystkiemu winna. Była w nim ślepo zakochana. Gloryfikowałam go jak jakaś idiotka. W końcu zaczęłam pić i brać narkotyki. – powiedziała w końcu patrząc na Jareda. Mężczyzna nie spodziewał się takiego obrotu spraw. – Nie gap się tak, bo ci wypadną te wielkie, niebieskie oczyska! – zaśmiała się Florence kłując go placem w żebra, na co Jared odskoczył gwałtownie.



- Heeej! Nie rób mi tak! – zaoponował, po czym poprawił się. – Wybacz, to po prostu… Nie spodziewałem się tego… Jak długo tak żyłaś?
- To wszystko ciągnęło się dopóki nie poznałam Sophie. Widzisz, ona sądzi, że to ja jej pomogłam kiedy była w rozsypce po tej całej sprawie z Shannonem, ale ja po prostu przy niej BYŁAM. Tak naprawdę, to ona mnie postawiła na nogi. Kazała mi z nim zerwać, a kiedy kilka razy wracałam do niego, ona konsekwentnie, nie patrząc na tego psychopatę i narażając siebie, przychodziła i wyciągała mnie pobitą z jego domu. Praktycznie siłą. Przemówiła mi do rozsądku, pomogła przejrzeć na oczy. Z nałogów też wyciągnęła mnie ta niepozorna blondynka… - powiedziała patrząc się w prześcieradło, a nie na Jareda i uśmiechając się do siebie samej. – Chociaż wtedy byłam na nią wściekła, że mieszała się do mojego życia, kazała zerwać z Brian’em, wyciągała mnie w środku imprez, to teraz… Zrobiłabym dla niej wszystko, nawet oddała życie… - powiedziała w końcu patrząc na Jareda z determinacją w oczach. Widząc powagę na jego twarzy trochę się otrząsnęła z bolesnych wspomnień. – Boże, o czym ja ci opowiadam… Naprawdę jestem pijana… - zaśmiała się. Jared jednak nie zwrócił uwagi na tą końcową część.
- To dlatego teraz otoczyłaś się takim… pancerzem… - powiedział Jared kończąc analizę tego wszystkiego w swoim umyśle.
- I kto to mówi! - zaśmiała się dziewczyna. – Jesteś hipokrytą Leto! – powiedziała oskarżycielskim tonem znów kłując go palcem w klatkę piersiową.
- Tak, wiem, sam tak robię… - powiedział podnosząc ręce w obronnym geście. – Ale dla mnie tak było po prostu lepiej. – wzruszył ramionami. – Unikanie konfliktów i nieporozumień zamiast naprostowywania ich. – wytłumaczył pokrótce po czym bez namysłu dodał: - Ale teraz poznałem ciebie i coś się chyba we mnie zmieniło. Nie wiem dokładnie czemu. Może to ta twoja pewność siebie i arogancja, a może to, że przy całej swojej złośliwości jesteś całkiem zabawna i urocza, ale… - w pewnym momencie urwał, bo zdał sobie sprawę, że zdjął z siebie blokadę i… mówi za dużo. STANOWCZO za dużo…
- Ojeeeeej, nie mów tak bo się zakocham! – powiedziała Florence zaczynając się głośno śmiać.
- Emm… Yyy… Cóż, chyba powiedziałem o jedno słowo za dużo. – mruknął pod nosem Jared czym rozbawił Flo jeszcze bardziej.
- No co ty nie powiesz… A może nawet o kilka słów? – rzuciła próbując przestać się śmiać. – Nie podlizuj mi się tak!
- A idź do diabła kobieto! – powiedział w końcu nieco poirytowany
- Byłam. Odesłał mnie z powrotem, bo nie wytrzymywał nerwowo. – odpowiedziała znudzonym tonem. Jared w odpowiedzi uniósł na chwilę brwi.
– Dlaczego ty do cholery zawsze traktujesz moje komplementy jako atak?! – zapytał rozkładając ręce w rezygnacji. Nie umiał ukryć swojej irytacji. Jaka kobieta tak robi?! Flo w tym samym momencie spoważniała.
- Wcale nie. – odpowiedziała zmieniając nastawienie na oburzoną. – Teraz to Jared zaczął się śmiać. Nagle cała irytacja odpłynęła, jakby nigdy nawet jej nie było!
- Jesteś urocza jak się złościsz. – powiedział robiąc do niej maślane oczy.
- Jaredzie Leto… Wstydź się. Ten tekst jest już tak oklepany, że aż wstyd używać go w stosunku do jakiejkolwiek kobiety… Wysiliłbyś się trochę…
- Wysilać się? Po co? I tak zignorujesz mój komplement i uznasz go za kolejną próbę dobrania się do ciebie. – odpowiedział na powrót złośliwie mrużąc oczy. Dziewczyna była wyraźnie zaskoczona taką odpowiedzią.
- A co? Chcesz mi powiedzieć, że nie do tego dążą komplementy rzucane przez facetów? – zapytała pewna siebie.
- Cóż kochana… Zdziwisz się, ale NIE ZAWSZE! Czasami, my faceci, chcemy się po prostu… zbliżyć do kobiety. – powiedział tonem profesora.
- Och, czyżby? Ale chwileczkę, czy to nie wychodzi na to samo, panie geniuszu? – zapytała sarkastycznie.
- Nie. – wzruszył ramionami niby lekko obrażony, ale częściowo również na luzie czym dał dziewczynie zagwozdkę.
- Ciebie za cholerę nie idzie zrozumieć… - westchnęła. – A to niby kobiety są skomplikowane… Idę spać. – rzuciła do niego po czym wsunęła się pod kołdrę. – Ach, zapomniałabym! – powiedziała podnosząc się jeszcze na łokciu. Jared, który zdążył już wstać z łóżka obserwował poczynania dziewczyny. Florence podniosła jedną z dwóch poduszek leżących na łóżku i rzuciła nią w odległy róg pomieszczenia. Złapała też za płaszcz Jareda leżący na szafce obok łóżka i cisnęła go w to samo miejsce. Mężczyzna obserwował wszystko z rękoma założonymi na piersi. Po chwili, w kącie wylądowała też kurtka dziewczyny. Kiedy skończyła rzucać rzeczami spostrzegła, że Jared przygląda się jej z pytaniem w oczach. – To twoje posłanie na dziś. – wytłumaczyła wskazując ręką na róg z poduszką i kurtkami. – Miłej nocy! – powiedziała po czym przykryła się kołdrą. – Tylko ułóż się wygodnie żeby ci w plecach nie strzyknęło! Wiesz, spanie na podłodze w tym wieku jest trochę ryzykowne… Reumatyzm, wypadające dyski, rwące korzonki, łamanie w krzyżu i te sprawy… - dodała obracając na bok zamykając oczy. Jared zaśmiał się tylko na jej próby dogryzienia mu. Znowu…
- Ach, Flo, zapomniałem ci powiedzieć, że całkiem nieźle tańczysz… - powiedział do niej jeszcze podnosząc z ziemi jej kurtkę i wieszając na wieszaku prze drzwiach. - Dzisiejszy prezent mnie zaskoczył… Pozytywnie oczywiście. I nie skłamię, jeśli powiem, że chciałbym zobaczyć to jeszcze raz… - dodał podnosząc teraz swój płaszcz i również wieszając go w odpowiednim miejscu. Przez chwilę panowała cisza, jednak w końcu w pokoju rozległ się głos dziewczyny.
- Może… Kiedyś…

I pray you find your old path, but mine was lost so long ago.
They say old roads were built on old rivers…
Maybe that's why I'm lost, cause I can't carry on with the flow.

Jared, nie umiejąc się powstrzymać uśmiechnął się do siebie. Po chwili odłożył resztę rzeczy leżących w rogu na szafkę. Zdjął buty i koszulę, w której nie przywykł spać, po czym, jak gdyby nigdy nic, podszedł do łóżka i położył się obok Florence, również przykrywając się kołdrą. Dziewczyna nie poruszyła się.
- Ty sobie żartujesz, prawda Leto? – usłyszał jej sarkastyczny ton. Jednak nie odpowiedział, po prostu uśmiechnął się i zamknął oczy. – Wynocha stąd. – powiedziała z założenia groźnym tonem.
- Y-y. – mruknął Jay przecząco nie zmieniając swojego położenia nawet o centymetr.
- Leto, ja nie żartuję. – powiedziała w końcu poważnym tonem, podnosząc się i patrząc spod byka na Jareda. – Wynocha z mojego łóżka, albo sama cię stąd wyrzucę! – zagroziła mu. Jared nawet nie otworzył oczu, tylko głośno się zaśmiał.
- Powodzenia! Bo wcale nie jestem od ciebie większy, cięższy, silniejszy czy coś… - dodał przez śmiech. Dziewczyna westchnęła w rezygnacji.
- Dobrze. W takim razie JA sobie stąd idę. – powiedziała zaczynając się podnosić. Jared jednak szybkim ruchem podniósł się, objął odwróconą do niego plecami dziewczynę i pociągnął ją na dół, do pozycji leżącej. – HEJ! PUSZCZAJ! – krzyknęła niezadowolona.
- Zapomnij. Nie będziesz spała na tej zimnej, twardej i brudnej podłodze. – powiedział racjonalnie cały czas obejmując dziewczynę. Znów zamknął oczy i próbował uspokoić oddech, jakby po prostu próbował zasnąć.
- Jak zechcę, to będę! – krzyknęła piskliwym głosem próbując mu się wyrwać. Pierwsze trzy próby spełzły na niczym. – JAREDZIE LETO PUŚĆ MNIE W TYM MOMENCIE! – krzyknęła na cały głos rozzłoszczona.
- Nie. – odpowiedział jej wciąż spokojny mężczyzna.
- PUUUUUSZCZAAAAAAJ! – wydarła się po raz kolejny tym razem zaczynając szarpać się na wszystkie strony. Machała rękoma i nogami, aż w pewnym momencie poczuła jak jej stopa trafia Jareda w dość strategiczne miejsce. Mężczyzna, jak oparzony, wypuścił ją z objęć, poderwał się do góry, z głośnym krzykiem bólu, i usiadł na łóżku. Florence otworzyła szeroko oczy i zakrywając dłońmi usta spojrzała na Jareda, który zgięty w pół zaciskał powieki i rękoma trzymał się za krok. Widocznie próbował się uspokoić żeby nie nawrzeszczeć na dziewczynę. – Jared, ja… Ja przepr… - dziewczyna zaczęła spokojnym już tonem, ale było już na to trochę za późno.
- CO FLORENCE? TY CO?! PRZEPRASZASZ? OCH, ZGADNIJ GDZIE MAM TERAZ TWOJE PRZEPROSINY? – krzyknął nawet na nią nie patrząc.
- Ja wiem, ale… - próbowała dalej, jednak Jared wciąż był zbyt zdenerwowany.
- Tak, ty wiesz… Super, że wiesz. Wiesz, jak zachowywać się jak dziecko. Naprawdę, tak bardzo jestem beznadziejny, że koniecznie musisz spać kilka metrów dalej?! – rzucił patrząc na nią wściekły. – Nie przyszło ci do głowy, że najnormalniej w świecie położyłem się obok, bo chodziło o to, żeby nikt nie spał na pieprzonej podłodze?! I O NIC WIĘCEJ?! Wybacz, że ja jakoś nie miałem na to ochoty, i że myślałem, że tobie również nie będzie tam specjalnie wygodnie pośród brudu, kurzu, pająków i smrodu stęchłej wykładziny! – dodał jadowitym tonem odwracając się do niej plecami i oddychając głęboko.
- Och przepraszam panie Leto! – wykrzyknęła Florence. Nagle przestała czuć się winna potraktowania go kopniakiem w klejnoty… - A niby dlaczego obchodzi cię czy będzie mi wygodnie czy nie?! – zapytała z pogardą.
- Och, no nie wiem… - Jared udał zastanowienie – Może dlatego, że się o ciebie martwię?! – wypalił znów patrząc jej w oczy z wyrzutem. Dziewczynie po raz kolejny zrobiło się głupio. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi więc nie odpowiedziała nic. Patrzyła na Jareda. Miał zmarszczone czoło, zmrużone ze złości oczy i lekko otwartą buzię. Na twarzy malowała mu się złość, irytacja i… trochę bólu i rozczarowania. Wiedziała, że ten ból, wcale nie fizyczny, to jej sprawka. Choć ten fizyczny też... Tak naprawdę ten kopniak był tylko głupim gestem, który przeważył szalę, bardziej chodziło tu o inne słowa i czyny. Zdała sobie sprawę, że faktycznie, Jared mógł poczuć się niezbyt miło po tych chamskich próbach wywalenia go z łóżka jakby nie wiadomo co miał jej tam zrobić… Może była to wina alkoholu, który mimo wszystko ciągle krążył w jej żyłach, ale poczuła się podle. Zamknęła oczy.
- Przepraszam. – powiedziała bardzo cicho po czym niespodziewanie przechyliła się w stronę Jareda i przytuliła się do niego. Mężczyzna w pierwszym momencie nie wiedział co się dzieje. Odruchowo oddał uścisk. Po chwili, zdał sobie sprawę, że głowa Florence spoczywa luźno na jego gołym ramieniu, a na swojej łopatce poczuł coś mokrego.
- Florence… Ty płaczesz…? – zapytał po prostu, nie zdając sobie sprawy z częściowej niestosowności tego pytania. Dziewczyna nie odezwała się, ale poczuł jak kręci przecząco głową. Uśmiechnął się lekko i pogładził ją dłonią po plecach. – Nic się nie stało… - powiedział cicho wciąż głaszcząc jej plecy i wpatrując się gdzieś w dal. Po chwili dziewczyna odkleiła się od Jareda i nie patrząc na niego położyła się z powrotem na łóżku, tym razem nieco z boku, robiąc Jay’owi nieco miejsca i przykryła się kołdrą.
- Dobranoc. – powiedziała tym samym, cichym, głosem. Jared położył się obok niej i również przykrywając się kołdrą położył głowę na poduszce. Obrócił się na bok, twarzą do Flo, które leżała odwrócona do niego plecami, i pod wpływem impulsu objął ją w pasie ręką. Poczuł jak niebieskowłosa nieco się spięła.
- Przepraszam, chyba mnie troszkę poniosło… - powiedział cicho nieco zakłopotany – Po prostu chciałem się upewnić, że mi znowu nie zwiejesz. Jeśli nie chcesz, to… - zaczął po czym powoli cofnął rękę. W połowie drogi jednak dziewczyna złapała go za dłoń i położyła z powrotem na sobie.
- Nie. Po prostu… Odzwyczaiłam się. – powiedziała, a Jay usłyszał w jej głosie nieco śmiechu.
- Może czas żeby na nowo się do tego przyzwyczaić? – powiedział bardzo cicho, nie pewny tego, czy dziewczyna to dosłyszała.
- Zastanowię się. Dziś jestem pijana. Nie wiem czy wiesz, ale nie bierze się słów osób pijanych na poważnie Jay… - dodała, jednak Jared nie widział jej twarzy i nie był pewny co dokładnie miała na myśli.
- Dobranoc. – odpowiedział krótko i obejmując Florence zamknął oczy. Usypiając czuł przyjemne ciepło bijące od dziewczyny.
The demons and angels left us here all alone.

*”Dlaczego wiecznie brakuje rumu?” – tekst kapitana Jack’a Sparrowa z filmu „Piraci z Karaibów i Skrzynia umarlaka”
**pokój 209 – aluzja do teledysku Hurricane. Kto nie łapie, proponuję obejrzeć i popatrzeć na drzwi pokoju :)


***

Witaaaaaaaam! No to ten... WAKACJE! ♥ W końcu! Cóż za radość, czyż nie? :D
No więc cóż... Rozdział dedykowany wszystkim shipującym Jareda i Florence i NIE WYBACZĘ jeżeli się na temat tego rozdziału NIKT nie wypowie... No zabije po prostu wtedy... Jak psa. Albo skopię jak Flo Jareda. :)
No to... W sumie nie mam nic do powiedzenia ciekawego... Co sądzicie o rozdziale? Podzieeeeelcie się opinią! :)
Provehito in altum! ♥


10 komentarzy:

  1. Huhuhyguguyygygyhuguuughuhuuhuhuhuhuhuhu jaaaraaaaaam sie ♡♥♡♥♡♥ megahiperkurwazajebisty :3

    OdpowiedzUsuń
  2. No witam Młoda Damo!
    Jako, że moim nawykiem jest niekomentowanie zaczętego i pod ostatnim rozdziałem dopiero cokolwiek no to przyszła właśnie ta pora!
    Na początek - pomysł. Tutaj duży plus. Jak czytam ff to nigdy na coś podobnego nie natrafiłam. Albo nie pamiętam, co poniekąd świadczy o jakości, bo większość blogów zapamiętuje. I Twój do takich należy. ;)
    Kolejne do odstrzału - posaci.
    1. Sophie... Bardzo niezdecydowana kobietka, która wie czego chce tylko się boi. Oczywiście próbuje sobie wytłumaczyć czego i po jaką cholerę ale... Właśnie. Po jaką cholerę się do tego przyznać? Wybitne poczucie humoru i to, że ma gadane tylko działają na jej korzyść.
    2. Florece - mój obiekt shippu (właśie - KOCHAM TEN ROZDZIAŁ, EJ) i uwielbienia. Może to dlatego, że moja bohaterka też ma niebieskie gniazdo na głowie, nie wiem. Ta też ma niezłą definicję na zabawe, której nie ma się dość. To jak wkręciła Gee - mistrzowskie. Muszę kiedyś spróbować. ;)
    3. Jareduś... mógłby ruszyć ten swój gwiazdorski, wychudzony tyłek i stwarzać więcej okazji, by moje ego shippera miało co robić. Kochany prewers :3
    4. Tomo... ... ASDFGHJKL;! Jeśli nastąpi apokalipsa zombie, on zostanie generałem! No... jego się nie da nie lubić. Po prostu. Strasznie pozytywna postać.
    5. Shannon. (postaram się to napisać bez fg mode, obiecuję) No po prostu... AWWWWW! Uwielbiam TEN typ Shanna jako ten taki uroczy i słodki. Po prostu taki do przytulania! Ale też mógłby wziąć dupę w troki i zrobić TEN krok, nikt mu nie broni, ej. XD (dobra, udało się)
    Kolejny punkt na celowniku - treść. Ah, przesycona humorem i prewersją, mi niczego więcej nie potrzeba. Najbardziej "pamiętliwe" są rozdziały z imprezą przed wyjazdem i oczywiście z zombiakami. Urodziny Jareda - też dobrze przedstawione. W zasadzie czytając to opowiadanie nie da się tego robić bez wielkiego banana na twarzy. Po prostu.
    I teraz ta mniej pochlebna część.
    Nie zauważam literówek, jeśli już to jakieś pojedyncze, nie istotne.
    Ale jest większa sprawa. Dokładnie to myślniki i czcionka. To pierwsze - podczas pisania wypowiedzi czasem wychodzi coś takiego: "- blablabla bla bla powiedziała ktoś tam." i podczas szybkiego czytania łatwo się zgubić gdzie się kończy to co ktoś mówi, radziłabym zwrócić na to uwagę. Punkt drugi Skarg i Zażaleń - krój tekstu. Można dostać oczopląsu, bo co chwilę jest albo duża czcionka, albo mała, albo jeszcze inna. Przeszkadza w czytaniu, bo trzeba się wracać w tekście, ponieważ nagle się okazuje, że coś umknęło. Prze publikacją radziłabym zaznaczyć tekst cały tekst i ustawić jeden krój, nawet jeśli się śpieszysz warto poświęcić 10 sekund na naciśnięcie "ctrl + a" i kliknięcie 2 razy w odpowiednie miejsca, tak będzie lepiej dla Ciebie i dla czytelnika.
    Dobra, to wszystko.
    Pozdrawiam, nawołuję do dalszego pisania i zapraszam do siebie,
    Lidka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O żesz w mordę jeeeeeżaaa O_O Nie masz pojęcia jak bardzo zaskoczyłaś mnie tym swoim komentarzem! Tak bardzo treściwy... ach! Cud miód i orzeszki! ♥
      No więc dziękuję za słowa uznania po pierwsze :) Tak, Sophie, ma to do siebie, że... nie ogarnia... :P A Shannon ma dużo cierpliwości, ale wiadomo, każdemu kiedyś się ona kończy... (pozostawię tutaj znaczącą ciszę, skłaniającą do refleksji... xD).
      Florence i Jared... ekhem,, no cóż... Oni są sobą po prostu xD
      W każdym razie jestem bardzo uradowana, że się podoba io mam mega banana na twarzy :D

      Teraz powinnam się tłumaczyć...
      No więc co do myślników... Nie mam usprawiedliwienia, po prostu mój błąd, przyznaję się bez bicia :) Po prostu jak czytam czasami po raz setny rozdział przed wrzuceniem, to mi umyka, bo zaczynam skupiać się na samej treści i pytaniach "a może jednak inaczej to rozegrać?" niż na pisowni, czyli tym, na czym powinnam się skupić :) no ale spróbuję dokładniej sprawdzać, obiecuję :)
      Jeśli chodzi o czcionkę, to przysięgam, że oprócz czerwonych wstawek muzycznych, zawsze ustawiam tą samą czcionkę i rozmiar. Nie próbuję się teraz wykręcać, broń Boże, ale to autentycznie Blogger spieprza mi czasami wpisy :|. Ten rozdział edytowałam kilka razy i za każdym nie chciało poprawić, stąd ta popieprzona czcionka...
      Przyznaję się do tych czerwonych cosiów i jeżeli to razi, to... No cóż... Szczerze mówiąc, nie chcę tego zmieniać, bo zazwyczaj te teksy po prostu odnoszą się do treści, a u mnie kolaboracje tekstu opowiadania + muzyki to to, jak działa "pisarstwo" :)

      No to chyba tyle z mojej strony :) Dzięki jeszcze raz za opinię, niech Ci Bóg w dzieciach wynagrodzi XD Mam nadzieję, że zostaniesz z moim opowiadaniem na dłużej i przy następnych rozdziałach też dostanę dozę krytyki :) A na Twojego bloga chętnie zajrzę. Nie wiem kiedy, ale zajrzę! :)
      Pozdrawiam, Weirdo! :)

      Usuń
    2. Spoko, siebie też zaskoczyłam. Nie wiedziałam, że wyjdzie AŻ tak długi. :D
      Jeśli kochany blogger dalej będzie robił problemy to wytnij cały tekst i wklej jeszcze raz - mi pomaga. Czerwone cosie.... Może po porstu czerwień mniej oczojebną i czcionkę ciut mniejszą? Zawsze coś, nie?
      W następnych nie będzie tak wielkiego eseju, przecież nadrobiłam 24 rozdziały w jednym...No, za kolejne 24 skomentuję XD Żart, spokojnie :D
      Nie pośpieszam, lecz zachęcam,
      Lidka.

      Usuń
    3. Ja Ci dam "skomentuje za kolejne 24 rozdziały"! o_o hahah z resztą, dla mnie zawsze możesz pisać "esej" xD
      ok, spróbujemy zmniejszyć czcionkę i ogarnąć kolor ;)

      Usuń
  3. Dobra, przeczytałam WSZYSTKO i powiem ci, nosz kurcze, masz talent. Szukałam takiego opowiadania, jak Boga kocham, trafiłaś w 10! Jestem diablo ciekawa rozwoju sytuacji między "parami"...Co do treści, bardzo spójna, jedna uwaga - te czerwone cytaty troszkę wybijały mnie z rytmu podczas czytania, tyle uwag. A teraz pytanie, kiedy następny rozdział, bo już nie mogę się doczekać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie bardzo, że przypadło Ci do gustu to moje dziadostwo jak to zwykłam pieszczotliwie określać owe opowiadanko :D
      Co do cytatów... Hmm... No nie mam co się tłumaczyć, myślę, że to, czy przeszkadzają czy nie to już kwestia gustu, ale oczywiście zastanowię się nad tym trochę, dzięki :)
      Następny rozdział prawdopodobnie w ten weekend. A jeżeli jednak nie dam rady się wyrobić, to na 100% będzie w przyszłym tygodniu :)

      Usuń
  4. z reguły tego nie robię, bo jestem divą no ale dzisiaj zrobię wyjątek i skomentuję :) więc nowy rozdział ma być TERAZ, W TEJ CHWILI, NATYCHMIAST, RAUS!!! ja wiedziałam że pomiędzy nimi coś tegos ale ŻE AŻ TAK? o.o uwielbiam ich, nie spieprz tego bo już wiem gdzie mieszkasz maleńka xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, taka z Ciebie DIVAH, że nawet jak spieprzę, to osobiście nie przyjdziesz tylko kogoś wyślesz XD hahahaahh

      Usuń