niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 25

So if by the time the bar closes and you feel like falling down...
I'll carry you home tonight





- Okej Sophie, chodźmy już, bo długa droga przed nami… A taksówka już czeka. - rzucił Shannon czekając aż blondynka zdejmie z Jareda swój podejrzliwy wzrok.
- No dobra, dobra, idę już… - powiedziała w końcu wzdychając i wychodząc przed Shannonem przez drzwi. Shanimal wychodząc z baru złapał jeszcze za butelkę z whisky, która przypadkiem stała na blacie. Pełna. Dogonił dziewczynę i wsiedli razem do taksówki. Kiedy siedzieli już w środku Shannon wyjął zza kurtki butelkę i machając nią uśmiechnął się do Sophie.
- Jaaaaa cieeee! Popatrz co się tu zawieruszyło! - powiedział brunet udając wielce zdziwionego czym rozbawił Soph. - Chyba nie pozwolimy, by się zmarnowało, nie? – zapytał poruszając znacząco brwiami.
- To by była zniewaga! - odpowiedziała uśmiechnięta Sophie udając totalne oburzenie samą myślą. Oboje zdążyli pociągnąć po dwa łyki (z czego Sophie zdecydowanie wlała w siebie więcej trunku…) kiedy odezwał się kierowca taksówki.
- Jesteśmy już prawie na miejscu. – rzucił uśmiechając się. Ta pijana parka rozbawiła go i przypomniała czasy kiedy on sam tak imprezował. Shanny kiwnął mu głowa na znak, że słyszał, po czym zwrócił się na powrót do swojej towarzyszki.
- Sophie…
- Mhm? – mruknęła nie patrząc na niego, tylko obserwując migające za szybą auta światła mijanych samochodów.
- Mam pomysł... Ciasto. Takie dobre ciasto… – Soph uniosła jedną brew i spojrzała na niego. - Zrobimy dziś ciasto? – zapytał niezrażony, bardzo podekscytowany, Shanimal uśmiechając się od ucha do ucha. 
- Że co? – wydusiła z siebie zaskoczona blondynka częściowo śmiejąc się.  – Shannon, ty gamoniu, jest trzecia w nocy! – „krzyknęła” szeptem patrząc mu konspiracyjnie w oczy - A ty chcesz PIEC CIASTO? – zapytała chcąc uświadomić mu jak bardzo niedorzeczny jest ten pomysł. 
- Tak, chcę! – Powiedział jej stanowczo mężczyzna wyraźnie zadowolony ze swojego pomysłu. - Proszę się tu zatrzymać. – Wtrącił po chwili kierując słowa do taksówkarza. - Dalej przejdziemy się piechotką. To tylko kilka minut drogi.
- CO? – zdziwiła się Sophie. – Nie, nie. Proszę go nie słuchać! Proszę jechać dalej, nigdzie nie będę szła! Tam na dworze jest zimno! – jęknęła dziewczyna w proteście na kolejny durny pomysł Shannona.
- Proszę się zatrzymać, ja płacę. – kontynuował jednak Shann pokazując dziewczynie język. Taksówka się zatrzymała, a brunet wysiadł z niej ciągnąc za sobą dziewczynę. Po chwili zapłacił kierowcy, a samochód odjechał. 
- Odbiło ci totalnie… Co ty robisz? – zapytała trochę zirytowana otulając się ramionami, bo było jej zimno. W końcu mamy grudzień. I pada śnieg! Byli już w wiosce, a wszystko było kompletnie ośnieżone, bo sypało już popołudnia do teraz. 
- Idziemy na spacer - powiedział Shann, po czym zdjął z siebie płaszcz i wyciągnął ją w stronę dziewczyny widząc, że ona nie zabrała swojej z klubu i chcąc pomóc jej ją założyć. Ta jednak zignorowała gest i ruszyła przed siebie w stronę domu. – Przestań marudzić i rzucać fochami, tylko zakładaj tą kurtkę, bo mi się przeziębisz! – powiedział poirytowanym tonem.  Sophie jednak nie odpuszczała. Szła przed siebie nie zwracając na niego uwagi.  – Tak będzie? Nie jest ci już zimno? Okeeeej. – powiedział Shannon, podstępnie się do siebie uśmiechając, po czym w mgnieniu oka podbiegł do dziewczyny i szybkim, choć w miarę delikatnym, ruchem przewrócił ją na śnieg.
- AAAAAA!!!!!!! – wydarła się Sophie na całe gardło - SHANNON TY KRETYNIE! – krzyknęła leżąc w śniegu zmarznięta.
- Teraz założysz płaszczyk? – zapytał grzecznie wyciągając do niej rękę aby pomóc jej wstać. Ta jednak zignorowała wyciągniętą dłoń i po prostu wyszarpnęła kurtkę z drugiej.
- Jak cię zaraz dorwę to cię już żadna z tych twoich fanek nie zechce… - powiedziała złowróżbnym tonem blondynka i zaczęła się podnosić na nogi.
- Przesadzasz… to tylko trochę śniegu… - zadrwił z niej ze złośliwym uśmieszkiem i upijając spory łyk z butelki whisky, którą miał znów w rękach. Otrząsnął się czując jak robi mu się ciepło dzięki bursztynowemu płynowi.
- Trochę śniegu? – zadrwiła – TROCHĘ KURWA MAĆ ŚNIEGU?! – wykrzyknęła teraz już porządnie zdenerwowana Soph. – Jakbyś nie zauważył mam na sobie tylko tą krótką sukienkę, cienkie rajstopy i szpilki! – powiedziała wściekła patrząc na Shannona wzrokiem bazyliszka.



- Och, oczywiście, że zauważyłem, moja droga. Jak mógłbym nie zauważyć? Wyglądasz niesamowicie… - powiedział niskim tonem, uprzejmie się do niej uśmiechając i wyrażając swoje wielkie uznanie.
- Shannonie Leto… Mam na sobie SZPILKI, a ty, kazałeś mi się w nich przebijać przez zaspy! Po czym w jedną z nich mnie wrzuciłeś! Ach, no i aktualnie, to mam ten cholerny śnieg POD sukienką, więc wychodzi na to, że równie dobrze mogłabym siedzieć w tej zaspie nago! – wykrzyczała wskazując ręka na stertę śniegu, w której przed chwilą leżała i zakładając płaszcz Shannona, zapinając się pod samą szyje i wkładając ręce do kieszeni. – Taki jesteś cwaniak, to się rozbierz i wytarzaj w śniegu… - powiedziała poważnym tonem patrząc mu w oczy. Przez moment oboje mierzyli się wzrokiem jednak po paru sekundach Shannon uśmiechnął się.
- Nie ma sprawy kochanie. Dla ciebie wszystko! – powiedział czym zdziwił dziewczynę. Upił łyka whisky i oddał blondynce butelkę. Ona obserwowała go tylko ze ściągniętymi brwiami, w konsternacji, próbując stać w pionie, przezwyciężając skutki spożytego etanolu. Czy on naprawdę zamierzał…
- Czy ty naprawdę zamierzasz się rozebrać i wytarzać w śniegu? – zapytała z niedowierzaniem, zaczynając się śmiać.
- Tak! – powiedział mężczyzna zaczynając odpinać garnitur, w którym był na przyjęciu.



 Po kolei ściągał z siebie buty, skarpetki i spodnie. Potem poleciała również marynarka i koszula. Sophie obserwowała to wszystko oniemiała. On wypił stanowczo za dużo… Po pozbyciu się ciuchów Shannon stanął przed dziewczyną w samych slipkach, prezentując się, i udając, że wcale nie jest mu zimno.
- Dwie rzeczy Shannon, pierwsza: jesteś idiotą. – powiedziała przez śmiech. – Druga: wciąż masz na sobie majtki. Zadanie jest niekompletne, kolego! – powiedziała poważnie. Shann zamyślił się przez moment, a po chwili zaczął zdejmować również swoje czarne slipki. – Hej! Przecież ja żartowałam! - krzyknęła Sophie. To naprawdę był tylko żart… Shannon roześmiał się w odpowiedzi i spojrzał jej w oczy.
- Nie mów, że się wstydzisz…? – zapytał unosząc brwi. - Przecież już widziałaś mnie nago. - zaczął się śmiać. – I to nie raz… - mruknął pod nosem. 
- Eee… no… tak, ale… - blondynka zaczęła obserwować Shanny’ego – Po prostu wyglądasz jak debil stojąc nago, w śniegu, przed moim domem, o trzeciej w nocy… - westchnęła nie bardzo wiedząc gdzie patrzeć, bo nie kto inny, a Shannon Leto we własnej osobie, stał przed nią, na śniegu, tak, jak go pan Bóg stworzył i miał zamiar wskoczyć w śnieg. Zrezygnowana spojrzała na niego z zażenowaniem w oczach mieszającym się z rozbawieniem – Okej, Shann, nie przedłużajmy już, bo sam się przeziębisz…
- Martwisz się o mnie? – zapytał z uśmiechem wyłapując kontekst. Sophie zignorowała jednak to pytanie.
-  Zaliczaj szybkie tarzanko i idziemy do domu! – powiedziała tak naprawdę nie wierząc, że to zrobi. Liczyła na jakiś sarkazm z jego strony, jednak ku jej zdziwieniu mężczyzna wziął rozbieg i krzycząc na cały głos „KAŁABANGA!” zanurkował w śniegu. Aż tak pijany, to nie był dawno… Jej oczy otworzyły się tak szeroko jak się dało, a szczęka mało nie uderzyła o ośnieżoną ziemię. 
Po chwili Shannon, wciąż nagi, wygrzebał się z białego puchu. Shopie zdała sobie sprawę, że instynktownie zaczęła podziwiać jego ciało. Był cholerne przystojny i umięśniony… Zaczęła tęsknić za jego dotykiem i pieszczotami , jej oczy błądziły po jego ciele, a ręce chciały zrobić to samo. Jak najszybciej znaleźć się na nim i… NIE! STOP! Idiotko, o czym ty myślisz?! Ocknęła się, gdy spostrzegła, że Shann złapał jej spojrzenie.
- Nie dołączysz do mnie? – zapytał ją szczerząc się jak durny.
- Nie, dzięki. Wolę być zdrowa i oszczędzić sobie tej żenady. – odpowiedziała pukając się w czoło.
Shannon nie zwracając na nic uwagi podniósł się na nogi i ubrał na siebie slipki. Po chwili, śmiało podszedł do dziewczyny i przytulając się do niej wytrzepał mocno rozpuszczonymi, całkiem już długimi, włosami, w których było pełno śniegu. W wyniku tego i Sophie, po raz kolejny w przeciągu dziesięciu minut, była oblepiona białym puchem, który stopniowo zamieniał się w wodę.
- Shannon! Ty gnojku! – krzyknęła zdenerwowana tym dziewczyna. Shann wiedząc, że to wszystko zaraz się źle skończy złapał z ziemi spodnie, koszulę, buty i marynarkę po czym zaczął uciekać w stronę domu Babu. - Jak ja cię dorwę… - zagroziła dziewczyna po czym zdejmując z i tak mokrych stóp szpilki, puściła się biegiem za nim. Goniła go tak szybko jak mogła, gdy nagle Shanny zatrzymał się, a ona wpadła wprost w jego nagie ciało. Jej serce zaczęło bić nieco szybciej, a oczy patrzyły się wprost w jego klatę. Trochę bała się podnieść wzrok, bo wiedziała, że kiedy napotka jego brązowy oczy, mężczyzna doskonale domyśli się co siedzi właśnie w jej głowie. Pomimo tego, że to Shannon był praktycznie nagi (nie licząc majtek), to Sophie zaczęła lekko drgać. Brunet wyczuł to i przytulił ją mocniej do siebie. Dziewczyna chcąc wybrnąć z tej, nieco krępującej, sytuacji, powaliła go na ziemię i zaczęła okładać śniegiem w odwecie.
- Starczy już Soph! Proszę cię! - zaczął błagać mężczyzna kapitulując kompletnie. Dziewczyna przestała, ale po chwili stwierdziła, że zemsta nie była wystarczająca.
- Shanniasty… - zaczęła słodkim głosikiem. - Czy ty czasem nie masz łaskotek…? – zapytała niewinnym tonem. Mężczyzna drgnął słysząc te słowa. I bynajmniej NIE z zimna.
- Nie. Nie, nie, nie, nie!  Nie zrobisz tego Sophie… NIE! – Shannon już wiedział co zaraz go czeka. Miał okropne wręcz łaskotki. Zdał sobie sprawę, że już wolałby już leżeć na śniegu w samych slipkach, niż jeżeli ona miałaby go łaskotać. Po chwili uświadomił sobie, że właściwie to właśnie to robi, ale...  Najgorsze miało dopiero nadejść… Dziewczyna długo się na zastanawiając zabrała się na łaskotanie mężczyzny sama śmiejąc się przy tym okrutnie. Po jakimś czasie Shannon nie wytrzymał i znów zaczął błagać o litość.
- SOOOOPHIE! PRZESTAŃ BŁAGAM! JUŻ NIE BĘDĘ, PRZEPRAAAASZAAAAAAM! – słysząc to i zdając sobie sprawę z tego, że facet naprawdę ma już dość szybko zeszła z niego i zaczęła biec do domu. 
- Kto pierwszy w domu, ten wybiera jakie ciasto robimy! – krzyknęła zostawiając go leżącego w śniegu. Shannon zaczął się ubierać i po chwili, z uśmiechem na ustach, również skierował się do domu. Po drodze, choć była ona krótka, zaczął rozmyślać co stracił ten cały czas kiedy nie był z nią…

Po wejściu do kuchni zastał Sophie rozbawioną i siedzącą na blacie.
- Robimy babkę! – oznajmiła mu. 
- Babkę? Ale koniecznie z jakąś polewą, nie będę jadł takiej suchej… - powiedział wykrzywiając się lekko i nie przyjmując nawet sprzeciwu.
- Ale masz wymagania, królewiczu… - rzuciła blondynka z uśmiechem złośliwego chochlika kornwalijskiego. – Okej, ale sam sobie zrobisz tą polewę! – powiedziała stawiając warunek. Mężczyzna kiwnął głową zgadzając się po czym wzięli się do roboty. W międzyczasie oczywiście dokańczając butelkę whisky, którą Shann zawinął z baru. Brunet pomógł dziewczynie powyciągać wszystkie składniki, jednak ciasto robiła sama. 
- Ej! – krzyknęła w końcu do niego zwracając uwagę na to wręcz rażące lenistwo perkusisty – Ale wiesz, że kto nie robi ten nie je, prawda Shaniasty? 
- Ja polewam żeby nam w gardle nie zaschło! - powiedział Shann podając blondynce szklankę wypełnioną do połowy bursztynowym płynem.
- Ta, właśnie widzę… - zaśmiała się. - Zaraz spalimy Babu dom i na tym się skończy. – dodała śmiejąc się jeszcze głośniej i kontynuowała robienie ciasta. Nagle w twarz zaskoczonej blondynki poleciała garść mąki. Zdezorientowana, nie wiedziała co się stało. Jednak kiedy usłyszała głośny śmiech Shannona, który stał obok skojarzyła, że to ten kretyn, jak zwykle z resztą, musiał ja obrzucić białym proszkiem. Stwierdziła że będzie udawać że nic się nie stało. Shannon, który robił w tym momencie polewę, był również skonsternowany. Liczył na kontratak, a spotkał się z… niczym. Przyjął więc porażkę i postanowił zamilknąć.
Kiedy dziewczyna skończyła robić cisto i podała mu blaszkę, do której było wylane. Shannon schylił się, aby włożyć ją do piekarnika i w tym momencie wiedział już, że to błąd. Gdy się wyprostował poczuł jak jakaś maź spływa po jego, jeszcze przed chwilą białej, koszuli. Cóż… To było jajko. A konkretnie dwa jajka rozbite przez blondynkę na jego plecach w ramach odwetu za mąkę. Shannon powoli prostował się, a Sophie zanosiła się śmiechem. Była bardzo usatysfakcjonowana zaskoczeniem współ – kucharza… Stwierdzając, że teraz właściwie i tak nie ma nic do roboty, ponieważ trzeba poczekać aż ciasto się upiecze, skierowała swoje kroki do salonu, gdzie zaległa na kanapie. Ociekający jajkami Shannon wciąż stał w kuchni, po raz drugi już, zdejmując swoją koszulę, na której tym razem rozsmarowane zostały dwa jajka. Blondynka leżała na kanapie przeglądając kanały w telewizji. Po chwili usłyszała zbliżające się do niej, specyficzne, złośliwo – Shannonowe kroki i już wiedziała, że zemsta nadchodzi… W tym momencie pożałowała swojego położenia. Leżała, praktycznie bezbronna na kanapie. Zanim nawet zdążyła pomyśleć o tym, żeby wstać i uciec Shannon dopadł do niej i przypierając ją do kanapy uśmiechnął się złowieszczo co, choć nie powinno, rozbawiło Sophie.
- Zamsta… - wysyczał niczym psychopata po czym zaczął łaskotać Sophie. Dziewczyna zwijała się ze śmiechu. Próbowała się bronić, odepchnąć go, jednak Shannon był zbyt silny jak dla niej.
- Shaaaaaanoooon! Przeeestaaaań! No już! Durniu, ciasto się pali!!! – wykrzyczała przez spazmy śmiechu spowodowane długotrwałym łaskotaniem. Łzy spływały jej po policzkach i nie mogła się opanować, bo Shannon nie przestawał.
- Trudno, będzie spalone.– zlekceważył ją wzruszając ramionami. Na chwilę jednak ustał ze swoją zemstą.
- Tak, a przy okazji zjaramy kuchnię… Masz rację, to nic takiego… - ten argument był nieco silniejszy. Shannon,, wywracając oczami, zszedł z niej, niezadowolony, i poszedł wyłączyć piekarnik.  Kiedy wyjmował ciasto Shopie zdążyła do końca opróżnić butelkę whisky. Odstawiając pustą flaszkę na blat stołu znów zaległa na kanapie.
- Aaaaaaleeeeeeż miiii sięęęe kręęęeciiiii w głooooowieeeee… - powiedziała niemalże pijackim bełkotem wydłużając sylaby.
- Bo wypiłaś stanowczo za dużo procentów, kochanie. – zaśmiał się Shann wchodząc z powrotem do pokoju i patrząc na pustą butelkę na stole i dziewczynę w czarnej sukience, słaniającą się na kanapie.
- Wcale bo nie! – zaprotestowała natychmiast. – I nie mów do mnie KOCHANIE. – prychnęła.
- A dlaczegóż to mam tak do ciebie nie mówić, skarbie? – zapytał Shann stając przed nią i wycierając ręce w ścierkę, którą trzymał.
- Bo nie masz takich uprawnień! Dlatego! I SKARBIE też do mnie nie mów. To zarezerwowane dla uprzywilejowywowanyyyyyych! A tyyyyy jesteś nieupw… nieupff… NIEUPFOWAŻNIOOOOOAAAANYYY! – wydusiła w końcu z siebie z trudnościami. Shann próbował się nie śmiać, ale nie umiał powstrzymać złośliwego grymasu rozbawienia.
- Jesteś pijana. Chodź, pomogę ci wejść na górę i odprowadzę do sypialni. – zaproponował grzecznie Shannon odrzucając ścierkę na fotel, podchodząc do dziewczyny i wyciągając w jej stronę ramiona, żeby pomóc jej wstać.
- WCALE BO NIE JESTEM NO! – bulwersowała się - Nie wierzysz, to patrz, ZROBIĘ JASKÓŁKĘ! – powiedziała pewna siebie po czym, pewna siebie, z impetem odtrącając pomocne ramiona Shanny’ego, poderwała się z kanapy. Zrobiła to trochę zbyt energicznie, więc od razu musiała się czegoś przytrzymać, bo zachwiała się niebezpiecznie. Pod ręką był tylko Shannon, więc, chcąc nie chcąc, złapała go za ramię.
- Chętnie popatrzę… - powiedział mężczyzna wiedząc jaki będzie finał tego przedstawienia. Kiedy Sophie trzymała już jako tako równowagę i puściła go, Shann stanął naprzeciwko niej. Soph, teraz już o własnych siłach, wyprostowała się.
- Patrz i podziwiaj. – powiedziała wyniośle po czym przystąpiła do wykonywania ów akrobacji. Uniosła ręce na boki, nie zauważając, że są nieco poza poziomem. Podniosła niepewnie jedną nogę i wtedy… Jack Daniel’s dał o sobie znać. Blondwłosa od razu runęła przed siebie prosto w ramiona Shannona. Ten, jednak nie spodziewał się tego, bo myślał, że poleci w bok, na kanapę, więc pod wpływem uderzenia przewrócił się na podłogę razem z Sophie.
- Pięknie ci to wyszło. A czy jaskółki umieją latać? Pokażesz mi? – zapytał zaczynając rechotać jak głupi.
- Cóż… umieją. Latają bardzo ładnie! – powiedziała z entuzjazmem. – Pokazałbym ci jak, ale jestem już zmęczona… Chyba sobie tutaj dziś tak poleżę… - oznajmiła kładąc się bardziej na nim, układając głowę na jego gołej klatce piersiowej i przymykając oczy. Cała ta sytuacja rozbawiła mężczyznę jeszcze bardziej, jednak kiedy poczuł na sobie przyjemny ciężar ciała dziewczyny uświadomił sobie, że od dawna nie było mu tak wygodnie i tak dobrze  gdy leżał na ziemi. Odruchowo otulił ją ramionami przytrzymując przy sobie. Po chwili zauważył , że sukienka Sophie, przez upadek, nieco się podwinęła i ukazywała teraz kawałek majtek dziewczyny. Ale będąc "grzecznym chłopcem" Shann po prostu poprawił ją, umieszczając na swoim miejscu kawałki materiału, przypadkiem, zahaczajac dłonią o udo Sophie.
- Wiesz Shannisty… - zaczęła Sophie nie otwierając oczu i nie podnosząc nawet głowy do góry żeby na niego spojrzeć. – Czasem to ty jednak jesteś uroczy. Ale tylko czasem.
- Ja zawsze jestem uroczy… – prychnął Shannon przeczesując palcami włosy leżącej na nim Sophie.
- Nie schlebiaj sobie. – oznajmiła po czym powoli przeniosła się w bok i sturlała się z Shannona. Podniosła się na nogi i poszła szybkim krokiem do kuchni. Zdezorientowany Shann od razu poszedł za nią. Kiedy tylko wszedł przez próg kuchni poczuł na twarzy coś dziwnego… Biały proszek… MĄKA.
- FFFFUUUUUUUUUUUUU! – krzyknął wycierając się z pyłu.
- JAK WOJNA, TO WOJNA LETO! – krzyknęła Sophie chichocząc i, nieco się zataczając, uciekła na górę do swojego pokoju.
- Sama tego chciałaś… - powiedział, bardziej do siebie, mężczyzna. Złapał w rękę torebkę mąki i pobiegł za nią.

I know you've suffered, but I don't want you to hide. (...)
I'll make you feel pure.
Trust me. 
You can be sure.


Shopie wpadła do pokoju jak burza, ale nawet nie zdążyła się schować, bo za jej plecami, błyskawicznie, pojawił się Shanimal z torebką mąki.
- I jak, nadal chcesz wojny? – zapytał łapią ręce dziewczyny w swoją, jedną, dłoń, przyciskając ją mocno do ściany i eksponując swoją amunicję w postaci mąki pszennej.
- Nie, nie… Ja jednak podziękuję… - powiedziała lekko spanikowana wiedząc, że jak Shanny ma inne zamiary, to ma, delikatnie mówiąc, przerąbane. Mężczyzna stając blisko niej i wpatrywał się w jej oczy. Coś w nim drgnęło. Poczuł coś dziwnego, była tak blisko… Między nim a ścianą… Niewiele myśląc powoli przybliżał się do niej, centymetr po centymetrze, coraz bliżej. Dziewczyna nie oponowała, po prostu przyglądała mu się. W następnej chwili Shannon zorientował się, że całuje blondynkę, która stała przed nim. Delikatnie musnął jej wargi swoimi. Nie odrywając się od jej ust puścił jej ręce i oparł swoje dłonie na ścianie po obu jej stronach. Na sekundę odsunął się od dziewczyny, ale mając wrażenie, że te kilka milimetrów między nimi, to za duża odległość po raz kolejny zatopił w niej swoje usta. Dziewczyna wplotła dłonie w jego długie, rozpuszczone włosy i oddała pocałunek.



 Nie była pewna co robi. Z jednej strony nie chciała go całować, chciała, żeby sobie poszedł. Ale jej druga część chciała go całować, dotykać, pieścić, być jak najbliżej jego ciepłego ciała. Alkohol zawsze bardzo skutecznie przyćmiewał jej racjonalną część, więc po prostu robiła to, na co w danej chwili miała ochotę, nie parząc na konsekwencje. Jednak chwilowo doznała przebłysku i odsunęła od niego usta.
- Nie… Shannon, proszę cię, nie… - wyszeptała mu do ucha. Shannon spojrzał na nią zdezorientowany i niepocieszony, że przerwała im tą cudowną chwilę. Zauważył, że ma w oczach obawę i strach, ale jednocześnie miała rozszerzone z podniecenia źrenice, a jej ciało samo lgnęło do niego. Miał wrażenie, że po prostu musi pomóc jej pokonać tą barierę strachu, która nie pozwala jej się do niego przemóc. Widział jej usta przed sobą, pełne, delikatne... Postanowił pocałować ją jeszcze raz, tym razem mocniej i namiętniej. Sophie nie odsunęła się, tylko oddała pocałunek. Wsunęła nieco swój język w jego usta i przylgnęła bliżej do bruneta. Jej ręce same powędrowały na jego plecy. Poczuła bijące od niego ciepło, specyficzną fakturę jego skóry i ten przyjemny zapach jego ciała zmieszany z perfumami… 
Shannon zaczął już powoli rozpracowywać zamek z przodu jej sukienki, jednak... Sophie zaczęła drżeć. Nie wiedziała co ma teraz zrobić. Coraz bardziej go chciała, ale wciąż przez skorupę alkoholu przebijała się świadomość przypominająca jej wszystkie powody „przeciw”.
- Nie… - powiedziała bardzo cicho przestając go całować, zabierając dłonie z jego pleców i zdejmując jego dłonie z zamka sukienki na powrót go zapinając. Mężczyzna jednak nie odsunął się, po prostu przestał ją całować. Wciąż wpatrywał się intensywnie w jej oczy pozostawiając między nimi jedynie kilka centymetrów przestrzeni. – Shannon, NIE. – dodała bardziej stanowczo. Shann jednak wciąż nie miał zamiaru się odsunąć.
- Czego się boisz Sophie? Przecież… - zaczął Shannon, ale przerwał niepewny co chce powiedzieć. Och, oczywiście Shannon wiedział co chciał powiedzieć, ale nie był pewny czy powinien. Przecież… To była prawda. To nie było coś nowego, tylko coś, co bardzo długo się w nim ukrywało. A skoro już na nowo to znalazł, (albo raczej szanowny pan Jack Daniel to odnalazł i rzucił prosto w twarz) to czemu by nie… spróbować? Właściwie… Co ma do stracenia? - Sophie, przecież ja wciąż cię kocham. – wypowiedział te słowa patrząc na nią szczerze, nie ukrywając żadnych emocji na swojej twarzy.

I want to reconcile the violence in your heart .
I want to recognise your beauty's not just a mask. 
I want to exorcise the demons from your past.

I want to satisfy the undisclosed desires in your heart.

 Dziewczyna jednak nie wydawała się bardzo zdziwiona tym faktem. Zdziwiona była tym, że powiedział to na głos… Jednakże, ku niezadowoleniu Shannona, nie wydawało się to przekonywać dziewczynę. Dlaczego? Nie wierzyła mu? 
- Shanny, ja już to słyszałam… I sam dobrze pamiętasz jak to się skończyło. - powiedziała mu wzdychając. Chciała odejść, zwiększyć odległość między nimi, ale mężczyzna złapał ją za rękę przytrzymał przy sobie.
- Nie wierzysz mi? – zapytał ściągając brwi.
- Wierzę, Shannon… Po prostu… To jest zły pomysł. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Ja się do tego powiedzenia stosuję i… Ty też powinieneś. Oszczędzisz sobie wielu… nieprzyjemnych chwil. – powiedziała uśmiechając się jakby pocieszająco i delikatnie przejeżdżając dłonią po jego policzku. Zabrała dłoń z jego twarzy, ale Shann złapał ją w międzyczasie za drugą dłoń i splótł ich palce.
- Cóż, ja się stosuję do innego powiedzenia… Mianowicie: serce nie sługa. – powiedział patrząc dziewczynie w oczy - Dzięki temu można dostarczyć sobie wielu pięknych chwil. - powiedział parafrazując słowa dziewczyny sprzed chwili.
- Shaaaaaaaann… - jęknęła Sophie zabierając rękę z jego uścisku. – Przestań. 
- Soph… Ja się zmieniłem. BARDZO. 
- Nie mów tak. Nie tylko o to chodzi… - jęknęła wywracając oczami.
- To o co? - zapytał z nadzieją, że uda mu się jakoś przekonać dziewczynę, że to wszystko jednak MA sens i żeby przestała przeciwstawiać się samej sobie. 
- Ty pojedziesz z powrotem do Los Angeles, a ja zostanę tutaj. Zostanę z żałosną nadzieją, że może kiedyś wrócisz. - powiedziała patrząc gdzieś w bok z kamiennym wyrazem twarzy. 
- Przecież możesz pojechać ze mną. - powiedział Shann jakby to było coś oczywistego.
- Mogę lecieć z tobą do Los Angeles na jakiś czas, owszem, ale wiesz, że nie mogę tam zostać, że nie mogę zostawić tego wszystkiego tutaj. A oprócz tego, nawet jeżeli jakimś cudem udałoby mi się czasowo przeprowadzić do LA, to w trasę z tobą nie pojadę. Pojedziesz sam, z chłopakami, a ja po prostu nie zniosłabym myśli, że mógłbyś być tam z jakąś groupie i… - chciała dokończyć ale Shann położył jej palec na ustach.
- Dosyć. – powiedział cicho i przytulił ją mocno do siebie. - Gadasz głupoty. - Sophie nie zdawała sobie z tego sprawy, ale łamał jej się głos, a w oczach miała już łzy. Trzymając blondynkę mocno w ramionach położył ich oboje na łóżko przy którym stali. - To, że kiedyś zachowałem się jak dupek i kretyn nie oznacza że mógłbym cię skrzywdzić TERAZ. Wtedy… To było co innego. Byłem młody, głupi, podjarany tym, że liznęliśmy z chłopakami trochę sławy, byłem też na dragach, nachlany i nie wiedziałem gdzie jestem i co się dzieje dookoła. Mogliby mnie wywieźć na inny kontynent, a ja bym nawet nie zauważył. Ale jedna rzecz pozostała niezmieniona Sophie. Nigdy. NIGDY tego nie zrobiłem. NIGDY cię nie zdradziłem, słyszysz? NIGDY. – Powiedział dobitnie chcąc się upewnić, że dziewczyna to zrozumie. Delikatnie dotknął jej policzka i powoli zaczął go gładzić dłonią. Powoli zjechał ręką nieco niżej, na szyję. Soph przymknęła oczy rozkoszując się tym przyjemnym uczuciem.
- Shannon, ja tak nie chcę. Owszem, może i mogłabym do ciebie wrócić, ale nie wiem co byłoby potem. Może za jakiś czas po prostu stwierdziłbyś, że faktycznie, miałam rację i to nie ma sensu. I co wtedy? Znów będę sama. I to za jaką cenę!
- Nie byłoby tak. Nie będzie tak… - zaczął, ale dziewczyna nie dała mu dokończyć.
- Nie Shannon. Tego NIE MOŻESZ wiedzieć. – powiedziała bez cienia wątpliwości w głosie i dając mu do zrozumienia, że nie ma co się z tym sprzeczać.
- W takim razie co mam zrobić żebyś mi zaufała? – zapytał z nadzieją w oczach wciąż gładząc ją dłonią po policzku, szyi i obojczyku.
- Nie wiem Shanny… To nie jest takie proste… - uśmiechnęła się smutno. – Po prostu… To nie jest rozmowa, którą powinno się przeprowadzać będą w stanie upojenia alkoholowego. – dodała uśmiechając się nieco bardziej na co Shannon zaśmiał się cicho. - Chcę spać. – powiedziała odwracając się do niego plecami i mrugając oczami, aby nie pozwolić polecieć łzom, które czaiły się w kącikach.  Położyła się na boku, a Shannon, kładąc się obok, otulił ją szczelnie swoimi ramionami i wtulił głowę w jej włosy.
- Nie idziesz do siebie? – zapytała dziewczyna zdziwiona tym, że Shannon z nią został. Myślała, że przez to, co mu dziś powiedziała, nie będzie miał ochoty z nią zostać.
- Chyba sobie żartujesz… Powiedziałem ci, że ciągle cię kocham, a ty dałaś mi się przytulić. Miałbym z tego tak łatwo zrezygnować? – prychnął jakby to była najbardziej niedorzeczna rzecz na świecie czym rozbawił Sophie. Zaśmiała się lekko, ale nic nie odpowiedziała. Shannon przytulił ją mocniej do siebie. - Jutro wrócimy do tej rozmowy. – szepnął całując ją we włosy i zamykając oczy.
- Kocham cię, ale jednocześnie tak się boję… - wyszeptała dziewczyna po jakimś czasie, już praktycznie przez sen.
- Nie masz czego. – odpowiedział jej, choć wiedział, że nie słyszy go, bo jest już w krainie Morfeusza, i jeszcze mocniej objął jej ciało. – Obiecuję.


Rano, Sophie obudziła się z dość mocnym bólem głowy. Pierwszą rzeczą, którą postanowiła, jeszcze nawet przed otwarciem oczu, było odnalezienia Jareda i jego cudownych tabletek. Jay powinien być gdzieś w domu…
Po chwili postanowiła, że wypadałoby zobaczyć chociaż którą mamy godzinę. Próbowała się poruszyć, ale nagle poczuła, że coś oplata jej talię. Otworzyła powoli oczy i dosłownie kilkanaście centymetrów przed sobą ujrzała twarz śpiącego Shannona. Jego ręka obejmowała ją mocno. Widząc to, wciąż jeszcze pewnie nieco pijane, Zwierzątko śpiące w jej łóżku z tą niewinną minką od razu, wbrew sobie, pozwoliła uśmiechowi wypłynąć na jej twarz. Kierowana impulsem przejechała dłonią po jego policzku. Po chwili jednak zorientowała się co robi i cofnęła dłoń, aby przypadkiem go nie obudzić. Ten krótki gest wystarczył, aby na śpiącej buzi Shannona również pojawił się nikły uśmiech. Próbując go nie obudzić wyślizgnęła się z jego objęć i usiadła na łóżku chcąc powoli wstać. Shannon jednak czując ruch obok niego obudził się. Dziewczyna widząc otwierające się na nią czekoladowe oczy, czym prędzej zerwała się na nogi chcąc jak najszybciej ulotnić się z pokoju. Ten gwałtowny ruch jednak rozbudził bruneta jeszcze bardziej. 
W momencie kiedy Sophie robiła pierwszy krok w stronę drzwi Shanny zdążył złapać ją za rękę.
- Dziś robimy Jaredowi poprawiny urodzin. Musze iść i wszystko przygotować…- wyrzuciła z siebie szybko chcąc ponaglić Shannona, aby puścił jej rękę. Rzuciła to tak, jakby wczorajsze zdarzenie nie miało miejsca. Oboje jednak bardzo dobrze pamiętali jak usnęli…
- Tobie również DZIEŃ DOBRY Sophie… - powiedział Shannon pociągając ją mocno w swoją stronę tak, że z cichym piskiem przewróciła się na łóżko.
- Nie cierpię gdy to robisz… - wycedziła obrażona podnosząc się z materaca. 
- Co robię?
- Świadomie używasz swojej przewagi w sile fizycznej! - powiedziała oburzona. Shannon natomiast zaśmiał się, w międzyczasie wykonując poranne przeciąganie i, nieumyślnie, prezentując swoje umięśnienie, na którym to Soph zdążyła zawiesić oko.
- Ekhem… - odkaszlnął Shann chcąc zwrócić uwagę dziewczyny, która ostentacyjnie się na niego gapiła.
- Yyyy… Tak… Muszę lecieć. Zaplanować wszystko… Zrobić śniadanie i… w ogóle… - zaczęła się plątać we własnych słowach. W końcu zrezygnowana westchnęła i ruszyła w stronę wyjścia z pokoju.
- Śniadanie? - podłapał Shannon - A dostanę teeeeeeż? - zapytał błagalnym tonem robiąc minę szczeniaczka w stronę blondynki. Ta w odpowiedzi uniosła tylko brwi i spojrzała na niego niby z zażenowaniem.
- Chyba śnisz. - prychnęła po czym po raz kolejny próbowała zbliżyć się do drzwi pokoju i po raz kolejny zatrzymał ją w połowie kroku głos Shannona.
- Wrócimy do tamtej wczorajszej rozmowy po przyjęciu… – powiedział Shann spokojnym ignorując jej odmowę prośby o pożywne śniadanko.
- Nie wiem o czym mówisz… - powiedziała łapiąc już za klamkę i udając, że nie wie o co chodzi Shannonowi.
- Bardzo dobrze wiesz. – rzucił Shannon nie umiejąc odmówić sobie lekkiego uśmiechu. Dziewczyna puściła to jednak mimo uszu i otworzyła drzwi. - A sukienka, pomimo, że troszkę się w nocy pogniotła, to dalej cudnie na tobie leży, kochana... - rzucił jeszcze do dziewczyny, która wychodziła już przez drzwi. Sophie chciała udać, że ma to gdzieś, albo, że tego nie słyszała, ale... końcem końców po prostu się potknęła i łapiąc równowagę, machnęła ręką przez co strąciła wiszący na ścianie korytarza obrazek w ramce przedstawiający plażę w Kingsdown. Zdjęcie upadło na podłogę, a szkło stłukło się z głośnych hukiem. Soph nie zaglądając nawet z powrotem do sypialni po prostu, z zażenowaniem, zatrzasnęła do niej drzwi. W międzyczasie usłyszała jeszcze chichot Shannona wydobywający się z pokoju. Westchnęła i, klnąc pod nosem, zaczęła zbierać kawałki szkła i ramki. Będzie musiała odkupić Robertowi tą ramkę...









***

No wiiiiiiiiiiiiiiitaaaaaaaaam! 
Mamy pięęęęęęęękny niedzielny wieczór... I nowy rozdział dla Was :) Nie wiem czy to czytacie, w sensie te moje bazgroły pod rozdziałem, ale jak tak, to mam coś tam do powiedzenia dziś chyba... :)
No więc ostatnio ujawnili się pod rozdziałami nowi czytelnicy wyrażający swoje opinie i jestem im za to cholernie wdzięczna, więc bardzo, bardzo, bardzo dziękuję! Te Wasze opinie w komentarzach bardzo mi pomagają ulepszyć bloga + rozdziały no i dają naprawdę dużo weny (między innymi dzięki temu rozdział 25 choć tak długi, dostaliście już dziś :) ). Tak wiec innym polecam pójść za przykładem i również sypnąć mi krytyką :)

Co do rozdziału... Nie wiem jak (i czy w ogóle!) Wam przypadł do gustu, ale... muszę się przyznać, że mi osobiście bardzo fajnie się go pisało :) Trochę mam wrażenie, że ktoś może po tym rozdziale nieco znielubić Sophie, ale... co zrobić, że jest taka, a nie inna? :P

Okej, to z mojej strony chyba tyle :) 
Provehito in altum kochani! ♥


PS.
Przepraszam za popierrrrrrrrrr... formatowanie tekstu, ale blogger coraz bardziej mnie nienawidzi i odwala mi takie oto maniany z odstępami w tekście itp itd... ;/ One raz są widoczne jak sprawdzam podgląd rozdziału przed wrzuceniem, a raz jest normalne, wiec ręce mi opadają, ale nie mam pojęcia jak się to Wam wyświetla... Dajcie znać. Najwyżej rozpieprzę bloggera w drobny mak i przeniosę się na inny serwis jak to cos nie przestanie wariować ;/

9 komentarzy:

  1. ojojojjj rozpieszczasz nas :D ostatnio Flo i Dżeju dzisiaj oni no no xD tak zajebiście mi się go czytało, że jak doszłam do końca to taka mina w stylu looney "ale dlaczego ;C" ale to nic, wierzę że szybko dodasz coś nowego :D wgl miałam iśc spać a zacieszam z Shanna i rozmyslam jak to by on wyglądał w samych slipkach 3:)

    OdpowiedzUsuń
  2. no heh, hej :) widzę że się rozpędzasz, ale to dobrze. przeczytałam oba rozdziały za jednym razem i nie mogę przestać się cieszyć!hahahha! flo i jared rozwalili mi system xd zresztą sophie też nie była gorsza xd Fajnie, ze ich do siebie po woli zbliżasz, aż jestem ciekawa co będzie już nie długo! ale jeszcze jedno.... SHANIMAL TARZAJĄCY SIĘ W ŚNIEGU *___* hahhahaha! Mega to była. Biedaczek, powinien obalić butelkę rumu by go choroba nie zmogła :p Pisz szybko dalej! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Soph ma w dziób, tyle w temacie. Shann w śniegu... Kobieto ropraszasz moje myśli, które już próbują ogarnać się z fg mode XD. Dziś raczej nie będzie eseju, tak to rozdział po rozdziale się nie da. ;)
    Ale z może przydatnych i konstruktywnych uwag: bardzo dobrze zmieniłaś czcionkę z oczojebnej czerwonej, na stonowaną - niebieską. Duży plusik. Teraz jakiegoś minusika... O! Mam - caps i przeciąganie minimalnie przeszkadzają w czytaniu, ale że minimalnie to takie pół minusika, ok? Teraz cały minusik - zdarza się, że masz podwojony przecinek czy inne cholerstwo jak np. przecinek i kropka obok siebie (chodzi o to: .,).
    Holy guacamole, zapomniałam o największej pochwale dotyczącej tego rozdziału! Czcionka! Zapanowałaś nad nią! Jestem z Ciebie dumna :3
    Dobra, dla mnie te dopiski pod rozdziałem "od autorskie" są najciekawsze. :D
    Więc pozdrawiam i życzę weny.
    Lidka.

    PSek: co do czytelników i komentowania - wiem, że komentarze to bardzo miła rzecz itp ale "zmuszanie" tudzież "żebranie" o nie w pewnym stopniu irytuje czytającego. Kiedy widzisz, że wyświetlenia skaczą a komentarze się nie pojawiają znaczy, że albo nikt nie ma zarzutów, albo nie mają wystarczjących argumenów by takowe poprzeć. A takimi osobami przejmować się nie musisz. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Najlepsze ff ever :D Uwielbiam Flo, to chyba moja ulubiona postać z wszystkich ff jakie czytałam, jest taka.. inna :D Przynajmniej tak mi się wydaje ;p Mam nadzieje, że kolejny rozdział dodasz wkrótce, bo już się nie mogę doczekać no :(

    OdpowiedzUsuń
  5. http://24.media.tumblr.com/tumblr_m60at6hGkI1qhzrcqo1_1280.gif maska z Hurricane w tle, niebieskie włosy.. Czyżby Flo naprawdę istniała? :D haha xd

    OdpowiedzUsuń
  6. Mimo, że jestem tu świeżakiem, to czekałam na ten rozdział z wielką niecierpliwością ;D Czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Masz talent dziewczyno, świetne to jest! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :>

    OdpowiedzUsuń
  8. kiedy następny rozdział...?

    OdpowiedzUsuń
  9. Super napisane. Musze tu zaglądać częściej.

    OdpowiedzUsuń