sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 29

It's dark inside, it's where my demons hide. 




Sophie przetarła oczy i powolnie przeciągnęła się na łóżku. Koniec laby. Czas wracać z powrotem do pracy…
Niechętnie wygramoliła się z ciepłej pościeli i ruszyła do wyjścia. „Only coffee can save us”, powtórzyła sobie słowa Shannona i uśmiechnęła się lekko.
Wychodząc na korytarz zastała niecodzienny widok. Florence idąca w stronę schodów, ubrana w piżamy i szlafrok. Niby nic w tym dziwnego, ale…
- Florence? – Będąca odwrócona do niej plecami niebieskowłosa obróciła głowę w tył na dźwięk własnego imienia.
- Dzień dobry! – powiedziała uśmiechnięta. Sophie skrzywiła się w konsternacji.
- Jest siódma rano, na dworze jest jeszcze ciemno. Jakim cudem cokolwiek ściągnęło cię z łóżka w środku nocy, w dniu wolnym? – zapytała samemu nie wierząc w widok przed nią.
- No… - zaczęła powoli Flo lekko wywracając oczami –Wstałam,  bo muszę się ogarnąć. Chciałam pojechać do szpitala, odwiedzić Jareda. – wzruszyła ramionami. Soph uniosła jedną brew.
- O siódmej rano? Zwariowałaś? – zapytała jęczącym głosem lekko się uśmiechając i odgarniając z twarzy włosy, które wypadły jej z niezgrabnego kitka na czubku głowy, który po nocy rozpadł się na wszystkie strony.
- A czemu nie? – zapytała niebieskowłosa.
 - Yyy… No może dlatego, że odwiedziny są od dziesiątej? – zaśmiała się blondynka.
-Oh… - Flo nieco zrzedła mina. – Ale to nic. – machnęła po chwili ręką, na powrót wesoła – Zdążę się  wykąpać, ubrać, umalować i w ogóle… - mówiła zamaszyście gestykulując rękoma – Hmm, w sumie to Jay dziś wychodzi, nie? – zapytała. Sophie skinęła głową oczekując ciągu dalszego od rozgadanej przyjaciółki – No więc pogadam z Shannem, to może pożyczy mi auto i wezmę Jaredowi jakieś czyste ciuchy, bo nie sądzę, żeby chciał wracać w szpitalnej piżamce, i od razu przywiozę go do domu. – Zakończyła zadowolona ze swojego planu. Sophie roześmiała się.
 - No co? - zapytała Flo również się szczerząc.
- Nic, nic… - odparła Soph nadal chichocząc. – Ale dam ci dobrą radę. Lepiej nie budź teraz Shannona jeśli chcesz dalej żyć. – powiedziała. – To jest ten typ, który jest niebezpieczny gdy budzi się go w środku nocy, czyli wcześniej niż o dziesiątej. – znów się zaśmiała.
- W sumie, trochę racji masz. – Zgodziła się niebieskowłosa. – Chociaż… Mam pomysł! To może ty go obudź? Tobie nic nie zrobi! – rzuciła wesoło niebieskowłosa. – O! I weź kubek kawy! To go udobrucha! – dodała śmiejąc się widząc skrzywioną w zdziwieniu, wciąż nieco jeszcze zaspaną, twarz przyjaciółki.
- Może… - rzuciła Sophie – Może i masz rację. Ale nie będę się dla ciebie aż tak narażać. – dodała po chwili śmiejąc się.
- Ej no! – zbuntowała się Flo – A ja dla ciebie, to bym w ogień skoczyła! – obruszyła się.
- Ależ kochanie ty moje! – powiedziała Sophie wielce przejętym tonem – Ja dla ciebie też! – powiedziała cmokając ją w policzek w wyrazie przyjacielskiej miłości. – Ale budzić Shannona przed dziesiątą… Żądasz zbyt wiele… - powiedziała z tragizmem w głosie, patrząc Florence prosto w oczy. Niebieskowłosa stała przez chwilę skonsternowana. Po chwili jednak obie wybuchnęła śmiechem po czym skierowały się na dół razem żeby zjeść śniadanie i wypić poranną kawę.
***
- Nie. Nie, Emma, nic mi nie jest. Nic takiego, tylko niegroźne zatrucie pokarmowe. Dam radę. Tak. Nic mi nie będzie! Emma! No błagam!
- Panie Leto! – krzyknęła pielęgniarka wchodząc do sali szpitalnej. Jared, siedząc na łóżku z plecami opartymi o ścianę i z laptopem na kolanach zaklął w myślach. – Ile razy mam panu powtarzać, że tu nie wolno używać telefonów i komputerów! No już dziecko by szybciej zrozumiało! – krzyczała idąc zamaszystym krokiem w jego stronę.
- Muszę kończyć, Emm. Na razie. - rzucił do telefonu Jay po czym rozłączył się i szybkim ruchem schował komórkę pod poduszkę.
- Ależ Ruth… - odezwał się w końcu patrząc pielęgniarce prosto w oczy i przyjmując niewinny i czarujący, jak miał nadzieję, uśmiech. Kobieta o rudych włosach zaczesanych w schludnego koka na czubku głowy spojrzała na niego z politowaniem.
- Nie schlebiaj sobie, nie jesteś aż tak przystojny jak ci się wydaje, a historie o tym, że kobiety po pięćdziesiątce są zdesperowane i lecą na pierwszego lepszego młodzika, który się do nich uśmiechnie, to mity. – skwitowała beznamiętnie. Jaredowi zrzedła mina. Wygiął usta w grymasie niezadowolonego dziecka. Kobieta, szybkim ruchem, zamknęła jaredowego laptopa, zanim mężczyzna zdążył zareagować. Jay wydał z siebie jęk protestu.
- Przestań się mazać. – powiedziała rudowłosa biorąc komputer pod pachę.
- Chyba mi go nie zabierzesz?! – zapytał Jay, prawie z paniką w głosie. Niezbyt podobał mu się taki obrót sprawy.
- Skoro nie umiesz dostosować się do panujących tu zasad, to obawiam się, że będę musiała. – oznajmiła – Telefon też. Dawaj. No już. – dodała po chwili wyciągając rękę po sprzęt. Jay otworzył szeroko oczy. Ani myślał oddawać Jeżynkę!
- CO? – zapytał – O NIE. CO TO, TO NIE! – Kobieta nie zwróciła jednak zbytniej uwagi na jego bunt.
- No już, panie Leto. Nie mam całego dnia.
- Ale ja mam sprawy do załatwienia! Nowy singiel! VyRT! NASA! LOVE, LUST, FAITH AND DREAMS KOBIETO! Ludzie czekają, a samo się to wszystko nie załatwi! – powiedział wielce rozeźlony mężczyzna wymieniając na palcach rzeczy do załatwienia.
- Nie mam pojęcia o czym w ogóle do mnie mówisz, ale szczerze mówiąc mam to gdzieś. Oddawaj telefon. W trybie natychmiastowym. Zachowuj się jak dorosły z łaski swojej. – zbyła go beznamiętnie.
Jared, z miną nadąsanego nastolatka, westchnął i wyjął telefon spod poduszki. Nie bez bólu wyłączył go i podał kobiecie.
- Jesteś okrutna, Ruth. Kobiety są okrutne. – rzucił do niej z nieprzychylnym wyrazem twarzy. 
Pielęgniarka, nic sobie z tego nie robiąc, oddaliła się w stronę drzwi z jego telefonem i komputerem.
- Nie zawsze. Bywamy okrutne, ale często w dobrej wierze. Dla większego dobra. – odezwała się nagle kobieta, która ni stąd ni zowąd weszła do pomieszczenia.
Ubrana w dżinsy, czarny płaszcz, na którym wyraźnie odznaczał się śnieg wniesiony z zewnątrz. Długie za ramiona, proste, czarne włosy również przyprószone były białym proszkiem. Szła ku końcowi sali, a Jared taksował ją wzrokiem i nieświadomie posyłał pytające spojrzenie.
- To nie brzmi zbyt przekonująco, jeśli mam być szczery. – powiedział w końcu mężczyzna uśmiechając się. Dziewczyna stanęła przed jego łóżkiem.
- No może, czasami, bywamy nieco stronnicze, ale w głębi serca… - powiedziała łapiąc się teatralnie za serce - …mamy dobre chęci. – zakończyła pompatycznym tonem. Przez chwilę przypatrywali się sobie w ciszy. Po upływie kilku sekund jednak wybuchnęli śmiechem.
- Sama nie wierzysz w to, co mówisz. – zaśmiał się Jared. Dziewczyna nie odpowiedziała na to. Podeszła do boku łóżka.
- Mam na imię Natalie. – wyciągnęła dłoń do wokalisty.  Mężczyzna spróbował nieco się wyprostować i uścisnął delikatnie jej dłoń.
- Jared. – odparł z uśmiechem.
- Więc, Jaredzie… Cóż takiego uczyniła ci nasza kochana Ruth, że wieszasz psy na rodzie kobiecym? – zapytała dziewczyna oddalając się w stronę wieszaka, na którym powiesiła swój płaszcz.
- Pozbawiła mnie przyrządów pracy! Telefon i komputer. – wyjaśnił nieco się krzywiąc. Natalie zachichotała.
- Jesteś w szpitalu. – przechodząc obok jego łóżka, ale wyraźnie zmierzając do tego stojącego naprzeciwko – Powinieneś odpoczywać, a nie pracować, prawda?
- Niektóre rzeczy nie będą czekać. – odpowiedział sprzeciwiając się jej rzekomej teorii.
- Ale to nie króliki. Nie uciekną. – rzuciła u z lekkim uśmiechem po czym przysunęła sobie krzesło do łóżka, przy którym stała, i usiadł na nim.
Chwilowo odwróciła się od Jareda i spojrzała na starszego mężczyznę leżącego na materacu przed nią. Miał siwe, bardzo rzadkie włosy. Wychudzony, widocznie słaby, spał.
Natalie pogłaskała delikatnie jego dłoń mrucząc pod nosem ciche „Dzień dobry”.
Jared obserwował sytuację w milczeniu. Jego wrodzona ciekawość, zwana czasami Bart Cubbins, nie dała się jednak uciszyć do końca.
- To twój dziadek? – zapytał starając się aby jego ton był jak najbardziej uprzejmy.
- Tak – kiwnęła głową. – Leży tu już dość długo. Rzadko się budzi, ale jednak… Odwiedzam go tak często jak mogę. Spędziłam z nim większą część mojego dzieciństwa, więc…. -  urwała  smutnym uśmiechem.
- Więc wiele dla ciebie znaczy – dokończył za nią Jay. Natalie skinęła głową.
-  A ty? Dlaczego wylądowałeś na szpitalnej pryczy? – zapytała zmieniając temat. Jared zamyślił się na chwilę.
- Standardowe badania. Dziś wychodzę. – oznajmił stwierdzając, że lepiej nie odkrywać wszystkich kart od razu. Lata bycia „TYM JAREDEM LETO” nauczyły go zachowywania prywatności dla najbliższych.
- Rozumiem. Ale powiem ci, że wyglądasz całkiem zdrowo. – powiedziała posyłając mu uśmiech. Jay zaśmiał się w duchu. Gdyby wiedziała czemu naprawdę tu jest pewnie nieco inaczej by na niego spojrzała. – No może z wyjątkiem tego, że jesteś taki chudy. – odparła po chwili. Jared znów się zaśmiał – I masz strasznie rzadkie brwi. – dodała. Zaraz jednak złapała się na tym co mówi.
- Przepraszam… - bąknęła – Czasami jestem zbyt bezpośrednia i… Nie chciałam wyjść na niemiłą – dodała z lekkim zawstydzeniem.
- Nic nie szkodzi – oznajmił Jared machając ręką w bagatelizującym geście. – Cenię sobie bezpośredniość u ludzi.
- Wiesz… Pomimo tego, co już zdążyłam ci wytknąć, to… i tak jesteś bardzo przystojny. Nie powinieneś zwracać na to uwagi. – powiedziała z uśmiechem.
- Cóż… dziękuję. – odparł Jared. Po chwili spostrzegł, że dziewczyna przygląda mu się badawczo.
- Nie jesteś stąd prawda? – zapytała Natalie po chwili. – Znaczy… twój akcent. Amerykanin? – zapytała. Jared skinął głową.
- Dumny mieszkaniec Miasta Aniołów. – roześmiał się mężczyzna.
- Dziwne. A myślałam, że już cię gdzieś tutaj widziałam. – zaśmiała się pod nosem dziewczyna – Twoja twarz jest jakby znajoma. – dodała wzruszając ramionami jak gdyby nigdy nic. Jared modlił się w duchu, żeby nie rozpoznała w nim „TEGO JAREDA LETO”. Była całkiem sympatyczna, a bycie „tym facetem z tego filmu” często potrafiło popsuć miłą konwersację.
- Nyaaaaah. Po prostu mam pospolitą twarz – zaśmiał się.
- No cóż… To co sprowadza cię do Anglii, Amerykaninie? – zapytała kobieta na powrót normalnym tonem, bez cienia podejrzliwości.

***

Przeciągłym i apatycznym ruchem Shannon podniósł telefon z szafki nocnej. Podświetlił ekran i odczytał datę i godzinę.
29 grudnia 2012, godzina 12:33.
Powoli zaczął zwlekać się z łóżka. Naciągnął na siebie dżinsy leżące na fotelu i nie trudząc się szukaniem koszulki zszedł do kuchni bez niej. Przeciągając się i ziewając Shannon zaczął buszować w kuchni robiąc sobie kanapkę z szynką i wstawiając wodę na kawę. Skrycie liczył na to, że skoro jest tak późno, to dziewczyny zdążyły upichcić coś dobrego i obejdzie się bez robienia sobie jedzenia samemu, ale jednak… mylił się.
Wlał do kubka z kawą wodę i łapiąc go w jedną rękę, a w drugiej wciąż trzymając kanapkę z szynką, której kęs właśnie przeżuwał, skierował się do stołu. Usiadł na krześle i jego wzrok napotkał kartkę leżącą na blacie. Widniał na niej odręczny, markerowy, napis
Florence pojechała odebrać Jareda ze szpitala. Ja jestem w stajni.
Śniadania nie ma, ale razem z Flo obiecujemy dobrą kolację! xo
~ Sophie

Shannon przez chwilę zamyślił się nad tym co przeczytał. Zaraz jednak na jego twarz wpłynął uśmiech. Dobra kolacja? YUMMY!

***

Florence żywym krokiem przemierzała kolejne stopnie schodów. Z lekkim uśmiechem na ustach szła ku drzwiom do sali numer 204. Po drodze minęła jakąś kobietę rozmawiającą przez telefon i odruchowo  się do niej uśmiechnęła. Ta odwzajemniła uśmiech i kontynuowała rozmowę.
Czy ten dzień nie jest piękny?
Otworzyła drzwi do pokoju i weszła. Jared słysząc dźwięk uniósł głowę i skierował na nią wzrok.
- Flo – powiedział lekko zdziwiony.
- A myślałeś, że kto? Święty Mikołaj? – zaśmiała się dziewczyna podchodząc do niego.
Idąc, czuła dziwną radość, ale w tym momencie, kiedy stanęła przy łóżku Jareda nagle pojawił się w niej jakiś niepokój. Poczuła się niezręcznie.
Po chwili uświadomiła sobie dlaczego. Wczoraj dość wylewnie okazała radość na wieść, że Jay jednak nie kopnął w kalendarz, a po tym… Po prostu wyszła bez słowa. Ta sytuacja zdawała się wisieć w powietrzu. Jared, pomimo początkowego skurczu radości gdzieś w środku na jej widok, też poczuł się… dziwnie.
- To… Jak się czujesz? – zapytała Florence chcąc zacząć jakoś konwersację. Stała przy łóżku Jareda i czekając na odpowiedź po raz pierwszy od dłuższego czasu nie wiedziała co ze sobą zrobić. Ręce do kieszeni? Nie. Może spleść je za plecami? Też nie. Patrzeć na Jareda? Zbyt ostentacyjne? A może za okno? Nie. To by było niegrzeczne, pomyślałby, że go ignoruję… CHOLERA.
- Hm... Fizycznie? – zapytał Jay lekko mrużąc oczy.
- No… A jak inaczej? – zapytała dziewczyna, lekko zbita z tropu.
- No cóż… - zaczął Jared – Fizycznie czuję się całkiem dobrze. To dziadostwo na dobre opuściło mój organizm i jestem jak nowo narodzony. Emocjonalnie jednak… No cóż. Mam wrażenie, że mamy kilka niedopowiedzeń… Prawda? – wyjaśnił pokrótce swój punkt widzenia. Florence lekko odetchnęła. Świadomość, że nie tylko ona jest zmieszana nie wiedzieć czemu trochę ją uspokoiła.
Przysiadła na łóżku obok Jay’a.
- Tak trochę… - zaczęła chcąc wytłumaczyć i patrząc na niego przelotnie utkwiła wzrok w pościeli. Siedzieli tak przez chwilę w ciszy. Jared wpatrywał się we Florence, a ona w białe, szpitalne prześcieradło.
- Ekhem… - odchrząknął w pewnym momencie Jared – Florence…? – powiedział patrząc na dziewczynę z pytającym wyrazem twarzy.
Okej. Weź się w garść. Shannonowi wczoraj powiedziałaś, to jemu też dasz radę powiedzieć. Ile ty masz lat, dziewczyno?! Ogarnij się!
Flo skarciła samą siebie w myślach za to idiotyczne zachowanie. Nagle nie potrafiła nad sobą panować w jego obecności? Co to za banialuki!
- No więc… Powiedzmy, że… Tak trochę, chyba, jednak przekłamywałam samą siebie no i tak wyszło, że chyba jednak cię lubię i no… i chyba bardziej niż mi się wydawało, że cię lubię, bo to jest tak bardziej niż lubię no i… no wiesz. Yyy… - niebieskowłosa zaczęła mówić bez ładu i składu. Jared wpatrywał się w nią, uważnie słuchał jej słów próbując cokolwiek z nich zrozumieć. Flo zacięła się i widząc jego skonsternowaną minę schowała twarz w dłoniach. Brawo, Flo, wzorcowy przykład tego jak zrobić z siebie idiotkę… usłyszała jak jej własna podświadomość się z niej nabija.
- Czyli… - Jared zaczął powoli wyciągać wnioski z paplaniny niebieskowłosej – Tak jakby… Chyba…. – zaczął mówić udając jej ton i usiłując się nie śmiać. – …tak ci się wydaje, że chyba tak trochę ten… no… - dalej przedrzeźniał Florence na co tak zaśmiała się i szturchnęła go w żebra.
- Kretyn! Mówię, że… - Florence zaczęła mówić już w miarę płynnie i pewna siebie - …tak trochę chyba na pewno mi na tob… - już miała powiedzieć. Już miała to z siebie wydusić…
Otworzyły się drzwi do sali.
- Przepraszam, ale musiałam to odebrać. – powiedziała ciemnowłosa dziewczyna wchodząc do pokoju i patrząc na Jareda. Florence skamieniała. FUCK! Musiała wejść akurat teraz?!
- Eee… - Jared zająknął się – Nic nie szkodzi. – Powiedział uśmiechając się do niej niezręcznie. Spojrzał na Florence. Jej twarz wyrażała konsternację. Wiedział jednak, że to niewielka część emocji, które prawdopodobnie gotują się teraz w dziewczynie.
- Och, nie chciałam wam przeszkadzać, przepraszam… - Natalie zakłopotała się.
- Nie… Nic się nie stało, naprawdę… - westchnęła Florence. Podniosła się z łóżka Jay’a, a wstając poczuła jak, niby przypadkiem, dłoń Jareda musnęła jej dłoń. – To nie była żadna ważna rozmowa. – machnęła ręką. Jared zdziwił się.
- Serio? – ucieszyła się Natalie. – Kamień spadł mi z serca! – powiedziała uśmiechając się i chichocząc lekko. - Swoją drogą, jestem Natalie – powiedziała wyciągając dłoń w stronę drugiej dziewczyny.
- Florence – uśmiechnęła się – Miło cię poznać. – kolejny uśmiech.
- Ciebie również. Masz piękne włosy! Choć kolor niecodzienny. – powiedziała z nieukrywanym podziwem. Florence zaśmiała się.
- Dziękuję!
- Więc… Jesteście parą, czy coś? – zapytała siadając na krześle przy drugim łóżku. Jared wymienił spojrzenia z Florence.
- Yyy… - dziewczyna zająknęła się. Znów spojrzała na Jareda. Jay przeniósł spojrzenie na Natalie.
- No… Nie…? – powiedział jednak na końcu zaakcentował słowo pytaniem i spojrzał na Flo.
- Nie? – zapytała jakby siebie, po czym spojrzała na Jareda.
Natalie zmarszczyła brwi.
- NIE. – powiedzieli w końcu jednocześnie i stanowczo Jared i Florence patrząc na Natalie. Ta uniosła brwi i zaśmiała się.
- Po prostu się przyjaźnimy… - powiedziała Flo machając ręką. Jared potwierdził to skinieniem głowy.
- Serio? A to dziwne! – powiedziała.
- Dlaczego? – zapytał od razu zaciekawiony Jared.
- No… Powiedzmy, że jak się na was patrzy, to sprawiacie wrażenie jakbyście mieli się ku sobie czy coś w tym stylu. – powiedziała lekko się śmiejąc. Jay i Flo znów wymienili szybkie spojrzenia po czym zawtórowali jej śmiechem.
- Nieeeee, no coś ty! – powiedziała Flo uśmiechając się serdecznie. – On jest dla mnie za stary… -- powiedziała zaczepnie nie patrząc na mężczyznę. Ten jednak od razu spiorunował ją wzrokiem.
- Co? – zdziwiła się Natalie – A ile ty masz lat, co Jay? Dwadzieścia parę? Góra trzydzieści! – prychnęła. Florence już chciała się odezwać, jednak Jared ją wyprzedził.
- Wiek to tylko liczba… - machnął ręką – Nie ważne… - zbagatelizował sprawę. Natalie przyjrzała mu się uważnie.
- No teraz to rozbudziłeś moją ciekawość! Gadaj ile masz lat! – zaśmiała się i wwierciła spojrzenie w bruneta. Ten jednak milczał. Widząc, że nic u niego nie wskóra odwróciła się w stronę dziewczyny.
- Poooooowiesz mi? Prooooooszę….? – powiedziała błagalnym tonem do Florence.  Niebieskowłosa zastanowiła się przez chwilę.
- Mam ci powiedzieć ile lat ma Jared? – upewniła się niebieskowłosa. Kobieta pokiwała głową z ciekawskim wyrazem twarzy. – No więc… - zamyśliła się na chwilkę - Ma lat… o 19 więcej niż jest liter w słowie limfangioleiomiomatoza. – powiedziała Florence z uśmiechem. Natalie najpierw uniosła brwi do góry, a potem je zmarszczyła. Jared walczył ze sobą żeby się nie roześmiać.
Mówiłem, że kobiety są okrutne! Krzyknął mu w głowie Cubbins.
- E tam! – powiedziała w końcu czarnowłosa machając niedbale dłonią – Nie ważne ile ma lat. Skoro jest wolny, to… Cóż, podejrzewam, że już nie długo… - zachichotała puszczając mu oczko. – Mam na myśli to, że jeżeli facet jest tak przystojny, to tylko kwestia czasu, aż znajdzie sobie dziewczynę… - powiedziała, niby przypadkiem, odrzucając włosy za ramię.
W tym samym momencie Florence poczuła bardzo dużą dawkę ciepła w środku. Bardzo ciepło… Gorąco. Za gorąco. STANOWCZO ZBYT GORĄCO. Czas opuścić pomieszczenie, bo posypią się włosy. Czarne włosy.
- Taaak. Wybaczcie. Ja… Jared, w tej torbie są twoje ubrania – powiedziała szybko wskazując na torbę, którą przyniosła ze sobą, a która teraz stała na ziemii – Pójdę zapytać się pielęgniarki kiedy będziesz mógł wyjść, okej?  - zapytała i nie czekając na odpowiedź wyszła z sali. Jay podążał za nią wzrokiem dopóki nie zamknęły się drzwi.
- Jest bardzo sympatyczna. – powiedziała pogodnie Natalie. – Długo się znacie?
- Cóż… Czasami mam wrażenie, że od urodzenia… - powiedział Jared z lekkim uśmiechem na powrót zwracając się do czarnowłosej.

***

Spokój. Tylko dźwięki muzyki. Spokojny, kontrolowany, głęboki oddech. Harmonia. Spokój.
Wszystko to zostało gwałtownie przerwane przez głośny trzask otwieranych drzwi.
- Jest tu ktoooo? – zawołał kobiecy głos.
Shannon westchnął. Otworzył oczy i wstając z podłogi powoli zwrócił kroki do przedpokoju skąd dochodził głos.
Stanął na korytarzu i przed sobą ujrzał obładowaną torbami niebieskowłosą dziewczynę, która wyginając się jak akrobatka próbowała nogą zamknąć drzwi. Nie mógł się nie roześmiać na ten widok.
- Pomógłbyś, a nie się cieszysz! – zganiła go kobieta. Roześmiał się jeszcze bardziej, jednak podszedł do niej i odebrał kilka toreb zanosząc je do kuchni. Dziewczyna podążyła za nim z resztą.
- Napadłaś na sklep, czy co? – zaśmiał się brunet odstawiając zakupy na blat.
- Nope. Po prostu będziemy robić z Sophie kolację. – powiedziała wzruszając ramionami i uśmiechając się.
- I potrzebna wam TO WSZYSTKO? – zapytał unosząc brwi.
- Tak jest! – odparła gorliwie Florence. – No dobra, może nie wszystko… - dodała po chwili widząc Shannona, który wyciągnął z jednej z toreb kilka paczek popcornu i ostentacyjnie pomachał jej nimi przed nosem. – No co? Trzeba było uzupełnić zapasy. – wzruszyła ramionami.
- Mhm… Właśnie widzę… - mruczał pod nosem Shann wyciągając z innej torby dwie butelki wina. Florence w odpowiedzi pokazała mu język. – To powiesz mi co gotujecie? Bo tyle tego nakupiłaś, że nie jestem pewny czego będziecie używać… - zapytał zaciekawiony Shann siadając na krześle w kuchni.
- Hmm… Dowiesz się w swoim czasie. – odparła dziewczyna i wzięła się za wypakowywanie reszty zakupów.
- Kobiety… Wiecznie musicie komplikować… - Shannon wywrócił oczami. Florence znów pokazała mu język, na co perkusista wychylając się z krzesła dźgnął ją lekko palcem w żebra. Ta odskoczyła odruchowo. – A właśnie. Mówiąc o sprawianiu problemów… Gdzie zgubiłaś mojego braciszka? Miałaś go przywieźć, nie? – zapytał łapiąc za jedną z marchewek, które zauważył w torbie z zakupami.
- Chciałam, ale pielęgniarki powiedziały, że musi zostać do popołudniowego obchodu, bo lekarz chce się upewnić czy wszystko z nim dobrze. Można go odebrać dopiero po 16:00.  – powiedziała lekko się krzywiąc co nie umknęło uwadze Shaniaka.
- Ohoooo, aż tak ci za nim tęskno? – zapytał zaczepnie odgryzając kolejny kawałek marchewki.
- Słucham? – zapytała Florence próbując być nonszalancka. W efekcie wyszedł jej jednak nienaturalnie wysoki głos. Shannon parsknął śmiechem. – No bardzo zabawne… - skrzywiła się – po prostu… Myślę, że mogliby już go puścić. Nikomu nie służy szpitalne towarzystwo… - powiedziała zaczynając chować rzeczy do szafek. Mina jej jednak nieco zrzedła.
- „Szpitalne towarzystwo”? Znaczy, że kogo masz na myśli? – zapytał Shannon nie do końca pewny.
- No ogólnie… Lekarze, pielęgniarki, ludzie chorzy, odwiedzający ich inni ludzie…
- Ekhem… - Shannon odchrząknął znacząco – Florence…  zgniatasz te biedne drożdże… - powiedział widząc, jak dłoń dziewczyny bezwiednie zaciska się na paczce drożdży.
- Oh… - Florence spojrzała na swoją dłoń. Powoli odłożyła drożdże na szafkę.
- No więc? Kim ona jest i dlaczego tak jej nie lubisz? – zapytał Shannon łapiąc za kolejną marchewkę.
Florence uniosła brwi.
- Mam ci się spowiadać? – zapytała. Shannon zmierzył ją wzrokiem.
- Mam ci przypomnieć co robiłaś dziś w nocy? Z resztą, wciąż jestem obrażony za tamten numer. Gadaj. No już. – ponaglił ją głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Ale… - zaczęła protestując, ale Shannon uciszył ją gestem ręki.
- ŻADNEGO „ALE”. - Powiedział stanowczym i nieco władczym tonem. – Gadaj albo będę męczył ci psychikę tym, jak bardzo jesteście nieodpowiedzialne wrzucając ludziom do drinków narkotyki. Jakie konsekwencje sądowe mogłoby to nieść za sobą gdyby Jaredowi faktycznie stało się coś poważnego i co by było, gdyby… - Shannon zaczął wyliczać na palcach.
- DOBRA, DOBRA, NO JUŻ! – powiedziała błagalnie Florence unosząc ręce do góry w geście kapitulacji. Shannon uśmiechnął się zwycięsko.
Dziewczyna westchnęła.
- Ma na imię Natalie. – zaczęła. Shannon pokiwał powoli głową.
- Natalie… Okej. Więc co to za babsko, hm? – zapytał. Florence odchrząknęła i zaczęła opowiadać o dziewczynie i o jej… BARDZO NIEPOKOJĄCYM zainteresowaniu Jaredem .

*** 

No czeeeeeeeeeeeeeść!
Od razu chciałam Was bardzo przeprosić za dwie rzeczy...
1) Przepraszam, że musieliście tylko czekać na nowy rozdział...
2) ...i że okazał się trak nudny :P
Ja wiem, że tam się nic specjalnego nie dzieje, ale... On musiał tak wyglądać. Zaufajcie mi. Aczkolwiek jeżeli komuś się jednak spodobał, to możecie mi o tym napisać w komentarzu na dole :) 
Okej, co się tyczy następnego rozdziału... No cóż, NIC NIE OBIECUJĘ, ale powinien się on pojawić bardzo niedługo. Jeszcze go nie napisałam (ba! nawet nie zaczęłam!) no ale będzie on bardzo krótki (ale raczej treściwy :P) więc powinnam go spłodzić dość szybko (moje "szybko" = "trochę mniej niż jaredowe SOON" xD
No cóż... To by chyba było na tyle... :)


Chciałam Wam odpowiedzieć na komentarze do poprzedniego rozdziału, standardowo, ale jestem aktualnie u Luniaka (taki czubek, wiecie... xD) i... nie wypada... XD I tak sam fakt, że wrzucam rozdział to już jest hgadgjbjkadhasdfghjhgfdfghkj  hahahah, ale Wam obiecałam, to jest :) 
Jutro albo po jutrze zrobię EDIT tego rozdziału i zamiast tych tłumaczeń będą odpowiedzi do Waszym komentarzy więc w poniedziałek wieczorkiem proponuję Wam, kochani, sprawdzić bloga jeżeli owej odpowiedzi oczekujecie :)

No to tyle ode mnie :) 
Miłego wieczoru! xoxo PROVEHITO IN ALTUM!
Weirdo!

9 komentarzy:

  1. Ylkjhgfdf już nie lubię Natalie ;/ Za szybko mi jakoś minął ten rodział, ale czekam na realizację twojego soon :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero teraz sobie uświadomiłam ile czasu minęło od ostatniego (auć,u mnie to samo). Ale najważniejsze, że w ogóle piszesz i masz wenę. Mój ulubiony moment rozdziału - zdecydowanie końcowa rozmowa Florence i Shannona. Ach, jak ja ją rozumiem, gdy widzę Jareda z jakąś "obcą" kobitą (choć na szczęście ostatnio ładnie się prowadzi i nie wiem czy to nie powinno martwić? hm). Och i jeszcze motyw z liczeniem wieku Jareda, zabawny był :)
    Hm, nie stać mnie na bardziej konstruktywny komentarz (za dużo mam jeszcze w głowie emocji po Placebo i Camerimage :p), sorry. Niezawodnie czekam na więcej. Szybciej niż soon.
    XO

    OdpowiedzUsuń
  3. siemaneczko! ja mam takie pytanie ;_; BO JA JUŻ SIĘ NIE MOGĘ DOCZEKAĆ NOWEGO :C Kiedy można się spodziewać? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość nowego mam już napisane, ale nie bardzo mam czas na dokończenie. Miałam go wrzucić w ten weekend, ale okazało się, że mnie nie będzie w domu i niestety nie dam rady. Ale przyszły weekend jest bardzo realny... :)

      Usuń
    2. no dobrze ;_; bo ja zawsze czekam! ;_; nie ujawniam się, ale wiedz, że zawsze jestem :D i teraz będę już komentować, tylko, że już bym chciała <3 ale jak już trzzeba to poczekam! :)

      Usuń
  4. Kurczę, właśnie skończyłam Twoje opowiadanie i muszę przyznać że jest świetne, na pewno nie jest nudne! Tylko dlaczego odstępy między rozdziałami są takie.. mam nadzieję, że nie przestałaś pisać i niebawem pojawią się następne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Holy moly! Twoje komentarze mnie rozbroiły! Strasznie się cieszę, że dodawanie zdjęć się podoba i że ktoś jednak zwraca uwagę na muzykę, którą dodaję do rozdziałów :D DZIĘKUJĘ! ♥ No i że mój humor nie jest jednak suchy xD
      Jeśli chodzi o częstotliwości... Absolutnie nie przestałam pisać i nie zamierzam w najbliższym czasie! (nawet jak skończę to opowiadanie, mam miliony pomysłów na inne :) ) ale jak już pisałam pod kilkoma rozdziałami wcześniej czasami nawał obowiązków sprawia, że jak wracam do domu, to już nie mam siły pisać, bo mi sie literki w Wordzie zlewają :(
      Gdybym miała więcej czasu, to nowy rozdział byłby już dawno... Obiecuję robić co w mojej mocy! Ale jako "zdechnięte zombie" nigdy nie piszę, bo wtedy wychodzi lamerstwo, a nie opowiadanie, a shitu publikować nie chcę :P
      No w każdym razie cieszę się, że Ci się podoba :) I mam nadzieję, że dłuższe przerwy między rozdziałami Cię nie zniechęcą :)
      Weirdo!
      xoxo

      Usuń
  5. pare dni temu skonczylam czytac to opowiadanie i mowilam do siebie 'musze skomentowac, musze skomentowac, skomentowaaaac'. i widzisz, dopiero dzis mi sie udalo. :D
    Jest niewiele osob, ktore potrafia naprawde pisac, a nie tylko sklejac jakies pozbawione sensu zdania i wg mnie ty w 100% sie do tych osob zaliczasz. ;) czytalam wiele blogow o Jaredzie, Shannonie, ale zaden z nich nie byl taki jak twoj. Jestem twoja wierna czytelniczka, fanka itp. :D Mam nadzieje, ze niedlugo uda ci sie dodac kolejny rozdzial, bo naprawde jestem ciekawa tego jak sie to wszystko ulozy. ;)
    zapraszam do siebie, dopiero zaczynam pisanie. :)
    http://faith-not-really.blogspot.com/
    Pozdrawiam i czekam. :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie skończyłam czytać to opowiadanie i jestem poprostu... wow. Uwielbiam Twój styl pisania i nie moge sie doczekać następnych rozdziałów. Tak patrze i widze, że to "soon" trwa dość długo ale oj tam xD czekam na next c:

    OdpowiedzUsuń