Bez ambicji, grzechu, wstydu i lęku... No chodź!
Grabaż i Strachy na Lachy - Raissa
29.12.2013
godzina: 15:58
- Czekaj, to o której mówiłaś, że będzie można odebrać mojego kochanego, młodszego braciszka ze szpitala?
- Pielęgniarki mówiły, że po szesnastej. Jay obiecał, że zadzwoni jeszcze i da nam dokładnie znać.
- Ale nie dzwonił jeszcze? Czy dzwonił...? - zapytał niepewnie Shann.
- Nope. - mruknęła cicho Florence kontynuując siekanie papryki. Nóż cicho stukał o deskę, w tle słychać było piosenkę lecącą w radio. Nóż stukał nieco głośniej. Sekundy płynęły, piosenka leciała, śnieg prószył mieniąc się w światłach latarni na zewnątrz. Nóż stukał głośno i bardzo wyraźnie. Shannon obserwował biały puch, który wirował za oknem podrzucany zimnymi, ostrymi podmuchami wiatru znad Morza Północnego. Nóż stukał zdecydowanie zbyt głośno i zbyt wyraźnie.
Nagle coś odezwało się głośniej niż nóż.
Głowy dwojga ludzi automatycznie zwróciły się ku drzwiom wejściowym, które ktoś przed chwilą otworzył.
Niebieskowłosa kobieta wychyliła się przez próg i widząc szczupłego bruneta w przydługich włosach związanych w ciasną kitkę i w zimowej kurtce zmarszczyła brwi w zdziwieniu.
Shannon, kierowany ciekawością, skierował kroki do przedpokoju by również zobaczyć kto jest ów gościem.
- O, Jared. Już jesteś? - odezwał się jak gdyby nigdy nic Shannon wciąż chrupiąc marchewkę podkradzioną z kuchni.
- Tak, obchód był godzinę wcześniej no i tak wyszło, że już mnie puścili. - odpowiedział w międzyczasie zdejmując kurtkę.
- Jak przyjechałeś? - zapytała zdziwiona Flo bez większych wstępów - Znaczy... Miałeś zadzwonić żebym... Żeby ktoś po ciebie przyjechał, prawda? - wyjaśniła pokrótce próbując nie plątać się we własnych słowach. Co się ze mną, do cholery, dzieje?!
- Ach... No tak... Ale Natalie była jeszcze w szpitalu podczas obchodu i zaproponowała, że mnie podrzuci. - wyjaśnił nie przywiązując do tego większej wagi, bardziej skupiając się na ściąganiu ośnieżonych butów.
- Mhm... Rozumiem. - odpowiedziała Flo uśmiechając się po czym wróciła do kuchni. Nóż stukał bardzo głośno.
Shannon oparł się plecami o ścianę po czym, obserwując brata, zaczął się śmiać.
Jared podniósł głowę i ściągając brwi spojrzał na brata.
- Co? Zrobiłem coś śmiesznego...?
Shannon w odpowiedzi zaśmiał się jeszcze głośniej i w związku z tym, że skończyła mu się marchewka włożył ręce do kieszeni i wrócił do kuchni zostawiając skonfundowanego Jareda na korytarzu.
Po chwili wokalista stwierdził, że również przejdzie się do kuchni, by sprawdzić co ciekawego się tam dzieje. I żeby sprawdzić co to za stukanie... jakoś dziwnie głośne i wyraźne.
***
- Wszystkie składniki na pizzę gotowe, a ciasto rośnie. To teraz, panowie, sio z kuchni. Nic tu po was. - zakomenderowała Florence wyganiając Jareda i Shannona z kuchni.
- To... My ich przypilnujemy. - powiedział Shannon pełen entuzjazmu szczerząc zęby. - Wiesz, takie składniki lubią czasami uciekać... - dodał konspiracyjnym tonem zabawnie się wykrzywiając.
- Chyba do waszych żołądków! - prychnęła przewracając oczami i jednocześnie próbując zrzucić Shannona z blatu kuchennego, na którym siedział - Dobrze wiem co knujecie. Łapy precz, nie ma podjadania! WYNOCHA! - bracia zaśmiali się, ale zgodnie wyszli z pomieszczenia.
- A kiedy będziesz wstawiać do piekarnika...? - dopytywał się Shannon.
- No błagam! Zjadłeś moje marchewki, wyjadłeś połowę innych składników i nadal jesteś głodny?! - zapytała z niedowierzaniem.
Shannon zrobił minę niewiniątka i wzruszył ramionami.
- Skądś muszę mieć siłę na walenie w bębny... - odpowiedział po czym rzucił się na kanapę zaraz obok Jareda, który zdążył już zająć jej część.
Florence mimowolnie zaśmiała się.
- Sophie napisała mi, że będzie w domu dopiero za dwie godziny więc trochę jeszcze będziecie musieli poczekać. Ja idę się przebrać. W międzyczasie jak mnie nie będzie nie życzę sobie aby którykolwiek z Was postawił chociażby mały palec stopy w kuchni, rozumiemy się? - zapytała surowym tonem.
- A jeśli jednak tak się stanie, to co...? - zapytał zaczepnie Jared. Flo uniosła do góry brwi.
- The punishment will be harsh*. - powiedziała praktycznie cytując słowa samego Jareda, które powtarzał dość często, po czym odwróciła się na pięcie i wybierając na telefonie numer przyjaciółki poszła na piętro.
- W sumie... W jej wykonaniu to brzmi nawet całkiem zachęcająco... - zaśmiał się Shannon. Jared odwrócił się do niego ze wzrokiem bazyliszka. Shannon poruszał znacząco brwiami na co młodszy Leto złapał za najbliżej leżącą poduszkę i strzelił nią brata z całej siły prosto w twarz.
- Idiota. - skwitował Jared. Shannon, śmiejąc się i odgarniając z twarzy włosy, które rozrzuciła poduszka, kopnął Jareda w ramach zemsty.
- No wiesz ty co... Nawet o brata jesteś zazdrosny? - zapytał Shanimal wciąż jawnie się śmiejąc.
- SŁUCHAM? - zapytał Jay nienaturalnie wysokim tonem - Nie jestem W OGÓLE zazdrosny. - prychnął łapiąc za pilota od telewizora i przełączając kanały.
- Spokojnie, nie tknę jej przecież... - odpowiedział Shannon ignorując protest Jay'a.
Wokalista w pierwszym odruchu utrzymywał pokerową twarz, ale po chwili Bart Cubbins wcisnął w kącik jego ust mały uśmieszek. Ale tylko na chwilkę.
W pewnym momencie Shann bez słowa wstał z kanapy i skierował się do drzwi.
- A ty gdzie idziesz? - zapytał zaciekawiony Jared.
- Do stajni. - oznajmił Shannon jakby to było coś zupełnie normalnego. Jared nie zdążył zadać drugiego pytania kiedy jego starszy brat zgarnął z wieszaka kurtkę i po prostu wyszedł.
- Okeeeeeej... Miłej zabawy...? - powiedział do drzwi, za którymi zniknął Shannon.
Chwilę później dało się słyszeć kroki schodzącej po
schodach Florence przebranej w czyste ubrania. Poprzednie zostały, dziwnym
sposobem udekorowane mąką… I sosem pomidorowym.
Jared od razu zwrócił uwagę na napis, który miała na
czarnej bluzce.
- „I was abducted by aliens and all I got was this
lousy t - shirt”**… - przeczytał na głos po czym zaniósł się śmiechem.
Florence podeszła do kanapy, usiadła obok Jareda.
- Mów co chcesz, ale ja uwielbiam tą koszulkę. –
powiedziała dumnym tonem. - A Shannona gdzie wywiało? – zapytała po chwili
dostrzegając brak starszego Leto.
- Do stajni… - powiedział Jay głupkowato się
uśmiechając.
- Do stajni? – zapytała z niedowierzaniem, niepewna
czy dobrze usłyszała.
- Do stajni. – potwierdził Jared kiwając głową i wciąż uśmiechając się
jak głupek.
Po tej krótkiej wymianie zdań nastała cisza. Jared i z Florence siedzieli obok siebie na
kanapie i oglądali wiadomości, które akurat leciały w telewizji. Albo udawali,
że oglądają, bo postronny obserwator musiałby być ślepy żeby nie zauważyć tego,
jak jedno zerka na drugą osobę kiedy ta nie patrzy.
- Ekhem… odchrząknął pierwszy Jared mają dość tej
dziecinady. Flo spojrzała na niego. – Rano… Jak byłaś u mnie w szpitalu… -
zwrócił się do dziewczyny. – Chciałaś mi coś powiedzieć, ale…
- …ale twoja psiapsiółka mi przerwała? – zapytała
niebieskowłosa zanim zdążyła ugryźć się w język.
- Taaaak... – powiedział Jay nieco rozbawiony, ale nie
dając tego po sobie poznać. – No w każdym razie… Teraz raczej nikt nam nie
przeszkodzi, więc możesz dokończyć myśl. Zaczynała się chyba od czegoś w stylu
„No bo… yyy… no ten… yyy… ja chyba… yyy…” – Jared zaczął przedrzeźniając
Florence na co dziewczyna się roześmiała, ale jednocześnie było jej trochę
głupio, że zachowywała się wtedy jak nieporadna nastolatka.
- Tak. Mniej więcej tak to leciało. – zaśmiała się. –
Ale głównie chodziło o to… - zaczęła próbując ważyć słowa. Przypomnij sobie jak gadałaś z Shannem.
Powiedz mu to samo. Zrozumie, próbowała
jej wytłumaczyć podświadomość. – Chciałam ci powiedzieć, że, choć nieco jakby
wbrew mojej naturze, ostatnio, w sumie to całkiem niedawno... uświadomiłam sobie, że… Zależy mi na tobie
bardziej… - No dalej! Wyduś to z siebie! - Bardziej niż mi się wcześniej wydawało. – Udało się! Siląc się na spokój wyczekiwała reakcji Jareda, który wpatrywał się jej prosto
w oczy.
- Wiesz… - odezwał się
mężczyzna po kilku sekundach, które dla dziewczyny ciągnęły się niczym godziny.
– Myślę, że z mojej strony to tak nie wygląda… Nie czuję tego tak, jak ty… - powiedział wciąż wpatrując się jej w oczy.
Florence otworzyła usta
żeby się odezwać, ale uświadomiła sobie, że nie wie co powiedzieć. Zatkało
ją. Wiedziałam, że tak będzie!, zaklęła w głowie swoją głupotę.
- Nie zrozum mnie źle… Mam
na myśli, że… - Jared zaczął chcąc się wytłumaczyć, ale dziewczyna machnęła
ręką przerywając mu.
- Nie, nie… Nie musisz
tłumaczyć. – powiedziała wstając i uśmiechając się. Nieco zbyt radośnie. – Nie
musisz.
- Florence… - zaczął Jared
znów próbując coś powiedzieć.
- Nie, naprawdę. Ja
rozumiem, serio… - znów zbyła go machnięciem ręki. – Przepraszam, muszę na
chwilę iść na górę... Zadzwonić. Zostawiłam tam telefon… - powiedziała wciąż z
uśmiechem odwracając się od Jareda i robiąc krok w stronę schodów.
Jared szybko podniósł się
jednak z kanapy i złapał ją za rękę.
- Jay... Muszę iść na górę… Zadzwonić… - mówiła twardo
utrzymując na twarzy uśmiech. Jared widząc te próby opanowania emocji
uśmiechnął się do niej lekko.
Delikatnie dotknął dłonią
jej twarzy.
- Dwie rzeczy Florence… -
powiedział przyglądając się jej twarzy uważnie. Uśmiech z niej zniknął, teraz
po prostu próbowała się nie popłakać. – A właściwie, to trzy – dodał splatając
swoją dłoń z jej dłonią.
- Po pierwsze… Nie płacz. –
powiedział ściskając lekko jej dłoń swoją. Flo jednak zignorowała to.
- Po drugie… - zaczął i
włożył swoją dłoń do tylnej kieszeni jej dżinsów. – Twój telefon jest tutaj, a
nie na górze. – powiedział wciąż lekko się uśmiechając i machając jej przed
twarzą komórką. Kiedy chciała ją zabrać odrzucił sprzęt na kanapę, obok której
stali.
- Ej! – zaprotestowała, ale
Jay nie zwrócił na to uwagi.
- I po trzecie… Powinnaś
dać mi dokończyć zdanie. – powiedział już zupełnie poważnie.
- Po co? – zapytała dziewczyna
zdenerwowana tym wszystkim. - Po prostu nie czujesz do mnie tego, co ja czuje
do ciebie, po co to roztrząsać?! Nie ma sensu robić debilnych scen, więc puść mnie! – odparła podnosząc głos.
- Czy ja to powiedziałem? –
zripostował Jared.
- Słucham? – odpowiedziała
skonsternowana. – Tak. Przed chwilą! – krzyknęła ze złością.
- Nie, moja droga… - Jared
zrobił krok do przodu. Ich twarze dzieliło kilkanaście centymetrów. –
Powiedziałem, że nie czuję tego tak, jak ty. – Wytłumaczył.
- A co to za różnica?! –
Florence była już zirytowana. Odsunęła się od niego i szarpnęła ręką chcąc ją
wyrwać. Nie będzie grać w jego śmieszne gierki. Jared jednak, pomimo szarpnięcia,
wciąż trzymał jej dłoń.
- To jest ZASADNICZA
różnica, Florence! – powiedział pokonując dystans między nimi. – Gdybyś dała mi
wytłumaczyć co mam na myśli, to usłyszałabyś, że mówię o tym, że ja
uświadomiłem sobie to już dawno temu, a nie tak jak ty całkiem niedawno. Znaczysz
dla mnie dużo. Bardzo dużo. – mówił zbliżając się do niej jeszcze bardziej – A
nawet więcej… - powiedział w końcu bardzo cicho, kiedy ich twarze dzieliło już
tylko kilka centymetrów. – I to od dłuższego czasu.
Flo nie wiedziała co
powiedzieć. Brawo, znowu wyszłaś na idiotkę, powiedziała sobie w
myślach.
Jared uniósł dłoń i starł
łzę, która wypłynęła z oka dziewczyny.
- Mówiłem, że masz nie
płakać… - szepnął jej prawie, że do ust uśmiechając się szerzej.
Florence uśmiechnęła się na ten kuriozalny,
biorąc pod uwagę ich aktualną sytuację, tekst po czym bez uprzedzenia wyrwała
dłoń z uścisku Jareda.
- Nienawidzę cię, Leto. - Powiedziała cicho. Zaraz potem wtuliła się w niego i pocałowała namiętnie. Mężczyzna, choć lekko zaskoczony, nie pozostał jej dłużny i również obejmując ją oddał pocałunek. Musnął delikatnie jej wargi co spotkało się jednak z nieco inną reakcją niż się spodziewał. Florence bowiem, zamiast oddać tak samo lekką pieszczotę popchnęła go na znajdującą się nieopodal ścianę i wpiła się w jego wargi z mocą. Pozwoliła emocjom, które tak długo tłumiła, w końcu wydobyć się na zewnątrz. Jej usta żyły własnym życiem zakrywając zachłannie wargi Jareda, który z satysfakcją w końcu mógł się oddać temu, czego tak bardzo chciał.
- Nienawidzę cię, Leto. - Powiedziała cicho. Zaraz potem wtuliła się w niego i pocałowała namiętnie. Mężczyzna, choć lekko zaskoczony, nie pozostał jej dłużny i również obejmując ją oddał pocałunek. Musnął delikatnie jej wargi co spotkało się jednak z nieco inną reakcją niż się spodziewał. Florence bowiem, zamiast oddać tak samo lekką pieszczotę popchnęła go na znajdującą się nieopodal ścianę i wpiła się w jego wargi z mocą. Pozwoliła emocjom, które tak długo tłumiła, w końcu wydobyć się na zewnątrz. Jej usta żyły własnym życiem zakrywając zachłannie wargi Jareda, który z satysfakcją w końcu mógł się oddać temu, czego tak bardzo chciał.
Dłonie dziewczyny
bezwiednie skierowały się pod cienki materiał koszulki wokalisty, błądząc po
jego plecach, kierując się w dół po kręgosłupie natrafiły na materiał jego
czarnych spodni. Florence błyskawicznie przełożyła dłonie na przód chcąc odpiąć
pasek, który przytrzymywał spodnie na szczupłych biodrach Jay’a.
Mężczyzna równie szybko,
zatrzymując grę ich ust, złapał jej nadgarstki.
- Nie tutaj. – powiedział
cicho zaczynając oddychać szybciej i płycej.
Florence
nie czekając długo złapała go za rękę i zaczęła ciągnąć za sobą po schodach w
zawrotnym tempie. Kiedy tylko wpadli do jej sypialni zatrzasnęła drzwi i
rozpoczęła próbę pozbawienia mężczyzny koszulki. Popychając go coraz bardziej
do tyłu Jared cofał się, nie umiejąc ukryć lekkiego uśmiechu samozadowolenia,
aż w końcu na trafił na ścianę. Florence pocałowała go mocno, lecz krótko.
Wsunęła dłonie pod jego bluzkę i patrząc mężczyźnie w oczy błądziła po mięśniach na jego brzuchu. Przesuwała się dłońmi w górę, coraz bardziej
podciągając t – shirt. Jared pozwalał jej na te pieszczoty z
przyjemnością mrużąc oczy. W końcu, kiedy dłonie dziewczyny dotarły już prawie
do obojczyka złapała za materiał i ściągnęła Jaredowi koszulkę.
Na chwilę zwolniła by móc
spojrzeć na jego idealne ciało. Tak bardzo go teraz pragnęła…
Z zamyślenia wyrwało ją nagle uczucie nieważkości. Jared podniósł ją
lekko do góry i odsunął ich od ściany, żeby mieć więcej swobody. Nie czekając
na pozwolenie ściągnął z dziewczyny kosmiczną koszulkę. Zaraz znów wpił się w
jej usta, a dłońmi zaczął majstrować przy zapięciu jej stanika. Florence już
prawie odpięła jego pasek od spodni, kiedy niespodziewanie, cofając się,
natrafiła na coś, co dosłownie zwaliło ją z nóg. Potknęła się o łóżko i z
cichym okrzykiem runęła na nie. Razem z nią gruntu pod nogami został pozbawiony Jared. Oboje zachichotali, kontynuując poprzednie czynności. Florence
udało się uporać z upierdliwą klamrą. Został już tylko guzik i rozporek… Już
odpięła guzik… I wtedy poczuła, że Jared rozpiął też jej stanik, który ściągnął
z niej tak szybko jak tylko dał radę. Jared znów skutecznie ją rozproszył
całując szyję, a dłońmi dotykając nagich piersi. Florence wciągnęła
gwałtowniej powietrze i jednym ruchem rozpięła Jaredowy rozporek i zsunęła mu
spodnie. W odpowiedzi na jego chwyt na jej piersiach złapała mocno za tyłek.
Jared zaśmiał się cicho podnosząc głowę i patrząc dziewczynie w oczy.
- Nie masz pojęcia ile czekałem na ten moment… - powiedział niskim
głosem z uśmiechem samozadowolenia.
- Nie masz pojęcia ile czasu czekałam na TEN moment… - powiedziała
dziewczyna po czym szybkim ruchem popchnęła Jareda w tył kładąc go na plecy.
Sama natomiast nachyliła się nad jego obojczykiem i zakreśliła kilka linii
językiem tam, gdzie widniał napis PROVEHITO IN ALTUM.
Jared
przymknął lekko oczy i pozwolił dziewczynie pieścić jego ciało. Sam w tym
czasie odnalazł zapięcie jej spodni i odpiął je. Po chwili również dżinsy
niebieskowłosej skończyły na podłodze.
Florence,
wciąż całując Jareda, stopniowo schodziła niżej, aż w końcu przejechała
językiem tuż nad linią wyznaczona przez slipki Jareda.
Wokalista
wciągnął gwałtownie powietrze, czując delikatny dotyk we wrażliwym miejscu.
Postanowił przejąć inicjatywę.
Podniósł
się nieco do góry. Dziewczyna spojrzała na Jareda z wyraźnym pożądaniem. Nie
zdążyła jednak nic zrobić, ponieważ Jared, kierowany tym samym uczuciem, złapał
ja za ramiona i przygwoździł do łóżka. Samemu umiejscawiając się nad nią, znów
wpił się w jej usta. Całował ją wkładając w to całą swoją frustrację, która
męczyła go przez cały ten czas, kiedy pragnął jej, ale nie mógł jej mieć.
Przygryzł jej wargę na co Florence wydała z
siebie cichy pomruk przyjemności.
Jared
zjechał wargami na jej szyję, po czym skierował się niżej, i niżej, po drodze
całując jej piersi i zębami zahaczając sutki dziewczyny, co również spotkało
się z, nieco już głośniejszym, westchnięciem.
Ten
dźwięk rozochocił mężczyznę jeszcze bardziej. Jared, nie chcąc tracić więcej
czasu, pozbawił ich oboje resztek garderoby.
Znów
znajdował się bezpośrednio nad Florence, klęcząc pomiędzy jej nogami, rękoma
opierając się po obu stronach jej głowy, z przyspieszonym oddechem wpatrując się w
jej oczy z odległości centymetrów. Jego
długie włosy lekko muskały jej twarz.
Ich nagie ciała praktycznie stykały się ze sobą. Dziewczyna, czując
wciąż narastające podniecenie i mimowolnie przyspieszający oddech dłońmi
zaczesała Jaredowi włosy do tyłu chcąc zobaczyć dokładnie jego twarzy.
Przyciągnęła go bliżej siebie.
-
Dalej. Zrób to… - szepnęła mu do ucha przejeżdżając po jego krawędzi językiem.
Jared
czując silną falę podniecenia wywołaną przez gesty kobiety wszedł w nią wydając
z siebie głośny jęk.
***
Zaczyna
się robić coraz ciekawiej pomiędzy Jaredem a Florence… Ciekawe co z tego
wyniknie…
Shannon
rozmyślał o rozwoju spraw pomiędzy jego bratem a niebieskowłosą elficą
maszerując ośnieżoną ścieżką przez ogródek Babu. Poprawił szalik i zapiął
szczelniej kurtkę.
Po
kilku minutach Shannon przekroczy próg stajni. Szedł korytarzem, który
oświetlało białe światło lamp zawieszonych pod sufitem.
Dwa
konie, słysząc kroki, wyjrzały ze swoich boksów zaciekawione obecnością nowej osoby.
Wśród odgłosów chrupania siana przebijało się grające w siodlarni radio.
Shannon zauważył, że tylko 3 boksy były zajęte przez konie. Reszta stała pusta, szeroko otwarta.
Nie było tu również żadnych ludzi. Perkusista, uznając to za podejrzane postanowił sprawdzić dwie pozostałe stajnie. Najpierw jednak zwrócił swoje kroki do krytej hali do jazdy. Aby do niej dotrzeć trzeba było przejść przez stajnię, w której się aktualnie znajdował. Kiedy był w połowie jego uszu doszedł tętent końskich kopyt.
W duchu stwierdził, że pewnie miał racje i Sophie własnie jeździ na hali. Po chwili jednak odgłos stał się głośniejszy. A potem jeszcze głośniejszy... Teraz dało się słyszeć, że to nie był jeden koń tylko bardziej... całe stado.
Shannon stal na środku stajni, zamyślony wciąż nasłuchując.
W pewnym momencie, ku zdziwieniu mężczyzny, do stajni z impetem wpadł rozpędzony tabun koni. Zwierzęta niezbyt przejęły się stojącym na ich drodze człowiekiem i nie zwolniły kroku.
Shannon, w końcu zdając sobie sprawę ze swojego dość kiepskiego położenia, zaczął odwrót. Wycofywał się w stronę bezpiecznego schronu - siodlarni.
Nie żeby Shannon Leto bał się koni, o nie! Niemniej jednak wolał zejść im z drogi. Wizja rozdeptania przez konia nie napawało go zbytnim entuzjazmem...
Obrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył przez siebie. Kilkanaście metrów dalej, po lewej stronie znajdowały się drzwi, do których zmierzał.
Jeszcze tylko kawałek... Byle zdążyć przez pędzącymi kopytami! Jeszcze troszeczkę... Dwa metry!
Shannon wpadł do pokoju, a zaraz za sobą dostrzegł stado przebiegające przez miejsce, na którym jeszcze przed chwilą stał. Zdążył zwiać! HA!
Po chwili mężczyzna uświadomił sobie, że ma przyspieszony oddech, bo w pewnym momencie zaczął biec. Zdał sobie sprawę ze musiało to wyglądać dość... zabawnie. Dobrze, że Sophie tego nie widziała, bo pewnie nie darowałaby sobie żartów, pomyślał, po czym rozejrzał się po pokoju, w którym był. Ta sama siodlarnia, która pamiętał z lata. Przestronna, z siodłami na ścianach i ogłowiami w rogu. Stolik, szafka z kubkami, kawą i herbatą i milion innych szafek ze sprzętem, którego nie umiał nazwać.
Hałas stukających kopyt w stajni nieco umilkł. Shannon, kierowany ciekawością, wyjrzał, żeby zobaczyć jak się sprawy mają. Boksy wciąż były pootwierane, ale większość koni stała już w środku. Każdy na swoim miejscu. Co ciekawe, pomimo tego, że zagrody były pootwierane, to konie nie wychodziły tylko grzecznie czekały aż ktoś je zamknie. Kilka z nich wciąż jeszcze pałętało się luzem, ale po chwili i one znalazły swoje miejsca. Został tylko jeden. Siwy, wysoki koń, który stał na środku stajni jakby obserwując całe zamieszanie i czekając aż całe stado będzie na swoich miejscach. Perkusista szybko rozpoznał tego wierzchowca.
- Argus! - powiedział Shann wychodząc z siodlarni i podchodząc do siwego wałacha. Koń słysząc znajomy głos odwrócił głowę w stronę jego źródła.
- Hej, stary! jak się trzymasz? - zapytał podchodząc bliżej i głaszcząc Argusa po głowie. Ten, zadowolony z pieszczoty, pochylił głowę jeszcze niżej i szturchnął lekko Shannona.
Po chwili dało się słyszeć ludzkie głosy. Dwójka ludzi weszła do stajni od strony, z której przybiegły konie.
- Argus, do siebie! - dało się słyszeć stanowczy głos dziewczyny. Koń nie rozglądając się na boki posłusznie pokłusował do swojego boksu.
Brunet zdziwił się nieco widząc takie posłuszeństwo u konia.
Po chwili zauważył znajomą twarz zmierzającą w jego stronę. Sophie razem z jakimś mężczyzną przemierzała stajnie po kolei zamykając boksy.
- Shannon? Co ty tu robisz? - zapytała nie kryjąc zdziwienia. Shann wzruszył ramionami.
- Wpadłem cię odwiedzić. I Argusa. - wyjaśnił pokrótce. Blondynka uniosła brwi. W lekkie konsternacji, ale w końcu po prostu się uśmiechnęła. Nie dało się nie uśmiechnąć kiedy naprzeciwko stał szczerzący się jak dziecko Shannon Leto.
- Shann, to jest Nick. Kierownik stajni. - Sophie przedstawiła ciemnowłosego mężczyznę, który właśnie do nich podszedł. Był niski, lekko przygarbiony, z krzaczastymi wąsami. - Nick, to jest Shannon. Mój... eee... przyjaciel. - Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie, tradycyjnie posyłając sobie uśmiechy.
- Miło poznać - rzucił Nick - Soph, jeżeli chcesz, to możesz już iść. Nakarmię je dzisiaj. - dodał po chwili.- Nie potrzebujesz pomocy? - zapytała gwoli upewnienia. Mężczyzna pokręcił głową.
- Aż tak stary i zniedołężniały nie jestem... - zaśmiał się. - Ale za to jutro twój dzień - dodał wciąż z uśmiechem. - Ach, no ewentualnie możesz podrzucić z dwa czy trzy worki paszy do małej stajni - rzucił jeszcze oddalając się już powoli wgłąb stajni, w stronę wielkiej beli z sianem.
- Okej, żaden problem! - odkrzyknęła To na razie! - Nick w odpowiedzi machnął ręką.
- To wychodzi na to, że... idziemy do domu - powiedziała Soph ruszając przed siebie. - No chyba, że chcesz zostać z Nickiem i pomóc...?
- Nyaaah... - Shannon machnął ręką. - Myślałem, że będę mógł tobie pomóc... - powiedział jakby lekko zawiedziony idąc z dziewczyną przez podwórko.
- Ja dziś mam już wolne. Ale jak tak bardzo jesteś chętny do pomocy, to możesz przyjść tu ze mną jutro rano. - wyjaśniła
- Bardzo chętnie! - Shannon znów ucieszył się jak dzieciak. - A co będziesz robić? - zapytał szczerze zaciekawiony.
- Będę... Robić wszystko... - zaśmiała się. - Karmić, uczyć młode konie chodzić pod siodłem, skakać... O, przydasz się do noszenia drągów! - powiedziała uśmiechając się. Shannon pokiwał z entuzjazmem głową i dalej raźno maszerował przez śnieg.
- Co cię tak cieszy dzisiaj? - zaśmiała się w pewnym momencie Sophie, którą zachowanie Shannona kompletnie zbiło z pantałyku.
- Nie mam zielonego pojęcia! - powiedział Shannon po czym bez ostrzeżenia, zaczął się śmiać jak opętany. Sophie nie umiejąc się powstrzymać również wybuchnęła śmichem nie wiadomo dlaczego..
Dopiero po dłuższej chwili uspokoili się i byli w stajnie kontynuować marsz w miarę normalnie. No... Jeżeli rzucanie w siebie śniegiem i podśpiewywanie można uznać za "w miarę normalne".
Zanim jednak na dobre wyszli z terenu stajni Sophie weszła do małej kanciapy umieszczonej na rogu stajni.
- Po co my tutaj...? - zapytał Shann zaciekawiony, wchodząc za dziewczyną do środka.
- Jesteśmy w paszarni. Tutaj przechowuje się owies i inne pasze, które jedzą konie. - wyjaśniła pokrótce. Złapała za jeden z worków leżących przy ścianie i wrzuciła go na taczkę stojącą obok, której Shannon nie zauważył wcześniej, bo była cała pokryta białym pyłem. Pod wpływem lądującego worka ów pył wzbił się w powietrze i wylądował na nim sprawiając, że jego ubrania zmieniły kolor na biały.
- Ups... - powiedziała Sophie widząc swoje dzieło. Shannon tylko odkaszlnął i zaczął strzepywać z siebie mąkę.
- Ekhem... Nic się... ekhem... nie stało... PFFF! - prychnął próbując otrzepać ubrania i machając rękoma na boki. Soph zachichotała na ten dość komiczny widok po czym wrzucając na taczkę jeszcze dwa worki, teraz kładąc je już nieco ostrożniej, wyjechała na dwór.
- Masz zamiar sama to targać? - zdziwił się Shannon. Sophie roześmiała się jeszcze bardziej widząc jak bardzo rozszerzył oczy na ten widok.
- A dlaczego nie? - zapytała kontynuując marsz.
- No heeej! - krzyknął za Shannon doganiając ją. - No czekaj! Ja chcę pomóc! - dodał zatrzymując ją. Dziewczyna nie oponując oddała mu "stery" i chichocząc po nosem obserwowała jak Shannon bierze się do roboty. Żywym krokiem, bez większych trudności ruszył pod górkę przez ośnieżoną ścieżkę.
- Cholera, i ty to sama tak wozisz? Przecież to jest dla ciebie za ciężkie! - mówił zdziwiony pchając taczkę przed siebie. Sophie uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
- Lata praktyki. - zaśmiała się.
Chwilkę później Shann rozładował worki w małej stajni. Podszedł jeszcze do jednego z koni i dłonią delikatnie przejechał po jego pysku.
- No dawaj, Shanny! Chodźmy do domu! Ja tu głodna jestem! - krzyknęła do niego czekająca na zewnątrz Sophie. Brunet skierował się ku wyjściu i razem z blondynką ruszyli w stronę domu.
- Myślę, że w sumie możesz dać Florence znać, że już wracamy. Niech wstawi pizzę do pieca, to będziemy mniej czekać! - powiedział Shann jakby to był najgenialniejszy pomysł na świecie.
- W sumie... - skwitowała Sophie z aprobatą. Wyciągnęła telefon i wybrała numer. Ale zawahała się przez chwilkę. - Ach, zapomniałabym! - powiedziała blondynka, roztargniona machając ręką. Shannon nie zdążył zapytać "O czym?", kiedy Sophie krzyknęła ile sił w płucach.
- SYYYYRIUUUUUUUUUSZZZ!!!!
- Po chwili włochaty berneńczyk zjawił się przy nich. Cały umorusany w śniegu radośnie merdał ogonem.
- No, to możemy wracać. - westchnęła Soph znów wybierając numer do Florence.
***
Przyspieszone oddechy stopniowo zwalniały. Gwałtowne i płytkie wdechy na powrót stawały się spokojne i głębokie. Tętno również wracało do normalnego tempa.
Brązowowłosy mężczyzna unosząc się na łokciu spojrzał na leżącą obok niego kobietę. Chciała coś powiedzieć, ale uprzedził ją pochylając się niżej i zostawiając delikatny pocałunek na jej ustach.
- Nic nie mów. Nie psuj tego... - wyszeptał muskając jej wargi i uśmiechając się lekko zaczepnie.
Dziewczyna objęła go i przylgnęła do niego cicho się śmiejąc.
Po chwili trwali już w kompletnej ciszy. Niebieskie włosy dziewczyny były rozrzucone na brzuchu Jareda, na którym leżała. Mężczyzna przeczesywał je palcami prawej ręki. Florence natomiast badała żyły i ścięgna na jego lewym przedramieniu, które spoczywało na pościeli obok niej. Delikatnie muskała jego tatuaże opuszkami palców.
jedynym słyszalnym odgłosem były oddechy dwójki ludzi.
I wtedy rozległ się dzwonek telefonu Florence.
Leniwie sięgnęła po leżący na podłodze telefon.
- Tak? - odebrała spokojnym głosem. - Mhm... Okej... Dobra. To pa! - skończyła szybko rozmowę.
- Kto to? - zapytał Jared.
- KURWA MAĆ, SOPHIE BĘDZIE TU ZA KILKA MINUT Z SHANNONEM! A JA MIAŁAM SKOŃCZYĆ PIZZĘ I JĄ WSTAWIĆ! - wykrzyknęła zrywając się na nogi jak oparzona i zbierając porozrzucane po podłodze ciuchy. Jared leżał w łóżku i z lekkim rozbawieniem obserwował jak spanikowana Florence ubiera się z prędkością światła. Kilka sekund później miała już na sobie bieliznę, spodnie, a nawet skarpetki. Tylko koszulki brakowało...
- A ty na co czekasz?! - powiedziała zirytowana do Jareda.
- Ja? Ja zawsze mogę powiedzieć, że biorę prysznic... - powiedział spokojnie Jared i jak gdyby nigdy nic wstał z łóżka. Nie trudząc się ubieraniem się czy chociażby przykrywaniem się prześcieradłem podszedł do Florence i łapiąc jej twarz w dłonie pocałował ją przygryzając lekko jej górną wargę, a po dolnej przejeżdżając językiem. - Ale wezmę ten prysznic w moim pokoju... - westchnął po czym skierował się do drzwi pokoju wciąż nie okrywając się niczym. Konsternacja ustąpiła rozbawieniu i Florence uśmiechnęła się tylko i kręcąc głową odprowadziła Jareda wzrokiem do drzwi, nieco dłużej obserwując jego... dolną część pleców wyeksponowaną w pełnej okazałości. - Pytanie tylko, czy koniecznie musimy ściemniać Shannonowi i Sophie...? - zapytał jeszcze z zaczepnym uśmiechem odwracając się do dziewczyny kiedy w połowie był już za drzwiami. - Myślę, że oni i tak już wiedzą, że nieoficjalnie coś między nami jest... - zaśmiał się.
- To niech poczekają, aż ja sama będę wiedziała co jest między nami. OFICJALNIE... - powiedziała wywracając oczami, ale wciąż z uśmiechem.
- Dalej masz jakieś wątpliwości...? - odpowiedział unosząc brwi i cofając się do pokoju aby stanąć przodem do dziewczyny. W pełnej krasie.
Florence westchnęła i zamykając oczy przyłożyła dłoń do czoła.
- Leto, idź się ubierz... - powiedziała próbując się nie roześmiać.
- Ohohoooo... - zawył Jared wysokim tonem - Myślałby kto, że taka jesteś nieśmiała... - dodał próbując ją sprowokować.
- WYNOCHA! - krzyknęła wciąż na niego nie patrząc. Jared roześmiał się i w takim akompaniamencie opuścił pokój dziewczyny.
- I w co ja się wpakowałam.... - westchnęła Florence sama do siebie po czym zarzuciła na siebie koszulkę i zbiegła do kuchni żeby dokończyć pizzę.
***
***
***
*The punishment will be harsh - Kara będzie ostra. - dla niezorientowanych, to jedno ze zdań, które pan Leto ostatnimi czasy całkiem bardzo, BARDZO sobie upodobał :)
**„I was abducted by aliens and all I got was this lousy t - shirt” - to znaczy tyle samo co "Zostałam uprowadzona przez kosmitów i jedyne co mam to ten nędzny t - shirt" :)
***
No witam :)
Myślę, że nie bardzo mam tu co pisać czy coś ten...
Myślę, że w tym momencie powinnam oddać głos Wam, moi kochani, cudowni, najlepsi na świecie, wierni, nieopuszczający mnie, trwający w czytaniu mojej szmiry nawet w jej najgorszych momentach, nieziemscy i w ogóle zajekurwabiści Czytelnicy :) *niewcalesięniepodlizujęprzestańciewymyślaćikomentujciexD*
Mam nadzieję, że shipersi Jareda i Florence (swoją drogą, jak brzmiałby taki pairing? Flored? XD Lepsze pomysły...?) są usatysfacjonowani i chociaż w pewnym stopniu zaspokojeni :)
Nie no, mam nadzieję, że nie spierd... popsułam tego fragmentu... Znaczy wiecie... DAJCIE ZNAĆ czy dało się to czytać nie napierdalając głową w biurko, okej?
I czy Wasze feelsy chociaż przez chwilę poczuły się szturchnięte... :)
To raczej tyle ode mnie.
Ach, tylko odpowiedź do komentarza Lotte!
- Cieszę się, że wciąż jesteś :) Mam nadzieję, że się podobał rozdział i że czekanie wynagrodziłam choć troszkę :) "Nie dziękuję" za Twoje "powodzenia na maturze" coby nie zapeszyć :P Ale sama życzę połamaniu długopisu!
Okej, to już teraz serio wszystko!
Nie wiem kiedy będzie następny, istnieje opcja, że dopiero po maturach (ostatnią mam 16 maja), ale w związku z tym, że muszę wciąż napisać prezentację na polski to... pewnie będę robić wszystko tylko nie to, więc stay tuned!
Miłego dnia/wieczoru/nocy!
xoxo
PS.
Ja wiem, że miałam się już przymknąć, ale nie mogłam się oprzeć żeby tu tego nie wstawić xD
Nie jestem może "pisarzem", ale piszę to śmieszne ff, więc prawie, prawie! No i ja tam się pod tym obrazkiem podpisuję... xD
BYE!
Pls śmieszny blog? Chyba najlepsze polskie FF jakie czytałam :D Rozdział świetny, jeden sziper zadowolony, nie wiem jak reszta :P Już myślałam że nie dodasz tego rozdziału, no ale o proszę :D Nie napalam sie szybko na kolejny, ale czekam na dalszy rozwój związku Floreda xD
OdpowiedzUsuńNo w końcu i w dodatku dzieje się :) Nie spodziewałam się, że to już, ale Flored jak najbardziej mi się podoba! Fajnie rozegrałaś ten motyw z niedomówieniem Jareda i błyskawiczną reakcją Florence, dziewczyna się już zdołowała, a tu proszę. Cały Jaredzik. Ciekawe jak potoczy się teraz cała reszta między naszymi napaleńcami i czy Shannon pójdzie w ślady brata i TEŻ przejmie kontrolę nad sytuacją? Bo to, że Sophie i Shann domyślą się, że Flo zgłębiała kształty Jareda jest niemal pewne :) Tylko pytanie, czy to da im do myślenia, że może warto spróbować jeszcze raz? Och, och.
OdpowiedzUsuńZamiast Flored może Flonjerd (nie wiem czemu) Baaardzo się cieszę z nowej notki, na która się troszkę naczekalam prawdę mówiąc. Bardzo się ciesze z takiego obrotu sytuacji jest bardzo fajna i mam nadzieję że notki będą się teraz pojawiały znacznie CZĘŚCIEJ! no to tyle ode mnie życzę weny i powodzenia. :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam już wcześniej, ale dopiero teraz komentuję :c na telefonie nie dało rady dodać komentarza (zbyt wiele upadków zaliczył i się buntuje) a potem tak jakoś zleciało szybko ;_; ale już jestem :D i strasznie mi się podoba ten rozdział :D przeczytałam go teraz drugi raz i mam takiego samego banana na ryju jak za pierwszym :D jako shipers Flored jestem bardzo zadowolona! :D nie spodziewałam się tylko tego, że to Flo wyjdzie z inicjatywą:> Jared chyba też się trochę zdziwił, ale na pewno nie narzekał :D i w ogóle są uroczy razem, szczególnie ta końcowa scenka :D no i nie zapominajmy o pomocnym Shannonie! :D facet się stara i trzymam kciuki za to, że coś z tego wyniknie! :D z niecierpliwością czekam na następny! :D dużo weny no i również połamania tego długopisu :) xox
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie :D http://one-night-of-the-hunterr.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńOd razu muszę przeprosić za moje wielgachne opóźnienie z komentarzem, bo przeczytałam bloga jeszcze przed majówką (calutki weekend zamiast chemii poświęciłam blogowi), ale jakoś nie mogłam się dopchać do laptopa.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, wielki plus za to, że to Shannon (przynajmniej do pewnego momentu) jest głównym bohaterem, ale troszkę mi go mało na gifach :( Kolejny plus za początek historii, nie jest taka jak wszystkie inne, czyli jest dziewczyna, poznaje swojego idola i się w sobie zakochują. Bohaterowie znali się już wcześniej, byli razem, ale im nie wyszło, ale po spotkaniu nie lgnęli do siebie od razu. Nie wpadłabym na to. :)
Zdaję sobie sprawę, że to już troszkę za późno, ale mimo wszystko powodzenia na maturze. Tym bardziej (jeśli się nie mylę) wyczytałam gdzieś wcześniej, że zdajesz chemie i biologie. Cóż, mnie czeka to samo w przyszłym roku, dlatego trzymam mocno kciuki i życzę powodzenia! ;)
Witam :3
OdpowiedzUsuńTwój blog jest genialny! Może i przeczytałam dopiero trzy rozdziały, ale później wezmę się za resztę, bo teraz lekcje trzeba odrobić :( ehh
A tak przy okazji zapraszam na bloga z opowiadaniem o 30STM:
http://this-is-love-30stm.blogspot.com/
Mam nadzieję że niue zapomnialas o nas? Dalej czekamy na następny rozdział i życzę duuuużo weny i by rozdział pojawił się jak najszybciej! Wiem, hestem niecierpliw osoba
OdpowiedzUsuńWróciłaś Ty,wracam i ja! Chociaż widzę, że ostatnio znowu tutaj głucho. Ale cierpliwie poczekam.
OdpowiedzUsuńNie nazywaj tego co piszesz szmirą, bo... nie i już. To naprawdę dobre opowiadanie i nawet nie wiesz jak się ucieszyłam kiedy zobaczyłam jakiś nowy wpis. Z wielką chęcią wróciłam do poprzednich rozdziałów. I nawet ta zima nie przeszkadza mi w ciągu trwającego lata :)
Uwielbiam relacje między bohaterami.. uwielbiam Jareda i Flo (perwsze co przyszło mi na myśl to Jayflo!).
Czekam na nowy rozdział, życzę dużo weny i mam nadzieję, że matury poszły dobrze :)
Pozdrawiam ;)
Omg dodałaś rozdział a ja dopiero teraz go czytam!!! Mam nadzieję że kolejny pojawi się jak najszybciej i nie będziesz znów kazała nam tyle czekać :) i omgomg jestem taka zadowolona z tego rozdziału flo i jared <3 kocham cię za ten rozdział i czekam :)
OdpowiedzUsuńTen blog jest świetny :DD czytałam go już chyba z pięć razy od początku a dalej nie mogę się doczekać nowego rozdziału :((
OdpowiedzUsuńWow :D Nie wiem jakim cudem, ale dopiero teraz trafiłam na Twoje opowiadanie. Całe 30 rozdziałów przeczytałam w jeden dzień ! Aaaaaa chcę jeszcze :D Nie wiem,czy jeszcze wchodzisz na ten blog, ale jeżeli tak i jeżeli nadal tworzysz tą historię to czekam na nowy odcinek ;)
OdpowiedzUsuńHej czytam twoje opowiadanie i jest niesamowite ale kiedy nastepny rozdział już nie mogę się doczekać
OdpowiedzUsuńCzy pojawi się tu kiedykolwiek jakiś rozdział tego jakże cudnego ff?
OdpowiedzUsuń